3. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie - DZIEŃ III23 Czerwiec 2010, 19:59
MEET & GREET Z SHIGERU UMEBAYASHIM, CZYLI ARTYSTA NA WYCIĽGNIĘCIE RĘKIOstatni dzień Festiwalu rozpoczął się kolejnym spotkaniem z japońskim kompozytorem Shigeru Umebayahim, tym razem w luźnej formule Meet & Greet. Ograniczenie moderacji do minimum i rezygnacja z typowego wywiadu okazało się wyjątkowo dobrą decyzją, skracając dystans między gwiazdą a fanami, i zapewniając nieskrępowaną atmosferę do zadawania pytań, na które zresztą artysta bardzo chętnie odpowiadał. Jak sam stwierdził, przyjęcie jego samego i jego muzyki, z jakim się spotkał tu w Krakowie, bardzo go zaskoczyło. Nawet w Japonii na jego koncerty przychodzi bowiem nie więcej niż 100-150 osób. Zapytany o sposób pracy nad muzyką do filmów, odpowiedział, że zaczyna ją najczęściej od zapoznania się ze scenariuszem, natomiast nie specjalnie odpowiada mu tworzenie pod sceny już zmontowanego obrazu. Podobna sytuacja miała miejsce przy komponowaniu ścieżki dźwiękowej do ?Domu latających sztyletów?: ?Pracę nad muzyką do tego filmu rozpocząłem od czytania scenariusza i rozmów z reżyserem, który zwrócił mi uwagę, że jest to przede wszystkim film o miłości. Ja miałem takie samo zadanie i zacząłem komponowanie właśnie od scen romantycznych, bo takie właśnie najbardziej lubię. Sceny związane z akcją zostawiłem sobie na koniec.? ?Zarówno bardzo delikatna muzyka z wykorzystaniem tylko jednego instrumentu, na przykład fortepianu, tak samo jak utwór na pełną orkiestrą mogą wyrażać uczucia w sposób równie głęboki.? - powiedział kompozytor odnosząc się do stylu, w jakim pisze muzykę. ?Może nawet taka delikatna, spokojna muzyka wyraża więcej emocji, niż wykorzystanie wielu instrumentów. Co najbardziej różni moją muzykę sprzed lat, gdy byłem członkiem zespołu rockowego, od tej którą tworzę teraz, to jest to, że byłem wtedy ograniczony do jednego stylu, zarówno jeśli chodzi o wykorzystanie instrumentów, jak i rytmy. Natomiast muzykę do filmów tworzę w sposób całkowicie swobodny, spontaniczny. Mogę eksperymentować z wieloma instrumentami. Ja osobiście lubię muzykę spokojną.? Meet & Greet z Shigeru Umebayashim okazało się najlepszym ze spotkań podczas tegorocznego Festiwalu. Sam gość tryskał humorem, ciesząc się z możliwości bezpośredniego kontaktu z słuchaczami nie mniej niż oni z możliwości poznania artysty. Rozmawiano zarówno o przeszłość, jak i o przyszłości kompozytora, o wydawnictwach płytowych, artystycznych inspiracjach, a także zakulisowych historiach pracy przy poszczególnych filmach. Na zakończenie Ume zgodził się podpisać przyniesione okładki, zdjęcia a nawet koszulki, bez skrępowania pozwalał zrobić ze sobą zdjęcia, a także z chęcią gawędził z tymi, którzy nie zdążyli wyczerpać wszystkich tematów podczas konferencji.
SPOTKANIE Z HOWARDEM SHOREM, CZYLI GWIAZDOR POD OSTRZAŁEM
Niewątpliwie najbardziej oczekiwanym punktem programu 3. Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie była szumnie zapowiadana wizyta trzykrotnego zdobywcy Oscara - Howarda Shore'a. Ten wszechstronny kanadyjski kompozytor, twórca muzyki do "Władcy Pierścieni", stały współpracownik Davida Cronenberga i (do niedawna) Davida Finchera, po raz pierwszy odwiedził nasz kraj, by uświetnić swoją osobą ostatni z tegorocznych koncertów - wykonanie partytury do "Powrotu Króla" Petera Jacksona połączone z projekcją filmu na żywo. Choć oficjalne otwarte spotkanie z kompozytorem zaplanowano dopiero na sobotę, artysta przyjechał do Polski już w czwartek, tak więc niektórzy z uczestników Festiwalu mogli go spotkać na przykład podczas jednego z wieczornych koncertów galowych. Zainteresowanie spotkaniem okazało się nadzwyczaj duże, więc nie tylko ogródek kawiarni Cafe Bunkier, ale i jego obrzeża zostały szczelnie obstawione przez fanów, z których część ściskała w dłoniach okładki albumów lub egzemplarze magazynu festiwalowego - wszystko z nadzieją na zdobycie podpisu artysty. Przybycie Shore'a zostało nagrodzone gromkimi brawami. Niestety, okazało się, że spotkanie nie tylko będzie krótsze, niż wcześniej zakładano, ale również - jak poinformowano - kompozytor nie będzie w tym momencie rozdawał autografów, gdyż zostało to zaplanowane wyłącznie na czas przerwy w wieczornym koncercie. Tłumaczono to zmęczeniem artysty i jego napiętym grafikiem, ale w stosunku do ludzi, z których zapewne niemała część przyjechała do Krakowa specjalnie po to, by osobiście spotkać właśnie Howarda Shore'a, było to zagranie nie do końca fair. Pomimo powyższych kontrowersji spotkanie upłynęło w dobrej atmosferze. Shore (w rozmowie początkowo z Pawłem Piotrowiczem - dziennikarzem m.in. serwisu Onet.pl - a następnie z przybyłymi do kawiarni słuchaczami) stopniowo się rozluźniał, choć cały czas widać było, że występując przed dużym audytorium nie czuje się jak ryba w wodzie. Cała konferencja trwała w sumie około 45 minut. Organizatorzy, tak jak zapowiadali, szczelnie odgrodzili kompozytora od fanów, którzy mimo wszystko chcieli spróbować swojego szczęścia w dotarciu do gościa, a następnie odkonwojowali go bezpiecznie do restauracji Virtuoso na zamknięte półgodzinne spotkanie z laureatami konkursów wiedzy o "Władcy pierścieni". Choć treść zadawanych pytań, jak i udzielanych przez Shore'a odpowiedzi, nie różniła się specjalnie od tych sprzed kilkunastu minut, można było się dowiedzieć na przykład, że spośród kompozytorów filmowych - swoich kolegów po fachu - Shore bardzo ceni sobie między innymi Alexandre'a Desplata oraz Cartera Burwella. W trakcie pojawił się również sympatyczny polski akcent. Okazało się bowiem, że kompozytor obecnie pracuje nad utworem zamówionym z okazji 200-lecia urodzin Fryderyka Chopina, o twórczości którego wypowiadał się oczywiście w samych superlatywach.
Poniżej prezentujemy najciekawsze fragmenty z rozmów z Howardem Shorem (skróty od Redakcji):
[O tym, kiedy po raz pierwszy powiedział sobie, że chce zostać twórcą muzyki filmowej.] ?Motywacją była dla
mnie przede wszystkim muzyka. Chciałem pisać a film dawał tę możliwość.
Miałem szczęście poznać Davida Cronenberga, którego obrazy dały mi dużo
przestrzeni, by tworzyć i eksperymentować.?
[O swoich wrażeniach z pobytu w Krakowie.] ?Spacerowałem między innymi po Rynku i okolicznych uliczkach. Stare Miasto jest przepiękne, architektura jest tutaj naprawdę niesamowita. Byłoby wspaniale spędzić tu więcej czasu, dlatego mam nadzieję jeszcze tu przyjechać.?
[O tym, czym kieruje się pisząc muzykę.] ?Zanim zacznę pisać, najpierw studiuję dramaturgię i język przedstawionej w filmie historii. Zaczynałem od pracy w teatrze, więc warstwa scenariuszowa zawsze ma dla mnie duże znaczenie.?
[O tworzeniu muzyki do "Władcy Pierścieni".] ?W całej trylogii jest ponad 80 tematów, które powstawały po kolei, w określonej sekwencji. Najpierw powstały tematy Shire i Drużyny. Użyłem obu w scenach, które dzieją się w Morii, czyli tych, od których zacząłem pracę. Inspiracje znajdowałem w tekście Tolkiena. Na potrzeby Morii stworzyłem muzykę opartą na męskich głosach, gdyż w kulturze krasnoludów dominowali właśnie mężczyźni. W ilustracjach do scen w Rivendell i Lothlorien przeważały za to głosy kobiece. Najwięcej czasu w sumie zajmowało mi to całe odkrywanie muzyki ?zapisanej? między wierszami w tekstach Tolkiena.?
[O tym, czy pisząc muzykę do pierwszej części "Władcy Pierścieni" miał już w głowie zarys partytury do ?Powrotu Króla?.] ?Nie. Nawet Tolkien pisząc te książki nie bardzo wiedział, dokąd zaprowadzi go ta droga. Powieści pozwoliły mi poznać zarys całej historii, ale w momencie, jak zaczynasz coś tak dużego, to trudno mieć w głowie obraz całości. Dopiero pracując dzień po dniu powoli układasz wszystkie elementy tej układanki na swoje miejsce. Dziś wieczór podczas koncertu usłyszycie utwór "Destruction of the Ring", który ilustruje scenę zniszczenia Pierścienia. Zaczynając pisać, wiedziałem, że kiedyś do tego momentu dojdę, i nawet trochę się tego obawiałem. Zanim do tego doszedłem, minęły 3 lata. Napisałem to w jeden wieczór właśnie dzięki temu, że miałem za sobą tę całą drogę. We wrześniu wychodzi książka Douga Adamsa o muzyce do "Władcy Pierścieni". Pisanie jej zajęło mu 9 lat, czyli w sumie dwa razy więcej, niż mi stworzenie tych soundtracków. Ta książka w detalach opisuje pracę nad muzyką oraz składające się na nią tematy i lejtmotywy.?
[O tym, jak wyglądają (wyglądały-przyp.) przygotowania do pisania muzyki do ekranizacji "Hobbita".] ?Jestem na najwcześniejszym etapie pracy. Cały czas poszukuję informacji, czytam. Przygotowuję się do tego psychicznie i fizycznie. "Hobbit" powstanie nie wcześniej niż za 3 lata, ale praca już trwa, bo to się wszystko dzieje w twojej głowie. Muzyka powstaje w podświadomości i by komponować, trzeba umieć do niej dotrzeć.?
[O muzyce do "Milczenia owiec".] ?Reżyser Jonathan Demme zasugerował, bym napisał tę muzykę z perspektywy nie Hannibala Lectera, co było bardzo kuszące, ale Clarice Starling - głównej bohaterki. Pozwoliło to widzowi lepiej wczuć się w jej perspektywę i poczuć to, co ona czuje.?
[O muzyce do gry komputerowej "Sun of the Ultimate Nation".] ?Ta gra powstała w Korei. Zaproponowano mi stworzenie muzyki wyłącznie w oparciu o fabułę, o kultury w niej opisane i występujące tam postaci. Gra jako taka jeszcze wtedy nie istniała. Napisałem więc około 60 minut muzyki podzielonej na kilka części. Bazowałem głównie na rysunkach i opisach. Była to bardzo ciekawa praca. Używaliśmy również chóru śpiewającego w języku starokoreańskim a także thereminu i organ.?
[O tym, czy dane będzie kiedyś usłyszeć odrzucona muzykę, którą napisał do "King Konga" Petera Jacksona]? ?Tak sądzę. Kiedyś.? [śmiech]
WIELKI FINAŁ: HOWARD SHORE - WŁADCA PIERŚCIENI: POWRÓT KRÓLA
Tego wieczoru kolejka przed wejściem na teren Huty im. Sendzimira była większa niż zazwyczaj. Perspektywa uczestnictwa w tym wyjątkowym wydarzeniu, wieńczącym trylogię "Władca Pierścieni", pierwszych słuchaczy ściągnęła na długo przed jego rozpoczęciem. Nastrój oczekiwania udzielił się również organizatorom, którzy przez pomyłkę wysadzili część artystów tuż przed wejściem na sektor widowni. Nie zakłóciło to na szczęście atmosfery wieczoru ani nie wpłynęło w żaden istotny sposób na dyspozycję muzyków. Tuż przed pierwszymi taktami muzyki do zgromadzonej publiczności wyszedł powitany gromkimi brawami sam Howard Shore. Stojąc przed liczoną w tysiącach widownią Shore zdawał się być równie speszony, jak podczas wcześniejszych spotkań z fanami, jednak równocześnie widać było jego pozytywne przejęcie tak gorącym przyjęciem. Projekcja filmu i towarzyszące jej wykonanie muzyki stały w tym roku na najwyższym poziomie. Obyło się bez widocznych problemów technicznych, a i warunki do grania były o niebo lepsze niż rok temu, kiedy to z zimna nawet instrumenty odmawiały posłuszeństwa. Tym razem było i sucho, i ciepło, a i akustyka przemysłowej hali dawała radę. Jak krótko przed koncertem powiedział nam dyrygujący orkiestrą Ludwig Wicki, ustawienie sceny wymagało paru wcześniejszych modyfikacji, ale dzięki temu udało się uzyskać najlepsze brzmienie połączonych sił Sinfonietty Cracovi oraz dwóch chórów: Pueri Cantores Sancti Nicolai oraz Pro Musica Mundi - w sumie niemal 300 artystów odpowiedzialnych za porażającą swym rozmachem muzykę. Aranżacje i wykonanie utworów były w większość zgodne z tym, co znamy z oryginalnej wersji filmu, choć dało się wychwycić kilka różnic. Śmiało można jednak powiedzieć, że dopiero prezentacja tej muzyki na żywo w pełni oddała rozmach i bogactwo partytury, pozwalając zabłysnąć nawet tym utworom, które normalnie są schowane za (tu odpowiednio ściszonymi) efektami dźwiękowymi. Orkiestrę i chór jak w poprzednich latach wspierali wyśmienici soliści na czele ze zjawiskową Kaitlyn Lusk, której finałowe wykonanie oscarowego "Into the West" niczym nie ustępowało oryginałowi Annie Lennox. Trzeba również podkreślić, że w tym roku publiczność w większości wykazała się klasą i nie zaczęła wychodzić w momencie rozpoczęcia napisów końcowych, ale dzielnie dotrwała do końca, nagradzając kompozytora i wykonawców burzą oklasków na stojąco. Jedyny zgrzyt tego fantastycznego wieczoru to nie do końca fortunny pomysł zorganizowania sesji autografów w trakcie dość krótkiego antraktu, albowiem widzowie z oddalonych sektorów nie mieli najmniejszych szans przedarcia się przez tłum i zdobycia wymarzonego podpisu. Ci jednak, którzy tego wieczoru poszukiwali wyłącznie doznań muzycznych, po zakończonym koncercie opuszczali halę ocynowni naprawdę usatysfakcjonowani spektakularnym finałem nie tylko przecież tegorocznego Festiwalu, ale również całej trzyletniej przygody z trylogią Petera Jacksona i powstałym na jej potrzeby opus magnum Howarda Shore'a. Pozostaje trzymać kciuki, by na zakończenie 4. Festiwalu wrażenia były równie dobre.
Relację przygotował: Krzysztof Ruszkowski
Zdjęcia: Damian Sołtysik, Krzysztof Ruszkowski
***
Redakcja Soundtracks.pl dziękuje organizatorom, gościom i publiczności 3 Festiwalu Muzyki Filmowej za to, że dzięki Wam już kolejny rok to wyjątkowe przedsięwzięcie mogło się kręcić.
Specjalne podziękowania za naprawdę dobrą robotę kierujemy do całego KBF-u, ze szczególnym uwzględnieniem Pana Roberta Piaskowskiego i Pani Aleksandry Nalepy.
Za sympatycznie spędzony wspólnie czas dziękujemy znanym lub dopiero poznanym: Bartoszowi Chajdeckiemu, Danowi Goldswasserowi, Robertowi Kalinowskiemu, Piotrowi Krasnowolskiemu, Pawłowi Piotrowiczowi, Maciejowi Zielińskiemu i kolegom z portali FilmMusic.pl i MuzykaFilmowa.pl.
Czytaj
również:
3.
Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie - DZIEŃ I
3.
Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie - DZIEŃ II Bartosz Chajdecki - wywiad-rzeka z kompozytoremBabuch: | My za wszelkie melanże również dziękujemy... :) | | Neimoidian: | Polecamy się na przyszłość. | |
|