Marco Beltrami na festiwalu Transatlantyk 2013
26 Sierpień 2013, 20:06
Wejście tego kompozytora do grona liczących się nazwisk w Hollywood było śmiałe i stanowcze. Swoim Krzykiem od początku dał wszystkim do zrozumienia, że ma wiele do powiedzenia i nie zamierza dłużej milczeć. Muzyką do filmu Wesa Cravena (1996) Marco Beltrami zaczął torować sobie drogę na szczyt i od tamtej pory stale utwierdza nas w przekonaniu o swoim talencie.
Sala
Kina Pałacowego w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu była pełna
słuchaczy. Spotkanie z kompozytorem dwukrotnie nominowanym do Oscara
(3:10 do Yumy oraz The Hurt Locker: W
pułapce wojny)
przyciągnęło wielu miłośników muzyki filmowej. Nic dziwnego -
Marco Beltrami jest jednym z najciekawszych twórców ostatnich lat.
Kompozycje do takich filmów jak Terminator
3: Bunt maszyn,Ja, robot,Hellboy,Szklana pułapka 5czy Wolverine,
ugruntowały jego pozycję i sprawiły, że stał się kompozytorem
kojarzonym przede wszystkim z filmami akcji. Nie jest mu jednak obcy
klimat niepokoju i grozy (seria Krzyk,Zapowiedź,World War Z),
a równie dobrze Beltrami czuje się w produkcjach obyczajowych
(Sesje,Surferka z
charakterem -nagroda Satelita).
Zacznijmy
jednak od początku, czyli od tego, jak doszło do współpracy z
Wesem Cravenem. Historia opowiedziana przez gościa spotkania jest
krótka: od asystenta reżysera Beltrami otrzymał fragment sceny Krzyku. Przez
weekend miał za zadanie opracować do niej muzykę. Wynajął
studio, nagrał kompozycję, a w poniedziałek został zatrudniony do
pracy nad filmem. (Artysta nie ukrywa jednak, że choć napisał
muzykę do czterech części horroru, to sam nie jest miłośnikiem
tej serii.)
Podchodząc
do opowieści dziejących się w miejscach specyficznych pod względem
kultury, Beltrami przyjmuje różne strategie. Pisząc muzykę do
obrazu Surferka z
charakterem,
starał się lepiej poznać typowe cechy kultury (w tym muzyki)
hawajskiej. O efekcie mogliśmy się przekonać, słuchając piosenki
w oryginalnym języku. Z kolei przy pracy nad filmem Wolverinekompozytor unikał kulturowych nawiązań i zrezygnował z elementów
charakterystycznych dla tradycyjnej muzyki japońskiej. Wynika z
tego, że do każdego projektu twórca podchodzi inaczej - w
zależności od koncepcji własnej, reżysera lub producenta.
Opowiadając
dalej o swojej pracy, Marco Beltrami zwracał uwagę na relacje
między kompozytorem a reżyserem. Podczas gdy Marc Forster (World
War Z)
niemalże wcale nie uczestniczył w tworzeniu muzyki do swojego
filmu, Kathryn Bigelow (The
Hurt Locker)
towarzyszyła kompozytorowi w nagraniach, wyrażała swoją opinię i
sugerowała rozwiązania, które byłyby bliższe jej wizji.
Podczas rozmowy Beltrami wyznał, że najbardziej ekscytujące w
komponowaniu muzyki do filmów jest łączenie poszczególnych
elementów koncepcji w całość. Niezbędna jest tu pomysłowość i
kreatywność, którą kompozytor bardzo wysoko ceni. Ciekawy jest
też moment, w którym okazuje się, że dotychczasowe rozwiązania
stają się nieistotne w obliczu nowego pomysłu, niemalże
olśnienia. Najgorszym zaś doświadczeniem była dla gościa
spotkania praca z reżyserem, który nie potrafił zadecydować, czy
dana kompozycja jest właściwa, czy nie. Sam nie wiedział, co mu
się podoba, a co nie spełnia jego oczekiwań. Beltrami uważa, że
jedną z najcenniejszych cech kompozytora jest umiejętność
określenia swojego stanowiska; nie można być biernym,
niezdecydowanym i niepewnym. To samo powinno dotyczyć reżysera; ten
jednak ostatecznie został odsunięty od projektu, a na jego miejsce
przyszła Jodie Foster, z którą praca przy filmie okazała się
dużo przyjemniejsza.
Czasem jednak zdarza się, że to kompozytor zostaje bez pracy. Marco
Beltrami przyznał się do jednej takiej sytuacji w swojej karierze.
Pracując nad muzyką do pewnego westernu, nie zadowolił producenta
i został zmuszony do rezygnacji. (Materiał, który wtedy powstał,
wciąż czeka na właściwy moment, aby ujrzeć światło dzienne.)
Ważne jest, aby tworzyć z przekonaniem. Dlatego też, jeśli
reżyser odrzuca wstępne propozycje kompozytora, ale jego sugestie
są sensowne i zrozumiałe dla autora muzyki, to warto przemyśleć
całość raz jeszcze i wziąć pod uwagę pewne zmiany. Gdy jednak
reżyser stawia wymagania daleko odbiegające od artystycznej
koncepcji kompozytora lub gdy sam twórca nie ma pomysłu na temat,
wtedy należy poważnie zastanowić się nad rezygnacją z projektu.
Zapytany o swoją opinię na temat jakości powstających ostatnio
soundtracków, Beltrami nie zgodził się z tezą, że brakuje
charakterystycznych melodii, które zostają w pamięci na długo.
Nie uważa również, by współczesna muzyka filmowa opierała się
na schematach. Owszem, można wskazać wiele takich kompozycji,
jednak obok nich znajdziemy szereg oryginalnych i ciekawych motywów,
które są rozpoznawalne i przetrwają dłużej niż pamięć o
filmie. To właśnie temat główny jest najistotniejszy w procesie
tworzenia muzyki. Od niego wszystko się zaczyna.
Na koniec Marco Beltrami wspomniał o osobie, która miała
największy wpływ na jego twórczość. Jerry Goldsmith - bo o nim
mowa - podczas pracy nad muzyką do filmów wybierał najprostsze
rozwiązania, tworzył nieskomplikowane motywy, wybierał prostą
instrumentację - i tworzył arcydzieła. "Prawdziwa wielkość
ubrana jest w prostotę" - powiedziałby Gogol. Ta zasada
widocznie sprawdza się nie tylko w literaturze.
Zdjęcia: Organizator festiwalu
Tekst przygotowała: Anna Józefiak