John Barry - 70 urodziny legendy muzyki filmowej
02 Listopad 2003, 15:05Korzystając z okazji 70. urodzin Johna Barry`ego, jeden z naszych redakcyjnych "fanatycznych wielbicieli" tego kompozytora, Janusz Pietrzykowski, przygotował obszerny tekst poświęcony tej legendzie muzyki filmowej. Zapraszamy do lektury
"Przyciągają mnie filmy związane z poczuciem straty:
Pożegnanie z Afryką,
Gdzieś w czasie, czy -
Tańczący z wilkami- wszystkie te obrazy traktują o poczuciu straty" - John Barry.
Trzeciego listopada 1933 roku, w Yorku w Wielkiej Brytanii urodził się jeden z najznamienitszych kompozytorów filmowego przemysłu muzycznego - John Barry. Jego prawdziwe nazwisko - Prendergast - odziedziczył po swoim ojcu - Jacku Prendergascie, który był Irlandczykiem. John wyrastał w atmosferze kina już od najmłodszych lat, ponieważ ojciec był właścicielem kilku kin, a matka była pianistką(choć jej rola polegała bardziej na zajmowaniu się dziećmi, z których trójki John był najmłodszy). Uczęszczał do najstarszej szkoły w Anglii - St.Peters School, ale jego edukacja zakończyła się bardzo wcześnie bo już w wieku 14. lat, kiedy to zaczął pracować w kinie swojego ojca, jako operator projektora.
Pierwsze poważne lekcje teorii muzyki pobierał od Dr Francisa Jacksona, choć już od dziewiątego roku życia uczył się gry na pianinie i trąbce. Kolejne szlify odebrał od Billa Russo (aranżer The Stan Kenton Orchestra) - tym razem w formie korespondencyjnego kursu komponowania. Były to już lata 50. XX. wieku, ale nie było wówczas innej możliwości zdobycia takiej wiedzy jak tworzenie muzyki do obrazu filmowego. Barry miał okazję wcielić w życie swoje pomysły i sprawdzić się jako muzyk po raz pierwszy w czasie swej służby w wojsku, którą odbył na Cyprze i w Egipcie. Po powrocie do ojczyzny zaczął pisać aranżacje dla big bandów, ale był to dosyć wolny proces - od napisania aranżacji - do jej wykonania przez orkiestrę. Dlatego Barry postanowił stworzyć coś własnego - i tak się stało. Razem z kolegami z armii utworzył "John Barry Seven" - grupę, która grała jazz, rock`n roll, rhytm and blues i mnóstwo tzw. "coverów" czyli ich własnych wersji znanych przebojów. John Barry grał tam na trąbce i był jednocześnie dyrygentem. Grupa odniosła znaczący sukces, bowiem znalazła się na drugim miejscu na liście najpopularniejszych zespołów roku 1957. Współpraca z piosenkarzem Adamem Faith`em nad jego piosenką
What Do You Want? była kolejnym krokiem do jeszcze większej sławy.
Wreszcie nadszedł pierwszy film -
Beat Girl z 1959 roku. Był to de facto filmowy debiut Adama Faith`a. Barry napisał doń muzykę, która była mieszanką jazzu i rocka lat 50. ale ponadto była doskonałym przykładem na inwencję i zdolność do kreatywnego mieszania stylów muzycznych.
1962 - ta liczba, ten rok to
wrota do sławy dla Johna Barry`ego. Premiera pierwszego Bonda -
Dr.No i słynny
The James Bond Theme wyniosły Johna Barry`ego na "szerokie wody" w przemyśle filmowym. Pomimo wielu niedomówień i wątpliwości, jakie istnieją do dziś dnia co do tego, jaki wkład, jaki udział miał sam John Barry w skomponowaniu nieśmiertelnego "spy theme" - jego pozycja wzmocniła się bardzo mocno, jak nigdy dotąd. Po świecie krąży wiele wersji historii powstania tematu bondowskiego, ale nie da się ukryć, że gdyby nie genialna aranżacja Barry`ego, groźna i pełna energii gitara Vic`a Flick`a i przeszywająca na wskroś ciało trąbka - nie mielibyśmy dziś jednej z niewielu doprawdy prawdziwych perełek muzyki filmowej.
Lata sześćdziesiąte, które dla Barry`ego zaczęły się od `62 roku były tak naprawdę szczytem jego kariery: komponował najbardziej zróżnicowane stylistycznie score`y, zdobył trzy Oscary, co dla tak młodego kompozytora było darem niebios. Najwyższe osiągnięcia tamtych lat to: jazzowy i suspense`owy
Goldfinger, Thunderball, przepiękny
You Only Live Twice, nowatorski
On Her Majesty`s Secret Service. Oprócz tych klasyków z bondowskiej serii, Barry skomponował swój hit wszechczasów -
Born Free(w Polsce wyświetlany pod tytułem
Elza z afrykańskiego buszu), za którego otrzymał dwa Oscary: za najlepszą piosenkę i za najlepszą kompozycję muzyki filmowej. Była to antycypacja romantycznego stylu z lat 80. i 90., takiego jaki zaprezentował w
Out Of Africa , czy
Dances With Wolves. W 1967 roku Barry zaskoczył wszystkich swoją kompozycją do filmu
The Lion In Winter. Ten historyczny epos o średniowiecznej Anglii, brutalnych i krwawych wojnach pomiędzy rodami walczącymi o koronę został opatrzony muzyką całkowicie osadzoną w realiach epoki: z łacińskimi tekstami, chórem i ogromną, rozbudowaną 120.- osobową orkiestrą. Muzyka to zarówno czerpiąca z klasyki(wielu krytyków zauważa inspirację w
Carmina Burana Carla Orffa) ale i zawierająca elementy nowoczesnej kompozycji. Rezultat: Oscar w 1968. Kolejny rok - 1969 to następny wielki sukces, który objawił się dzięki owocnej współpracy Barry`ego i wybitnego reżysera - Johna Schlesingera. Sukces zarówno muzyczny, jak i artystyczny - a takim był niewątpliwie
Midnight Cowboy - przyniósł Barry`emu pierwszą w jego karierze nagrodę Grammy, a temat(skomponował go w 20. minut), który bazuje na fascynującej i nastrojowej harmonijce ustnej niebawem stał się klasykiem muzyki filmowej i zaczął być bardzo często aranżowany i grany przez wiele zespołów muzycznych, a nawet - kompozytorów, np. - Henry`ego Mancini. Do dzisiaj w wielu akademiach muzycznych - zwłaszcza w USA - podaje się
Midnight Cowboy`a jako wzorowy wręcz przykład tworzenia songtrack`u do filmu, ze względu na pietyzm, z jakim komponowano do niego muzykę: piosenki były specjalnie komponowane na potrzeby konkretnych scen, z jednym tylko wyjątkiem - pamiętną
Everybody`s talkin` Nillsona. Genialny temat główny, ale i doskonałe pozostałe ilustracje, takie jak
Fun City autorstwa Barry`ego w połączeniu z nowoczesnymi piosenkami w stylu lat 60. - oto jak wiele obliczy wówczas ukazywał John Barry. Wraz z nadejściem lat 70. zmieniło się wiele. Barry odniósł sukces jako kompozytor musicalu
Billy w 1973 roku i zaangażował się w tworzenie muzyki do filmów telewizyjnych(
Eleanor and Franklin chociażby). Zaczął też tworzyć muzykę w innym niż dotychczas stylu, a stało się to widoczne(a właściwie - słyszalne) zwłaszcza po jego "przeprowadzce" do USA w 1975 roku. Nie oznacza to jednak, że "seventies" nie były dla niego dobre. Przykładów, że było zupełnie odwrotnie jest wiele: wspaniały jazzowy i eklektyczny
Diamonds are forever spod znaku Bonda, nominowany do Oscara, dramatyczny i przeszywający smutkiem score do
Mary, Queen Of Scots, nasuwający skojarzenia z
The Lion In Winter -
The Last Valley, mroczny i ciężki
King Kong, czy bardzo dobry -
podwodny The Deep.
Lata 80. zwiastują nadejście stylu, do jakiego Barry przywiązał się na dobre do dzisiaj - w pełni romantycznego, opartego głównie na grze zmysłowej i czarującej sekcji smyczkowej. I on stanowi właśnie źródło największych kontrowersji - z jednej strony jest obiektem krytyki - a z drugiej - uwielbienia. Po dwóch stronach tej "barykady" stoją: wierni fani jego niepowtarzalnego stylu - i niespełnieni krytycy muzyczni a także - reżyserzy i producenci z charakterystycznym dla nich i jakże częstym przerostem własnego "ego". To prawda, że Barry komponuje od przełomu lat 70. i 80. w specyficznym stylu - ale to właśnie stanowi o jego wyjątkowości i rozpoznawalności, jest wierny sobie i nie chce z siebie rezygnować. Tak krytykowany nurt jego twórczości przyniósł jednak jedne z największych sukcesów w historii muzyki filmowej:
Somewhere In Time - tragiczny i sentymentalny ale chwytający za serce score, który napisał będąc jeszcze pod wrażeniem po śmierci swoich rodziców i klasyczny już
Out Of Africa z całą jego gracją, dostojeństwem i wewnętrznym pięknem. Nowoczesno - klasyczny
The Living Daylights - ostatni score Barry`ego do Bonda; nawiązujący do
On Her Majesty`s Secret Service z energetyczną gitarą elektryczną
A View To A Kill - ostatni film z serii 007 z Rogerem Moore`m (wyraźnie widać podobieństwo w ilustracji muzycznej filmu przygodowego
K2, gdzie Hans Zimmer użył podobnej gitary), wyróżniony Grammy jazzowy
The Cotton Club; nasycony seksem, intrygą i zbrodnią saksofonowo-fortepianowy
Body Heat - to inne dowody inwencji twórczej i niewątpliwych osiągnięć na niwie muzyki filmowej, jakich dokonał John Barry w dekadzie lat `80. Dekadzie, która zakończyła się dla niego bardzo niefortunnie i nieszczęśliwie, bo - chorobą, która sprowadziła go na krawędź życia i śmierci. Powrót po dwóch latach przerwy - od 1988 do 1990 - okazał się spektakularny:
Dances With Wolves - czyli szczytowe osiągnięcie jego kariery - przyniosło kolejnego, piątego już Oscara i czwartą Grammy. Ten soundtrack jest nasycony "duchowością" - jak to określił sam Barry, tworzy jednolitą całość, jest oparty na symfonicznym brzmieniu(95. osobowa orkiestra i 24. osobowy, kobiecy chór) i to kolejny klasyk muzyki filmowej. Barry oddał w nim hołd dla natury, do której Indianie odnosili się z należytym respektem ale i dramat głównego bohatera - porucznika Johna Dunbara, którego los rzucił na Daleki, Dziki Zachód, gdzie istnieje jeszcze nieskażona, dziewicza natura i cywilizacja. W
Tańczącym z wilkami odbija się dramat z życia samego Barry`ego, który uciekł śmierci - a która w tak wielu postaciach pojawia się w tym eposie Kevina Costnera: w postaci śmierci cywilizacji Indian, śmierci bizonów, śmierci etosu "bohaterskiego i niosącego pokój żołnierza Stanów Zjednoczonych"...To naprawdę absolutnie niepowtarzalna muzyka, muzyka jaka zdarza się raz na kilka, może nawet - kilkanaście lat. Jedno jest pewne - jest nieśmiertelna i klasycznie piękna. Wykonywana niezliczoną ilość razy przez taką samą liczbę orkiestr dowiodła swej wyjątkowości i czaru. Obok
Titanica Jamesa Hornera - należy do największych sukcesów komercyjnych lat dziewięćdziesiątych. Znajduje też uznanie w oczach autorytetu naszych czasów, znanego ze swojego wielkiego humanizmu i ogromnej erudycji - Jana Pawła II. Tak, tak -
Tańczący z wilkami to jedna z najczęściej słuchanych przez Papieża płyt.
Lata `90. przyniosły spowolnienie w karierze Barry`ego, ale muzyka, którą tworzy jest nadal bardzo dobra - albo dobra. Rok `92 to nominowany do Oscara nostalgiczny a zarazem jazzowy
Chaplin a `93 -
Indecent Proposal z jednym z największych hitów Johna Barry`ego i Lisy Stansfield -
In All The Right Places. Barry skomponował również muzykę do filmów akcji - takich jak chociażby
The Specialist, w którym nawiązuje do jazzowych poprzedników typu
Body Heat czy
The Cotton Club. Od `96 roku Barry tworzy jednak jeszcze mniej niż nawet na początku lat `90. Przyczyn jest wiele, ale najważniejsze z nich to: pogarszający się stan zdrowia (niestety...) wywołany chorobą z końca lat `80., nowe "trendy" w przemyśle filmowym - czyli tworzenie głównie songtracków, przeznaczonych dla masowego i niewymagającego odbiorcy, presja producentów i reżyserów na
szybkie komponowanie. Ale są i radośniejsze powody - John Barry jest od dziewięciu lat szczęśliwym ojcem swego jedynego syna - JonPatricka(wcześniej los obdarzył go "tylko" trzema córkami). Jemu zadedykował muzykę do
Across The Sea Of Time - filmu nakręconego w technologii 3- D IMAX, który właśnie trafia na ekrany polskich kin.
Barry, pomimo, że ostatnio nie angażuje się zbyt często w projekty filmowe - znalazł dla siebie miejsce. W 1998 roku wydał swój pierwszy po ponad dwudziestu latach przerwy(pierwszym był
The Americans)
concept album -
The Beyondness Of Things, stanowiący muzyczną reminiscencję życia Barry`ego. Trzy lata później kontynuacją stał się
Eternal Echoes - album inspirowany twórczością irlandzkiego poety Johna O`Donohue. Nie można zapomnieć również o wyśmienitym
Playing By Heart - soundtracku do filmu o tym samym tytule, który jest po trosze muzyką filmową i po trosze "concept albumem". Tym razem Barry nawiązał do stylowego jazzu lat `50. USA - a zwłaszcza - Cheta Bakera.
Kariera Johna Barry`ego w świecie muzyki filmowej zaczęła się w 1959. roku i z - wszystkimi wzlotami i upadkami, jakie są wpisane w życie - trwa do dziś dnia. Barry obdarzył zarówno kinomanów - jak i wielbicieli dobrej muzyki po prostu - wspaniałymi tematami, piosenkami - zarówno z filmów, jak i z musicali, epickimi kompozycjami do
Pożegnania z Afryką czy
Tańczącego z wilkami. Jego talent melodystyczny jest znany i poważany, a jego unikalny styl aranżacji i orkiestracji jest nie do skopiowania. W jego twórczości da się odnaleźć cztery style: mocno osadzony w brzmieniu rock`n rolla i jazzu, ale z nowoczesnym wykorzystaniem gitary elektrycznej styl
Beat Girl i
The James Bond Theme; nietypowy, oparty na kilku zaledwie instrumentach - za każdym razem innych, co miało prowadzić do wytworzenia efektu pasującego tylko do danego obrazu: tu Barry często wykorzystywał kilka wiolonczel, klawesyn, cymbałki czy wibrafon oraz - kontrabas; trzeci - romantyczny, bazujący na rozbudowanej sekcji smyczkowej z tylko jemu charakterystyczną orkiestracją, flecikami oraz mocnej sekcji dętej (częste użycie waltornii) i czwarty - jazzowy, w którym wykorzystuje saksofon, trąbkę i fantastycznie używa fortepianu, np. The Cotton Club,
Chaplin,
Body Heat. John Barry angażował się w rozmaite projekty filmowe i to jest niewątpliwie jego zaletą, że oprócz typowych filmów akcji, jak Bond, do których napisał 11. partytur na przestrzeni 25. lat - tworzył muzykę do filmów kina niezależnego, a grono reżyserów i producentów, z jakimi współpracował jest nie byle jakie: Bryan Forbes, Wim Wenders, John Schlesinger, Sydney Pollack, Kevin Costner, Arthur Penn, Francis Ford Coppola, Richard Attenborough, Adrian Lyne, Rolland Joffe, Lawrence Kasdan.
John Barry to prawdziwy omnibus: skomponował muzykę do ponad 100. filmów, napisał kilka musicali, z których jeden okazał się prawdziwym hitem(
Billy), tworzył muzykę do reklam i filmów dokumentalnych, a ostatnio wydaje
concept albumy i pracuje nad swoim następnym musicalem, opartym na powieści Grahama Greene`a, zatytułowanym
Brighton Rock. Niebawem możemy się spodziewać kolejnego - po trzech latach przerwy - soundtracku - tym razem będzie to również nowe doświadczenie dla tego legendarnego już kompozytora - pisze on bowiem score do animowanej superprodukcji Walta Disney`a i Pixara
The Incredibles. Na dodatek ma się ukazać jeszcze jeden "concept album". Jak widać John Barry nie próżnuje, mimo tego, że przerwy czasowe pomiędzy kolejnymi jego płytami są coraz to większe.
Muzyka to medium, dzięki któremu mogą się porozumieć ludzie z wszystkich stron świata, z wszystkich kultur, różniący się wiekiem czy światopoglądem. John Barry posiadł zdolność do tworzenia muzyki, która pełni właśnie taką rolę. Jest doskonała w swoim przekazie, może istnieć poza obrazem filmowym, żyć swoim własnym życiem i ... oczarowywać. Zapada w pamięć od razu i jest niesłychanie emocjonalna. To dar Johna Barry`ego - jedynego kompozytora, który potrafi tak celnie i poetycko przelać uczucia na język nut. Wielu krytyków wylało litry atramentu aby zgłębić fenomen jego talentu, wielu fanów wydało mnóstwo pieniędzy na jego muzykę, a wszystko po to by choć odrobinę zbliżyć się do tajemnicy magnetyzmu jego dzieł. Moim zdaniem recepta jest prosta - tej muzyki trzeba słuchać sercem, ta muzyka do niego przemawia. Zmusza też do myślenia, gdy opowiada historie swoich bohaterów, językiem który jest nieśmiertelny...