Soundtracks.pl - Muzyka Filmowa

Szukaj w:  Jak szukać?  



Aby otrzymywać świeże informacje o muzyce filmowej, podaj swój adres e-mail:



Zapisz

Doctor Zhivago: The Essential MAURICE JARRE

22 Wrzesień 2004, 20:46 
Kompozytor: Maurice Jarre

Rok wydania: 2000
Wydawca: Silva Screen

Muzyka na płycie:
Doctor Zhivago: The Essential MAURICE JARRE

"Doktora Żywago" Davida Leana znać warto. Jest to wystawny fresk, nakręcony z polotem, choć w konwencji melodramatu. Oczywiście niewiele zostało tu z powieści Pasternaka, jest natomiast muzyka Maurice`a Jarre`a. Cudownie sentymentalna, z doskonale podrobioną rosyjską rzewnością. Ta właśnie kompozycja firmuje wydany przez Silva Screen album prezentujący filmowe kompozycje M. Jarre`a.

Płyty Silver Screen są idealną propozycją dla tych, którzy mają ochotę wrócić do jakiegoś filmowego tematu bez konieczności przesłuchiwania całej ścieżki dźwiękowej. Szczególnie seria "The Essential..." jest tu pomocna. Na dwóch płytach prezentuje się dorobek poszczególnych kompozytorów (Goldsmith, Horner) w aranżacjach niewiele odbiegających od oryginalnych wykonań.

Album z muzyką Jarre`a przede wszystkim jest nudny. Poza uroczą, acz ckliwą suitą z "Doktora Żywago", niewiele znajdziemy tu muzyki ciekawej. Kompozycje Jarre`a oprócz tego, że bardzo się zestarzały, a ich estetyka jest już nie do zaakceptowania, są silnie sprzęgnięte z konwencjami filmów, do których zostały napisane. I tak uwertura do "Lawrence`a z Arabii" brzmi dziś niezwykle sztucznie i jałowo, choć na albumie wykonuje ją szacowna Philharmonia Orchestra. A warto pamiętać, że utwór ten funkcjonuje w filmie na zasadzie uwertury operowej. I tak jak w operze, muzyka w ciemnościach poprzedza - zgodnie z wolą reżysera - filmową opowieść. Tymczasem na płycie pozostaje wrzaskliwym muzycznym dziwadłem.

Nie lepiej jest z pozostałymi utworami. Tematy z "Ducha", "Jezusa z Nazaretu" i innych niezbyt intrygujących filmów, dziś wywołują raczej uśmiech niż - jak pierwotnie miały - wzruszenia. Miesza się tu marszowy patos z banalną melodyką oraz pełne uniesień frazy zakrojone na buńczuczną i przeładowaną perkusją orkiestrę. Dziś już tylko lekki i swingujący temat Adeli z "Podróży do Indii" naprawdę porywa.

Jednak największe atrakcje albumu, które z pewnością dostarczą wielu uciech, to kompozycje Jarre`a przeznaczone na instrumenty elektroniczne. Muzyka ta powstała przede wszystkim do filmów Petera Weira z lat 80., czyli całkiem niedawno. Brzmi ona w duchu muzyki relaksacyjnej i godowego pomrukiwania wielorybów. Płyty takie można często kupić z pastą Colgate lub jakimś szamponem. Jest to wesoła kompromitacja, raczej prostacka niż prosta i nie mam pojęcia, dlaczego ktoś w ogóle tę muzykę nagrywa.

Lubię, kiedy Maurice Jarre`a opowiada o swojej pracy. Szczególnie ciekawe są jego wspomnienia o pracach nad filmami Leana. Niestety kiedy słucham jego muzyki, nie czuję już tego polotu, dowcipu, tej barwności. Dziś jedynie temat z "Doktora Żywago" wzrusza, zamiast śmieszyć, wciąga zamiast nużyć. Ogromny dorobek Jarre`a nie przedstawia jednak większej wartości, a album "The essential..." tę smutną prawdę potwierdza. Pociesza tylko wysoka jakość wydania. Dźwięk brzmi czysto i przestrzennie, a do albumu dołączony jest obszerny komentarz. No cóż - vasa inilia plurimum sonat.

Recenzję napisał(a): Samuel Nowak   (Inne recenzje autora)





Lista utworów:

1. Lawrence Of Arabia - Overture
2. Doctor Zhivago - Suite
3. A Passage To India - Adela´s Theme
4. Jesus Of Nazareth - Suite
5. Ghost - End Credits
6. Villa Rides - Main Theme
7. The Fixer - Suite
8. Mad Max: Beyond Thunderdome - Fanfare/I´aint Captain Walker
9. Red Sun - Main Title/The Samurai
10. Topaz - March
11. The Mosquito Coast - Allie´s Theme
12. The Year Of Living Dangerously - Kwan´s Sacrifice
13. Witness - Building The Barn (Synth Version)
14. Is Paris Burning? - The Paris Waltz
15. Doctor Zhivago - Lara´s Theme
16. Ryan´s Daughter - Suite
17. The Professionals - Overture
18. Fatal Attraction - Theme
19. The Tin Drum - Suite
20. No Way Out - Main Title
21. Enemy Mine - Suite
22. The Night Of The Generals -
23. El Condor - Main Title
24. The Man Who Would Be King -
25. Witness - Building The Barn (Symphonic Version)
26. Lawrence Of Arabia - Suite

Komentarze czytelników:

Tomek:

Moja ocena:
bez oceny

Jedna z największych legend została tutaj zmiażdżona w sześciu krótkich akapitach. Całe 40 lat twórczości. Przykre jest to, że recenzja ta niestety nie ma prawie w ogóle wartości merytorycznych czy rzeczowego komentarza - dostajemy pseudo-porównania w stylu "wesoła kompromitacja" czy "godowe pomrukiwania wielorybów", "kompromitacja, raczej prostacka". Ta recenzja zasługuje najwyżej na **, a muzyka Jarrea będzie jeszcze długo w pamięci ludzkiej po tym jak wszyscy zapomną o tym żenującym tekście...

PP:

Moja ocena:
bez oceny

Recenzentowi polecam płyty Jarrea z muzyką pod jego batutą. Wykonania z tej kompilacji nie mają nawet 1/10 siły oryginałów. Jarre jest jednym z najwaspanilaszych kompozytorów w dzijach kina i ta recenzja tego skądinąd rzeczywiście nienajlepszego wydawnictwa (jeszcze raz powtarzam - z powodu wykonania!), tego nie zmieni.

Adam Krysiński:

Moja ocena:
bez oceny

Panowie a czego się spodziewaliście? Ocena, argumenty i treść recenzji raczej była do przewidzenia - odsyłam do artykułu o tym obalaniu mitów. Samuel ma poprostu troszke odmienne zapatrywanie na muzyke filmową i cóż zrobić. O gustach się nie powinno rozmawiać. Kontrowersje były i będą... Pytanie jest tylko takie czy pisanie recek tylko dla samego faktu pisania "by coś było" jest dobre... Drugim pytanie jest to czy jak komus jakaś dziedzina nie leży i ma w tej dziedzinie bardzo osobiste zdanie należące do wyjątków to czy powinien o tym pisać. Trudno mi się wypowiadać bo moje zdanie nie koniecznie musi tu się podobać, a ponieważ nie lubię byc kontrowersyjny (a zdaża mi się to i tak często :P) to przemilczę... Nie zgodzę się nagłos tylko z jednym - uprzedzenia czy poglądy na muzykę nie powinny staczać taką żywą legendę jak M. Jarre. Jest coś takiego jak "rispekt" :] No chyba, że ja źle myślę. Oczywiście na końcu znów widać od razu że będzie tu dyskusja wieeeeeelka no ale co zrobić.

Tomek:

Moja ocena:
bez oceny

Tym razem zgodzę się z Tobą Adamie w całej swojej rozciągłości. Szczególnie z stwierdzeniem z ostatniego zdania. Można czegoś lubić lub nie, mieć swoje gusta, ale co innego mieć szacunek a co innego być ignorantem.

mtomasky:

Moja ocena:
bez oceny

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że nie znam twórczości M. Jarrea, i nie mam zamiaru wypowiadać się na jej temat. Po drugie byłem ostrzegany, żeby nie pisać tego komentarza. Ale od czego jest demokracja? :) Chciałbym tylko powiedzieć, że nie wszyscy wielbią muzykę filmową z lat > 80. Ja osobiście uważam, że muzyka z tamtego okresu pomijając kilka wyjątków jest już śmieszna. W sumie im dalej się cofamy, tym jest zabawniej. Podkreślam, że mówię tylko o muzyce filmowej. I proszę mi tylko nie mówić, że kompozytorzy filmowi czerpali ogromną inspirację od kompozytorów muzyki klasycznej (co nadal też czynią), więc tym samym uważam że muzyka poważna też jest śmieszna. Nic takiego nie powiedziałem. Wcale nie uważam się ani lepszy ani gorszy od tych którzy uwielbiają muzykę z innych okresów niż ja. To jest tylko i wyłącznie kwestia gustu. PS. Wszystkie wyrażone tu opinie są tylko i wyłącznie opinią autora tego tekstu :D.


  Do tej recenzji są jeszcze 3 komentarze -> Pokaż wszystkie