Wszystko co ma początek, ma też koniec. Don Davis, rozpoczął swoją przygodę z Matrix`em, w 1999r. komponując dla Braci Wachowskich, ciekawy, w miarę oryginalny i agresywny score, który rozsławił go na całym świecie. W niedawnym *sequelu tego filmu (Reloaded) kompozytor rozwinął kilka pomysłów z oryginału i dodał wiele elektronicznych aranżacji, które nadały temu soundtrackowi charakteru i polotu. W finałowej Rewolucji, Davis znakomicie łączy style obu poprzednich części, tworząc jeden z najlepszych soundtracków tego roku.
Po obejrzeniu filmu, lub po przeczytaniu jego kilku recenzji, można mieć wątpliwości, co do jakości tej partytury. Głównie dlatego że film jest najgorszy z całej trylogii. Mimo że efekty specjalne zapierają dech w piersiach, to fabuła jest wątła i niewiarygodna (jeśli można w tych filmach, mówić o jakiejkolwiek wiarygodności), a zakończenie jest niezrozumiałe i nie wychodzące naprzeciw moim oczekiwaniom. Uczucie zawodu, coraz częściej przemykało przez moje myśli, w miarę dalszego oglądania Revolutions, a na końcu powiedziałem do siebie: "klasyczny przerost formy nad treścią".
Paradoksalnie, ten kiepski film, oprawiony jest rewelacyjną muzyką, pod wieloma względami oryginalną (ale nie całkowicie), ciekawą, wciągającą i bardzo agresywną. Utwory są bardzo szybkie i agresywne, ponieważ prawie cały film to nieustające, ostre kino akcji. Godne pochwalenia jest dość oszczędne wykorzystywanie przez Davis`a, techno - aranżacyjnych zdolności "Juno Reaktor`a", który tym razem zaaranżował tylko 3 utwory, stanowiące niewielki procent całej partytury. Po doświadczeniach, wyniesionych z Reaktywacji, oczekiwałem, że elektronika będzie w tym filmie odgrywała główną rolę. Jednak Davis postawił na szeroką symfonikę, z dodatkiem fantastycznego chóru, co wyszło soundtrackowi na dobre, i jest jego najmocniejszą stroną.
Fragmenty z udziałem chóru słyszeliśmy już w poprzednich częściach i nie są one żadną nowością, jednak nigdy nie były one tak podkreślone i rozpisane z tak wielkim, niemalże religijnym rozmachem.
Szerokich partii chóru nie jest za wiele, jednak utwory takie jak: Navras, czy najlepszy fragment na płycie: Neodammerung w pełni rekompensują ten niedostatek. Melodia śpiewana przez chór (przy akompaniamencie wspaniałego fortepianu, grającego niskie akordy - jak ja to lubię), to jednocześnie nowy, główny temat filmu, wprowadzony już w pierwszym utworze Logos Main Titles (tyle, że tam jest grany na sekcji dętej). Temat ten jest świeżym i oryginalnym pomysłem i tym, który odróżnia ten projekt od poprzednich.
Reszta score`u prezentuje w większości stare tematy, w skomplikowanych aranżacjach, które wynoszą te melodie na zupełnie nowy poziom doznań słuchowych. Momentami akcja zasuwa w tak szybkim tempie, że jej awangardowe pisanie przypomina mi styl Elliot`a Goldenthal`a (tegorocznego zdobywcy Oscara za Fridę), który często prezentuje skłonność do takich bałaganiarskich i czasem nie do końca zrozumiałych melodii (sceny akcji w Final Fantasty czy najnowszym S.W.A.T.). Kompozycje Davis`a, w odróżnieniu od Gldenthal`a, są trochę bardziej uporządkowane i mimo swojego szalonego charakteru, prezentują konkretną wartość narracyjną, co nie znaczy oczywiście, że łatwo się tego słucha. Ja osobiście lubię takie "ostre" granie, jednak dla niektórych osób, takie utwory jak: Moribund Nifune, Kidfried czy Saw Bitch Workhorse mogą być zbyt trudne do przełknięcia.
Na szczęście jest tu kilka spokojniejszych momentów, podczas których można złapać oddech i przygotować się na kolejny atak "fontanny dźwięków". Nareszcie mamy dłuższą i bardziej rozbudowaną wersję tematu miłosnego Neo/Trinity (Trinity Definitely), który pojawiał się już w poprzednich filmach, lecz był tak zakamuflowany, że trudno go było dostrzec. Ta stonowana wersja, pięknie grana na *waltorni i zwiewnych smyczkach jest delikatna i poruszająca. Jest ona trochę smutna i tajemnicza, jednak wynika to bezpośrednio z treści sceny. Drugi wolniejszy fragment, to Spirit of the Universe, który jest chyba najbardziej optymistycznym i pogodnym utworem w całej trylogii. Słoneczna, fanfarowa wersja, z rozbudowanymi smyczkami i chórem, który zwiastuje chłopięcy sopran (podobieństwo do Welcome to the real World z pierwszej części, jest chyba zamierzone), do którego po chwili włącza się potężna liczba muzyków, naprawdę robi wrażenie. Fragment ten stanowi znakomite zakończenie Matrixowskiej trylogii, w przeciwieństwie do sceny, którą ilustruje.
Matrix Revolutions, to soundtrack perfekcyjnie rozpisany na tradycyjną, wielką orkiestrę symfoniczną i chór, który zawiera jednak kilka nowocześniejszych aranżacji, skomponowanych przy udziale zespołu Juno Reactor. Są tu trzy tego typu fragmenty, które są pewnego rodzaju nawiązaniem do Matrix Reloaded, który charakteryzował się właśnie takim brzmieniem. Mamy więc świetny Trainman Cometh (dziwny tytuł, ale po projekcji filmu, wszystko staje się jasne), pod koniec którego, świetnie zostaje podkreślona przez elektronikę dramatyczna pogoń (fragment ten ma coś z tempa lokomotywy, a to jest akurat trafne i błyskotliwe nawiązanie do tej sceny). Natomiast Tetsujin to kontynuacja pewnej tradycji, polegającej na zamieszczaniu w każdym filmie z serii, jednego utworu zaaranżowanego w Japońskich klimatach (kotły, bębny, *gongi). Ta wersja najbardziej przypomina Teahouse z Reaktywacji, jednak jest jej lepszą, bardziej rozbudowaną wariacją. Najbardziej oryginalny, jest potężny, 9 minutowy Navras z napisów końcowych. O jego doskonałości decyduje rewelacyjny chór (znowu ten świetny temat i fortepian), oraz ciekawe użycie żeńskich wokali, o typowo wschodnim brzmieniu, które czasem przypominają indiańskie pieśni. Szkoda, że mniej więcej w połowie trwania, fragment ten nieco traci na wartości, ponieważ muzyka za bardzo skręca w stronę techno - disco, jednak przymykam na to oko, ponieważ jego początek i zakończenie są wybitne.
Długość albumu też zaskakuje. Producenci przyzwyczaili nas do krótkich wydań samej muzyki instrumentalnej (Matrix - 30min), lub połączeń składanki "Inspired by" z soundtrackiem (dwupłytowe Reloaded, z 40 min. muzyki Davis`a). Tym razem, mamy świetne, satysfakcjonujące nagranie, trwające ponad 60minut (muzyki instrumentalnej jest ok.59min., bo mamy tu jeszcze tą nieszczęsną piosenkę In My Head, podczas słuchania której, można dostać nawrotu choroby (obojętnie jakiej). Muzyka z Rewolucji, jako całość prezentuje się naprawdę wyśmienicie. Mimo że jest to typowy action-score, do słuchania którego, naprawdę trzeba się skupić, by go zrozumieć, to jest w nim jakiś lekki powiew oryginalności, który intryguje i skłania do ponownego odsłuchania. Dobrze, że przynajmniej muzyka Davis`a przyzwoicie podsumowała te trzy, obrazy, bo o filmie tego powiedzieć nie można. *aria Recenzję napisał(a): Rafał Mrozowski (Inne recenzje autora)
Lista utworów:
1. Logos Main Title - 1:21
2. The Trainman Cometh - 2:43
3. Tetsujin - 3:21
4. In My Head - Pale 3 - 3:46
5. The Road to Sourceville - 1:25
6. Men in Metal - 2:18
7. Niobe`s Run - 2:48
8. Woman Can Drive - 2:41
9. Moribund Mifune - 3:47
10. Kidfried - 4:49
11. Saw Bitch Workhorse - 3:59
12. Trinity Definitely - 4:15
13. Neodammerung - 5:59
14. Why, Mr Anderson? - 6:10
15. Spirit of the Universe - 4:51
16. Navras - 9:08
Razem: 63:30 |
|