Obecnie wiadomo o sześciu projektach Jerry`ego Goldsmitha, które zostały odrzucone przez producentów lub reżyserów. Mało kto wie, że Goldsmith napisał muzykę do dramatu Olivera Stone`a Wall Street (1987) - zastąpił go Stewart Copeland (ta muzyka została tylko skomponowana, ale nigdy nie została nagrana, stąd nie trafiła nawet na "czarny rynek"), dramat sportowy Rowdy Herringtona Gladiator (1992) - zastąpił do Brad Fiedel (ten od The Terminator); muzyka ta była całkiem niezła, nawiązująca do klimatów Hoosiers, następny film to thriller Howarda Franklina The Public Eye (1992) - zastąpił go Mark Isham (nic nie wiem o tej muzyce) oraz dwa ostatnie, co do których trudno powiedzieć: dlaczego odpadły? Mowa tu o czarnej komedii Johna Herzfelda Two Days In The Valley, utrzymanej w klimacie L.A. Confidential (1996) - muzykę napisał Anthony Marinelli i thriller akcji Richarda Donnera Timeline (2003) - muzykę skomponował Brian Tyler. Mówi się tez o obrazie fantastycznym w reżyserii Ridleya Scotta Legend (1985), ale tam zatrudniono dwóch kompozytorów z przeznaczeniem na rynek amerykański (Tangerine Drem) i europejski (Jerry Goldsmith). Natomiast nikt nie ma wątpliwości, dlaczego odrzucono muzykę do thrillera s-f Grahama Bakera Alien Nation (1988) - docelowa muzykę napisał Curt Sobel. Ta muzyka jest po prostu bardzo słaba.
Eksperymenty Goldsmitha z muzyką elektroniczną to przede wszystkim okres lat 80-tych. Największym osiągnięciem kompozytora w tej materii był Legend, gdzie stopień integracji orkiestry symfonicznej i syntezatorów osiągnął prawdziwe mistrzostwo. Niestety, później bywało już różnie. Np. w Criminal Law Jerry stworzył ilustrację typu "underscore" tylko w oparciu o syntezatory, tak jakby nie bardzo miał pomysłu na całą partyturę.
Jeszcze słabszym od tego, syntetycznym projektem Goldsmitha był Alien Nation, gdzie Jerry próbował nawet stworzyć coś interesującego, łącząc w elektronicznym brzmieniu różne style. Niestety, nie wyszło to na dobre muzyce. Ponownie zabrakło jednak klasycznej instrumentacji, która na pewno nieco "oczyściłaby" ten "cybernetyczny" miszmasz. I tak dostaliśmy produkt, który nie ma w sobie nic atrakcyjnego. Jedynym momentem na całym albumie, gdzie wydaje nam się, że słyszymy "stare, dobre" dęciaki (Binhaun - 9.) to i tak syntetyk, choć chciałoby się trochę więcej takiego mrocznego, ale bardziej "żywego" brzmienia.
Na albumie możemy znaleźć jeden lub dwa tematy wiodące, jednak ich aranżacja jest słabsza od najsłabszych nawet motywów klasycznych. Jeden z nich bardzo przypomina ten z The Russia House (a raczej odwrotnie). Słyszymy go jednak tylko dwukrotnie - w utworze pierwszym Tencton i piątym Andarko & Celine. Jednak wykonanie syntetyczne, pozostawia sporo do życzenia. Nawet gdy z głośników słychać jakąś linię melodyjną, niebawem tonie ona w ogólnym chaosie. Nie dość, że brakuje tu melodii, to jeszcze ich brzmienie i aranżacja przypomina czasy pierwszych syntezatorów.
Obok The Russia House możemy wychwycić na albumie, choć z trudem, jeszcze dwa inne tematy główne. Jednej z nich to po prostu lekko przerobiony i nieco wolniejszy motyw "akcji". Jest tego tu naprawdę sporo, a po raz pierwszy możemy go usłyszeć już na początku soundtracku, w utworze pierwszym, a potem np. w utworze szóstym Houi Pod Mi Hpark Ki, czy dziesiątym Doui Pod Si Hpark Ki. Na dobrą sprawę, gdyby się uprzeć to możemy znaleźć jeszcze jeden temat, choć tylko dwa razy. Na szczęście występuje on pod rząd w utworze siódmym Tagdoop i ósmym Pi Sanhava Pakhuapa Trava. Jest to dosyć szybki kawałek, utrzymany w stylu popowym i można śmiało go zaliczyć do tematów akcji.
Sporo jest tutaj w ogóle utworów akcji, w których dominuje szybkie tempo, dynamiczny podkład perkusyjny (trochę zbyt popowy) i coś, co możemy nazwać "action *score theme" (krótkie, urywane momenty - naprawdę bardzo słabiutkie). Wybranymi przykładami takich utworów akcji są: Saui Ephekintzen Goo (2.), Pi Sanhava Pakhuapa Trava (8.), Saardinhak (13.) i Eatake Nhaz Nage (17.). Niemal w każdym utworze możemy znaleźć podobne klimaty. Ale choć muzyka jest rytmiczna, nie ratuje soundtracku swoją kiepską aranżacją. Czasami nabiera to stylu marszowego, ale żadnym marszem to nie jest. To zwykłe wybijanie rytmu na syntezatorach, np. Hoiu Pod Mi Hpark Ki (6.) i Slagk Anhagootzen Dreevnhi (15.).
Także jakość nagrania na "bootlegu" jest wątpliwa. Mamy nieodparte wrażenie, że części muzyki po prostu nie słychać. Ciężko jest słuchać tych niemal 42 minut muzyki. Trudno naprawdę znaleźć słowa pochwały dla tego soundtracku. To jeden z najgorszych albumów w filmografii Goldsmitha.
p.s. Najlepszym utworem na albumie, choć nie napisanym dla potrzeb filmu jest dynamiczny pokaz akcji w reklamie do filmu Judge Dredd (1995). Ponieważ Jerry Goldsmith nie mógł napisać muzyki do tego filmu (zbyt napięty harmonogram), zgodził się jednak na skomponowanie muzycznej reklamówki. Jest ona niesamowita. Chociaż trwa tylko 48 sekund, od początku bije nas po uszach rytmiczną sekcją dętą (moje ulubione *waltornie), smyczkową i perkusyjną z niesamowicie dynamicznym finałem. Goldsmith rules!
p.s. "Podziękowania" dla producentów za niezwykle "pomysłowe" tytuły utworów. *bootleg Recenzję napisał(a): Szymon Jagodziński (Inne recenzje autora)
Lista utworów:
1. Tencton - 4:01
2. Saui Ephekintzen Goo - 2:05
3. Kleezanztun - 0:38
4. Sneak - 1:20
5. Andarko & Celine - 2:59
6. Houi Pod Mi Hpark Ki - 2:18
7. Tagdootp - 2:05
8. Pi Sanhava Pakhuapa Trava - 2:08
9. Binhaun - 2:49
10. Doui Pod Si Hpark Ki - 1:10
11. Kamirnhak - 6:23
12. Heinrak - 2:03
13. Saardinhak - 2:32
14. Mi Dhala Pziganhozi Mhapak Zoo - 2:22
15. Slagk Anhagootzen Dreevnhi - 1:45
16. Dzhok Kladzilaanha Moodr - 1:18
17. Eetake Nhaz Nage - 2:38
18. Bonus Track: "Judge Dredd" Trailer Music - 0:58
Razem: 41:32 |
|