"I oto nastał świt niezmienny od tysięcy wieków. A kiedy nadejdzie świt naszego wyzwolenia ze strachu przed niewolą i zniewolenia strachem - tego nie wie nikt."
- Alan Paton
Rok 1995 był rokiem wyjątkowej aktywności Johna Barry`ego. To ostatni rok, w którym skomponował aż trzy ścieżki muzyczne. Jedną z nich - dokładnie dziesięć lat temu miał okazję stworzyć do dramatu politycznego "Płacz, ukochany kraju". Film opowiada dramatyczną historię dwóch rodzin - jednej "białej" i drugiej "czarnej", historię osadzoną w Republice Południowej Afryki po II wojnie światowej. Tematem centralnym jest apartheid i jego niszczący wpływ na relacje międzyludzkie. Była to druga ekranizacja powieści Alana Patona. W pierwszej z lat `50 wystąpił jak zawsze świetny Sidney Poitier, natomiast w drugiej Richard Harris i James Earl Jones, który odtwarza rolę czarnoskórego pastora, ratującego swoją rozpadającą się rodzinę. Niespodziewanie, droga jego poszukiwań syna doprowadza go do strasznej prawdy... Wspaniałym partnerem Jonesa jest Richard Harris, który gra bogatego potomka europejskich osadników. Film Darrela Jamesa Roodta to mądra, pouczająca opowieść o tym, jak przewrotne jest życie i jak wielka może być siła pojednania. To także film o bezgranicznym cierpieniu i sztuce jego przeżywania, zdolności do przyjmowania ciężarów egzystencji taką jaka jest. "Płacz, ukochany kraju" to jak wiele innych obrazów - film niedoceniony i zapomniany. Niedawno nadarzyła się znakomita okazja, żeby go obejrzeć - był emitowany nawet dwukrotnie na TVP1. A warto było czekać, ponieważ obsada jest znakomita, gra aktorska pierwszorzędna - zwłaszcza dwóch głównych aktorów, którzy odtwarzają postacie pierwszoplanowe. Fantastyczne są zdjęcia Paula Gilpina, który doskonale ukazuje tragiczne losy ludzi w pięknej scenerii RPA, kontrastując ożywcze piękno przyrody z destrukcyjną siłą apartheidu i nienawiści. Cały obraz zasługuje na pochwały ale kilka ujęć naprawdę robi duże wrażenie - ale nie będę zdradzał szczegółów tym, którzy jeszcze nie widzieli filmu, tylko zachęcę ich do obejrzenia bo naprawdę warto!!!
Ostatnie 15 lat dla Johna Barry`ego było końcem jego wspaniałej kariery. Lata `90 to dominacja praktycznie samych dramatów w dorobku tego przecież wszechstronnego kompozytora. Nie wymieniając wszystkich filmów z lat `90 (bo nie ma takiej potrzeby) - ograniczę się tylko do roku 1995, który nota bene jest ostatnim tak "płodnym" w karierze Barry`ego aż po dziś dzień. W 1995 roku Barry skomponował muzykę również do "The Scarlett Letter" - melodramatu historycznego i filmu w formacie IMAX-3D "Across The Sea Of Time" o nostalgicznej podróży w czasie do Nowego Jorku. Dołączający do nich "Płacz, ukochany kraju" tworzy swoistą "trylogię" dramatyczną. Barry w odpowiedzi na niewątpliwie poważny charakter filmu o segregacji rasowej, stworzył wyciszony zarazem ale i zawierający kilka mocniejszych momentów score. Tak jak większość muzyki z lat dziewięćdziesiątych autorstwa Anglika tak i ten soundtrack oparty jest o symfonikę w wykonaniu The English Chamber Orchestra. Dominują dwa, trzy tematy, bardzo powolne tempo orkiestry i melancholijny nastrój - czyli wszystko czym już zdążył nas wcześniej uraczyć John Barry.
"Płacz, ukochany kraju" to ostatnia płyta wydana przez Epic Soundtrax z soundtrackiem Johna Barry`ego. Barry sam przyznał, że nie pasował do wizji wytwórni Sony-Epic. Niestety, kilka lat później historia się powtórzyła, kiedy to obiecujący kontrakt z wytwórnią Decca również się zakończył (a rozpoczął się bardzo dobrze bo przecież "Swept From The Sea" i concept album "The Beyondness Of Things" to udane wydania). Powodem takiego obrotu spraw jest muzyka Barry`ego. Jednostajna stylistycznie, praktycznie nie wykraczająca poza pewne ramy zarówno orkiestracji (wyjątek to Playing By Heart), jak i pomysłowości melodystycznej. Barry postawił na jeden gatunek filmowy w ostatnim piętnastoleciu i to się odbiło na jego muzyce. Każdy projekt jest bardzo podobny do poprzednika i pomimo, że sam w sobie jest wartościowy, to jednak w ocenie relatywnej, porównawczej jest podobny do innych. Tak samo jest i z "Płacz, ukochany kraju". Barry serwuje nam dostojny i mocny temat przewodni, ilustrujący zapierające dech w piersiach i symbolizujący piękno i majestat Afryki - "Main Title - The Letter". Współgrające z muzyką zdjęcia - albo raczej odwrotnie - muzyka dopasowana do obrazu, funkcjonują rzeczywiście dobrze, ale nie jest to żadna nowość dla znawcy muzyki filmowej, a tym bardziej dla wielbiciela Johna Barry`ego. Niewinne fleciki i powoli wchodząca, patetyczna ale pogodna melodia to znak rozpoznawczy weterana muzyki filmowej, jakim jest już Barry. Temat główny jak powiedziałem jest świetny - zwłaszcza *sekcja smyczkowa - orkiestra gra początkowo łagodnie, aby po chwili zagrać kilka nut z wyraźnym *akcentem i emocjami. Początek tej melodii - o dziwo przypomina mi pierwsze nuty z "Jurassic Parku" Johna Williamsa... ale tylko kilka pierwszych. Kolejne utwory na albumie to przetworzenia Main title i bardzo spokojna, oparta praktycznie wyłącznie o grę sekcji smyczkowej i smutną sekcję mrocznie brzmiących dęciaków muzyka. I wreszcie coś o czym zawsze się pisze gdy mówi się o muzyce z "Płacz, ukochany kraju" - czyli sławetna wariacja na temacie "Zulu" z filmu z 1964 roku, z muzyką również Johna Barry`ego. Tutaj, na płycie jest to po raz pierwszy "Train To Johannesburg". I rzeczywiście, gdy słuchamy *progresji akordów, linia melodyczna wydaje się dziwnie znajoma. Jednak jest to dopasowany do filmu i obecnej natury kompozytora styl - kompozycja jest wyciszona, prym wiodą flety i *smyczki. Ale nuty te same co w `64!!! Wielu ma to za złe Barry`emu...a ja nie. Uważam to za zmyślne i inteligentne nawiązanie do historii zarówno kraju, jakim jest RPA, historii ojczyzny kompozytora czyli Anglii i jego własna reminiscencja muzyczna. "Zulu" jako wojenny film historyczny ukazywał jak rodzi się we krwi nowe państwo w południowej Afryce, ukazywał walkę białych - Anglików z rodzimymi plemionami afrykańskimi - Zulusami. I tak jak tam przemawiał przez film patos i uniesienie, historia dumnego podboju czarnych przez białych, tak tutaj mamy odwrócenie sytuacji - muzyka jest ewidentnie "low-key" - smutna, pozbawiona werwy i energii. Symbolizuje stracone nadzieje i szanse, przed jakimi stał piękny kraj, piękna ziemia na południu Czarnego Lądu. To moim zdaniem celowy zabieg kompozytora, który w ten sposób ukazał kraj diamentów od jego ciemniejszej i bardziej aktualnej strony, od strony uciśnionych czarnoskórych mieszkańców tej ziemi...Poza tym, kompozycja ta - czyli temat z "Zulu" jest oparty na tradycyjnej, afrykańskiej melodii, którą widać Barry potraktował na tyle uniwersalnie, że postanowił jej użyć ponownie w filmie. Powtarza się jeszcze w "I`ve been a bad woman" i "Go well umfundisi", a także w "Christ, Forsake Me Not".
Cały *score Barry`ego jest jednostajny i spokojny. Na płycie zamieszczono muzykę źródłową w postaci trzech utworów afrykańskich twórców, które są interludium w wyciszonej ilustracji Anglika. Słuchając "Cry The Beloved Country" możemy się natknąć na wiele charakterystycznych dla kompozytora chwytów i zabiegów. I tak w "Is It My Son?" słychać uderzająco podobne do kompozycji z "Enigmy", czy "Tańczącego z Wilkami" uderzenia werbli i charakterystyczne tempo. "He Was Our Only Child" to typowy przykład wariacji na głównym temacie z filmu, podobnie jak "The Boys Club", który jest "obowiązkową" wersją na fortepian(prawie zawsze w latach `90 w scorach Barry`ego pojawiały się takie). Trzecim tematem jest ten, który słyszymy m.in. w "It Is My Son - That Killed Your Son", ale nie jest to ostatni temat poboczny. Płyta ma interesujące zakończenie a to za sprawą trzech utworów: "The Marriage", "Shadow Of Death" i "The Fifteenth Day". Dzieje się tak za sprawą ich mocnego brzmienia, a wszystkie pochodzą z bardzo ważnych dla akcji filmu momentów. W pierwszym z tej trójki najbardziej interesujące jest ciekawie zaaranżowany klarnet z bardzo wyraźnym echem, "Shadow Of Death" to bardzo mroczny i dramatyczny utwór o charakterze *crescendo, z dominującą trąbką solo, która uosabia nadchodzącą śmierć. Wreszcie - "The Fifteenth Day" - to kontrastująca ze swoimi dwoma poprzednikami wersja tematu głównego - pełna optymizmu i radości życia kompozycja, w której dominuje przepiękna sekcja smyczkowa i flet.
Barry, komponując "Cry The Beloved Country" stworzył score bardzo typowy dla siebie w ostatnim piętnastoleciu. Ta sama, charakterystycznie brzmiąca orkiestra, powolne tempo, przewaga sekcji smyczkowej, dodatki w postaci wariacji na temacie głównym z aranżacją na flet, wariacja z fortepianem - wszystko to składa się na całkiem udane przedsięwzięcie...gdyby nie to, że znamy już takiego Johna Barry`ego od dawna. Jednak wspaniały i dumny, majestatyczny temat główny, którego mamy okazję wysłuchać wiele razy na tej płycie, rekompensuje moim zdaniem niektóre słabsze strony score`u. Dodać należy, że jest to mieszanka nastrojów muzycznych, bo wędrujemy od muzyki pełnej euforii i uniesienia do przygnębiających i mrocznych kompozycji. Nie jest ją łatwo wszystkim polecić, bo to typ muzyki wymagający skupienia i raczej o medytacyjnym charakterze, ale... zawsze ktoś taki się znajdzie. *aria Recenzję napisał(a): Janusz Pietrzykowski (Inne recenzje autora)
Wczytywanie ...
Lista utworów:
1. Main Title - The Letter - 3:36
2. The Beginning of the Journey - 2:10
3. The Train to Johannesburg - 2:48
4. You've Been Robbed - 1:28
5. Emaxambeni - 2:29
6. I've Been a Bad Woman! - 2:31
7. Is It My Son? - 2:32
8. He Was Our Only Child - 1:42
9. What Sort of Life Did They Lead - 1:25
10. Hamba Notsokolo - 2:37
11. Bastards - Bloody Bastards - 1:03
12. Did it Seem Heavy - 0:48
13. Cry, Cry The Beloved Country - 1:45
14. Christ, Forsake Me Not - 3:19
15. The Boys Club - 1:36
16. We Taught Him Nothing - 2:05
17. Amazing Grace -song - 3:33
18. Go Well Umfundisi - 1:09
19. Do Not Spoil My Pleasure - 2:38
20. It Is My Son - That Killed Your Son - 3:53
21. The Marriage - 2:55
22. The Shadow of Death - 2:53
23. The Fifteenth Day - 3:17
Razem: 54:17 |
|