Na pewno o gwiazdkę wyżej niż część pierwsza, ale to jeszcze nie jest TO. Rzeczy ktore odstraszały wielu w przypadku POTC:CotBP, pojawiają sie i tutaj. Nie dziwi mnie to, w końcu Zimmer musiał trzymać się charakteru poprzednika (w którego stworzeniu miał też jakiś współudział). Dobrze, że tym razem nie jest to tylko łup-łup-łubudubu na syntezator, gitarę elektryczną i orkiestrę, ale pojawiają sie też jakieś ciekawsze melodie i aranżacje. Niemniej obawiam się, że ten score to nadal- jak to mawiają Anglicy (bo chyba mawiają) - "not my cup of tea". |