Specjalnie dla Soundtracks.pl - wywiad z Krzesimirem Dębskim
07 Wrzesień 2004, 14:01
W czasie naszego redakcyjnego zjazdu w Warszawie, 15 sierpnia udało nam się spotkać i porozmawiać z jednym z najpopularniejszych polskich kompozytorów muzyki filmowej - Krzesimirem Dębskim. W czasie rozmowy poruszył on wiele ciekawych kwestii. Zapraszamy do lektury.
Jak w ogóle trafił Pan do filmu? Jak to się zaczęło?
Właśnie często młodzi kompozytorzy, kończący studia pytają "jak to tak trafić do filmu?". Ale ja nigdy o tym nie myślałem; gdy studiowałem kompozycję, że będę pisał do filmów; to byłą jakaś abstrakcja; nie wierzyłem, że w ogóle będę komponował. I zająłem się jazzem - koledzy mnie namówili - wyrobiłem sobie markę jako muzyk jazzowy. Później był taki okres, że w różnych plebiscytach byłem wybierany "numerem jeden" wśród muzyków jazzowych.
To spowodowało, że zaproszono mnie do pisania muzyki filmowej. Tak więc jazz to była jedna ścieżka; potem pisałem też piosenki rozrywkowe i niektóre stawały się hitami. Andrzej Maleszka, był jednym z pierwszych ludzi, którzy mnie zatrudnili do pisania muzyki, wtedy do jego teatrów telewizyjnych dla dzieci. Potem był reżyser Józef Małocha, który interesował się jazzem, więc zatrudnił mnie wraz z zespołem, żebym napisał muzykę do jego filmu telewizyjnego "Potrzask". Natomiast pierwszy film fabularny, to był "Medium", tam do pisania muzyki zaprosił mnie Jacek Koprowicz; on słyszałem o mnie, jako o muzyku jazzowym, a poza tym, ten projekt dostałem trochę po znajomości, bo jego szwagierka studiowała ze mną i chyba miała o moich pracach dobre zdanie.
Być może skończyłoby się to na tych kilku nazwiskach, ale pisałem też piosenki i dzięki temu nawiązałem kontakt z Juliuszem Machulskim. On wracał taksówką ze zdjęć przy filmie "Kingsajz", i w radiu, w taksówce, usłyszał piosenkę, i mówi: "o to jest fajna piosenka, taką chciałbym mieć w filmie"; i był tam asystent, Leszek Rybarczyk, on wiedział, że to ja ją napisałem; zapisali nazwisko, zadzwonili do mnie, chcieli piosenki, a wreszcie całą muzykę. Potem już skomponowałem muzykę do sześciu filmów Julka Machulskiego.
Proszę opowiedzieć o swoich najnowszych projektach, od czasu "Starej Baśni".
Pisałem muzykę do serialu "Sfora" Wojciecha Wójcika i do "Magicznego Drzewa" - serialu Andrzeja Maleszki. To jest film nagrodzony już na wielu najpoważniejszych festiwalach telewizyjnych. Na razie były trzy odcinki, a niedługo będzie kontynuacja robiona międzynarodowo. Andrzej Maleszka to jest reżyser, który pomimo ogromnego dorobku w Polsce nie jest zbyt dobrze znany, ale z tego co wynika z wykazów za tantiemy, to właśnie jego filmy są najczęściej wyświetlane w telewizjach - i to tych największych na całym świecie. Niektóre jego filmy są pokazywane nawet w 70 krajach. W najbliższym czasie właśnie z nim będę dużo pracował.
Jeśli chodzi o teatr, to zwykle piszę do kilku przedstawień rocznie. W najbliższych planach mam pracę w Teatrze Powszechnym z Waldemarem Śmigasiewiczem. Bardzo wiele przedstawień zrobiliśmy razem. Miedzy innymi wszystkie sztuki Gombrowicza.
Jestem ponadto muzykiem koncertującym. Mam w ciągu roku dużo koncertów. Dyryguję własnymi utworami, ale nie tylko, a muzyka filmowa zajmuje sporo miejsca w programach filharmonicznych z moim udziałem.
Jakie są różnice w tworzeniu muzyki do filmu a do teatru?
Podstawowa różnica to taka, że w teatrze, choć coraz rzadziej, muzyka jest grana na żywo; więc ta muzyka żyje w czasie rzeczywistym. W teatrze rzadko się zdarza, że muzyka jest tłem pod dialogi; ona buduje emocje przed i po scenie rzadko natomiast w trakcie dialogów. W teatrze jest tak cicho, głos czasem bywa tak słabo słyszalny, że muzyka przeszkadza. Poza tym w teatrze muzyki jest o wiele mniej, więc ona musi być bardziej wyrazista.
Wracając jeszcze do "Starej Baśni", tam już drugi raz współpracował Pan z Jerzym Hoffmanem. Czy nawiązała się jakaś długoterminowa współpraca między Wami?
Myślę że tak. Ma powstać film dokumentalny pod roboczym tytułem "Ukraina to nie Rosja" właśnie Jerzego Hoffmana i wstępnie rozmawialiśmy, że będę tam robił muzykę.
W "Starej Baśni" jest sporo muzyki etnicznej, jest tam chórek bułgarski - czy to Pan wyszukuje tych muzyków?
To jest ciekawa sprawa. W filmie byli Słowianie, muzyka dawna, która nie wiadomo jak brzmiała. Ja sobie wyobraziłem, że oni śpiewają takimi ludowymi białymi głosami, jak w muzyce ludowej się śpiewa. Ale wyobraźcie sobie, że u nas w ogóle nie ma ludzi, którzy umieli by tak zaśpiewać; są kobiety pod Białą Podlaską, czy góralki, które nie umieją nic z nut zaśpiewać; one tylko swoje wyuczone rzeczy umieją, a tu trzeba zaśpiewać z orkiestrą, coś nowego, innego - nie są w stanie. Tragedia po prostu! Nawet przyprowadzali młode dziewczyny, z tych odradzających się zespołów ludowych, ale co z tego, jak one śpiewały dokładnie tak jak te stare babcie. A tu trzeba było pięknego młodego głosu. Zrobiliśmy korzystając z pomocy Instytutu Polskiego w Sofii casting w Bułgarii gdyż uważam, że tam zachował się najstarszy słowiański folklor. Wybraliśmy znakomity kwartet wokalny, dziewczyny, które na wydziale śpiewu ludowego skończyły studia,(szkoda, że w Polsce ani jedna akademmia nie ma takiego wydziału)pięknie i bardzo sprawnie zaśpiewały z nut na cztery głosy.
Czy czerpie Pan inspiracje z jakichś współczesnych kompozytorów muzyki filmowej?
Staram się śledzić co się dzieje w tej dziedzinie na swiecie, ale sami kompozytorzy hollywood'zcy często czerpią inspirację z kompozytorów klasycznych. Kiedyś to była muzyka post-romantyczna, teraz troszkę nowocześniejszej muzyki się słucha, bywa że niektórzy się powołują nawet na Lutosławskiego. Ale myślę, że nie można się za bardzo wzorować na innych kompozytorach, bo to zawsze słychać później w muzyce. Zwłaszcza ja mam takie zdolności "małpie", że napiszę tak samo. Więc staram się nie słuchać za dużo, bo mogę niechcący zrobić kopię kompozytora. A to naprawdę nie jest nic trudnego. Przepraszam, że tak mówię, ale przyzwyczaiłem się do tego, kiedyś bardzo dużo kopiowałem innych kompozytorów, bo było to potrzebne do filmów czy do teatrów. Zresztą wychowałem się w czasach, gdy telewizja państwowa, propagowała piractwo dźwiękowe i wprost zlecała np. spisywanie aranżacji żywcem z amerykańskich piosenek, utworów - np. przebojów Nat King Cole'a czy właśnie filmowych przebojów.
Jaki jest Pana stosunek do kompozytorów hollywoodzkich - czy podoba się Panu John Williams, albo niedawno zmarły Jerry Goldsmith?
Bardzo mi się podoba! John Williams to jest po prostu zawodowstwo stu procentowe, ale amerykanie się śmieją, że to nudne; faktem jest, że on jest trochę w niewoli samego siebie, żądają od niego, żeby ta muzyka była podobna do tego co już się sprawdziło.
Ale bardzo też lubię mało znanych kompozytorów amerykańskich, bardzo ciekawych, ale przez to, że są zbyt oryginalni, nie są tak znani. Bardzo byłem pod wrażeniem muzyki do filmu "Pod wulkanem" (1984), którą napisał taki kompozytor Alex North - rewelacyjna!
Wiem że zaaranżował pan muzykę Nino Roty do baletu "La dolce vita" w 2000 roku wystawionego w Teatrze Wielkim w Warszawie. Czy lubi Pan tego kompozytora?
Tak, lubię. Muzyka Nino Roty jest bardzo specyficzna, taka bardzo włoska. Przyznam, że kiedyś mi się to nie podobało; wydawało mi się, że... to były takie dęte orkiestry, "poleczki", takie włoskie ludowe stylizacje czy stylizacje z lat 60-tych; ale ostatnio gdy pisałem te aranżacje, to stwierdziłem, że to było z premedytacją pisane. To tworzyło atmosferę filmu.
Była taka relacja Felliniego o nim, wtedy nie było video, a kompozytor miał możliwość tylko raz zobaczyć film na ekranie, to była próbna wersja, którą później ponownie rozcinano, a on zawsze zasypiał podczas pokazu po paru minutach filmu;
i dopiero przy szesnastym, ostatnim filmie, kiedy Rota był już chory bardzo, Fellini wspomina, że się obudził i spytał: "a kto to jest ten pan?" - "Marcello Mastroianni" - a Rota w ogóle go nie znał, nigdy nie oglądał... taka anegdota.
Dawniej często współpracował Pan z wieloma kompozytorami, wykonując aranżacje - z Michałem Lorencem, z Janem Kaczmarkiem. Jak Pan wspomina tą współpracę?
Było mi bardzo przyjemnie, bo to zawsze jest nauka, można poznać metodę twórczą innych kompozytorów; nie jest to może na dłuższą metę dobra sprawa, ale był taki okres że zajmowałem się tym intensywnie; i w dużej mierze zawdzięczałem tej pracy stabilizację finansową.
W ogóle, pracując z kimś trzeba nawiązać jakiś kontakt; nie można być oschłym. Trzeba mieć wspólny sposób myślenia żeby razem pracować; jeżeli nie ma jakiejś sympatii, to chyba nie będzie dobrej współpracy.
Jest Pan jednym z najbardziej znanych polskich kompozytorów filmowych. Czy odczuwa Pan tę sławę?; czy jest Pan rozpoznawany na ulicy, itp.?
Staram się nie być rozpoznawany, bo to przeszkadza; niby pomaga, ale przeważnie przeszkadza; szczególnie jak się chce być niegrzecznym chłopcem. Nie można po prostu nic robić incognito. Dlatego w ogóle staram się jak najmniej być osobą publiczną.
Czy zabiega Pan o wydania swojej muzyki?
Nie. Kiedyś wydawało mi się, że to jest ważne, ale teraz, czy ja wiem, czy to ma jakieś znaczenie? Poza tym wytwórnie w Polsce nie są teraz zainteresowane muzyką filmową. W ogóle jak podróżuję po świecie to widzę, że jesteśmy krajem, w którym ludzie nie interesują się swoją kulturą. Niedawno byłem w Meksyku, i przez dwa tygodnie nie słyszałem żadnej anglojęzycznej piosenki - w radiu, w telewizji, w samolocie, gdziekolwiek. U nas bez przerwy wszystko leci zagraniczne i to w dodatku jakieś takie knoty... Jak mam gości z zagranicy, przyjeżdżają Japończycy np., i oni chcieliby usłyszeć jak powstała muzyka Chopina; chcieliby usłyszeć mazurka, oberka czy jakąś ludową muzykę... i niestety nie sposób znaleźć miejsca gdzie można by pójść wieczorem i usłyszeć taką kapelę.
A propo Pana podróży, część muzyki do "W Pustyni i w Puszczy" była nagrywana w RPA?
Tak, tak. Pojechaliśmy do RPA, nagrywaliśmy tam chóry i afrykańskich solistów do wcześniej przygotowanych już nagrań orkiestrowych. Dogrywaliśmy w Johanesburgu miejscowych, naprawdę znakomitych artystów, wręcz najlepszych artystów; jak np. Marius Klotz - najlepszy "Zulu-gitarzysta" jak mówią o nim. On nagrywał płyty np. ze Steviem Wonderem
Czy jest muzyka, którą uważa Pan za swoją najlepszą?
To jest muzyka z tych filmów głośnych, większych; np. u Jerzego Hoffmana - on lubi i chce mieć dużo muzyki w filmie; bo jak jest 10 czy 15 minut muzyki w całym filmie, to trudno jest się kompozytorowi zaprezentować. Ale jest też taka prawidłowość, że jak jest film głośny, to i muzyka ma szansę zaistnieć. Myślę, że w co drugim, czy co trzecim filmie udało mi się coś fajnego napisać.
A czy Pan pisząc muzykę robi wszystko sam - od A do Z - czy korzysta Pan z asystentów?
Ja nie korzystam z żadnych asystentów, aczkolwiek ostatnio, przy piosenkach nie chce mi się robić tych elektronicznych aranżacji; więc czasami biorę asystentów, albo mojego syna i on programuje mi komputery.
Czy kiedykolwiek Pana muzyka została odrzucona przez realizatorów?
Nie, nie zdarzyło mi się to. Ale w telenowelach bywa tak, że jeśli serial się bardzo zmienia, to stwierdza się, że moja muzyka już nie pasuje; bo serial miał być przyjemny i łagodny, a zrobił się smutny, albo patetyczny. Wtedy kilku innych kompozytorów dopisywało "dalszy ciąg".
Jak w Pana przypadku wygląda tempo prac nad muzyką? Przy "Starej Baśni" podobno miał Pan pół roku?
No nie zupełnie; wiedziałem, że będę muzykę robił, ale muzykę pisze się do konkretnych przebiegów czasowych w filmie; czyli tu np. ma być 10 minut muzyki, a tu 10 sekund; i dopóki tego nie ma w montażu, to ja nie piszę, czekam, aż to będzie zmontowane. Bywa, że w związku z tym, trzeba potem napisać wszystko w trzy dni. Zazwyczaj zbiera się tylko pomysły i czeka aż film będzie zmontowany... Potem nagranie.Przy superprodukcjach, kiedy jest duży budżet sporo czasu pracuję w studio.Przy Starej Baśni, W Pustyni i w Puszczy czy Ogniem i Mieczem, prace studyjne trwały około miesiąca.Jednak ja lubię jak jest krótki termin; bo tak chodzi się pół roku i myśli tylko o tej jednej rzeczy, nie można skupić się na niczym innym. A tak jest krótko, konkretnie... i już.
Jedno niewdzięczne pytanie: ile zarabiają polscy kompozytorzy? Chcielibyśmy porównać to z gażami hollywoodzkimi.
No cóż, są oczywiście dużo niższe, ale aktorzy polscy, nic nie gorsi od hollywoodzkich, też mają zupełnie inne warunki pracy niż tamci.Trudno to porównywać.W tej chwili ponadto, branża w Polsce przeżywa kryzys. Mój syn pisze muzykę za grosze zupełne; ale on się dopiero uczy, ma 17 lat, więc pisze, bo dla niego to jest dobra rzecz. Nie mogę powiedzieć ile na którym filmie zarobiłem, bo to jest zawsze tajemnica przedsiębiorstwa ale z tego co wiem, że budżety na muzykę w polskim filmie, w zależności od wielkości całej produkcji, wahały się w przedziale od 20 - 200 tyś zł.,z tym,że teraz nie ma w ogóle tzw. filmów dużych. Dla porównania średni hollwoodzki producent za wykorzystanie jednej znanej piosenki w filmie płaci od 35-75 tyś USD.
Krążą słuchy, że zamierza Pan wyjechać do Stanów. To prawda?
No tak troszkę jest. Mam tam agenta, który mnie namawia i załatwił mi wszystkie papiery; trochę tam już byłem, pracowałem, zrobiłem muzykę do filmu dokumentalnego; zrobiłem projekt muzyczny do filmu "The Time Machine" - to tak jak film się rozrysowuje, jak on będzie wyglądał, to teraz także muzykę się programuje, żeby wiedzieć jak ona ma wyglądać. Tak więc chyba znowu pojadę się troszkę przewietrzyć.
Mamy pytanie o Pana Hobby. Pan chyba lubi konie? Bierze Pan udział w zawodach jeździeckich.
Tak, ja już startuję chyba z 15 lat. Chociaż teraz już rzadziej troszeczkę. Mam własne konie, to rzeczywiście jest moje hobby... i jeżdżę.
Bardzo dziękujemy za miłe spotkanie.
Specjalne podziękowania dla pani Anny Jurksztowicz, za pomoc w organizacji spotkania.
Wywiad przeprowadziła redakcja Soundtrack.pl, w składzie:
Adam Krysiński, Rafał Mrozowski, Janusz Pietrzykowski, Piotr Rachwaniec, Łukasz Remiś, Damian Sołtysik
Zdjęcia: Rafał Mrozowski