PRACA NAD SOUNDTRACKIEM, CZYLI KOŁO WZAJEMNEJ ADORACJI
Temat trzeciego z festiwalowych paneli dyskusyjnych, czyli
"Praca nad soundtrackiem" został określony w sposób wyjątkowo
szeroki. Z założenia miał objąć wszystkie etapy powstawania muzyki filmowej,
zaczynając od poszukiwania właściwego kompozytora, na jej wydaniu i sprzedaży
kończąc. Multidyscyplinarne grono zaproszonych do rozmowy specjalistów, wśród
których znaleźli się m.in. Benjamin Wallfisch (uznany brytyjski dyrygent,
orkiestrator i kompozytor, stały współpracownik Daria Marianellego), Anna
Malarowska (konsultant muzyczny, czyli osoba dbająca o muzyczne opracowanie
produkcji filmowych i telewizyjnych) oraz Bartosz Chajdecki (kompozytor, autor
muzyki do "Czasu honoru" oraz bohater naszego niedawnego wywiadu-rzeki), miało gwarantować wysoki merytoryczny
poziom spotkania. I tak by pewnie było, gdyby nie wyjątkowo mierna moderacja
Roberta Townsona, który ograniczył dyskusję w zasadzie tylko do procesu
kompozycji i współpracy z reżyserem, a wymianę zdań prowadził niemal wyłącznie
z siedzącym obok Wallfischem. Trzeba oddać sprawiedliwość, że Townson, który od
19. roku życia jest w samym centrum branży, jest jak mało kto kopalnią wiedzy i
anegdot na temat kompozytorów i ich dzieł. Część z nich zresztą na miejscu
przytoczył, opowiadając między innymi o szaleńczych poprawkach, które na
ostatnią chwilę Alan Silvestri dokonywał podczas sesji nagraniowych do
"Ojca panny młodej", o odrzuconych partyturach Jerry'ego Goldsmitha i
Alexa Northa, czy wreszcie początkach kariery Marca Streitenfelda w studiu
Hansa Zimmera, który swoją pracę zaczynał od wożenia szefa samochodem. O
warsztacie kompozytora, narzędziach jego pracy (papier i ołówek vs. komputer i
baza sampli) i mniej lub bardziej skomplikowanych relacjach między autorem muzyki
a reżyserem i producentami mówił z kolei głównie Wallfisch. Swoje trzy grosze
dorzucił także Bartosz Chajdecki, opisując na przykładzie "Czasu
honoru" system pracy przy produkcji telewizyjnej, a także funkcję
konkursu, jako drogi, która pozwala kompozytorowi stać się częścią takiego
projektu. Wróciwszy do procesu wydawniczego, Townson pociągnął temat problemów
licencyjnych, szczególnie uciążliwych przy wydaniach muzyki z dużych studyjnych
filmów. Dotyczą one nie tylko praw do publikacji nagrań, ale również tak
prozaicznych i pozornie nieistotnych elementów, jak zdjęcia, które drukuje się
w książeczkach. Podczas przygotowywania albumu ze ścieżką dźwiękową nie mniej
problemów licencyjnych mogą dostarczać zawarte na niej piosenki, których
obecność potrafi zdecydować o warunkach całego wydania i rodzaju wytwórni,
która wypuści płytę na rynek. Na sam koniec o blaskach i cieniach produkcji
albumu na przykładzie wydawnictw przygotowanych przez Soundtracks.pl
opowiedział nasz redakcyjny kolega Adam Krysiński.
WARSZTAT - SHIGERU UMEBAYASHI
Kolejne spotkanie z Shigeru Umebayashim anonsowano jako
warsztat - szybko jednak okazało się, że, nie będzie to coś na kształt
zeszłorocznych multimedialnych warsztatów z Tan Dunem, podczas których
kompozytor prezentował widowni fragmenty filmów ze swoją muzyką. Było to
spotkanie, w trakcie którego zgromadzeni goście z Japonii, Grecji i Holandii
zajęli się tak odbiegającymi od siebie tematami jak historia muzyki filmowej
oraz poszukiwanie i promocja młodych kompozytorów. Tego dnia Shigeru Umebayashi
kontynuował też opowieść o swej drodze twórczej. Wspomniał m.in. o zmianie
pokoleniowej w japońskiej kinematografii, o nowej fali twórców, którzy mieli
zupełnie inne spojrzenie na film i na muzykę, co ułatwiło początkującemu kompozytorowi
znalezienie pracy. Od początków Japończyk dość szybko jednak przeszedł do
omawiania współpracy z Wong Kar-Waiem, która była według niego zwrotnym punktem na kompozytorskiej
drodze. Chiński reżyser znał wszystkie prace Umebayashi`ego i bardzo podobała mu
się jego muzyka. Była to dla japońskiego kompozytora specyficzna współpraca,
ponieważ Wong Kar-Wai pracuje bez scenariusza - omawiał on sceny a kompozytor
wyobrażał sobie jak ma wyglądać muzyka. Panowie po części współpracowali na
odległość. Bywało, że podsyłane z Tokio taśmy demo reżyser odsyłał, dołączając swoje
inspiracje i pomysły. W ten sposób ostatecznego kształtu nabrał słynny temat
Yumeji wykorzystany w filmie ?Spragnieni miłości?.
Wypytywany o pracę przy zagranicznych filmach Shigeru
Umebayashi stwierdził, iż wykorzystywanie folkloru w filmach z danego kraju to
pójście na łatwiznę. Wspominał o chęci ?przekroczenia granicy? i napisania
muzyki międzynarodowej. Konieczność stworzenia uniwersalnej ilustracji,
oderwania się od własnej kultury jednocześnie była dla niego dużym wyzwaniem.
Podczas pracy poza ojczyzną, problemy stwarzały japońskiemu
kompozytorowi scenariusze pisane w językach obcych, a także różnice kulturowe,
wychodzące na wierzch w zachowaniach postaci w konkretnych sytuacjach, które jak
przyznał Azjata, spowodowały, iż muzyka napisana w jego ulubionej, spokojnej
atmosferze stała we włoskim filmie ?Mare Nero? w sprzeczności ze sceną
rodzinnego dialogu i musiała zostać poprawiona. Delikatne szczegóły różniące
języki, rytm dialogu, prędkość, ilość sylab w słowach - to wszystko musi być według
Japończyka dopasowane do muzyki w danym momencie.
SPOTKANIE Z FANAMI - TAN DUN
W czasie gdy Akademia z udziałem Shigeru Umebayashi'ego na
dobre się rozpoczęła, w położonej jedną przecznicę dalej Gazeta Cafe z fanami
spotkał się Tan Dun. Ten punkt programu pierwotnie miał się odbyć następnego
dnia, ale z uwagi na przyśpieszenie terminu wylotu Duna do Szanghaju został
przeniesiony na piątek. To spotkanie okazało się być jednym z najciekawszych w
trakcie tegorocznego Festiwalu. Dun to człowiek, dla którego muzyka jest
prawdziwą pasją, i to się rzeczywiście czuje. Nawet gdy on tylko o niej mówi,
robi to tak, że chce się go słuchać, a radość, z jaką to robi, udziela się
słuchaczom. Wspominając wieczorny koncert podkreślił, że jest naprawdę
zadowolony z wykonania i akustyki, tym bardziej, że na przygotowania było
zaledwie trochę ponad 8 godzin. Chwalił również Leszka Możdżera, zachwycając
się jego wykonaniami muzyki Chopina. Pytany o Symfonię Internetową, nawiązał do
swojej filozofii twórczej, według której pisząc muzykę należy tak łączyć
poszczególne elementy, by 1+1+1... zawsze dało 1. W przypadku owej symfonii
rytm zaczerpnął od Czajkowskiego, melodię od Beethovena, odwołał się również do
swojej własnej muzyki olimpijskiej, zaś do wykonania użył - poza orkiestrą - "codziennych?
przedmiotów. Te wyjątkowo różne, pozornie nieprzystające do siebie elementy
stworzyły pełną harmonii całość - taką symfonię w miniaturze, która idealnie
pasowała do medium, jakim jest YouTube. Jak podkreślił kompozytor, dla wielu
dzieciaków-użytkowników YT muzyka klasyczna znaczy bardzo dużo, ale potrzebują
oni nowych środków dróg wyrazu. Z tego właśnie powodu i specjalnie dla nich podjął
wyzwanie i w ten sposób powstała Symfonia Internetowa.
Zapytany o miejsce swojej muzyki w kontekście innych dzieł
współczesnej muzyki poważnej, Dun dał do zrozumienia, że unika kategoryzowania
swojej twórczości. Jak powiedział: "Ludzie lubią kategoryzować, dzielić na
kategorie i oczekiwać spełniania warunków przynależnych tym kategoriom. Ja od
tego odchodzę. Nie chcę być niewolnikiem muzyki współczesnej. Oczywiście, moja
twórczość jest dość współczesna. Kiedyś mówiło się o tym "awangarda",
ale to dawno już nie jest awangardą. Ja jako twórca chcę być wolny. Patrząc w
przeszłość, wielcy awangardowi kompozytorzy jak Bartok czy Debussy nie mieścili
się w ramach konserwatoriów, bo ich muzyka nie pasowała do sztywno ustalonych
ram." Szczególny nacisk Dun położył na to, by osoba pisząca muzykę była
otwarta na nowe brzmienia, świeże inspiracje, niespodziewane wrażenia, i nie
bała się ich łączyć ze sobą. Na dowód tego zaprezentował (prosto ze swojego
telefonu) fragment kompozycji, którą na potrzeby wystawy EXPO napisał wspólnie
z Quincym Jonesem, a która okazała się zaskakującą mieszanką m.in. rocka, funku
i muzyki organicznej. Swoją współpracę z Amerykaninem określił z kolei jako
"bardzo pouczającą".
KRÓLESTWO MUZYKI, CZYLI MUZYCZNA STRONA DISNEY'A
Jednym z punktów, który najobficiej wypełniał piątkowy
program Festiwalu, były koncerty z muzyką z filmów wytwórni Walta Disney'a,
które odbyły się tego dnia aż 3 razy. (!) Akademicki Chór Politechniki Śląskiej
w Gliwicach i Orkiestra Akademii Beethovenowskiej pod dyrekcją Michała
Dworzyńskiego wsparci wokalnymi siłami Natalii Kukulskiej, Kuby Molędy, Karoliny
Trębacz i Łukasza Dziedzica wykonali kompozycje z takich obrazów jak: ?Królewna
Śnieżka?, ?Pinokio?, ?Śpiąca Królewna?, ?Piękna i Bestia?, ?Pocahontas?,
?Alladyn?, ?Herkules?, ?Księżniczka i żaba?, ?Zaczarowana? i in. Choć
dominowały prace 8-krotnego zdobywcy Oscara Alana Menkena, na sali zabrzmiały
także utwory, których w kinach słuchali jeszcze nasi dziadkowie. Bez względu na
epokę, z której muzyka pochodziła, wypełniona przede wszystkim maluchami
widownia słuchała jej z zapartym tchem, jednocześnie podziwiając bajecznie
kolorowe kadry z niezapomnianych animacji. Choć tej podróży w krainę
beztroskiego dzieciństwa nie można było odmówić uroku, było to jednak dopiero
preludium przed następnym koncertem, tym razem skierowanym już do znacznie
starszego słuchacza.
KONCERT SHIGERU UMEBAYASHI'EGO
Muzyka z filmów Wong Kar-Waia, prapremierowe wykonanie kompozycji
z ?Samotnego mężczyzny?, znakomici wykonawcy z Ewą Małas-Godlewską na czele -
na piątkowy koncert wybieraliśmy się z dużymi nadziejami. Miał on kilka sporych
atutów, ale i trochę niewiadomych. ?Wybrałem takie kompozycje, aby sprawić Wam jak
najwięcej przyjemności? - powiedział przed tym widowiskiem Shigeru Umebayashi.
Po tym, co zaprezentował nam w Krakowie Japończyk, wydaje się, że
najprzyjemniejszy wieczór musieli mieć wówczas miłośnicy muzyki spokojnej i
melancholijnej, taka bowiem zdominowała piątkowy występ, a zwłaszcza jego
pierwszą część.
O Shigeru Umebayashim mówi się, że jest azjatyckim Georgesem
Delerue. Ten koncert pokazał, iż jest to określenie na wyrost, bo o ile
Japończyk również podchodzi do tworzenia w sposób emocjonalny i tworzy głównie
kompozycje o smutnym zabarwieniu, to zdecydowanie ustępuje francuskiej
legendzie pod względem talentu melodystycznego. Ponadto znacznie rzadziej udaje
mu się stworzyć kompozycje o mocnych, wyrazistych rysach, które słuchacz
rozpoznaje po kilku sekundach odsłuchu. Należą do nich na pewno zaprezentowane
w Krakowie tematy z filmów ?2046? i ?Spragnieni miłości?. O bezpłciowość nie
można też oskarżyć utworów z ?Łez na sprzedaż? i ?Samotnego mężczyzny?. Kompozycje
z tych czterech projektów świetnie wypadły na żywo i były najmocniejszymi
punktami piątkowego występu. Szkoda jednak, że zostały dopełnione kilkoma jakościowo
przeciętnymi, anonimowymi utworami. Emocjonalną paletę wzbogaciłyby z pewnością
kompozycje z takich obrazów jak ?Daisy?, ?Hibi? czy ?Sleepless Town?, ale
najwyraźniej nie są to ?faworyci? japońskiego twórcy.
Koncerty Tan Duna i Shigeru Umebayashi`ego dały nam okazję do
porównania muzyki z epickich widowisk o azjatyckich bohaterach. To porównanie
wypadło zdecydowanie na niekorzyść artysty z Japonii. Wydaje mi się, że wypadłoby
ono trochę lepiej, gdyby nie obecność bardzo przeciętnego ?Fearless? i gdyby
selekcja utworów z ?Domu latających sztyletów? była bogatsza. Jeśli zaś chodzi
o ?Cesarzową?, w której Shigeru Umebayashi wykonał bardzo solidną pracę z
ludzkim głosem, to zagrane w Krakowie utwory były wystarczającą i zadowalającą
reprezentacją tego dzieła muzycznego. Z omawianego bloku muzycznego najmocniej
zapadły w pamięć utwory wokalne z udziałem Ewy Małas-Godlewskiej. Tego wieczoru
nasza eksportowa śpiewaczka nie sprawiła zawodu, podobnie jak flecista Sandro
Friedrich oraz muzycy AUKSO, po raz kolejny perfekcyjnie wywiązujący się z
powierzonego zadania. W związku jednak ze wspomnianym, nie najlepszym doborem
materiału muzycznego, było to, co najwyżej dobre widowisko, najsłabsze ze
wszystkich trzech zaprezentowanych podczas 3. Festiwalu Muzyki Filmowej w hali ocynowni elektrolitycznej Arcelor Mittal.