Rzadko się zdarza, aby *sequel przewyższał pierwowzór lub choćby mu dorównywał. Niestety kontynuacja "Kręgu" ("The Ring") Gore`a Verbinski`ego wyreżyserowanego przez Hideo Nakatę tę regułę potwierdza. Spójrzmy przykładowo na rozwijany dalej w "The Ring 2" intrygujący wątek tajemniczej i niebezpiecznej kasety video. Otóż psuje go wprowadzenie postaci doktora usiłującego całą sprawę wytłumaczyć racjonalnie. Efekt takiego zabiegu? - groteska. A nic tak nie rozdrażnia widza, jak naruszenie konwencji, do której zdążył się już przyzwyczaić. Na szczęście nie wszystko w filmie zasługuje na krytykę. W każdym razie na pewno nie muzyka. Wygląda na to, że jej twórcy chcieli nam wynagrodzić niedostatki fabuły wyższym poziomem doznań słuchowych.
Przypomnijmy, że muzyczna ilustracja do pierwszej części filmu nie została wydana na płycie. Przy okazji "The Ring 2" postanowiono połączyć materiały z obu części na jednym soundtracku. Tak więc mamy zarówno kompozycje Hansa Zimmera i Jamesa Dooley`a ("The Ring") jak i Martina Tillmana oraz Henniga Lohnera ("The Ring 2"). Niestety wydawcy DECCA nie pokusili się o podanie informacji, z których części pochodzą kolejne utwory. Niektóre trudno jest rozszyfrować, tym bardziej, że cała muzyka z pierwszej części przybrała na płycie zupełnie inną formę niż ta znana niektórym z nieoficjalnego bootlequ, a jej motywy przeplatają się często z nowymi. Pod tym względem wydanie przedstawia się bardzo słabo. Ale przejdźmy już do muzyki.
W porównaniu z tą zamieszczona na bootlequ prezentuje się znacznie lepiej. W oderwaniu od obrazu słucha się jej o wiele przyjemniej, mimo że również w wielu miejscach jest mocno ilustracyjna. Utwory nie są już bowiem tak chaotyczne i mają atrakcyjniejszą budowę, dzięki czemu nie nudzą. Muzyka jest oryginalna, szczególnie jeśli idzie o brzmienie, a to za sprawą świetnego doboru instrumentów i przemyślanej elektronice. Jej ogromną zaletą jest także niesamowity klimat i napięcie, które można doskonale odczuć nie znając filmu.
Jednym z najlepszych utworów jest "The Well", który otwiera cały album. Rozpoczynają go charakterystyczne odgłosy wygenerowane komputerowo, po których od razu następuje temat przewodni, wygrywany przez fortepian. Ów temat najpierw bardzo zgrabnie "przejmują" *smyczki, zwiększając jakby jego ciężar gatunkowy. Później przejmuje go *czelesta. Po tej "wymianie" tematycznej pojawiają się wykonywane na wiolonczeli przez Martina Tillmana albo Anthony`ego Pleeth`a (brak informacji) pasaże, odpowiednio spreparowane komputerowo, które po chwili przykrywa potężne brzmienie całej orkiestry. Od tego momentu do końca utworu rozgrywa się emocjonująca "gonitwa" dźwięków. Mamy tu ciągłe narastanie dynamiczne i *agogiczne, mocne kulminacje a wszystko to mądrze wyważone, dzięki czemu nie męczące. "This Is Going To Hurt" chyba najbardziej emanuje grozą. Skrajne emocje ogarniają słuchacza kiedy pojawiają się wirtuozowskie, jakby histeryczne przebiegi wiolonczelisty, które wieńczy gwałtowna oktawa fortepianu w dolnych rejestrach. Po tym następuje wyciszenie, które jednak trwa krótko, bo już wchodzi przerywane spiccato wiolonczeli wprowadzające do fantastycznego, motorycznego rytmu smyczków. Utwór nabiera tempa, już prawie osiąga kulminację, ale nagle wszystko się urywa jakby ktoś wyłączył odtwarzacz. Naprawdę ciarki przechodzą po plecach, można odnieść wrażenie, że film jest tylko wizualnym dodatkiem do muzyki. Jedyną wadą kompozycji jest przeładowanie efektami i samplami nałożonymi na instrumenty, przez co dźwięki są mało przejrzyste, zbyt gęste. Ciekawą pozycją soundtracku jest napisany w klasyczny sposób, spokojny, wzruszający utwór "The Ferry". I tutaj wiodącym instrumentem jest wiolonczela, która prowadzi linię melodyczną i jest źródłem największych emocji. Sekret tkwi w przepięknym wibracie, przywodzącym na myśl wschodnią kulturę muzyczną. Kojarzy się z cudownymi, intrygującymi solami Yo - Yo Ma z kompozycji Tana Duna, takich jak "Przyczajony Tygrys Ukryty Smok". Do niego *kontrapunkt tworzą instrumenty smyczkowe, które mniej więcej w połowie utworu wprowadzają temat przewodni i tym samym wychodzą na pierwszy plan, a wiolonczela pełni już funkcję ekspresyjnego dodatku.
Omówione wyżej utwory to według mnie perełki płyty. Pozostałe są już bardziej ilustracyjne i mniej ciekawe, co nie znaczy, że źle się ich słucha. Wprawdzie mają trochę dłużyzn, ale nie na tyle, żeby mówić o nich, że są nudne.
Cztery ostatnie pozycje - "I`ll Follow Your Voice", "Let The Dead Get In", "Seven Days" oraz "Television" to remixy wszystkich tematów. Rzadko kiedy przypadają mi do gustu tego typu przeróbki, bo zwykle są prymitywnie uproszczone i urytmizowane. Jednak te są całkiem niezłe. Wprawdzie nie mogę powiedzieć, że jestem nimi zachwycony, ale pasują stylistycznie do całości i nie odbiegają klimatem. Ze wszystkich najciekawszy jest "Seven Days" z pomysłowymi samplami perkusyjnymi, imitującymi trzeszczenie telewizora, oraz częstymi zmianami *metrum.
Wydanie, jakie zaserwowała nam wytwórnia DECCA jest z pewnością godne polecenia. Miłośnicy Hansa Zimmera na pewno się nie zawiodą, a pozostali też z pewnością znajdą w nim coś dla siebie. Bo "The Ring/The Ring Two" to bardzo oryginalny i ciekawy soundtrack, choć ze względu na charakter, nie na każdą okazję. Recenzję napisał(a): Aleksander Dębicz (Inne recenzje autora)
Lista utworów:
1. The Well - 11:24
2. Before You Die You See The Ring - 7:09
3. This Is Going To Hurt - 2:48
4. Burning Tree - 10:13
5. Not Your Mommy - 3:59
6. Shelter Mountain - 4:10
7. The Ferry - 3:15
8. I`ll Follow Your Voice - 6:28
9. She Never Sleeps - 2:17
10. Let The Dead Get In - 3:59
11. Seven Days - 3:24
12. Television - 4:00
Razem: 63:11
Dyrygent: Fiachra Trench, Gavin Greenaway
Orkiestracje: Bruce Fowler |
|