Melomani filmowi - reportaż /strona2/08 Sierpień 2009, 17:47Część III
Melomania filmowa
Tan Dun - narodziny kompozytora filmowego Kiedy zacząłem tworzyć muzykę filmową, miałem 21 lat i studiowałem na drugim roku w konserwatorium. Całe Chiny mi zarzucały, że w swoich symfoniach, które pisałem na studiach, wykorzystuję za dużo nowoczesnych dźwięków. Stacje radiowe mówiły o mnie jako o tym, który zatruwa ducha. Mówiły: ?Młody student tworzy szalone rzeczy i rozpisuje to na symfonie.? Mimo to znany reżyser z Hongkongu usłyszał moją ?duchową truciznę? i zaprosił mnie na kolację. Powiedział, że robi znaczący film o Chinach w XVIII w., będzie trwał 4 godziny i chce, bym skomponował do niego muzykę.
Ludwig Wicki - bardzo często, jako dyrygent, wykonuje z orkiestrami muzykę filmową Kiedy 20 lat temu byłem muzykiem klasycznym i grałem z orkiestrami, to się ze mnie śmiali, jak mówiłem, że lubię wykonywać muzykę filmową. Była uważana za coś niepoważnego, za śmieci. Dzisiaj to się zmieniło. Nowa generacja muzyków to ci, którzy mogą powiedzieć, że kochają muzykę filmową i nie wstydzą się tego. Czyli muzyka filmowa staje się również częścią świata muzyki klasycznej.
Zofia Szulakowska - o początku świadomego słuchania muzyki filmowej Jak miałam te, powiedzmy, 14-15 lat, to usłyszałam taki utwór The Police: ?Bed`s too big without you?. - Kurczę, skąd ja to znam? - zareagowałam. Dopiero później przypomniało mi się, że puszczał mi to brat, jak miałam 2 lata. Bo mój brat Tomek, starszy ode mnie o 18 lat, był takim moim przewodnikiem po muzyce. Wychowywał mnie muzycznie. Także umówmy się, że dzięki niemu muzyki zaczęłam słuchać naprawdę wcześnie, chociaż nawet nie mam świadomości, co to było. Mam to jednak gdzieś w głowie zakodowane i przypominam sobie. Z czasem natomiast sama zaczęłam się pasjonować muzyką i muzyką filmową. Ale kiedy to nastąpiło? Kiedy tak świadomie zaczęłam słuchać muzyki filmowej? Nie pamiętam. Nie mogę sobie przypomnieć takiego przełomu. (Po chwili zastanowienia.) Wiem! To była muzyka (Bruce`a Smeatona) do filmu: ?Piknik pod wiszącą skałą?. Nie dość, że film był chory, to jeszcze ta muzyka
też taka dziwna, połamana, pokomplikowana, ale przepiękna. Dodawała filmowi bardzo dużo napięcia. Nie wiem, jak mogłam o niej zapomnieć, bo to jest pierwsza rzecz, która przychodzi mi do głowy, gdy mówię o muzyce filmowej. Dzięki niej pierwszy raz zauważyłam, że w filmie jest muzyka, ale dawno to było, chyba z 10 lat temu. I pamiętam, oglądałam ten film w domu, wieczorem, pierwszy raz pozwolono mi go zobaczyć. Był straszny. Potem nie mogłam zasnąć. Dziś już tak nie wpływa na moją wyobraźnię, już nie jest taki straszny. Muzyka natomiast wciąż działa. Słucham jej bardzo często, jak mam depresję
, tzn. nie miewam depresji, ale pasuje do takich dziwacznych klimatów.
Maciej Śnieżek - o początku miłości do muzyki filmowej Muzyki filmowej słucham już od podstawówki. Zaczęło się od kolegi. Wprowadził się do domu obok, był w moim wieku. Kumplowaliśmy się aż do końca liceum. Jego brat był miłośnikiem muzyki filmowej, więc z każdej wizyty u rodziny we Francji wracali z soundtrackami. W Polsce były niedostępne. Pierwszą taką grupę soundtracków, jeszcze na kasetach magnetofonowych, stanowiły ścieżki (Johna Williamsa) do ?Gwiezdnych wojen? oraz ?Indiany Jonesa?. Wtedy jeszcze nie pasjonowałem się filmami science fiction, ale muzyka od razu mi się spodobała. Była taka nastrojowa, podniosła, kojarzyła się z obrazem. To był pierwszy przejaw mojego indywidualizmu. Większość moich rówieśników słuchała bowiem jakichś zespołów rockowych, gdzie wokal stanowił nieodzowną czy nawet główną część utworu.
Moi koledzy ubóstwiali wykonawców. Mnie, wręcz przeciwnie, chodziło o muzykę, a nie o muzyków. Podziwiałem kompozytorów, bo tworzyli coś do słuchania, bliskiego naturze. Można powiedzieć coś pierwotnego, dodającego światu więcej uroku. Idziesz sobie np. w góry i podziwiasz krajobrazy, które jeszcze piękniej wyglądają, gdy słuchasz w tym momencie odpowiedniej muzyki.
Karol - kiedy prowadzi samochód, słucha muzyki filmowej Również należę do indywidualistów w kwestii gustu muzycznego. Nie lubię muzyki mainstreamowej. To, co puszczają w większości stacji radiowych, przyprawia mnie o ból głowy. Dlatego nigdy nie wsiadam do samochodu bez odtwarzacza mp3. A kiedy na poważnie zacząłem słuchać filmowej? Chyba po tym, jak obejrzałem i usłyszałem ?Titanica? (1998 r., muzyka Jamesa Hornera).
Tomasz ?Althazan? Muzyką filmową na poważnie zainteresowałem się na początku lat 90. Najpierw był ?Tańczący z wilkami? Johna Barry`ego (1990 r.). Barry to mistrz nastroju, prawdziwy romantyk. To było dla mnie wielkie przeżycie, bo byłem na tym filmie, chyba nawet z rodzicami, w kinie w moim rodzinnym mieście - Gorlicach. Potem ?Podwójne życie Weroniki? (1991 r.) ze wspaniałą muzyką Zbigniewa Preisnera i przepięknymi wokalizami Elżbiety Towarnickiej*, którą bardzo cenię. Aż w końcu trafiłem na muzykę, która znalazła klucz do mojego serca - ?Dracula? Wojciecha Kilara (1992 r.). Ta partytura sprawiła, że w samym kinie byłem chyba z dziesięć razy, by się nią rozkoszować. Ona dopełniła kielicha i w większym stopniu niż do tej pory skierowała moją uwagę na soundtracki.
* Polska śpiewaczka (sopran), jej wokaliza z ?Podwójnego życia Weroniki? była jednym z najpopularniejszych utworów puszczanych w radiu w pierwszej połowie lat 90.
Zofia Szulakowska Ja z kolei najpierw usłyszałam muzykę (Thomasa) Newmana, a dopiero później obejrzałam filmy, które ilustrowała. Oczywiście w większości, chyba oprócz ?American Beauty? i ?Gdzie jest Nemo?. To także zasługa mojego brata, bo spodobała mi się muzyka do ?American Beauty? i mu to powiedziałam, a on mnie zachęcił, bym poszukała też czegoś innego, bo Newman napisał bardzo dużo fajnych tematów. Faktycznie. Tak bardzo wpadły mi w ucho, że w ciągu tygodnia ściągnęłam z sieci wszystkie dostępne jego soundtracki.
Maciej Śnieżek - o Radiu Cinema Po długim, długim czasie słuchania muzyki filmowej dowiedziałem się, że istnieje możliwość założenia własnego radia internetowego. Wystarczy zgrać sobie oprogramowanie dostępne na stronie winampa, zrobić ze swojego komputera serwer i już, w zależności od przepustowości łącza, kilka czy kilkadziesiąt osób może słuchać twojego radia z twojego komputera. Byłem wtedy ircoholikiem* i właśnie dla społeczności, która się na tym czacie narodziła, i dla znajomych zrobiłem radio z muzyką z ekranu. Ku mojej uciesze spodobało się. Po kilku latach postanowiłem je udostępnić większemu gronu słuchaczy. Wykupiłem serwer na stronę internetową, wykupiłem tzw. transfer, by określona liczba osób mogła jednocześnie słuchać muzyki. Chciałem, by moje radio działało legalnie i profesjonalnie. Podpisałem więc stosowną umowę z ZAIKS-em, zamówiłem dżingle i nawiązałem współpracę z portalami zajmującymi się muzyką filmową. Wreszcie, pod koniec 2006 r., Radio Cinema zaczęło nadawać. Liczyłem, że jak się stanie popularne i zdobędzie odpowiednio wysokie miejsce w rankingu stron Google, to znajdą się reklamodawcy. Ale te plany były raczej palcem po wodzie pisane. Przede wszystkim chodziło mi o przyjemność. To była taka hobbystyczna przygoda. Przerwałem ją po ok. pół roku. Dlaczego? Bo zniknęła radość tworzenia. Rozgłośni słuchało maksymalnie 15 osób na raz, a zazwyczaj 3, 4 lub 5 - najczęściej z zagranicy. Hobby okazało się dla mnie zbyt kosztowne. Gdyby było za darmo, to mógłbym do niego powrócić. Chociaż teraz to już bym nie znalazł ani czasu, ani motywacji.* IRC to
jedna z najstarszych usług sieciowych, coś w rodzaju dzisiejszego
czatu, w Polsce była bardzo popularna w drugiej połowie lat 90.
Tomasz ?Althazan? - o kolekcjonowaniu soundtracków Zbieranie płyt to taka pasja, że jak się kupi dwa lub trzy albumy na miesiąc, to się przez to budżetu nie zrujnuje. Zresztą ja swoje kolekcjonerstwo traktuję jako inwestycję dla rodziny. To mój sposób na inwestowanie pieniędzy. Mogę zatem powiedzieć, że łączę przyjemne z pożytecznym. Nie dość, że uwielbiam muzykę filmową, to jeszcze mogę mieć z tego korzyści, bo płyty, w większości, nie tracą na wartości. Wręcz przeciwnie. Zwłaszcza wobec ostatnich trendów na wydawanie serii limitowanych. Nakład takiej płyty wyczerpuje się i osiąga ona znacznie wyższą cenę. Czyli można na niej zarobić. Kupuję takie wydania, więc żyję ze świadomością, że w razie czego rodzina będzie miała skąd czerpać dochody. Chociaż zdaję też sobie sprawę, że upłynnienie takiej liczby soundtracków, jak moja, nie będzie łatwe.
Na dzień dzisiejszy (stan z 22 maja 2009 r.) posiadam 1020 płyt CD. Kolekcjonuję przede wszystkim kompozytorów. Mam całego Preisnera i Kilara. W tym momencie ci dwaj, że tak powiem, są zamknięci - tym bardziej, że Wojciech Kilar, z racji swego wieku, może już nie skomponować niczego filmowego. Z zagranicznych twórców największe wrażenie robi na mnie James Newton Howard. W każdej jego muzyce znajduję coś, co sprawia, że muszę ją mieć. Najbardziej uwielbiam jego ?Waterworld? (?Wodny świat?) oraz ?Alive? (?Dramat w Andach?). Oprócz niego Jerry Goldsmith, a także Hans Zimmer, choć niektórzy mówią, że to wstyd. Że niby popularne to wstydliwe. Nie zgadzam się.
Wczoraj akurat przyszła paczka z Japonii. Bo ja wymieniam swoje stare wydania na nowe japońskie. Tutaj np. mam najnowsze dzieło Howarda pt.: ?Duplicity? (?Gra dla dwojga?, 2009 r.). (Pokazuje wydanie japońskie.) Można zobaczyć, czym się różni od normalnego. Kredowy papier tylnej okładki, więcej zdjęć we wkładce, cięższy krążek. (Pokazuje kolejne.) Albo ?WALLE? (Thomasa Newmana) - żywsze kolory. Zdecydowanie lepsza poligrafia i jakość - głębsze basy, większa przestrzeń i precyzja dźwięku. To takie połączenie duszy płyty winylowej i czystości kompaktu.
Maciej Śnieżek Moja kolekcja dochodziła do setki, ale w większości ją wyprzedałem. Po co tyle zbierać, jeśli potem nie ma się gdzie tego trzymać? Poza tym większości płyt się nie słucha.
Tomasz ?Althazan? Niektórych płyt słuchałem tylko kilka razy. Mam znajomych, którzy mają np. 5 tys. soundtracków i pojawia się u nich w domu problem, gdzie je wszystkie pomieścić. Niektórzy przekładają krążki do specjalnych segregatorów - saszetek i chowają do szuflad. Prowadzą przy tym katalog, by wiedzieć, gdzie szukać danej pozycji. Jako ciekawostkę dodam, że znam człowieka, którego zbiór płyt z muzyką filmową liczy już 13,5 tys. albumów. Tacy kolekcjonerzy to najczęściej ludzie z amerykańskich wydawnictw muzycznych, którzy zbierają właściwie od początku istnienia płyty, czyli od początku lat 80.
Karol A nie lepiej ściągnąć z sieci? Kto dziś tak nie robi?
Tomasz ?Althazan? Również ściągam z internetu, ale tylko po to, by poznać muzykę, której jeszcze nie znam. Chcę się przekonać, czy jest warta kupienia. Nie dopuszczam jednak możliwości, by kolekcjonować mp3, bo u mnie na pierwszym miejscu stoi jakość dźwięku.
Zofia Szulakowska To moje ściąganie naprawdę wynika z braku kasy, żeby pójść i kupić płytę. Gdyby nie to, też bym sobie zrobiła kolekcję soundtracków. Zgadzam się, że wysoka jakość słuchania ma ogromne znaczenie. Słuchając muzyki na dobrym sprzęcie, doświadczamy dźwięków, które podczas słuchania na komputerze czy malutkiej wierzy z dwoma głośniczkami zanikają.
Tomasz ?Althazan? Gdy przeglądam te wszystkie miejsca, gdzie można zdobyć rzadkie lub dostępne jeszcze soundtracki (głównie aukcje internetowe), to bardzo często natrafiam na okazje cenowe. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać i ile coś jest warte. Ta wiedza zapewnia tańsze zakupy. Kiedyś na allegro kupiłem za 10 zł z odbiorem osobistym ?Bilitis? Francisa Lai. Podjechał do mnie gość BMW, podał płytę i powiedział: ?Sprzedaję, bo w ogóle nie słucham?. 10 zł za wydanie, które już dawno zostało wyprzedane na zagranicznych portalach! Bo to konkretne wydanie - z czarną okładką. W Anglii chodziło po 20-30 funtów! Ale to trzeba wiedzieć. Poza tym mam tę zaletę, według mnie cenną u kolekcjonerów, że się nie napalam na płytę, ale umiem na nią cierpliwie poczekać - nawet 2, 3 lata. Nie ma mowy, bym sobie wymyślił, że teraz np. za wszelką cenę zdobędę ?Płonący wieżowiec? Johna Williamsa, który zresztą mnie prześladuje i którego już chyba ze trzy razy przegrałem na eBay'u - oczywiście świadomie, bo sumy były już dla mnie za wysokie. Mój znajomy natomiast posłucha czegoś i zaraz musi to mieć. Mówię mu: ?Poczekaj, będzie dostępne poniżej 100 zł?, ale nie - on daje 200 zł. Podobnie było kiedyś na mojej licytacji. Wiedziałem, że kupię sobie box ze zremasterowaną i rozszerzoną o kolejne utwory ścieżką dźwiękową do ?Indiany Jonesa? (Johna Williamsa), więc wystawiłem swoje stare, japońskie egzemplarze na sprzedaż. Muzyka do ?Świątyni zagłady? poszła za 400 zł!
Karol - fan Supermana Jestem wielkim fanem Supermana. Mam nawet koszulkę. Na zajęciach bardzo często się do niego odnoszę. Pojawia się np. słówko ?solitude?, więc mówię swoim uczniom: ?Superman miał swoją fortress of solitude - fortecę samotności?. Oni zawsze się śmieją z tych moich porównań, ale zapamiętują je. Raz pod koniec rocznego kursu podeszła do mnie cała grupa i w podziękowaniu dała mi soundtrack: ?Superman: Powrót? (Johna Ottmana). Ktoś z kursantów przechodził obok tej płyty i nie mógł mi jej nie kupić. Zrobiło mi się naprawdę miło - tym bardziej, że temat tytułowy z ?Supermana? (Johna Williamsa), obecny we wszystkich częściach filmu, to mój ulubiony i najbardziej energetyzujący kawałek muzyczny. Zawsze go sobie puszczam, gdy mam doła.
Tomasz ?Althazan?- o swoich rarytasach kolekcjonerskich Przypuszczam, że mój największy rarytas finansowy to ?Zabić księdza? Georgesa Delerue i Zbigniewa Preisnera. Ta płyta kosztowała mnie niemało. Na różnych aukcjach i spisach na forach internetowych, gdzie kolekcjonerzy wymieniają się albumami, pojawia się tak rzadko, że w ciągu ostatnich pięciu lat widziałem ją tylko dwa razy. Jeśli zaś chodzi o wartość sentymentalną, to najwyżej cenię ?Draculę? Kilara. Jej wydanie japońskie też kosztowało mnie wiele trudu w zdobyciu. Nie mówię tu o pieniądzach, bo one nie były zbyt wygórowane. Chociaż teraz to można by brać za nie wielkie sumy od kolekcjonerów, bo jest to już rzadkość - nawet w Japonii. Oprócz ?Draculi? jeszcze ?Portret damy? (również Wojciecha Kilara), który mam z dedykacją i autografem kompozytora. To kolejna perełka w mojej kolekcji. Nie wspomnę już o takich standardowych unikatach jak np. ?Mulan? Jerry`ego Goldsmitha - wydanie na tłoczonej płycie dla członków Amerykańskiej Akademii Filmowej.
Maciej Śnieżek Mojej ulubionej płyty - składanki ?Spielberg/Williams Collaboration? nigdy się nie pozbędę. Według mnie to najlepsza muzyka na świecie - kompozycje Johna Williamsa do filmów Stevena Spielberga. Tak samo nigdy nie sprzedam ?Blade Runnera? (?Łowcy Androidów? Vangelisa).
Tomasz ?Althazan? Kolekcjonowanie soundtracków to dla mnie coś więcej niż tylko hobby. To mój sposób na życie. W tej chwili nie wyobrażam sobie mojego świata bez tych płyt. Uzależniłem się od nich, ale jeszcze nie do tego stopnia, by przysłoniły mi resztę życia. Podejrzewam jednak, że bardziej bym tęsknił za muzyką niż za samymi płytami. Płyty to tylko rzeczy, a muzyka dotyka najczulszych strun człowieka.
Część IV
Z muzyką filmową w tle
Maciej Śnieżek Wielu ludzi wzrusza się, słuchając Chopina. Nie płaczą pod wpływem muzyki, ale tego, z czym się ona im kojarzy - z patriotyzmem, z emigracją, z powrotem do ojczyzny.
Karol - o emigracji (Leci kompozycja: ?The Blood of Cuchulainn? Jeffa i Mychaela Dannów ze ?Świętych z Bostonu?.) Ten utwór nastraja mnie bardzo nostalgicznie. Kojarzy mi się bowiem z emigracją - dwóch biednych gości z Irlandii chce osiągnąć sukces w Ameryce. Przypomina mi moją emigrację. Jakiś czas po przyjeździe do Anglii rozwaliłem sobie kolano. Ledwo chodziłem, ale mimo to pracowałem. Rano roznoszenie ulotek, wieczorem restauracja. Czasami także zajęcia, których normalnie nie chciałoby się wykonywać - np. czyszczenie toalety. Z pracy wracałem skacząc na jednej nodze. Jakoś wytrzymałem, ale w pewnym momencie zastanawiałem się nawet nad wcześniejszym powrotem do kraju.
Jan A.P. Kaczmarek - autor muzyki do filmu: ?Niewierna? Dostałem kiedyś maila z Teheranu, w którym młody człowiek dziękował mi za to, że muzyką z ?Niewiernej? pomogłem mu przejść przez rozstanie z ukochaną. Nie jestem wprawdzie lekarzem ani prawnikiem, ale bardzo się ucieszyłem. Dla kompozytora to największy komplement, gdy słyszy, że jego muzyka pełni tak pozytywną i pożyteczną rolę.
Zofia Szulakowska - o siostrzeńcu Jakieś 3 lata temu moja siostra pracowała w Warszawie. Dojeżdżała tutaj z Bielska-Białej i prowadziła zajęcia z dziećmi, a ja w tym czasie opiekowałam się jej 7-miesięcznym synkiem - moim siostrzeńcem. Maks był bardzo absorbujący. Non stop musiałam coś wymyślać, żeby się uspokajał. Pewnego razu, przez przypadek, puściłam muzykę z ?Marzyciela? (Jana A.P. Kaczmarka) i
zadziałała. Odtąd ciągle ją włączałam, a Maks się zasłuchiwał. Potrafił siedzieć spokojnie przez pół godziny, bawić się i słuchać. Ostatnio zrobiłam nawet mały eksperyment. Puściłam tego Kaczmarka, a Maks natychmiast przybiegł. Patrzy zdziwiony
Wielkie oczy
Co to jest?! Usiadł i słuchał. Przypomniał sobie, choć ostatni raz go słyszał, jak był niemowlęciem. To niesamowite, jak dzieci zapamiętują muzykę.
Tomasz ?Althazan? - o córce Jeszcze nie puszczałem mojej córeczce ?Marzyciela?, ale mogę powiedzieć, że też jest miłośniczką muzyki filmowej, bo bardzo dobrze na nią reaguje. Ma dopiero 3,5 roku, więc wiadomo, że najlepiej reaguje na dźwięki rytmiczne. Jak chce czegoś posłuchać, to zawsze woła: ?Tatusiu, włącz mi ?Robociki? (Johna Powella). Gdy już lecą, biega, tańczy, podskakuje, cieszy się. Wtedy i ja się cieszę. Jej uśmiech jest dla mnie nagrodą za to, że kolekcjonuję płyty z muzyką filmową. Jak trochę podrośnie, puszczę jej jakieś Zimmerowskie kompozycje - ?Króla lwa? i ?Księcia Egiptu?. Mam nadzieję, że będzie kontynuowała moją pasję.
Zofia Szulakowska To pokazuje, że dzieci też słuchają muzyki filmowej i mają bardzo dobry gust muzyczny. Żeby je zainteresować na 5 minut muzyką, to musi być ona naprawdę dobra.
Układy taneczne (Zaczyna nucić melodię z ?Zawodowcy? Ennio Morricone.) Pam, pam, pam, pa ba bam, pam. Pam, pam, pam, pa da dam, pam. Nie wiem do dzisiaj, co to jest. W każdym bądź razie ten utwór znajdował się na kasecie z muzyką Ennio Morricone, którą moja kuzynka dostała kiedyś na gwiazdkę. Raz ją przyniosła i wpadłyśmy na pomysł, że będziemy do tego tańczyć. Bo ja w ogóle, jako dziecko, tańczyłam w różnych zespołach i układałam swoje własne choreografie. Byłam bardzo płodna jak na 10-letnie dziecko. Ułożyłam więc dla niej i dla mnie układ taneczny do tego tajemniczego utworu i zresztą do innych ze składanki też i zamęczałyśmy nimi rodzinę na wszelkich spotkaniach, imprezach, kolacjach, świętach
To było moje pierwsze zetknięcie z Morricone i już wtedy wiedziałem, że to jest Ennio Morricone i że on pisze muzykę filmową. Dziś przychodzi mi on do głowy zwłaszcza w jakichś ekstremalnych sytuacjach - takich psychicznych, emocjonalnych. Jak czuję smutek w sercu, to od razu puszczam sobie ?Dawno temu w Ameryce? albo ?Farewell to Cheyenne? z ?Pewnego razu na Dzikim Zachodzie?. Niby taki frywolny kawałek, ale też jest w nim coś tęsknego. Nikt tak pięknie nie wyraża smutku jak Ennio Morricone.
Karol (Puszcza ?Final fight? z ?Paktu milczenia?.) Była noc. Wjeżdżałem z koleżanką do podziemnego garażu u niej w domu. Akurat wtedy zaczął się ten utwór. Najpierw spokojnie, potem jednak się rozwinął. - Wyłącz to, bo umrę ze strachu - zareagowała. - Jak ty możesz tego słuchać?! Faktycznie, idealnie wpasował się w klimat sytuacji. Spotęgował nastrój grozy. Gdy biegam i słucham takiej muzyki, to mi się wydaje, że właśnie gram w filmie i przed kimś uciekam. Może mam zbyt bujną wyobraźnię, ale naprawdę czuję się jak główny bohater. Zdaje mi się, że tkwię w samym środku akcji, którą ta muzyka ilustruje.
Maciej Śnieżek Muzyka ma to do siebie, że jak jej słuchamy w jakichś okolicznościach, to potem słuchając jej ponownie w zupełnie innym miejscu i czasie, tamte okoliczności się przypominają.
O podróżach Utwory, których słuchałem podczas zabójczych lotów, np. do Nowej Zelandii - 12-godzinne odcinki z przesiadką w Singapurze, ożywiają w pamięci atmosferę wyjazdu, to podniecenie, te wszystkie zakątki, które zobaczyłem. Właśnie dla takich miejsc została stworzona muzyka filmowa. Bez planowania i organizowania. Po prostu kupuję bilet, biorę przewodnik i lecę na 3 tygodnie tam, gdzie jest jak najmniej ludzi. Nowa Kaledonia, Nowa Zelandia, Karaiby, pogranicze Peru, Boliwii i Chile, Tajlandia, Kambodża, Laos. Ostatnio zaś, we wrześniu ubiegłego roku (2008 r.), Montana - stan USA, ale zupełnie nieamerykański. Brak prądu, zasięgu komórek i utwardzonych dróg. Za to góry, drzewa i niedźwiedzie - więcej niż ludzi. Gdy się idzie przez las, trzeba hałasować, by się usuwały z drogi. Zaskoczone mogą być niebezpieczne. Jedni śpiewali, inni gwizdali, a ja puszczałem głośno muzykę filmową - Erica Serry, Vangelisa, Dave`a Grusina i oczywiście mojego ukochanego Johna Williamsa. Ona odstraszała niedźwiedzie.
Tomasz ?Althazan? Pierwsze, o czym myślę, gdy mówię o muzyce filmowej, to wspomniany już ?Dracula? Wojciecha Kilara. W pewnym momencie ta muzyka przysłoniła mi wszystko. Specjalnie dla niej wielokrotnie chodziłem do kina. Tyle razy ją słyszałem, że znam każdą jej nutę. Trudno mi jednak o jakieś inne osobiste skojarzenie z muzyką filmową w tle. Słucham jej w domu i w pracy, a tam raczej nic szczególnego się nie wydarza. Mogę natomiast opowiedzieć jakąś historię związaną z zakupami płytowymi. Zdarza się, że jakaś płyta jest bardzo wiele warta i czeka się na nią kilka albo i kilkadziesiąt lat, i pewnego dnia wchodzi się na aukcję internetową, patrzy, a ona jest do kupienia za naprawdę małe pieniądze. Wówczas się nie zastanawiasz, tylko klikasz, by zdążyć przed innymi. Tak właśnie zdobyłem ?Wielką ucieczkę? Elmera Bernsteina - 2-płytowe wydanie Varèse*. Już sobie odpuściłem ten tytuł, bo chodził po 80-100 dolarów i nie było mnie po prostu stać. Ktoś jednak wystawił ten album za 17,99 dolarów - nowy, w folii, do kupienia od razu bez licytacji. Później się okazało, że miał jeszcze dwa takie. Gdy zobaczył, jak szybko kupiłem, to za kolejny zażądał już czterdziestu kilku dolarów. Długo nie poleżał. Ostatni wystawił więc za 90 dolarów i też sprzedał. Bałem się, że mnie oszuka i nie wyśle, ale wysłał.
* Varèse Sarabande - wydawnictwo muzyczne
Karol - historia z dziewczyną Dzięki skojarzeniu z muzyką filmową przekonałem do siebie jedną dziewczynę. Od razu zaznaczam, że nie planowałem tego. Tak wyszło. Poznałem ją na studiach, siedzieliśmy w jednej ławce. Któregoś dnia, a był to początek znajomości, powiedziała mi, że wdała się z szefową, w pracy, w dosyć intensywną i ostrą dyskusję. Wyobraziłem ją sobie wtedy na białym koniu, w srebrnej zbroi i jeszcze z piórkiem, bo coś mi wcześniej mówiła o jakimś piórku. Potem usłyszałem ten kawałek (leci ?Tell me now (What you see)? z ?Króla Artura? Hansa Zimmera) i znów ją ujrzałem - jadącą konno, uzbrojoną, gotową do walki. Wysłałem jej utwór mailem, napisałem, że bardzo mi się z nią kojarzy, przedstawiłem całą wizję i nie musiałem już nic więcej robić. Przerodziło się to w 2-letni związek.
Zofia Szulakowska - przygoda miłosna Miałam w swoim życiu taki okres, że słuchałam tylko muzyki Gorana Bregovicia. Ściągałam ją, skąd się tylko dało. Nawet takie utwory, które nie są w ogóle znane szerokiej publiczności. Sprawił to pewien serbski reżyser, którego spotkałam na festiwalu filmowym w Egerze na Węgrzech. Wpadliśmy sobie w oko i
zaczął się romans. Było bardzo miło i sympatycznie, ale po 3 dniach spotkań pożegnaliśmy się i wróciliśmy do swoich krajów. To była tylko przygoda, ale długo nie mogłam o nim zapomnieć. Dobry rok. Pisywaliśmy do siebie maile. Pamiętam, raz rozmawialiśmy o muzyce, bredziłam coś o Stingu, Prince'ie i innych rzeczach, których słucham, a on: ?Nie, nie, nie wiem, nie znam. Kupuję tylko soundtracki.? Z tego, co wiem, kolekcjonuje muzykę filmową, więc też mógłby zostać bohaterem tego reportażu.
***
Muzyka filmowa pozwala nie zapomnieć, że są też miejsca nie z kamienia. Jej nie można odebrać. Przypomina o rzeczach, o których tylko my wiemy. Daje nadzieję. Nadzieja to dobra rzecz, a to, co dobre, nie przemija.
(Parafraza słów głównego bohatera filmu: ?Skazani na Shawshank? - muzyka: Thomas Newman)
Dwóch bohaterów wolało nie zdradzać swoich nazwisk.
Poprzednia strona...
Słowo od autora
Niniejszy tekst to praca zaliczająca 2-letnią specjalizację w Laboratorium Reportażu. Napisałem ją w ramach studiów dziennikarskich na Uniwersytecie Warszawskim. W treści i w formie luźno nawiązałem do konwencji reportażu. Konstrukcję oparłem zaś na upowszechnianej przez Laboratorium Reportażu metodzie polifonii. Polega ona na takim łączeniu wielu głosów, by powstała z nich jedna, spójna opowieść.
Pomysł i temat wzięły się z prostej przyczyny - z miłości do muzyki filmowej. Co prawda moje wykształcenie muzyczne nie wykracza poza te zdobyte na lekcjach w podstawówce, ale nie przeszkadza mi to rozkoszować się bogactwem dźwięków i pięknem melodii. W muzyce filmowej najbardziej uwielbiam to, że oddziałuje na sferę emocjonalną. Pomyślałem, że nie tylko na mnie tak działa, że musi też zmieniać inne życia. To właśnie chciałem przekazać swoim reportażem.
Realizację projektu zacząłem od zamieszczenia w internecie ogłoszenia: ?Szukam bohaterów
? Tym, którzy odpowiedzieli, wysłałem długi zestaw pytań kwalifikacyjnych. Śledziłem również płytowe aukcje internetowe. Szczególnie aktywnych sprzedających i kupujących ?zaczepiałem? i zapraszałem do udziału. W ten sposób wyłoniło się grono potencjalnych bohaterów, z którego ostatecznie wybrałem cztery osoby. W tym miejscu dziękuję im bardzo za to, że zgodzili się spotkać i podzielić swoimi spostrzeżeniami oraz osobistymi historiami. Dziękuję też sławnym gościom Festiwalu Muzyki Filmowej, choć nawet nie zdają sobie sprawy ze swej roli. Grzechem byłoby jednak nie skorzystać z ich wypowiedzi.
Gdyby ktoś z Szanownych Czytelników miał do opowiedzenia podobną albo jeszcze lepszą historię związaną z muzyką filmową, to bardzo chętnie posłucham. Jeden tekst to nie znaczy koniec.
Marcin Kielak
Mefisto: | Interesujące czytadło - jakże inne od standardowych tekstów. Fajnie, że komuś jeszcze zależy na takich eksperymentach. | | Michał: | Ale przecież Kilar nigdy nie dostał propozycji napisania muzyki do LOTR. Potwierdził to Douglas Adams na Festiwalu w Krakowie, potwierdził Paul Brucek (producent muzyki Shore) itp. itd. Cała ta historia została wymyślona przez polskich dziennikarzy albo zmyślnego agenta Kilara. W każdym razie tylko w Polsce, jesteśmy przekonani że Kilar dostał taką propozycję i wymyślamy do tego teorie... | | Adam Krysiński: | Tak, to prawda co napisałeś. Choć nigdy nie wiadomo czy np. Kilar nie dostał telefonu że wstępnie był brany pod uwagę? Może były takie rozważania czy wstępne nic nie znaczące plany, z których zrobiono Kilara po tym u nas bohaterem wielkim.. A że nasi dziennikarze lubią z niczego robić wielkie sukcesy, to już inna historia, też prawdziwa. | | tmartens: | Przeczytałem z przyjemnością ... | |
|