Rok 2006. w polskim kinie uważam za udany. Wreszcie pojawiły się filmy niepretensjonalne, których twórcy rzeczywiście mieli coś do przekazania, wreszcie otrzymaliśmy porządne, nieprzegadane scenariusze z pełnokrwistymi postaciami, niejednokrotnie świetnie zagranymi przez znakomitych aktorów, i w końcu wreszcie przyłożono się do profesjonalnej realizacji technicznej. Oczywiście ubiegły rok przyniósł też kilka obrazów bardzo przeciętnych, jednak wśród nich znalazły się perełki, którym warto poświęcić uwagę.
Osobiście najwyżej cenię sobie właśnie te dzieła, z których muzyka została nominowana do Orłów 2007. Trzy zupełnie różne filmy - ciemny thriller
Palimpsest, lekki komediodramat
Jasminum i bardzo poważny dramat społeczny
Plac Zbawiciela. Każdy niebanalny, intrygujący, dopracowany, a jeden z nich moim zdaniem absolutnie wybitny. Oczywiście różnice gatunkowe pomiędzy nimi są mocno naznaczone w muzyce. Kompozycje mają odmienny styl, charakter, pełnią też inne funkcje w filmie. Wiadomo, że inaczej ma działać muzyka w horrorze, a inaczej w ciepłej historii o miłości. Łączy je jednak podobna częstotliwość występowania, bazowanie na jednym schemacie tematycznym, motywicznym albo brzmieniowym i powtarzalność. Powtarzalność, która mogła stanowić mocny argument przeciwko wydaniu dzieł Koniecznego, Gliniaka i Szymańskiego na płytach. Żadne z nich nie nadaje się do słuchania w oderwaniu od obrazu, dlatego chyba dobrze, że pozostały z nim nierozłączone.
Przyznam, że z wymienionych wyżej filmów najbardziej zaskoczył mnie
Palimpsest Konrada Niewolskiego. Uderzyła mnie jego perfekcyjna, bardzo efektowna realizacja (obraz zdobył nagrody na międzynarodowych festiwalach filmowych za wybitne osiągnięcia techniczne!), jakiej nie powstydziłby żaden amerykański reżyser. Niesamowite napięcie w
Palimpseście tworzą niepokojące najazdy kamery, zdjęcia w sepii, ascetyczna scenografia i właśnie muzyka Bartłomieja Gliniaka. Kompozytor nastrój grozy wykreował poprzez specyficzne wykorzystanie kwintetu smyczkowego (również imitujących go sampli). Podczas seansu widza okrążają diaboliczne crescenda rozedrganych, metalicznych dźwięków, przywodzących na myśl lot bzyczącego owada. Gliniak wyjątkowo często stosuje też mrożące krew w żyłach pomruki kontrabasów i wiolonczel w gęstej elektronicznej otoczce brzmieniowej. I tak jest niemal przez cały film. Szkoda, że artysta nie urozmaicił swojej kompozycji, na przykład melodyką wspartą na dysonujących harmoniach. Taki czysty suspens, mimo całego napięcia, staje się trochę monotonny, tym bardziej, że czasem muzyka jest zdecydowanie zbyt nachalna. Stylistycznym wyjątkiem są dwie sceny: łóżkowa, w której słyszymy intrygujący dramatyczny utwór na smyczki z ciekawym rozplanowaniem partii poszczególnych grup instrumentów, oraz scena odwiedzin Hanny (Magdalena Cielecka) u Marka (Andrzej Chyra), słyszymy wówczas bardziej pogodny temat o ciepłej harmonice. Generalnie uważam jednak, że ilustracja
Palimpsestu w najmniejszym stopniu zasługuje na statuetkę.
A
Jasminum to już zupełnie inna bajka. Piękna, bezpretensjonalna historia o miłości - tak odebrałem najnowszy film Jana Jakuba Kolskiego. Byłbym daleki od przedstawiania go jako metafizycznego dzieła o wielu dnach. Mało mamy w polskim kinie takich prosto opowiedzianych, ale jednocześnie niebanalnych historii, posiadających własną specyfikę. W
Jasminum zachwyca świetne aktorstwo - moją uwagę zwróciła zwłaszcza rola młodziutkiej, debiutującej Wiktorii Gąsiewskiej (czyjej by nie zwróciła uwagi!) a także jak zwykle rewelacyjnego Janusza Gajosa i Adama Ferency, który, nie ukrywam, mocno mnie poruszył. Muzykę do tego filmu skomponował stały współpracownik Kolskiego, Zygmunt Konieczny. Stworzył on bardzo ładną, pełną ciepła ilustrację, doskonale podkreślającą zarówno skrywany smutek bohaterów, jak i dziecięcą beztroskę i miłosną woń unoszącą się nad Jaśminowem. Kręgosłupem całej ścieżki jest piękny temat przewodni niosący właśnie takie niejednoznaczne emocje i uczucia. Charakteryzuje się lekkością i zwiewnością, od razu przywodzi na myśl filmowe łąki, rośliny, drzewa. Temat pojawia się w
Jasminum często, ale niestety zostaje szybko urywany. Zwykle taki zabieg ma sens, ale czasem chciałoby się, żeby melodia wybrzmiała w całej swej okazałości (zwłaszcza kiedy podśpiewuje ją Gienia, grana przez Wiktorię Gąsiewską). Mnie bardzo przypadła do gustu solowa interpretacja tematu pianisty Pawła Perlińskiego, którą możemy usłyszeć też w menu głównym wydania DVD filmu. Słabszą stroną kompozycji Koniecznego jest materiał ilustracyjny. Wprawdzie stanowi on zdecydowaną mniejszość, to jednak drażni banalnością. Opisuje przede wszystkim sceny humorystyczne, dlatego szczególnie razi brak finezji i kompozytorskiego polotu.
Palimpsest mnie zaskoczył,
Jasminum oczarowało, ale
Plac Zbawiciela wywołał we mnie szok. I to nie tylko z powodu jego poruszającej tematyki, ale z zaskakująco wysokiego poziomu filmu. Powiem wprost: dzieło Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauze jest jednym z najlepszych polskich obrazów, jakie miałem okazję obejrzeć. Perfekcyjne pod każdym względem - niezwykle sugestywne aktorstwo (genialna Ewa Wencel!), scenografia, zdjęcia, przemyślany scenariusz i przede wszystkim inteligentne podejście do problematyki społecznej. Twórcy nie pokazują nam, tak jak to często w polskich filmach bywa, patologii, jednoznacznych, łatwych do zaklasyfikowania przypadków, lecz złożony dramat, bardzo wiarygodny, ze znakomicie skonstruowanymi postaciami. Wybitne kino, skłaniające do głębokiej refleksji. A kiedy mówimy, że film jest wybitny często mamy na myśli idealne zgranie jego wszystkich elementów. Tak jest właśnie w przypadku
Placu Zbawiciela. Każdy czynnik ma swoje miejsce, rolę i doskonale współgra z innymi. Również doskonała muzyka Pawła Szymańskiego. Ilustracja bardzo skromna - stanowi ją właściwie tylko jedna myśl muzyczna - ale jakże mocno oddziałująca podczas seansu. Kompozytor napisał oryginalny utwór o bardzo smutnym nastroju, który kreuje przejmująca fraza wiolonczeli wsparta na krótkich, ?błądzących? dźwiękach harfy. Gdzieniegdzie usłyszymy delikatny kwintet, tu i ówdzie odezwie się klarnet czy obój. Te kilka dźwięków jakby prowadzi widza, dyskretnie przedstawia mu dramat nieszczęśliwej rodziny. Muzyka Pawła Szymańskiego, ze względu na swą prostotę (w dobrym tego słowa znaczeniu), oryginalność i silne oddziaływanie w filmie, powinna zwyciężyć w tegorocznych Orłach.
Ceremonia wręczenia Polskich Nagród Filmowych ?Orły 2007? odbędzie się
5 marca, o godzinie 20.15, w warszawskim Teatrze Narodowym, a transmitować ją będzie TVP1.
Aleksander DębiczSerdecznie dziękujemy firmom Best Film oraz SPI International Polska za dostarczenie płyt DVD z filmami.