Każdy miłośnik muzyki filmowej lubi wracać do filmów, w których szczególnie efektownie funkcjonuje muzyka. Dużą przyjemność sprawia oglądanie ciekawie zilustrowanych scen czy sekwencji, nawet kilka razy pod rząd. Sam bardzo często wracam do niektórych fragmentów filmów, tylko po to, żeby poekscytować się idealną symbiozą obrazu i dźwięku. Zaspokojenie tego specyficznego głodu artystycznego do niedawna bywało w pewnych sytuacjach niemożliwe albo przynajmniej kłopotliwe. Zwłaszcza w podróży. Owszem, jadąc pociągiem, samochodem czy lecąc samolotem, mogliśmy z łatwością posłuchać soundtracków na różnego rodzaju odtwarzaczach przenośnych - mp3, CD, itp. Ale żeby zasmakować w sztuce muzyki filmowej w sposób pełny, musiał wystarczyć laptop - komputer wprawdzie przenośny, ale obarczony ograniczeniami (stosunkowo słaba żywotność baterii, ciężar).
Na szczęście niedawno sytuacja się zmieniła, a to za sprawą nowych urządzeń - tabletów i smartfonów. Można na nich i słuchać muzyki, i oglądać filmy, a dzięki niewielkim gabarytom, wygodnie jest się z nimi przemieszczać z miejsca na miejsce. Do redakcji Soundtracks.pl trafił jeden z pierwszych tabletów, jakie pojawiły się na rynku (nie licząc oczywiście rewolucyjnego iPada) - Samsung Galaxy Tab P1000. Postanowiliśmy przetestować go właśnie pod kątem potrzeb i oczekiwań fana muzyki filmowej.
Zacznijmy więc od samej muzyki. Samsung Galaxy Tab odtwarza ją w standardowej, jak na urządzenia przenośne, jakości. Podłączyłem do niego wysokiej klasy słuchawki nauszne (te douszne, dołączone do zestawu brzmią okropnie płasko, a w dodatku psują słuch) i wysłuchałem kilku najnowszych soundtracków, które wcześniej z łatwością zgrałem. Dźwięk nie różni się w zauważalnym stopniu od tego, odtwarzanego na popularnych ?empetrójkach?, typu iPod. Miło zaskoczył mnie głośnik zewnętrzny. Wprawdzie nie wyobrażam sobie słuchać przez niego całej płyty, ale do szybkiego zademonstrowania komuś fragmentu utworu dobrze się nadaje. Jak już wspomniałem, na tablet bardzo łatwo skopiować albumy - jak na zwykłego pendrive`a. Nie jest do tego wymagany żaden specjalny program, co daje Samsungowi przewagę nad iPadem firmy Apple, który komunikuje się z komputerem wyłącznie poprzez iTunes`a. Jednak odkąd w Polsce pojawił się internetowy sklep multimedialny Apple`a iTunes store, oferujący miliony albumów muzycznych i filmów, iTunes przestał być postrzegany jako ograniczenie, a wręcz przeciwnie. Mam nadzieję, że pojawi się konkurencyjny, równie wygodny w obsłudze serwis, z którego będą mogli korzystać wszyscy, nie tylko użytkownicy sprzętu z pod znaku nadgryzionego jabłka. Póki co, na testowanego Samsunga Galaxy Tab możemy zgrać 16 GB muzyki z dysku komputera.
Samsung Galaxy Tab wyposażony został w 7-calowy ekran LCD o rozdzielczości 1024 x 600 pikseli, oferujący przyzwoitą jakość obrazu. Filmy prezentują się na nim wyraźnie, chociaż głębia kolorów mogłaby być intensywniejsza. Wydaje się, że ekran nie został pomyślany pod kątem potrzeb kinomanów. Jest bowiem zwyczajnie za mały. Wprawdzie pojedyncze sceny czy klipy video na YouTube obejrzymy bez zmęczenia oczu, ale już o pełnometrażowym filmie nie ma mowy. Ciekaw jestem, jak pod tym względem sprawdza się najnowszy tablet Samsunga, oznaczony symbolem 10.1.
Surfowanie po Internecie z Galaxy Tabem to już czysta przyjemność. Korzystałem z przeglądarki Opera, wyświetlającej strony bardzo szybko i przejrzyście. Tablet wygodnie trzyma się nawet jedną ręką, dzięki czemu przeglądanie portali w pojazdach komunikacji miejskiej nie stanowi żadnego problemu. Siedząc czy stojąc w metrze lub autobusie możecie słuchać ulubionego soundtracku i czytać o nim na Soundtracks.pl. Również korzystanie z serwisów społecznościowych jest na Galaxy Tabie bardzo wygodne. Twitter i Facebook chodzą szybko i sprawnie.
Reasumując, Samsung Galaxy Tab to z pewnością urządzenie dla nowoczesnego odbiorcy muzyki filmowej. Jego kompaktowe rozmiary dają swobodę użytkowania w rozmaitych sytuacjach. Jeśli natomiast zależy Wam na lepszej jakości obrazu, radziłbym się rozejrzeć za tabletami, wyposażonymi w większe ekrany o wyższej rozdzielczości.
Aleksander Dębicz