Rozmowa z Aleksandrem Dębiczem, autorem płyty "Cinematic Piano"
24 Czerwiec 2015, 23:51
26 maja 2015 roku w
Centrum Kultury Dwór Artusa w Toruniu miał miejsce koncert
promujący debiutancką płytę Aleksandra Dębicza Cinematic
Piano. Utwory młodego artysty zainspirowane zostały zarówno
twórczością kompozytorów muzyki filmowej, jak i samym filmami.
Jak sam twierdzi, tworząc swoje kompozycje, chciał "przelać
specyficzny rodzaj filmowej emocji na język muzyki fortepianowej".
Tuż po koncercie udało mi się zamienić kilka słów z
bohaterem wieczoru.
A.J.: Twoja trasa
koncertowa Cinematic Piano trwa. Którym przystankiem na tej
drodze jest Toruń?
A.D.: Droga z Cinematic
Piano dopiero się zaczyna. To jest trzeci występ. Wcześniej
zagrałem w Warszawie i w Nieborowie. Szczególnie ten ostatni okazał
się bardzo przyjemnym, plenerowym koncertem, z zaskakująco liczną
publicznością.
A.J.: Jak się czujesz
podczas występów na scenie?
A.D.: Każdy koncert jest
czymś innym, nigdy nie gra się go dokładnie tak samo. Uwielbiam
koncertować, ponieważ lubię kontakt z publicznością. A ponieważ
w moim materiale muzycznym obecne są elementy improwizacji, to tym
bardziej występy różnią się nieco od siebie. Zawsze czekam na
kolejne koncerty z niecierpliwością.
A.J.: Kto zaszczepił w Tobie miłość
do muzyki?
A.D.: Nie pochodzę z
rodziny "muzycznej", jednak to właśnie pewne wydarzenie z
dzieciństwa w pewien sposób wpłynęło na mój rozwój w kierunku
muzyki. Moi rodzice zabrali mnie kiedyś do filharmonii. Tak mi się
tam spodobało, że podobno następnego dnia bawiłem się w
dyrygenta. Zainteresowałem się muzyką na poważnie. Zacząłem
słuchać płyt. Bardzo mnie to elektryzowało. Moi rodzice, choć
trochę tym zdziwieni, zapisali mnie najpierw na lekcje prywatne.
Później już byłem pewien, że chcę pójść do szkoły
muzycznej. Uczyłem się więc we Wrocławiu, a później studiowałem
w Warszawie.
A.J.: Dlaczego wybrałeś fortepian?
A.D.: Fortepian to
niewątpliwie instrument, który daje wiele możliwości. Najwięcej
w nim można pokazać, jest harmonicznie bogaty, barwny. Jest jakby
całą orkiestrą zamkniętą w jednym miejscu.
A.J.: Czy myślałeś o
tym, by stworzyć partyturę również na inne instrumenty?
A.D.: Nie, dlatego że ja
przede wszystkim czuję się pianistą. Owszem, zdarza mi się coś
skomponować. Uważam jednak, że kompozytor to jest ktoś, kto ma
warsztat, pozwalający mu komponować na duże składy, w każdym
stylu. Ja się w tym nie kształciłem, choć nie wykluczam, że się
będę kształcił. Przede wszystkim jednak skupiam się na
działalności pianistycznej. Kompozycje wynikają z improwizacji,
potem je konkretyzuję. W utworach zawartych na płycie Cinematic
Piano wyrażam swój zachwyt nad muzyką filmową. Moją
fascynację przelewam jednak specjalnie właśnie na język muzyki
fortepianowej. To jest mój język i to mnie najbardziej interesuje.
A.J.: Na płycie
faktycznie słychać te inspiracje. Napisałeś muzyczny list do
Alexandre'a Desplata oraz Thomasa Newmana, pojawia się nawiązanie
do muzyki Jana A.P. Kaczmarka z Marzyciela.Jacy inni kompozytorzy w znaczny sposób wpływają na Twoją muzykę?
A.D.: Wszystko, czego
słucham, ma na mnie jakiś wpływ. Jeśli chodzi o płytę Cinematic
Piano, to odwołuję się wprost do Desplata i Newmana, ale
myślę, że wielu słuchaczy odnajdzie tu również innych
kompozytorów: Johna Williamsa, Jamesa Newtona Howarda. Ja z pewnych
nawiązań zdałem sobie sprawę dopiero po nagraniu płyty. To są
rzeczy, które istnieją gdzieś w mojej głowie. Nie nawiązywałem
do innych kompozytorów intencjonalnie, poza tymi dwoma utworami,
wskazującymi na konkretnych artystów, Desplata i Newmana.
A.J.: W 2013 roku wziąłeś
udział w konkursie Transatlantyk Instant Composition Contest
w Poznaniu. Polegał on na tym, aby zaimprowizować muzykę do
filmu widzianego po raz pierwszy, na żywo. Czy pamiętasz, jakie
obrazy miałeś zilustrować muzycznie?
A.D.: To były dwie
animacje. Pierwsza nie była aż tak trudna. Dzieliła się na trzy
wyraźne segmenty, które wystarczyło zilustrować odpowiednim
nastrojem. Trzeba było się po prostu wczuć w charakter scen.
Natomiast druga animacja była trudniejsza. Operowała zmieniającą
się dynamicznie akcją i oczywiście wymagało to od kompozytora
szybkiego refleksu.
A.J.: Czego od
uczestników wymaga taki konkurs? Nie jest to przecież typowa
sytuacja dla kompozytora. Trzeba usiąść przed ekranem i
fortepianem i zacząć grać muzykę do obrazów, które poznaje się
na bieżąco.
A.D.: To jest trochę
kwestia instynktu, refleksu, ale też umiejętności operowania
różnymi nastrojami. To nie jest tak, że do tego konkursu nie można
się przygotować, poćwiczyć. Ja włączałem losowo mnóstwo
filmów na you tube, wyciszałem głos i natychmiast starałem się
grać nastroje, melodie, które pasowały do tego, co widziałem.
Oczywiście nie da się tak przygotować, żeby ułożyć konkretną
kompozycję i potem ją zastosować podczas konkursu, bo to jest
ślepa uliczka. To nigdy się nie sprawdzi, ponieważ każdy film ma
swój rytm, swoją specyfikę. Takiej wprawy jednak można nabyć. A
ponieważ ja zawsze improwizowałem, i to właśnie w filmowym stylu,
to ten konkurs był dla mnie czymś naturalnym.
A.J.: Jak myślisz, skąd
bierze się wzrost popularności muzyki filmowej w ostatnich latach?
Widać, że coraz więcej osób słucha tego typu muzyki,
organizowane są coraz częściej koncerty, kompozytorzy stają się
coraz bardziej popularni, nawet powstała radiowa lista przebojów
muzyki filmowej.
A.D.: Myślę, że dzieje
się tak, ponieważ ta muzyka jest po prostu komunikatywna,
zrozumiała dla słuchaczy. Dziś w muzyce filmowej bardzo dużo się
dzieje. To jest gatunek bardzo prężnie rozwijający się, dlatego
że jest naturalny. Kiedyś komponowano na okazje liturgiczne, do
opery, do baletu, na zamówienia dworów z jakiejś określonej
okazji. Teraz zamiast tego mamy film. I to jest naturalne. To, co
robi kompozytor, jest ściśle powiązane z fabułą. Używa on
środków muzycznego wyrazu nie po to, żeby się popisać, ale po
to, żeby coś konkretnego powiedzieć. W muzyce filmowej, tak jak
wszędzie, jest oczywiście dzisiaj dużo tandety. Warto jednak
szukać bardziej wyrafinowanych kompozycji, których istnieje wiele.
Cieszę się, że coraz więcej słuchaczy to odkrywa. Tą płytą
chciałem właśnie zachęcić odbiorców do słuchania muzyki
filmowej. Z kolei słuchaczy tego gatunku chciałem skłonić do
zainteresowania się muzyką klasyczną. Operuję bowiem językiem
wziętym właśnie z muzyki klasycznej.
A.J.: Co sądzisz o
koncertach muzyki filmowej? W zeszłym roku w Krakowie podczas
konferencji prasowej z udziałem Hansa Zimmera, Dario Marianellego i
Elliota Goldenthala kompozytorzy bardzo pozytywnie ocenili to
zjawisko, które coraz częściej jest obecne w życiu kulturalnym.
Zimmer dodał jednak, że bardziej interesujące są koncerty
kameralne. Można podczas nich stworzyć intymną atmosferę, tak
niezbędną przy odbiorze tego typu muzyki. Masowe koncerty nie mają
tego subtelnego charakteru i niezwykły klimat gdzieś się zatraca.
A.D.: To jest chyba
kwestia upodobań. Przyznam się, że mam problem z koncertami muzyki
filmowej w ogóle. Coś jest w tej muzyce, przy całym jej
uwielbieniu, że jak słucham jej w rzeczywitości koncertowej, to
czegoś mi brakuje. Dziwnie się czuję. Mam wrażenie, że nie jest
to muzyka koncertowa. Zdarzają się jednak i takie koncerty, podczas
których wykonywane są suity specjalnie przygotowane na tę okazję,
dostosowywane do rzeczywistości koncertowej. Zmienia się wtedy
forma utworów, jest bardziej konkretna, zwarta. Poza tym wiele
zależy też od wykonania. Niestety nie byłem na tych głośniejszych
koncertach w Krakowie, ale słyszałem - i to od ludzi, którym
bardzo ufam - że były to fantastyczne produkcje, brawurowo
wykonane i przygotowane od strony dźwiękowej i nagłośnienia.
Robiło to ogromne wrażenie. Ostatnio oglądałem koncert muzyki
Johna Williamsa w Walt Disney Concert Hall na DVD i to było
niesamowite. Program łączył muzykę filmową z autonomicznymi
utworami kompozytora. To, co widziałem i słyszałem, potwierdziło
fakt, że świetnie słucha się kompozycji, w których jest treść,
w których dużo się dzieje w warstwie czysto muzycznej. U Williamsa
brzmienie jest bardzo bogate. Niepotrzebny jest tu obraz. To wszystko
zależy od jakości i typu muzyki.
A.J.: Jaka ścieżka dźwiękowa
zrobiła na Tobie ostatnio największe wrażenie?
A.D.: Uwielbiam muzykę z
filmu Hotel Marigold Thomasa Newmana. Pierwszą część filmu
obejrzałem wyłącznie ze względu na muzykę, tak samo zrobię
pewnie z najnowszym obrazem. Kompozycje Newmana są oryginalne
brzmieniowo. Pojawiają się tu charakterystyczne dla artysty
rozwiązania, ale jest w nich coś kojącego. Spektrum brzmienia jest
szerokie, dużo się dzieje w warstwie motywicznej, jest bogata
faktura. Bardzo mnie to fascynuje. To jest właśnie przykład
soundtracku Thomasa Newmana, który bardzo odpowiada.
A.J.: Dziękuję za rozmowę.
(Rozmawiała: Anna Józefiak)