Zacznijmy może od "Symetrii". Możesz powiedzieć coś więcej na temat muzyki do tego filmu? Jest to Twój najnowszy projekt?Tak. Ostatnim moim dużym filmem jest "Symetria". Historia pracy nad tym filmem, to historia, którą trzeba by opisać kiedyś, bo kontakty z Konradem (Niewolskim) na poziomie osobistym i zawodowym są wielkim przeżyciem. Wielkim, bardzo ciekawym, mocnym. Celowo używam takich dużych słów, bo... wiem co przeżyłem.
Premiera "Symetrii" będzie piątego lutego. Jest to film, który jeśli chodzi o stopień zawodowstwa, profesjonalizmu, jest jednym z najlepszych dokonań jakie widziałem.
Z tego co wiem, co czytałem na temat tego filmu, to wydaje się to być projekt niezależny.On jest niezależny umysłowo. Jest to unikalna robota jeśli chodzi o zdjęcia, o montaż. To wszystko zagrało w sposób bardzo mocny, bardzo przekonywujący.
Muzyka z tego filmu będzie wydana?Jest w tej chwili w produkcji płyta, ale nakłady są teraz bardzo małe, tak że... Jest oferta wydania jej jako insert, czyli dołączenia do jakiejś gazety. Ale takie wydawnictwo traci siłę. Wciska się ludziom to, co nie koniecznie chcą mieć ? chcą kupić gazetę, a nie płytę. A ta muzyka jest tak mroczna, że nikomu nie radzę w nocy, samotnie tego słuchać - na prawdę. Ja miałem to przeżycie, gdy znajdowałem się w Puszczy Kaszubskiej, w nocy, z discmanem na uszach... i wyłączyłem i pędziłem do najbliższej leśniczówki, bo ogarnęły mnie różne demony. To jest bardzo mocna muzyka.
Dzieło pokonało twórcę?Przerażony byłem. To jest też pewien problem, czy muzyka może być tak silna w filmie. Akurat tu wydaje mi się, że musi być tak silna. Kształt tej muzyki jest wynikiem naszych wielomiesięcznych rozmów z Konradem, codziennych praktycznie i całonocnych. Więc to nie jest tak, że przyszedłem sobie i napisałem i tak mi wyszło. Zresztą rozmawialiśmy z Konradem praktycznie na wszystkie tematy nas ciekawiące, nie tylko na te związane z filmem, a o muzyce najmniej.
To właśnie jest coś z czym spotkałem się w ameryce, że kompozytor jest drugą osobą po reżyserze. Nie piętnastą jak u nas. Słyszałem propozycję "a zrobi się konkurs na muzykę w filmie" - to nie ma sensu kompletnie. Muzykę powinna pisać ta osoba, która komunikuje się z reżyserem, na poziomie, który reżyser chce, a nie producent.
Mówiąc krótko, to była dobra współpraca przy tym filmie i wielka nauka dla mnie, bo myślałem, że tego typu zachowania są właściwe tylko amerykańskiej produkcji. W Polsce kontakt reżysera z kompozytorem jest rzeczą trzeciorzędną.
Muszę spytać o Twoje formalne przygotowanie do komponowania, bo biografie milczą na ten temat.Właśnie ja fałszuję odpowiedź na to pytanie ile mogę, bo nie mam takiego przygotowania. Ale mam taką szczęśliwą sytuację, że jak przychodzi do mnie reżyser to nie zadaje pytanie "czy ty jesteś w stanie to napisać?", tylko pyta: "na kiedy jesteś w stanie to zrobić?". Bo gdyby spytał, czy jestem w stanie, to ja odpowiadam: Nie! Nie jestem w stanie. Nie umiem napisać muzyki do filmu nawet krótkometrażowego, a co dopiero fabularnego. Poczym jak przystępuję do pisania, następuje jakiś "pstryk" niesamowity, staję się kimś innym, zaczynam słyszeć świat w zupełnie inny sposób niż dotychczas, niż w tej chwili - w tym stanie nie słyszę tego świata. Dochodzi do tego, że: zamykanie drzwi, otwieranie drzwi, dźwięk samolotu, muzykę z radia, głosy moich dzieci słyszę jakby w zupełnie innej przestrzeni. Wszystko pod kątem tego filmu, który robię i który staje się moim filmem. Staje się mi bliski, bez względu na to, czy ten film mi się podoba czy nie, ja widzę świat przez pryzmat tego filmu.
Pierwsza projekcja filmu, w której biorę udział jest decydująca o kształcie muzyki - zawsze. To jest u nas wszystkich, że jak drugi raz oglądamy film, to jest zupełnie inny film. Gdy oglądam film po raz pierwszy, to muszę mieć wielką koncentrację i wielki spokój, bo to decyduje... ja już wiem wtedy czego brakuje temu filmowi. Jaką funkcję ma pełnić muzyka, bo w każdym pełni inną.
I dopiero podczas pierwszej projekcji zaczynasz myśleć o muzyce? Nigdy podczas czytania scenariusza?Właśnie nie, bo to jest mylące. Scenariusze zazwyczaj opisują stan świadomości scenarzysty i one nie przenoszą się na mnie. To tak jakby wyjąć mu twardy dysk i włożyć do mojej głowy - to się nie da. Nie miałem takiej historii, żeby mi się scenariusz czytany potwierdził z tym co zobaczyłem na filmie, to zawsze jest co innego. A pisze się właśnie do filmu, a nie do wyobrażeń o filmie.
Więc wracając do tego przygotowania. Ja, można powiedzieć, jestem samoukiem. Maciek Dejczer był kilka dni temu u mnie i zrobił mi wielki wyrzut z tego mojego problemu przygotowania zawodowego; że to jest mój atrybut, że dzięki temu piszę rzeczy, które normalnemu kompozytorowi by do głowy nie przyszły. Ja nie kieruję się zasadami muzyki, piszę z błędami "ortograficznymi". To przygotowanie nie jest decydujące. Myślę, że gdybym skończył wszystkie szkoły muzyczne świata, ta muzyka wyglądała by być może mniej ciekawie. Bo ona jest często ciekawa z przypadku. Bo ja nie zdaję sobie sprawy z tego, że nie wolno używać tercji w kontrabasach, a piszę te tercje, bo wydaje mi się, że pięknie brzmią, a potem w podręczniku instrumentacji czytam, że to jest absolutnie wykluczone; a kilka lat później się okazuje, że trzecia symfonia Góreckiego jest zbudowana na tych tercjach.
Dlaczego właśnie muzyka filmowa?No tak mnie zrobili... Pamiętam ten moment, jak miałem chyba 5 lat i oglądałem film "Mondo Cane", wspaniały dokument z fantastyczną muzyką. I pamiętam ten moment gdy zrozumiałem... zrozumiałem - nic nie zrozumiałem, bo do dzisiaj nie rozumiem czym jest muzyka w filmie. Zawsze jest czymś innym; zawsze jest nowa; ma inną duszę, inną funkcję. Ale wtedy usłyszałem tą muzykę - pamiętam te bębny, które mnie całą noc prześladowały, ja nie mogłem sam w pokoju zostać po obejrzeniu tego filmu - zresztą nie przeznaczonego dla dzieci. To jest ten moment, jak sięgam pamięcią, gdy zrozumiałem, że dźwięk w filmie jest ważną częścią odbioru tego filmu w ogóle. Zrozumiałem?... ja to dostrzegłem i zazdrościłem.
Decydującym momentem był "Personel" Kieślowskiego. Wtedy zrozumiałem, że ja nie mogę robić nic innego niż pisać muzykę do filmów i zacząłem walczyć o to w jakiś sposób. Współdziałanie wyższych sił - nie wiem, czy anielskich - sprawiło, że się tym zająłem. Miałem 21 lat, zero przygotowania muzycznego, tylko jakieś amatorskie umiejętności. Od razu moja sytuacja była bardzo dobra, bo napisałem muzykę do filmu "Przyjaciele" Andrzeja Kostenki, który się bardzo spodobał Romanowi Polańskiemu i muzyka też mu się bardzo podobała - tak twierdził - to był rok 1980 i się zaczęło.
Pisanie muzyki to rodzaj schizofrenii - wchodzenie w rzeczywistość, której nie ma, kreowanie jej. Ale nie, że ja sobie siądę i sobie... wykreuję. Ja nigdy żadnej muzyki nie wymyśliłem, tylko przyszła do mnie. Bywa tak, że nie mam na prawdę pomysłu i wtedy zaczyna się tzw. komponowanie, czyli krzyżowanie tych nut, dźwięków; i to też czasem bardzo dobrze się sprawdza.
Czyli komponowanie to dla Ciebie jakaś pasja, przyjemność?Nie, to nie ma nic wspólnego z przyjemnością czy nieprzyjemnością. Bo nie mogę powiedzieć, że ja lubię moje sumienie. Cały czas na razie czuję, że my się wszyscy wygłupiamy; i wreszcie przyjdzie ten dzwonek, obudzą mnie do szkoły. Na razie żyję w bajce, w iluzji. Mam jakąś dobrą pozycję zawodową w oparciu nie wiadomo o co; pracuję w filmie, który też jest iluzją.
W jakimś wywiadzie przeczytałem, że w pewnym okresie chciałeś rzucić komponowania.Tak, "Bandyta" to był moment załamania nerwowego, pobyt w szpitalu i dotarcie do mnie rzeczywistości - rzeczywistość musiała do mnie dotrzeć. Dzięki Rywinowi i Maćkowi Dejczerowi - Rywin zgodził się przesunąć termin pracy nad filmem i muzyką - miałem szansę napisać muzykę do końca, bo mogli mnie po prostu wyrzucić i wziąć kogoś innego, ale oni przesunęli ten termin, czego im nigdy nie zapomnę; zachowali się bardzo przyzwoicie.
Jak to jest z tym "Bandytą"? Czy te Twoje emocje, które pojawiały się podczas tworzenia muzyki wpłynęły na jej kształt? Może to właśnie jest jej siłą?Tak to się odbija w muzyce. Tylko ja nigdy nie wiem jak to działa na innych, czy bardziej czy mniej. Przecież ja nie obstawiam: "a to teraz sobie napiszę nagrodzoną muzykę i dostanę Oscara!". Ja zawsze wkładam taką samą swoją energię w muzykę.
Którą ze swoich partytur najbardziej lubisz, uważasz za najbardziej wybitną?To zawsze jest ostatnia. Ale jest też tak, że bardzo często nie słucham muzyki, którą napisałem, z powodu ciężkiego przeżycia tej muzyki. "Bandyty" też nie słuchałem długi okres czasu, a w zeszłym tygodniu słuchałem muzykę, którą nagrałem dwa lata temu i też nie mogłem jej słuchać i się okazuje, że na prawdę jest fajna. To na tym polega, że ja kończę muzykę i jestem z niej kompletnie niezadowolony; a właściwie to nie to słowo, ja jestem załamany tym co zrobiłem. Z "Bandytą" też tak było - kompletny dół. Mówię o tym rodzaju depresyjnego, schizofrenicznego widzenia świata, który ja mam, i który jest ceną uprawiania tego zawodu w moim przypadku. A to jest przypadek właśnie braku edukacji. To jest właśnie ten moment, kiedy ja tak się męczę, nie mogąc napisać muzyki, którą wymyśliłem bo jest za trudna.
Powiedziałeś też kiedyś, że jeśli treść filmu Ci nie odpowiada, to odrzucasz taki projekt.Tak było z kilkoma telenowelami, które teraz funkcjonują na rynku jako wielkie hity... ja nie byłem w stanie nawet trzech minut tego obejrzeć. I jeden z tych seriali - obecnie pierwsze miejsce - nie byłem w stanie, więc poprosiłem moją żonę, żeby obejrzała... ona obejrzała pięć minut - na prawdę - i powiedziała "Nie bierz tego". Oczywiście do dzisiaj żałujemy, źle to obstawiliśmy finansowo.
Czy w polskim "świecie" muzyki filmowej można sobie rzeczywiście tak przebierać w tych projektach?No tak. To nie jest chodzenie po lodzie, ale ta ekonomia zawsze gdzieś tam jest. A tych propozycji muzyki do seriali było kilka, była też propozycja do "Ogniem i Mieczem" - też się nie podjąłem. Tu akurat było pewne ?niedogadanie" - zadzwonił do mnie producent i powiedział, że jestem brany pod uwagę jako kompozytor, a ja wiedziałem, że rozmawiają też z Kilarem. Mnie to oburzyło, że równolegle się prowadzi rozmowy. Kilar odmówił, a oni zapamiętali, że ja jestem oburzony na tą sytuację i Krzesimir Dębski tam wskoczył. Tak miało być widocznie. Nie brakuje mi tego filmu.
Często się zdarza, przy tych polskich super produkcjach, że są one mało oglądalne, a muzyka jest świetna. Wręcz mam wrażenie, że marnuje się ta muzyka tam.Często tak jest, że człowiek przesadza i pisze coś zupełnie swojego do obrazka, który mówi coś innego. Były takie produkcje, po których ja czułem się zawstydzony, że wylatuję za obraz, że muzyka jest za mocna, za dużo opowiada. Ale niestety, między innymi to moje kalectwo zawodowe sprawia, że ja chcę wyskoczyć i pokazać... tutaj piękny temat, a tutaj...; to wszystko się nakłada i tak wynika, możemy mówić czy to jest źle czy dobrze.
Wróćmy jeszcze do Twojej pracy w Stanach. Czy coś więcej możesz powiedzieć?Wszystko mogę opowiedzieć (śmiech) Włącznie z tym, że mój asystent był donosicielem. Człowiek się tam natychmiast staje potworem. Bo to jest przemysł, to nie jest sztuka. To bywa sztuką w Stanach. Natomiast sam proces pisania muzyki do filmu polega na tym, że podkłada się muzykę "przypadkową" i robi tzw. "screeningi". Jest to taka muzyka, jaką reżyser sobie wyobraża - zazwyczaj są to przeboje; Williamsa, Morricone, teraz nie wiem co. Jak ja byłem to akurat często muzykę Kilara z "Draculi". Zaprasza się publiczność z ulicy i filmuje się ich - w którym miejscu się kto poruszy, to w tym momencie się poprawia obraz, muzykę... To jest przemysł, po prostu zimna kalkulacja, żadnego ryzyka. Więc następnie się zaprasza kompozytora i mówi "napisz coś takiego jak mamy, ale żeby było trochę inne". I wtedy mamy 1050 amerykański film z podobną muzyką. Zamawia się muzykę u kompozytora, tak jak garnitur u krawca, mówiąc jakiej długości ma być kieszeń, jaki kolor podszewki i on musi to tylko wykonać. To zazwyczaj nie jest jego pomysł. A w Europie jest "napisz mi jakąś muzykę" - mówi reżyser... i rodzi się np. muzyka do "Amelii", która jest odlotowa, wspaniała i zupełnie nowym pomysłem.
Wrócę jeszcze do tego donosicielstwa, bo to jest bardzo ważne. Miałem kilku asystentów pisząc "Krew i Wino" i jeden z nich pisał raporty dla producentów z moich osobistych spotkań z nim, pisał raporty włącznie z dialogami. To jest produkcja amerykańska - coś niewiarygodnego. To moskiewskie KGB sprzed dwudziestu lat, to jest nic w porównaniu z tym. Z pozoru nie ma w tym nic ważnego, ale dla mnie, który się wychował w komunizmie, którym gardzę głęboko, odnalezienie tych atrybutów w amerykańskiej rzeczywistości, która mi się kojarzyła z wolnością, wielką karierą... tu się okazuje zdrada po prostu.
Współpracowałeś tam z jakimiś kompozytorami amerykańskimi?Tak. Miałem asystenta, Curta Sobela, który był autorem muzyki do "Młodego Indiany Jonesa". On robi teraz jakieś produkcje... walczy. Ameryka to jest walka, wszyscy walczą o swoją pozycję. Ciekawa historia - ktoś do kogoś dzwoni, a ta druga osoba nigdy nie ma czasu. Siedzi przy stole, nie ma nic do roboty, ale mówi, że nie ma czasu, że robi pięć innych projektów; trzech moich asystentów cały czas musiało udowadniać, że są najbardziej potrzebnymi osobami w produkcji, żeby nie stracić pracy. Cały czas siedzieli mi na głowie, aż w pewnej chwili rzuciłem telefonem... ja wymagam minimum koncentracji, ale to była przesada... i już raport do producenta: "rzuca telefonami" - charakterystyka kompozytora.
Czy twórczość innych kompozytorów ma na Ciebie wpływ? Czy słuchasz w ogóle muzyki, zwłaszcza filmowej?Właściwie słucham wyłącznie muzyki filmowej; A kompozycja to jest nowy wynalazek, w oparciu o wiedzę i dokonania poprzedników.
Kogo najczęściej lubisz słuchać? Szczególnie interesuje mnie Twój stosunek do Johna Williamsa, bo jego postać mnie fascynuje.To jest tak: bardzo dojrzała instrumentacja, bardzo dojrzałe, świadome używanie kolorów i przede wszystkim harmonii. On wykonuje, oczywiście pogardzaną przez specjalistów robotę, ale to jest najwyższa technika instrumentowania. Jego muzyka z np. "Jurassic Park" z drugiej części może stawać w szranki ze współczesną muzyką symfoniczną
A ulubiony kompozytor to Bach. A z kompozytorów żyjących... był taki okres, gdy bardzo lubiłem Michaela Small, to jest ten kompozytor, który napisał "Maratończyka". Marzyłem, żeby kiedyś go poznać, to była fascynacja... i reżyser, który go zatrudniał, zatrudnił mnie i już nie marzyłem, żeby go poznać, a wręcz odwrotnie, unikałem miejsc gdzie bywał.
Jaki byłby Twój projekt marzeń? Co chciałbyś zilustrować swoją muzyką?Ostatnio miałem taki pomysł, że "Sędziowie" Wyspiańskiego. Napisałem muzykę do tego do teatru w Białymstoku. Pomyślałem, że gdyby zrobić z tego film, to by było wielkie kino. To jest jeden z moich pomysłów, które się na szczęście nigdy nie sprawdzają. Natomiast są filmy, do których ja zazdroszczę, że nie piszę... to jest każdy film, ja zazdroszczę, bo jestem chciwy na... emocje.
Właśnie, czy po obejrzeniu jakiegoś filmu, masz takie uczucie "ech, ja bym to zrobił pięć razy lepiej"?No, jak jest dobry film, to każdy. A jeszcze lepiej jak jest dobra muzyka... to jest po prostu taka zazdrość i taka przekora w człowieku, że "ja bym to zrobił lepiej i wtedy dopiero byłoby wydarzenie, a tak to jest tylko Ojciec Chrzestny".
Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?Teraz dużo robię ze studentami z Katowic takich etiud małych. Ta relacja miała być taka, że to ja ich uczę, ale jest dokładnie odwrotnie. Ja się od nich uczę innych emocji, bo to jest zupełnie inne pokolenie. Oni mają inny rodzaj wrażliwości i jest to dla mnie bardzo dobre doświadczenie.
W przyszłym roku będzie kolejny film Konrada Niewolskiego - "Palimpsest"; będzie "Sierotka Marysia" - duży film animowany. I jest też film Jerzego Skolimowskiego o Helenie Modrzejewskiej - w tej chwili zaczyna się produkcja.
I na zakończenie: najlepsza ścieżka dźwiękowa w historii kina, wg Michała Lorenca?Moim nieustającym hitem jest muzyka do "Misji" Ennio Moricone - bez zastanowienia - genialna muzyka. To był wielki krok, nie byłoby dokonań Zimmera czy Hornera, gdyby nie "Misja".
Specjalne podziękowania dla Michała Lorenca, za miłe spotkanie i ciekawą rozmowę.Wywiad przeprowadzili: Łukasz Remiś, Łukasz Garncarz oraz Rafał Mrozowski