Dom woskowych ciał to młodzieżowy hollywoodzki horror - swobodny *remake klasycznego filmu grozy z 1953r u nas znanego jako Gabinet figur woskowych. W tamtej wersji w roli głównej wystąpił nieodżałowany Vincent Price. W remake`u zobaczymy początkujących, młodych aktorów z pseudo-gwiazdą Paris Hilton w jednej z głównych ról. Polski dystrybutor przesunął premierę tego filmu na czas nieokreślony - być może od razu trafi on na półki wypożyczalni. Gdy się obejrzy ten wątpliwej jakości nieświeży produkt łatwo to zrozumieć. To kolejny głupkowaty horror nakręcony z myślą o ćwierć-inteligentnych amerykańskich widzach i przepierka pomysłów z klasycznych horrorów (z Teksańską masakrą... na czele). Grupa nastoletnich turystów o umysłowości ameby rozstawia biwak na uboczu drogi szybkiego ruchu. Wszyscy dziwnym zbiegiem okoliczności trafiają do opuszczonego miasta, gdzie jedynymi mieszkańcami jest szurnięte rodzeństwo zabawiające się makabrycznie w mordowaniu miłych przyjezdnych i robieniu z nich figur woskowych, które potem wystawione są w tytułowym panopticum. Oczywiście grupa nastolatków, do których jakoś nie czuje się sympatii również padnie ofiarą dziwacznej rodzinki. Będzie dużo ucieczek, ganiania z nożami i szlachtowania, ognia i topiącego się wosku, porządnych efektów specjalnych oraz nachalnego ?product placementu?. Tradycyjnie twórcy nie wierzą w inteligencję widza i co jakiś czas podsuwają mu bardzo czytelne wskazówki, żeby zrozumiał, o co w ogóle chodzi. Produkt o nazwie House of Wax spełnił swoją funkcję, potrafi solidnie nastraszyć, jednak przez połowę czasu trwania jest irytujący i nudny.
Za muzykę do tej produkcji odpowiedzialny był John Ottman, amerykański twórca od lat bezskutecznie próbujący się przebić do hollywoodzkiej pierwszej ligi kompozytorów. Niestety także skomponowane w tym roku House of Wax i Fantastic Four nie pomogą twórcy awansować w hierarchii. John Ottman jest twórcą raczej kryjącym się ze swoim talentem melodystycznym i niezbyt skorym do pisania mocnych tematów, który wyraźnie stawia na klimatyczne underscore. To zapewne z tego powodu jest w tym miejscu, w którym jest. Twórca ostatnimi latami pisał głównie do horrorów, thrillerów i dramatów psychologicznych. Jego mroczny styl świetnie pasuje do tych produkcji, jednak większość jego score`ów obciążonych jest zasadniczą wadą - są trudne w odbiorze i nie potrafią istnieć samodzielnie poza filmem. Dokładnie taką samą sytuację mamy w House of Wax.
Rozpoczynający album Opening/Tantrum jest chyba najciekawszą kompozycją tego score. Lodowato zimny chór, syntezatory i organy kościelne przechodzą w temat główny - przepełniony fałszywą niewinnością i zagadkowością, bardzo prosty temat odgrywany zamiennie przez solowe skrzypce, wibrafon, fortepian następnie kobiecy chórek (śpiewający coś w rodzaju bardzo prostej kołysanki-wyliczanki), który wchodzi m.in. ze smyczkami, ksylofonami i puzonami na coraz wyższe tony osiągając bardzo złowrogi klimat. Bardzo te odrealnione klimaty (a szczególnie chórki) przypominały mi stylistykę proponowaną przez Danny`ego Elfmana. Wśród chórzystek pojawia się tu Deborah Lurie, którą można było usłyszeć wcześniej w innym projekcie Ottmana - Hide and Seek. Druga kompozycja jest utrzymana w bardzo mrocznym, gotyckim klimacie. Mamy tu męski, gardłowy chór, akompaniujące mu *waltornie, rytmiczne wiolonczele i kotły, które powtarzając uporczywie prosty, pięcionutowy motyw nabierają razem dusznego, rytualnego charakteru. Kłania się coś w stylu kompozycji Wojciecha Kilara z Dziewiątych wrót i Bram Stoker`s Dracula. Baśniowe, odrealnione klimaty powrócą w Story of the town, gdzie Ottman używa wysoko brzmiącego fletu, wibrafonu, wiolonczel i wybijającego się z tła syntezatora. Podobnie przedstawia się również They Look So Real. Zabrzmi w nich wspominany na początku temat główny, napisany dla wymarłego miasta jak również pojawiający się w scenach z udziałem negatywnego bohatera filmu - Vincenta. Dzięki użyciu solowych skrzypiec i wibrafonu nabiera tragizmu i jednocześnie zdaje się skrywać pewną tajemnicę.
Następne kompozycje wypadają już znacznie mniej ciekawie - Ottman włącza autopilota i stosuje dużo opartego na syntezatorach underscore, które przerywają znienacka ostre *smyczki wchodzące na najwyższe rejestry, wsparte uderzeniami kotłów, furiackimi wejściami dęciaków i elektroniką. Wymienię tu m.in. Up in Flames, Sealed Lips i Brotherly Love. Im bliżej końca *score tym zaczyna przybywać fragmentów akcji. Są one bardzo frustrujące i hałaśliwe. Dużo tu *dysonansów, smyczków pracujących na wysokich obrotach, nagłych wejść dętych blaszanych, kotłów i chóru. Action-score jest chaotyczny i szarpany, ale można też znaleźć dłuższe rytmiczne fragmenty jak w Bringing Down The House. Warto wspomnieć o kompozycji końcowej - Endless Service. Jest to powtórzenie i rozwinięcie tematu tytułowego, wykonywanego przez samego kompozytora na organach kościelnych.
Na podsumowanie nie powiem niczego odkrywczego. Jest to solidne hollywoodzkie rzemiosło - score nastawiony wyłącznie na działanie w filmie. Funkcjonuje w nim bardzo wydajnie, jak prawie każdy horrorowy score Ottmana, ale poza filmem ta muzyka dużo traci. Poza tym przebłyski oryginalności i ciekawe rozwiązania giną w gąszczu wyświechtanych schematów współczesnych ilustracji horrorów. To wszystko powoduje, że House of Wax mogę polecić głównie fanom Johna Ottmana. Recenzję napisał(a): Damian Sołtysik (Inne recenzje autora)
Lista utworów:
1. Opening / Tantrum - 3:28
2. Ritual / Escape from Church - 4:15
3. Story of the Town - 1:39
4. Up in Flames - 3:42
5. They Look So Real - 2:16
6. Sealed Lips - 3:56
7. Brotherly Love - 2:28
8. Hanging with Baby Jane - 3:36
9. Paris Gets It - 3:07
10. Curiosity Kills - 2:33
11. Bringing Down the House - 5:08
12. Three Sons - 2:28
13. Endless Service - 2:45
Razem: 41:51 |
|