Na początku kwietnia spotkałem się w Warszawie z Danielem Bloomem - jednym z
najciekawszych i najbardziej obiecujących polskich twórców muzyki filmowej.
Daniel Bloom to muzyczny anarchista i specjalista od
nastroju. Kompozytor, wokalista i multiinstrumentalista. Od wielu lat
udowadnia, że świetną muzykę można tworzyć konsekwentnie podążając własną
artystyczną drogą. Twórca muzyki filmowej do takich filmów jak ?Kallafiorr? oraz nagradzanych
nagrodami ?Tulipanów? i ?Wszystko co kocham?. Muzykę
tego kompozytora możemy usłyszeć również w najpopularniejszych reklamach takich uznanych marek
jak: ?Orange?, ?Żywiec?, ?Dębica? czy ?Braun?. Jego muzyka jest zawsze swoistą
wycieczką po najróżniejszych brzmieniach. Bloom to artysta ze świeżymi pomysłami,
pewny siebie i swojego stylu. A prywatnie? Mąż i ojciec, brat Jacka Borcucha,
wielki miłośnik astronomii i archeologii oraz starych instrumentów muzycznych i
płyt winylowych.
Za co Daniel Bloom ceni elektronikę? Czym jest dla niego
sztuka? Czy jest trochę archeologii w muzyce? Czy łatwo jest artyście zachować
w dzisiejszych czasach własną indywidualność?
Tego, między innymi, dowiecie się z poniższego wywiadu.
Zapraszam do lektury!
[Adam Krysiński] Gdy
sięgasz pamięcią do czasów swojego dzieciństwa, to jakie muzyczne obrazy przychodzą
Ci na myśl?
[Daniel Bloom] Takim pierwszym muzycznym obrazem była muzyka
z 1. Programu Polskiego Radia. Na antenie usłyszałem wtedy muzykę z filmu
?Bilitis? autorstwa Francis`a Lai. Słuchałem tej muzyki rano, gdy jadłem
śniadanie przed pójściem do szkoły. Był też Jean-Michel Jarre i jego płyta
?Oxygene?, która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie, a także Ennio Morricone
Moje dzieciństwo to lata 70. i ten okres pamiętam pod tym względem dość szczególnie.
Jakiej muzyki słuchałeś
w młodości?
Byłem wielkim fanem zespołu "U2". Pisałem do nich listy,
wszystkie ich kawałki znałem na pamięć W latach 80. słuchałem też Klausa
Mittfoch`a, ?Joy Division?, ?The Cure?, ?Tangerine Dream?, Klausa Schulze oraz
zespołów wytwórni ?4AD? - takich jak ?Cocteau Twins? i oczywiście ?Clan of
Xymox?
Oni mieli taką świetną
płytę ?Medusa? - to obecnie przecież kamień milowy gatunku
Tak... to była muzyka, która ilustrowała moje pasje w
tamtych czasach, czyli archeologię i astronomię. Słuchałem też punka, ale wolałem
muzykę bardziej melodyjną i mroczną. W tym czasie założyliśmy z Jackiem (Borcuchem - przyp.red.)punk`owy zespół ?Replay?. Ja grałem na
perkusji, a Jacek śpiewał i grał na gitarze. O tym opowiada nasz film -
?Wszystko co kocham?. Nie mieliśmy profesjonalnego sprzętu, gitary początkowo
podłączaliśmy do radia. Dopiero po jakimś czasie ojciec basisty - "Diabła", kupił
mu prawdziwy wzmacniacz i kolumnę. To było coś! Chłopaki z zespołu chcieli grać
tylko punk`a, a ja próbowałem namówić ich na coś w stylu new romantic, ale
byłem najmłodszy i niespecjalnie liczono się z moim zdaniem. Dlatego
postanowiłem pod koniec liceum stworzyć swoją własną odnogę muzyczną - zespół
?The We?. Graliśmy romantyczne piosenki, których nikt nie chciał słuchać. Zagraliśmy
tylko kilka koncertów. Jeszcze na pierwszym roku studiów przyjeżdżałem do
Kwidzyna na próby, ale gdy perkusistę i gitarzystę wzięli do wojska, to sprawa
się rozmyła...
Dlaczego na studia
wybrałeś się na archeologię, a nie kontynuowałeś muzycznej edukacji po szkole
muzycznej?
To nie szkoła muzyczna była moją pasją, a muzyka. Na lekcje
fortepianu chodziłem, bo tego chcieli moi rodzice, a w zespole grałem z
zamiłowania. Wolałem kopać piłkę, albo zwyczajnie
poobijać się po lekcjach, niż po szkole iść na dodatkowe zajęcia do szkoły
muzycznej, a potem do domu na dwugodzinne ćwiczenia. Nie było to łatwe, kiedy
życie dostarczało tylu innych przyjemniejszych doznań. Archeologia natomiast była
moją naturalną pasją, do której nikt mnie nie zmuszał. Co więcej, zniechęcano
mnie do niej. Wszyscy mówili, że po studiach nie ma pracy, że są małe pieniądze,
że wszystko na świecie już zostało wykopane i tak dalej Postanowiłem jednak
spełnić swoje marzenie i dostałem się na Archeologię na Uniwersytet Mikołaja
Kopernika w Toruniu.
Na studiach muzyka mnie raczej nie interesowała.
Konsumowałem życie i świetnie się bawiłem. Wszystko się zmieniło na czwartym
roku studiów - było to w 1995 roku. W tym czasie w naszym kraju pojawiła się
fala techno i muzyki elektronicznej. To było coś takiego, jak fala rock n
roll`a w latach 60. Zakochałem się w muzyce elektronicznej i w niej znalazłem
muzyczne ukojenie. Przypomniało mi się, że mam w domu jakiś stary syntezator -
?Korg PolySix?. Przywiozłem go do swojego akademika i zacząłem grać. Mój pokój 314/2
w akademiku nr 6 przerodził się w ?studio?. Początkowo była to zabawa, ale po
jakimś czasie kupiłem jeszcze kilka instrumentów klawiszowych i zacząłem
poważniej myśleć o muzyce. Efektem tego był koncert w planetarium w Toruniu w
1995 roku i wydanie oficjalnej kasety z zapisem tego koncertu. Utwory z kasety trafiły do 3. Programu Polskiego Radia
- do Jerzego Kordowicza. Tak to się zaczęło... Uświadomiłem sobie wtedy, że ja całe
życie chciałem tworzyć muzykę. Nagle to wszystko wróciło i moje życie się
zmieniło.
Archeologię kocham w dalszym ciągu, chociaż nie byłem na
romantycznych wykopaliskach w Egipcie, czy Ameryce Południowej. Brałem
natomiast udział w pracach ekshumacyjnych w Charkowie w sezonie 1995/1996.
Byliśmy pierwszą ekipą naukową, która ekshumowała groby polskich oficerów
zamordowanych przez NKWD. Było to naprawdę niezapomniane przeżycie. Miałem
świadomość, że biorę udział w odkrywaniu prawdy o historii II Wojny Światowej,
która była wtedy jeszcze zakazaną historią.
Czy jest trochę
archeologii w muzyce?
Niektórzy mówią, że moja muzyka to archeologia muzyczna. Coś
w tym jest Mam dużo starych instrumentów, które brzmią bardzo
charakterystycznie. Lubię ciepło jakie miała muzyka w latach 70. i specyficzną
energię muzyki lat 60. Lubię formę w jakiej ilustrowano i rejestrowano wówczas
muzykę. Myślę jednak, że okres fascynacji i sentymentu do tamtych lat powoli
odchodzi. ródło z którego czerpałem wysycha i trzeba wyruszyć na poszukiwanie
kolejnego. Muzyka filmowa na szczęście jest takim źródłem. Dostarcza
kompozytorowi obrazy i emocje, które są w stanie poprowadzić w nieznane rejony,
a ja uwielbiam podróże w nieznane. Nagrałemsześć czy siedem płyt, każda z nich jest inna produkcyjnie i stylistycznie.
Na poziomie emocjonalnym jednak jest to ten sam język opowiadania. Bardzo mi to
odpowiada.
Pamiętasz pierwszy
film, na który poszedłeś w swoim życiu do kina?
To było chyba ?Wejście smoka?, ?Godzilla?, albo ?Gwiezdne Wojny?, nie
pamiętam dokładnie Nasze kwidzyńskie kino ?Tęcza? było bardzo ładne, szkoda,
że dziś jest nieczynne i dogorywa.
A dzisiaj? Wolisz się
wybrać do kina, czy oglądać film na domowej kanapie?
Bez wątpienia kino, ale są filmy, których w kinie już nie
można zobaczyć i wtedy sięgam po te ulubionena dvd.
Pytam o to nie bez
powodu Razem z Jackiem Borcuchem wytwarzacie w Waszych filmach niesamowity
klimat, a do tego trzeba właśnie miłości do kina i muzyki, która jest idealnym
uzupełnieniem tego klimatu. Jaki jest klucz do tego Waszego sukcesu?
Myślę, że tym kluczem jest angażowanie się całym sercem w
projekt i w to, co robimy... Wspieramy się nawzajem od samego początku i krytycznie
patrzymy na każdy nasz krok. Nie wstydzimy się pokazywać naszej wrażliwości i
naiwności. Oczywiście jesteśmy sentymentalni, ale to jest tylko etap przez
który przechodzimy i tą lekcję chcieliśmy i musieliśmy odrobić. U podstaw
jednak jest to, że jesteśmy braćmi, mamy te same geny i świetnie się rozumiemy.
Nie mamy wobec siebie żadnych oporów i szczerze mówimy to, co myślimy. To jest
naprawdę komfortowa sytuacja.
Przejdźmy zatem teraz
do Waszych filmowych projektów. Zaczęło się od ?Kallafiorra?. Był rok 1999, a w
naszym kinie nie było wówczas tego typu muzyki. Elektronika, miksy, a czasami
nawet brzmienia muzyki klubowej. Lubisz te klimaty?
Tak, to była część mojej muzycznej przygody. W 1996 roku
założyłem z Jackiem Drzycimskim i Jackiem Borcuchem zespół ?Physical Love?. Rok
później wydaliśmy singla w Pomotanie. Muzyka klubowa była wtedy najważniejsza,
była naturalną konsekwencją moich poszukiwań w obrębie muzyki elektronicznej.
Graliśmy wtedy duże koncerty dla kilku tysięcy osób, to była naprawdę
fantastyczna energia. Wyglądaliśmy zabawnie, mięliśmy zafarbowane włosy i
przekonanie, że muzyka zmienia świat. Z tej klubowej popkultury wziął się
?Kallafiorr?. Mieliśmy dużo zapału i czasu. Świetnie się przy tym bawiliśmy i
na szczęście nikt nie traktował tego poważnie. Były słoneczne wakacje, grupa
zapaleńców oraz brak pieniędzy... Nikt nie przypuszczał, że nasz film trafi do
dystrybucji. Na szczęście znalazł się Roman Gutek, który postanowił zrobić
kopię na taśmie filmowej i film zaczął żyć. Wydaliśmy też soundtrack w BMG.
Była to jedna z pierwszych płyt wydanych w XXI wieku. Dwa lata później wydaliśmy
też jako ?Physical Love? kolejną płytę - ?S.O.S. Kosmos?. Przeszła praktycznie
niezauważona, a szkoda bo była bardzo świeża i bezkompromisowa. Myślę, że
wydana nawet dziś, byłaby na czasie. Jest w niej dużo lat 80., przywoływanych
bardzo często przez współczesnych producentów. Myślę o reedycji obu tych płyt.
Mówisz o tym z jakąś
pasją i nostalgią. Czy to nie jest przypadkiem coś, co Cię niebezpiecznie kręciło?
Niebezpiecznie, dlaczego? [śmiech] To była młodość i
naiwność. Spełniały się nasze marzenia!
Zawsze łączysz dźwięki
klasycznych instrumentów z elektroniką. Czy elementy elektroniczne projektujesz
równocześnie z partyturą, czy dodajesz je na końcu?
Komponuję na różnych instrumentach. Brzmienia elektroniczne
pojawiają się dość szybko, ale dlatego, że na syntezatorach szukam określonych
barw. Jest to kluczowy dla mnie moment. Dopiero kiedy je odnajdę, to pojawia
się trop. Tym tropem idę i wtedy jest mi łatwiej zapanować nad formą, a za
formą natomiast od razu pojawia się jakaś ?proto-kompozycja?. Dopiero wtedy
zaczynam aranżację. W związku z tym, że od kilku lat komponuję niemal wyłącznie
muzykę do filmów, to moje brzmienie uzależniam od tego, czy pasuje ono do
obrazu. Wszystkie dotychczasowe filmy Jacka opowiadały historie o ludziach
wrażliwych. Były to filmy bardzo optymistyczne iwyraziste pod względem formalnym, stąd taka,
a nie inna w nich muzyka. Gdyby były to filmy mroczne i pesymistyczne, muzyka
byłaby oczywiście zupełnie inna i taka płyta, jak ?Tulipany? nigdy by nie
powstała. Jest to naturalne sprzężenie zwrotne. W jakimś sensie jestem póki co muzycznie
i emocjonalnie uzależniony od tego, co się urodzi w głowie Jacka. Nie mam jak
na razie propozycji od innych reżyserów, poza niedawną zabawą z Patrykiem Vegą
przy filmie ?Ciacho?. Zawsze jednak będzie miejsce dla elektroniki, która
dostarcza wspaniałe i nietuzinkowe rozwiązania. Nie wszyscy to lubią, ale ja
tak. Elektronika jest dla mnie czymś zupełnie naturalnym.
Po ?Kallafiorrze? przyszły
?Tulipany?. W nich oparłeś muzykę głównie na elementach jazzowych. To była
wyłącznie Twoja decyzja artystyczna, czy może Jacek Borcuch miał jakieś
wskazówki, które skierowały Cię na tę drogę? Skąd u Ciebie fascynacja jazzem?
Czytając pierwsze wersje scenariusza do ?Tulipanów?
słuchałem dużo jazzu. Duży wkład w to miał też Leszek Możdżer, który zaprosił
mnie do Krakowa na sesję nagraniową do Zbigniewa Preisnera. Nagrywali wtedy
razem muzykę do jakiegoś filmu... Wieczorem poszliśmy z Leszkiem do klubu ?U Muniaka?
na Floriańską. Z jazzem byłem wtedy na bakier. Pamiętam ten moment, kiedy
muzyka ogarnęła całe moje ciało. Byłem bardzo zdziwiony, że to mi się aż tak
podoba. Chłonąłem muzykę jak gąbka. Byłem pod wielkim wrażeniem!Tak to się zaczęło Po powrocie kupiłem mnóstwo
płyt jazzowych, a Jacek pisał równocześnie scenariusz. Wszystko powoli układało
się w całość, a ja wiedziałem już wtedy, że nie ucieknę od jazzu. Naturalnym
partnerem w tym projekcie był Leszek, który wziął udział w nagraniach mojej
muzyki. Mieliśmy na początku nakreśloną formę, że chcemy tak tą muzykę
stworzyć, a nie inaczej. Chcieliśmy by forma była prosta, nie wyrafinowana i
nawiązująca do naszych klasyków - między innymi do Komedy. To były proste
wytyczne, a Leszek swoją osobowością italentem tchnął w ?Tulipany? jazzowego ducha. Dla mnie to była kolejna
muzyczna podróż w nieznane.
?Tulipany? były wtedy
najgłośniejszym z Twoich projektów. Zaczęło się od bardzo pozytywnego przyjęcia
na polskich festiwalach. Pojawiła się muzyczna nominacja do ?Orła?, a i płyta z
muzyką bardzo dobrze się sprzedawała. Jak myślisz, co zwróciło uwagę ludzi na
Twoją muzykę?
Mam nadzieję, że zwyczajnie ta muzyka ludzi poruszyła. Jest
to bardzo optymistyczna płyta, podobnie jak i film. Mogło się to też zgrać z
modą na jazz, która się pojawiła w tym czasie. Do dziś ?Tulipany? się świetnie
sprzedają i dostarczają ludziom dużo radości. Pierwszy nakład się wyczerpał i
dopiero przy okazji wydania muzyki do ?Wszystko co kocham?wytwórnia Warner zdecydowała się na reedycję.
Dostawałem mnóstwo maili w tej sprawie. Soundtrack do ?Tulipanów? był przez
kilka lat nie do zdobycia. Ceny na aukcjach dochodziły do 150 zł. Bardzo się
cieszę z tej reedycji i z tego, że moja muzyka ma wciąż nowych odbiorców.
Czy pisząc muzykę
myślisz o odbiorcy, o uczuciach jakie chciałbyś wywołać, czy też koncentrujesz
się tylko na swoich przeżyciach i nie myślisz o odbiorze muzyki przez słuchaczy?
Przede wszystkim myślę o filmie i o tym, aby muzyka dobrze
zilustrowała daną scenę. Próbuję przy tym oczywiście zaspokoić oczekiwania
wobec siebie isiebie zaskoczyć. Kiedy
pracuję, to nie myślęo innych, tylko o
muzyce. Ona determinuje wszystko. Wiem, że jeśli będę w stanie wzruszyć siebie
i reżysera, to ludzie też za tym pójdą. Po skończeniu filmu moja muzyka mi
towarzyszy przez długi czas. Gdybym zrobił coś, co by mnie nie pochłonęło do
końca, nie wiem, czy miałbym energię do dalszej pracy. To naprawdę działa.
Jestem szczery wobec siebie i czuję się szczęśliwy kiedy to też działa na
innych.
Ostatnio triumfy odnosi
Wasz najnowszy film - ?Wszystko co kocham?. Jak wyglądała nad nim praca? Gdzie
szukałeś inspiracji?
Wyjechałem na Hel i razem z całą ekipą ciężko pracowałem.
Przeżywaliśmy wspólnie razem ten cały miesiąc, a ja chciałem jak najwięcej stamtąd
wydobyć. Spakowałem wszystkie niezbędne instrumenty, urządzenia studyjne i
zainstalowałem je w pokoju hotelowym. Urządziłem w nim sobie prawdziwe studio.
Codziennie przychodziłem na plan, szukałem inspiracji i kręciłem film swoją
starą kamerą filmową na taśmę 8-mm. Pracowałem w spokoju, ale nie zawsze Często
przychodzili do mnie aktorzy, a że grali punkowcówi buntowników, to chcieli sobie pograć na
instrumentach. Oni wszystko wzięli sobie do serca! Powstawało sporo różnych
jam-session. Musiałem w pewnej chwili wygonić ich z pokoju, bo przecież
musiałem pracować. Ciężko mi było pogodzić te dwie rzeczy - życie wśród młodych
łobuzów, przy których czułem się znacznie młodszy, z byciem kompozytorem.
Mieliśmy przecież duży film do zrobienia, sporą odpowiedzialność, terminy i
trzeba było komponować muzykę. Jakby tego było mało, oprócz tego, że
komponowałem, byłem również producentem muzycznym odpowiedzialnym za brzmienie
i jakość muzyki punkowej granej przez bohaterów.
Co do muzyki ilustracyjnej, to od początku wiedziałem, że
nie będzie to muzyka bogato zaaranżowana. Czas, postacie i temat filmu
sugerował coś, co bardziej rozegra się w głowie głównego bohatera, niż na
zewnątrz. Muzyka pojawia się wtedy, gdy coś się w nim dzieje. Inspiracji
szukałem w głowie Janka i w morzu, które było świadkiem całej historii. Chciałem,
żeby ta muzyka była delikatna, niepokojąca i momentami wzruszająca. Bardzo wyraźnie widziałem też
brzmienie fortepianu.Po powrocie
zadzwoniłem do Leszka Możdżera i umówiliśmy się na nagrania w S1 w Warszawie.
To była wspaniała sesja nagraniowa.
Pobyt na Helu był czymś niezapomnianym. Żyliśmy tam wszyscy,
jak w jakiejś zamkniętej bańce odciętej od świata. Ta bańka nas chroniła, a
była nią atmosfera filmu, którą Jacek zaraził niemal wszystkich. Czuliśmy się
nietykalni i nieśmiertelni. Myślę, że to były jedne z najpiękniejszych wakacji
w moim życiu
To chyba Twój i Jacka
najbardziej osobisty i intymny projekt. Ładunek emocjonalny tego filmu i jego
muzyki jest porażający. Czy pracując przy ?Wszystko co kocham? chciałeś ?załatwić?
muzyką i emocjami jakąś swoją niedokończoną sprawę z przeszłości? Czy było tak
trochę?
Jak się jest człowiekiem sentymentalnym, to masz przez cały
czas niedokończone sprawy sprzed lat. To jest film o młodych ludziach, a nie o
punk-rocku. To film gdzieś tam o Jacku i o mnie... Mój bohater - perkusista,
jest mało pokazany w tym filmie i dokładnie tak wyglądało nasze braterstwo w
tamtych czasach. Jacek, jako mój starszy brat, traktował mnie bardziej jak
gówniarza. Nie było między nami partnerstwa. Moim całym światem w tamtych
czasach nie był punk-rock, tylko kosmos, astronomia, zagadki świata Wracając
do pytania, bo pytałeś o rozliczenie... Z powodu tego, że nie mogłem pokazać
bohatera - tego perkusisty, to postanowiłem wtłoczyć w Janka - głównego
bohatera, cząstkę młodszego brata - czyli mnie. Połączyliśmy dwóch bohaterów w
jednego. Ta muzyka ilustracyjna, powiedzmy ta głębsza niż punk-rock, to moja
osobowość duchowa z tamtych czasów. Wielka fascynacja morzem, astronomią i
czymś niewyjaśnionym
Skąd pomysł na
zamieszczenie w albumie Twojego własnego filmu na drugiej, dodatkowej płycie
DVD?
Taśma 8-mm ma w sobie taką zaletę, że rejestruje
rzeczywistość, która jest bliższa naszym wspomnieniom. Nakręciłem cztery 3-minutowe
filmy, które później skleiłem. Pamiętam jak przywiozłem pierwszy filmik na Hel
po tygodniu i zrobiłem projekcję na ścianie, to wszyscy byli pod wrażeniem. Dlatego postanowiłem ten film dołączyć do albumu
po to, by widz i słuchacz mógł zobaczyć te fragmenty z planu w innej
rzeczywistości
Napisałeś też muzykę
do wielu znanych reklam - czy tworzenie takiej muzyki różni się jakoś znacząco
od pisania muzyki do filmów?
Różni się w zasadzie tylko kwestią czasu, bo jest go mniej.
Bardzo lubię pisanie muzyki do reklam, bo jest to szybka praca. Przeważnie mam
na to kilka dni. Dostaję konkretne wymaganie i konkretną robotę do zrobienia.
To jest świetna rzecz i oby takich projektów było u mnie więcej!
Grasz na sporej ilości
instrumentach. Granie na którym z nich sprawia Ci największą radość, a na
którym jest największym wyzwaniem?
Zaczynałem od perkusji, czuję do niej duży sentyment, ale
lubię też pobawić się gitarą. Mam kilka starych egzemplarzy. Nie mam ulubionego
instrumentu, ale ?Korg PolySix? to taki mój przyjaciel od lat. To stara maszyna
z początku lat 80., ma piękne smykii
pady, mogę na nim znaleźć praktycznie każdą barwę. Wyzwaniem jest fortepian,
ale od kiedy usłyszałem Leszka Możdżera, to pomyślałem, że nie będę sam grzeszył
Powiedz, czy słuchasz
muzyki filmowej?
Oczywiście. Moi mistrzowie to: Francis Lai, Ennio Morricone,
Michel Legrand, Stan Getz, ale też nasi wspaniali kompozytorzy, tacy jak Paweł
Mykietyn, Krzysztof Komeda czy Andrzej Korzyński albo Matuszkiewicz. Uwielbiam
muzykę filmową i lubię ją słyszeć w filmie w przeciwieństwie do tych, którzy
uważają, że najlepsza muzyka w filmie, to ta, której nie słychać. Oczywiście
zależy to od gatunku filmu, ale w kinie autorskim muzyka to dusza bohaterów.
Którą ze swoich prac
uważasz za swoje najlepsze lub ulubione dzieło? Czy jest taka?
Każda najnowsza praca jest najlepszym dziełem. Mam taką
płytę, o której już wspominałem, którą nagrałem jeszcze z ?Physical Love? - ?S.O.S.
Kosmos?, którą uważam za swój testament muzyczny młodegoi naiwnego człowieka. Tak naprawdę lubię
wszystkie swoje płyty. Zapisałem w nich kawałek swojego życia.
Twoje ścieżki
dźwiękowe są stylowo kompletnie różne od siebie, często eksperymentalne i w tym
jest ich siła. Czy polscy słuchacze muzyki, nie koniecznie tylko muzyki
filmowej, dają dziś artystom prawo do eksperymentowania, do zmian?
Muzyka dostarcza tylu możliwości, że nie widzę powodu aby
zamykać się w jednej stylistyce. Robiąc muzykę do filmów mogę sobie pozwolić na
różne wariacje. Gdyby nie filmy, miałby naprawdę duży problem.
Najprawdopodobniej nikt nie miałby do niej dostępu. Dziś pieniądz rządzi
światem. Powstają niezłe płyty, ale zaraz po wydaniu znikają w czarnej dziurze
. W naszym kraju ciężko jest żyć tylko z samej muzyki, jeśli nie sprzedajesz
kilkudziesięciu tysięcy płyt i nie grasz wielu koncertów. Ja do dzisiaj też nie
mam ustabilizowanej sytuacji
materialnej. To jest moja cena, którą płacę za to, co robię. Jeśli jesteś na
topie, to oczywiście wtedy łatwiej ci się realizować odmienne projekty, bo masz
do tego zaplecze materialne.
Czy łatwo jest dziś zatem
zachować artyście własną indywidualność?
Polska jest specyficznym i mało dochodowym rynkiem muzycznym.
Można mieć na koncie naprawdę sporo płyt i filmów i puste konto w banku. Trzeba
być cały czas aktywnym. Wyznacznikiem sukcesu nie jest twoja indywidualność
artystyczna, tylko to, jak często pojawiasz się w mediach. W związku z tym
można powiedzieć, że łatwo jest tą indywidualność zachować, tylko trzeba
wiedzieć co dalej z nią zrobić i jak nią pokierować, aby nie przerodziła się we
frustrację.
Dlaczego
współpracujesz praktycznie tylko z Jackiem Borcuchem? Nie dostajesz innych
propozycji filmowych czy to Twój świadomy wybór? Czy możemy spodziewać się
innych filmów w przyszłości z Twoją muzyką, niekoniecznie w reżyserii Jacka?
Nie dostaję propozycji od innych reżyserów, to prawda. Mam
nadzieję, ze to się zmieni. Pracując z Jackiem czuję się spełniony i mam
komfortową sytuację. Penetrujemy specyficzne obszary filmowe, bardzo nam
bliskie. Moja muzyka kojarzy się z tymi filmami i wkłada mnie w pewną szufladę
stylistyczną. Jest to dobre, ale nie do końca, gdyż komponuję też skrajnie inną
muzykę. Ostatnio np. pracowałem nad spektaklem teatralnym ?Hamlet? w reżyserii
Marka Kality. Napisałem muzykę bardzo mroczną i minimalistyczną. Piszę też dużo
muzyki elektronicznej, która doskonale pasowałaby do filmów dokumentalnych czy
SF. Myślę, że wszystko ma swój czas i kiedyś otworzą się dla mnie drzwi do
innych stylistycznie filmów... Filmów, których Jacek nigdy nie zrobi, a które
ja chętnie bym zilustrował moją muzyką.
Czy jest jakieś
marzenie artystyczne, jakiś projekt, który chciałbyś zrealizować?
Realizuję te marzenia cały czas. Gdy popatrzysz na filmy
Jacka i na moją muzykę, to jest to rozwój. Od prostszych form, poprzez
samodoskonalenie się i rozbudowywanie filmów i muzyki... Cały czas idziemy do
przodu. Następny nasz film będziemy tworzyć w koprodukcji międzynarodowej, więc
będzie to dla nas kolejny, duży krok. Później może będą kolejne... Czas pokaże!
Chciałbym też przedstawić moją muzykę na żywo z orkiestrą. Myślę, że to się
wkrótce uda. Pracuję obecnie nad tym. Chciałbym pod koniec roku zagrać kilka
koncertów w Polsce i za granicą.
Nie mogę nie zapytać Cię
o zespół ?Physical Love?. Co dalej? Czy planujecie jakiś projekt?
?Physical Love? przestał istnieć kilka lat temu. Od tego
czasu dużo się zmieniło. Teraz komponuję trochę inną muzykę. Jesteśmy już
innymi ludźmi, ale kto wie może kiedyś
Czy poza archeologią i
astronomią, masz jeszcze jakieś pozamuzyczne pasje?
Tak, jest ich kilka. Zacznę może od kuchni. [śmiech] Bardzo
lubię gotować! Lubię przed snem pooglądać ?Kuchnia TV? i wtłaczać do głowy te
wszystkie zapachy i przepisy. Lubię chodzić po restauracjach, smakować różne
potrawy Zamierzam też napisać swoją książkę archeologiczno-przygodową w stylu
?Pana Samochodzika?. Żeglarstwo jest też moją pasją - od lat co roku jeżdżę na
Mazury na jacht. Mam spokojne życie Jedną nogą żyję z kolegami z podwórka, z
rodziną, z zakupami, z domem, a drugą nogą jestem kompozytorem i artystą. Żadna
z tych stron nie przeważa i bez żadnej nie mógłbym żyć, bo obie są
najważniejsze! Kosmos i archeologia to takie dwa bratanki od dzieciństwa i one
u mnie też są nierozerwalne...
Czy Twoje córki
podzielają Twoje pasje?
Mam dwie wspaniałe córki - Matyldę i Klarę - i na razie nic
nie zapowiada, aby chciały pójść moim śladem i dobrze. Jeszcze mają trochę
czasu. Zawsze będę je namawiał, aby nie bały się marzeń i żeby konsekwentnie
podążały za nimi. Przed nimi jest cała Europa i Świat, nie ma praktycznie
granic, wszystko zależy od wyobraźni i determinacji.
Na zakończenie naszej
rozmowy powiedz, czy Twoim zdaniem sztuka najlepiej oddaje nasze
człowieczeństwo?
Myślę, że nie. Taka prawdziwa sztuka, to rozpaczliwy głos naszej
wewnętrznej pasji. Jest to chęć uzewnętrznienia swoich głęboko zakorzenionych
pragnień i swojego ducha. Sztuka towarzyszy nam od malowideł w jaskiniach
sprzed tysięcy lat, poprzez współczesność Prawdziwa sztuka to też filozofia,
bo nie ma sztuki bez filozoficznych rozważań. Niezależnie od tego, czy jest się
malarzem, rzeźbiarzem, kompozytorem czy pisarzem, to wszystko i tak się
przekłada na różne formy, ale wynika z czysto subiektywnego przekazu. Nie da
się uprawiać sztuki z myślą o innych. Oczywiście można to robić, ale i tak w
zalążku tego będzie zawsze mierzenie się z samym sobą I to jest najważniejsze.
Danielowi Bloomowi i rodzinie kompozytora składam serdeczne
podziękowania - za gościnność, życzliwość, poświęcony mi czas i za cenne dla
mnie uwagi.
Zdjęcia kompozytora pochodzą z jego własnego archiwum.
Autorzy zdjęć: Albert Zawada (zdjęcie 1 i 2), Anna Głuszko (zdjęcie 3) i
Mariusz Trzciński (zdjęcie zespołu). Podziękowania
dla autorów za zgodę na ich wykorzystanie w moim wywiadzie.
Przeczytaj także nasze
recenzje płyt Daniela Blooma :
Ten szczery wywiad w pełni obrazuje skromność i inteligencję Daniela. Gratuluję realizacji swoich pasji. Pamiętam braci Jacka i Daniela z "podwórka". Pozdrawiam i życzę wiele sukcesów zawodowych:)