Soundtracks.pl - Muzyka Filmowa

Szukaj w:  Jak szukać?  



Aby otrzymywać świeże informacje o muzyce filmowej, podaj swój adres e-mail:



Zapisz

Dlaczego Horner...

11 Czerwiec 2003, 13:38

Zainspirowały mnie ostatnie potyczki w komentarzach do Maski Zorro, a że nosiłem się z tym tematem od dłuższego czasu, więc postanowiłem sklecić mały artykulik. Chciałbym odpowiedzieć na pytanie: Dlaczego James Horner jest tak popularny wśród fanów muzyki filmowej i dlaczego to właśnie od jego twórczości wielu fanów rozpoczyna swoją przygodę z muzyką filmową?.



James Horner Wiem, wiem, już w tej chwili zapewne kilku fanów Hornera przeklina mnie pod nosem. Moim celem nie jest umniejszanie talentu tego kompozytora. Sam posiadam kilka jego płyt, z których jestem zadowolony. Nie da się też odpowiedzieć "dlaczego ten kompozytor, a nie inny?", bo to rzecz gustu. Zresztą pan Horner ma zapewne tyleż samo fanów co np. Goldstmih czy Williams. Ale wśród wielbicieli Hornerowskich soundtracków zauważam wręcz fanatyczne uwielbienie dla swojego kompozytora. Na czym to polega?

Każdy, kto muzyką filmową interesują się od dłuższego czasu, wie o zapożyczeniach Jamesa Hornera. Niemal w każdym soundtracku znajdziemy element, który już gdzieś słyszeliśmy (Shakuhachi to wręcz podpis Hornera). Niektórzy kompozytorzy mają swój charakterystyczny styl czy instrumentacje, pan Horner oprócz tego ma swoje "tematy". Wychodzi on chyba z założenia, że skoro temat przewodni, czy jakiś element jest udany, to dlaczego ma marnować się tylko w jednym filmie. Ale spróbujcie to powiedzieć fanom Hornera... zaraz zripostują, że zapożyczenia są niewielkie i trudno zauważalne lub, że to nic złego, że to nie istotne, bo soundtrack jest dobry. W takim przypadku soundtrack może i jest dobry, ale tylko w połączeniu z obrazem. Jako samodzielna kompozycja, traci on bardzo wiele, przede wszystkim z oryginalności. Gdy słucham takiej płyty i nagle słyszę flety lub fanfary tak typowe dla Willow`a (które Horner wykorzystuje bardzo często) to od razu mam dość, w tym momencie kompozytor zabija charakter danej kompozycji. Wygląda na to, że zabrakło mu pomysłu.

Z drugiej strony myślę, że to właśnie te zapożyczenia przysparzają panu Hornerowi nowych fanów. Bo jeśli po jego soundtrack sięgnie ktoś, kto dopiero wkracza w świat muzyki filmowej, to zapewne mu się spodoba. A dlaczego by nie, skoro taka płyta to kompilacja najciekawszych motywów. Poza tym, myślę, że bardzo wiele osób zaczyna od Hornera, ponieważ jego muzyka zwykle odgrywa w filmie istotną rolę i jest łatwo zauważalna - to oczywiście cecha pozytywna.

W swojej kolekcji mam takie płyty jak Braveheart czy Willow, do któych chętnie wracam i z których jestem zadowolony. Te partytury są bardzo oryginalne i emocjonalne. (Choć jeśli chciałbym się przyczepić: fanfary z Willowa pojawiają się już w Star Trek II :-) Nie wątpliwie James Horner ma w swoim dorobku muzykę, która jest wybitna i to właśnie takie soundtracki w szybkim tempie wyniosły go na szczyt. Ale jego skłonność do kopiowania z całą pewnością nie wyszła mu na zdrowie. W ostatnich latach tempo jego kariery znacznie spadło, czyli pojawia się mniej soundtracków tego kompozytora.

Ciekawostka: chyba największą kopią Hornera są: Czerowa Gorączka i Comando. Oba pochodzą z tego samego roku, więc nie wiem, który był pierwszy, w każdym razie w Czerwonej Gorączce w utworze: Tailing Kat/The Set Up, pojawia się motyw (bardzo ciekawy, a jakże). W Commando Horner zrobił z niego motyw przewodni - ten sam motyw, te same instrumentacje. Makabra!


Napisał: Łukasz Remiś


Zobacz także:
Biografia: James Horner



Marcin Wojtanowski:

Heh...J widzę łukasz, że postanowiłeś się zabawić w małego mentora ale zapewniam Cię, że tym artykułem nie zdołasz udowodnić fanom Hornera, że jego muzyka traci na kopiach i że kompozytorowi to nie wychodzi na zdrowie. Możesz jedynie pogłębić przepaść pomiędzy Jego fanami a przeciwnikami i chyba ci się to uda...życzę powodzenia;) Muzyka tego magicznego gościa działa na nas jak narkotyk albo nikotyna w papierosie. Za każdym „zaciągnięciem się” coraz głębiej się zanurzasz w tej kopalni złota.I to nie tylko moje zdanie. Znam innych którzy również zaczynali od Hornera i później robili wszystko aby zdobyć jak najwięcej jego ścieżek. Już twoja chęć udzielenia odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego James Horner jest tak popularny wśród fanów muzyki filmowej i dlaczego to właśnie od jego twórczości wielu fanów rozpoczyna swoją przygodę z muzyką filmową?” wydaje się być śmieszna. Jeśli nie jesteś wielkim fanem Hornera to nigdy nie zrozumiesz dlaczego tak naprawdę kochamy jego twórczość i nie zwracamy uwagi na powtórki. A fanatyczne uwielbienie jego kompozycji wynika ze specyficznego stylu jakim posługuje się James. Przecież kiedy pierwszy raz usłyszałem muzykę do Titanika to nie znałem wcześniejszych prac Hornera a i tak zaraz zanurzyłem się w jego partyturach. Wcześniej słyszałem wiele muzyki w filmie i nawet jeśli była ona bardzo dobrze zrobiona to nie zwracałem na nią większej uwagi. Dopiero po Titaniku zacząłem się interesować soundtrackami. Wydaje mi się więc, że fanem Hornera trzeba się po prostu urodzić i nie można go trochę lubić bo zawsze będzie się go krytykować. „Jamesa Hornera albo się kocha albo się nienawidzi” i coraz częściej przyzwyczajam się do tej myśli. Twierdzisz, że to właśnie zapożyczenia przysparzają Hornerowi takiej ilości fanów jaką ma obecnie. Hehe..to raczej śmieszne...;) Wy jesteście najlepszym tego przykładem, jesteście największymi fanami tego artysty właśnie przez te powtórki (widać to w słowach krytyki). Jeśli w twórczości Hornera nie poczujesz tego „czegośâ€ czym on nas tak zwabia to nigdy nie będziesz tak naprawdę kochał jego odlotowej muzy. I to nie jest prawda, że powtórki nas tak przyciągają. Ja czasem też mam trochę dość tych kopii ale właśnie to „Cośâ€ w jego kompozycjach rekompensuje całą wadę. Wasz problem polega na tym, że kiedy słuchacie Hornera to od razu wychodzicie z założenia że znajdują się powtórki i nie traktujecie soundtracku jako całość tylko szukacie gdzie On tu znowu się powtórzył. Już mówiłem wcześniej, że nikt nikogo nie zmusza do słuchania patytur Hornera i nie będziecie się musieli denerwować. Spróbujcie chociaż raz w komentarzu pod jakąś recenzją płyty Jamesa nie skrytykować jego powtórek to tak naprawdę nie będziecie wiedzieć za co by go jeszcze totalnie zjechać. Ostatnia płyta „The Four Feathers” zawiera temat, który nie pociąga za sobą żadnych śladów przeszłości i jakoś oceniam tę płytę bardzo wysoko i co ty na to Panie R?? Nie ma tu powtórek a inni fani Hornera również bardzo się zachwycają tym soundtrackiem. No cóż, to już chyba tak będzie z nami fanami muzyki Jamesa, że nikt nas tak do końca nigdy nie zrozumie. Wy nie zrozumiecie co my czujemy kiedy słyszymy takie piękne i porywające partytury, jak w naszych oczach wygląda wtedy cały świat, czemu tak szybko zapominamy o rzeczywistości. Horner ma swoich fanów, którzy już jak się rodzą to gdzieś mają zakodowaną informację, że w przyszłości będą biegać po sklepach za płytami tego Boga!!!!!!!!!!!!!!! Dzięki niemu mam dwa światy ten zwykły szary i ten abstrakcyjny, tęczowy i nie do opisania. I NIDGY Z NIEGO NIE ZREZYGNUJE NIGDYYY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!1 CHOÆBYM MIAł SPłONąĂ† NA STOSIE..............!

łukasz Lizoń:

Sam zaczynalem od Hornera, i od wspomnianego Titanica. Wystarczylo jedno przesluchanie i siedzialem w tym po same uszy. Euforii nie bylo granic. Zaczalem szukac plytek HOrnera wszedzie, ostatnie pieniadze wydawalem na jego soundtracki. Teraz moj zapal przygasl, bo odkrywam innych wspanialych kompozytorow. Jednak nadal lubie Hornera i wcale nie zgodze sie ze zdaniem ze albo sie go kocha albo nienawidzi. Jedne sciezki uwielbia inne troche mniej, zadnej nie nienawidze. W kazdej znajduje cos dla siebie i to jest chyba tajemnica jego sukcesu. Przyciaga fanow prostota, a jednoczesnie pieknem swoich kompozycji. A co do powtorek: ostatnia plyta pokazala, ze Hornera stac na oryginalnosc. Miejmy nadzieje, ze kolejne soundtracki to potwierdza.

Rafalski:

Panowie, spokojnie (biedny Remiś ;-) przecież chłopak chciał tyko odpowiedzieć na pytanie, na które tak naprawdę nie ma jedynie słusznej odpowiedzi! To jest jego zdanie (które zresztą podzielam), wiadomo że fani Hornera (widoczni wyraźnie powyżej ;-))) nigdy się z tym nie zgodzą. Ja osobiście nie trawię tego kompozytora, ale jestem pewien, że gdyby rozważania rozgrywałyby się wokół osoby Williamsa, to też bym się zdenerwował, ale prawda jest taka, że każdy kompozytor się powtarza! Marcinie spokojnie â€? że chciało ci się tyle tekstu napisać!!! ;-))

Marcin Wojtanowski:

...Rafał hehe...nawet nie wiesz do czego ja jestem zdolny jeśli chodzi o Hornera ;)) Będę Go bronił zawsze i wszędzie nawet jeśli cały tłum przeciwników zleje się w jedną wielką kulę śniegową i natrze na mnie ;)

Weider:

Horner jest jednym z najlepszych kompozytorów.A jego skłonność do powtarzania to już taka jego "wrodzona wada". Nikt nie jest doskonały hehe.Ale po dłuższym obcowaniu z jego replayami można się trochę wkurzyć.Mimo wszystko "The Perfect Storm" rządzi!!! Jego fanatykom radzę posłuchać czasami innych geniuszy tego biznesu, tak żeby wszystkiego spróbować.

łukasz Lizoń:

Fanatykiem Hornera byłem jakieś trzy lata temu, teraz jest jednym z wielu, którego lubię. Słucham innych i też się zachwycam, więc chyba nie jest ze mną tak źle ;-).

Marcin Wojtanowski:

..Boże!!! Ja też słucham innych, kiedyś byłem fanatykiem Hansa Zimmera ale stwierdziłem, że Horner jest lepszy. Lubie też niektóre partytury Williamsa. Goldsmitha i innych fajnych kompozytorów. Mimo wszystko Hornuś rządzi...:))

Latarnik:

hehe.....peace

krytyk:

Jestem oburzony tą serią peanów. John Williams rządzi!! (oklaski)Horner mógłby mu buty czyścić.

Rafalski:

HEHEHE, absolutnie zgadzam sie z krytykiem ;-))))))

Marcin:

Heh co za brednie, wiadomo, że Williams przy Hornerze to jak mrówka przy słoniu. Horner mógłby go wynająć na sprzątaczkę albo zrobić z niego wieszak na swoje garnitury...

Pablo:

Hej Marcin! Genialne! Pewnie jesteś teraz z siebie dumny. Dowaliłeś tym dosłownie kazdemu... Pewnie znasz wiele dowcipów o mrówce i słoniu, i tak Ci zostało. Gratuluję. Bez obrazy, ale po lekturze tego komentarza dochodzę do wniosku, że jedyną Twoją wadą jest brak zalet. Miło Ci? Pomyśl na przyszłość, zanim coś napiszesz, i używaj ARGUMENTĂ?W.

Marcin:

Ej twój humor mnie normalnie dobija...(też bez obrazy) Co to znaczy, że "mi zostało" co mi miało w ogóle zostać?? Mówisz, że moją wadą jest brak zalet. No to chyba u ciebie tak jest , jak ty się przyczepiasz do mojego porównania o mrówce, które akurat tu jest najmniej ważne. Dziwne, że się nie przyczepiłeś do komentarza że Horner mógłby Williamsowi czyścić buty. Takie stwierdzenie jakoś cię nie razi. Jak nie lubisz Hornera to powiedz to wprost a nie gadaj o jakimś moim "zostaniu" hehe z mrówki i słonia. A w ogóle to nigdy ze mną nie rozmawiałeś i nie wiesz jakim jestem człowiekim więc nie mów mi co jest moją jedyną wadą bo to wiedzą tylko moi najbliżsi przyjaciele a nie ktoś kto czyta mój komentarz poraz pierwszy.

Piotr:

No, Panowie, uważajcie bo dyskusja schodzi na psy, a to jest najlepsza strona o muzyce symfonicznej, a nie o dicso polo! Tak jak napisał Pablo â€? używajcie argumentów a nie sloganów spod budki z piwem. Ja tez lubię Hornera, ale fanatykiem nie jestem jak niektórzy wywnioskowali z recenzji Perfect Storm. Natomiast gdy w czołówce filmu widzę nazwisko Jerry Goldsmith, cały zamieram. Cóż.... nie potrafię do końca tego wyjaśnić i nawet nie próbuję. Tak naprawdę wszystkie tego typu dyskusje służą tylko dobrej zabawie, bo muzyki nie da się ująć w żadne prawidła. Jak już pisałem, muzyka to nie matematyka, a jak koś się już uprze, to i tak zobaczy że każdemu wyszedł inny wynik... :-)

Kuba:

Ludzie...dajcie sobie spokój z tymi kłótniami przecież każdy ma swojego idola i nie mozna mówić kto tu jest najlepszy. Osobiście wole Hornera od Williamsa i pozdrawiam wszystkich fanów ale heh nie kłóćcie się tak ostro...:-)

Weider:

And the winner is...Ennio Morricone hehe.

Pablo:

Hej Marcin! Chodziło mi o pewien poziom dyskusji, który Twoim komentarzem został - moim zdaniem - lekko obniżony. Co do Hornera - od niego zaczynałem 11 lat temu. Uważam, że to bardzo dobry kompozytor, który jednak najlepsze lata ma chyba za sobą. Obym się mylił! Moimi ulubieńcami są od lat Williams, Goldsmith, Barry i E.Bernestein, choć uwielbiam także ze dwudziestu innych. Pozdrawiam!

wotek:

Tak naprawdę każdy kompozytor po kilku latach sam się powiela, a to jest chyba normalne (Ja wolę Goldsmitha).

AdoKrycha007:

Każdy ma swojego ulubionego kompozytora. Ja uważam że do tematu "muzyka filmowa" trzeba podchodzić nieco inaczej. Praktycznie każdy kompozytor muzyki filmowej na świecie ma jakąś swoją "perełkę" i z tej perełki jest znany. Ja słucham tych soundtracków w których muzyka mnie zachwyciła i nie patrzę wcale czy kompozytor to np. Jerry Goldsmith czy jakiś pan Stefan Burak. Nazwisko nie jest ważne. Bo jeśli partytura jest ekstra to czego chcieć więcej. Oczywiście po nazwisku kompozytora możemy spodziewać się jakiego typu będzie muzyka ale i to nie jest regułą. Chciałbym tu też wyrazić swoje niezadowolenie (proponuję oddzielny temat na ten temat). Dlaczego tak wszyscy zachwycają się Johnem Williamsem. Owszem stworzył genialne "Star Warsy" i "Indiana Jones" ale to wszystko. On od lat powiela stare swoje schematy. Od ponad 15 lat nie wymyślił nic ciekawego co zapamiętane by zostało przez świat. John Williams to tylko "Star Wars" i "Indiana Jones" i tak pozostanie (według mnie). Nie chcę tu nikogo obrażać (każdy ma swoje zdanie). Prosiłbym też o Wasze komentarze. Jest wielu kompozytorów którzy film po filmie są coraz lepsi a Williams co robi? Ciągle te same schematy... Nie można uważać kompozytora za Mistrza tylko po dwóch jego partyturach.... Proszę o Wasze komentarze.

AdoKrycha007:

Chciałbym uzupełnić i poprawić mój komentarz dotyczący twórczości Johna Williamsa. Cofam to co napisałem Ze od 15 lat nie stworzył nic ciekawego. ?le to sformułowałem. Chodziło mi o to że Williams zawsze komponuje bardzo dobre lub genialne kompozycje tytułowe do filmu a reszta soundtracka juz tak nie powala.

karcharoth:

Wiecie dlaczego Williams pisze takie wspaniałe partytury? - Bo grzebie Hornerowi w śmietniku jak ten wyrzuci jakąś kompozycję, która mu się nie spodoba. Wtedy tacy panowie jak Williams już czekają przy kubłach. Horner Rulez!!!

Adam Krysiński:

A i tak największym kompozytorem świata wogóle jest (niestety już nieżyjący) Alfred Newman - na swoim koncie miał 9 oskarów. Na rdugim miejscu jest John Williams (5 oskarów na ponad 40 nominacji). Na trzecim miejscu jest John Barry - na tylko sześć nominacji zdobył aż 4 (!) oskary. Średnia jakby nie licząc wypada na korzyść Barryego. Hornerowi daleko do tych 2 kompozytorów. Chociaż jego Breaveheart i Willow to majstersztyki :))

Marcin Wojtanowski:

ehh...twierdzenie, że Hornerowi daleko do tych panów jest niedorzeczne. Horner jest obecnie najpopularniejszym kompozytorem w Hollywood. Williams jest stary, swoje przeżył i pokazał choć i tak nie wybacze mu tych nominacji :P

patronat medialny:

Pan panie Wojtanowski powinien sie leczyc moim skromnym zdaniem - i to powaznie. Az strach zze tacy pomyleni ludzie chodza po ulicach.

jaaaaaacieeeeeee:

Doprawdy Patronat ma rację..................

Marcin Wojtanowski:

skąd wiesz, może jeżdżę na wózku?

Marcin:

...ej patronat a ty to fajny tak w ogole jesteś :)) wyczyścisz mi buty??

Damian Sołtysik:

Sprostowanie - John Barry dostał 5 Oscarów a nie 4 jak napisał Adam.

Adam Krysiński:

Tak Damian - rzeczywiście masz rację. Zapomniałem o tym piątym - ale to jest tylko za piosenkę chyba, no nie ? :)) A pozostałe 4 to za scory...

Aragron:

No dla mnie Horner jest na 2-gim miejscu zaraz po Elfmanie (Edward,Batman i Koszmar rządzą !)

Quaver:

Wy Polacy potraficie się tylko sprzeczać kto jest najlepszy! To taka nasza natura, wiem o tym. Ale tutaj nie chodzi o to kto jest pierwszy, czy drugi, czy najlepszy lub najgorszy! Horner, Zimmer, Goldsmith, J.N.Howard, H. Shore, Gregson - Williams, J. Williams i wielu innych zasługuje na uwagę. Każdy reprezentuje inny, swój własny styl i w tym co robi jest najlepszy! żeby móc oceniać pracę tych kompozytorów, trzeba się trochę na tym znać, rozumiec muzykę i wiedzieć jaką rolę ma odgrywać w filmie.

Dreittig:

Williams jest NAJLEPSZY i tyle!!! żaden jakiś tam Horner nie dorasta mu nawet do pięt!!! A takie głupie gadanie uskuteczniane przez fanów Hornera, że niby to Williams powiela tematy i nic wybitnego nie wymyślił od 15 lat (a co z Listą schindlera??) jest głupie i mogą oni sobie wsadzić to, co piszą!!! Wielki zachwyt "Braveheartem", który nie jest wcale wybitnym scorem!!! Oscar za "Titanica", który na niego nie zasłużył!!! Ale nie mówię, że Williams jest bezkonkurencyjny. Taki np. Zimmer, albo Goldsmith mogą z nim konkurować, ale Horner w żaden, ale to absolutnie w żaden sposób!!!!!! WILLIAMS (ewentualnie Zimmer i Goldsmith) THE BEST!!!!!!

Lucek:

Dla mnie spór o to, który kompozytor jest lepszy jest troszkę pozbawiony sensu. Każdy twórca ma swój styl, który można lubić lub nie. I trudno przekonywać fanów lub przeciwników jakiegoś kompozytora o słuszności swoich poglądów. Chyba się nie uda :) Co potwierdza dyskusja. Do Hornera sentyment mi pozostał bo to od Titanica zaczeła się moja przygoda z muzyką filmową. Ale faktycznie muszę przyznać, że Horner często zapożycza ze swojej wcześniejszej twórczości. Ale, nawiązując do pewnego filmu, ja lubię muzykę, którą już gdzieś słyszałem ;) Pozdrawiam

MaciekG.:

Sam również zaczołem przygode z muzą filmową od Hornera ... ale nie od "Titanica" jak kilku przedmówców, a w 1995 roku od "Caspera". Kurde to już 10 lat.


Soundtracks.pl

© 2002-2024 Soundtracks.pl - muzyka filmowa.
Wydawca: Bezczelnie Perfekcyjni