Pierwszy wniosek, jaki mi się nasunął po obejrzeniu Marszu pingwinów, to ten, że pełnometrażowy dokument przyrodniczy stał się specjalnością francuskich filmowców. W ciągu ostatnich bowiem lat nakręcili oni wiele tego typu obrazów i niemal każdy z nich odniósł sukces. Kto by jednak przypuszczał, że film o wędrówce godowej pingwinów cesarskich po Antarktydzie zajmie drugie miejsce wśród najchętniej oglądanych francuskich produkcji w USA? ?Marsz pingwinów? zawdzięcza swoją popularność reżyserowi i scenarzyście, Lucowi Jacquetowi, który tak zmontował materiał zdjęciowy z podróży ptaków, że powstała z niego interesująca fabuła. Zwierzęta zostały bardzo inteligentnie upersonifikowane, dzięki czemu ich zachowania godowe nabierają miłosnej dramaturgii. Tu trzeba powiedzieć, że Marsz pingwinów został wyprodukowany w dwóch wersjach: francuskiej i amerykańskiej. W pierwszej są dodane infantylne dialogi i wyjątkowo tandetne piosenki Emillie Simon, co znacznie spłyca przesłanie dzieła. W wersji amerykańskiej natomiast w roli narratora występuje Morgan Freeman a twórcą muzyki jest Alex Wurman. Oczywiście zajmę się teraz dziełem Wurmana.
Kompozytor doskonale wczuł się w klimat filmu i stworzył dźwięki idealnie zharmonizowane z obrazem. Piękne zdjęcia Laurent Chalet i Jerome`go Maisona nasycił ekspresją, cudownie ilustrując wzruszające perypetie sympatycznych stworzeń, a przy tym w pełni oddając majestat mroźnej Antarktydy. Co więcej, jego muzyka jeszcze przed obejrzeniem filmu nasuwa skojarzenia, które, jak się potem okazuje, nie są sprzeczne z obrazem. Jeśli nie jest to moje subiektywne odczucie, świadczyłoby ono prawdziwym mistrzostwie artysty.
Wurman rozpisał utwory na niewielkie składy, z wybijającym się zwykle na pierwszy plan fortepianem i fletem. Często również słyszymy harfę i wibrafon, instrumenty o selektywnym brzmieniu. Całość została oparta na podstawie harmonicznej smyczków i delikatnej, niezwykle subtelnej elektronice. Zapewne czytelnik zastanawia się, jak przy wykorzystaniu tak oszczędnych środków udało się kompozytorowi zilustrować ogromne przestrzenie Antarktydy. Otóż sekret tkwi w elektronice pogłębiającej brzmienie, odpowiedniemu nagraniu, dzięki któremu uzyskano większy pogłos, i samemu wykonaniu - muzycy grają szeroko, zostawiając dużo powietrza między dźwiękami. W ten sposób kompozytor mógł zrezygnować z orkiestry symfonicznej na rzecz zespołu, którego oryginalne brzmienie znacznie lepiej pasuje do obrazu.
Mocną stroną kompozycji Wurmana są wyjątkowo piękne tematy. Właściwie wszystkie są bardzo spokojne, idylliczne i o dużym ładunku emocjonalnym. Nieco egzotyki dodają im ozdobniki grane na instrumentach perkusyjnych o nieokreślonej wysokości dźwięku, takich jak np. grzechotki, templeblocki czy dzwoneczki. Każda fraza urzeka swoją prostotą a zarazem ewolucyjnością. Motywy o żywszym tempie i charakterze oraz ostrzejszej artykulacji występują stosunkowo rzadko, ale dzięki temu są tak wyraziste. W szczególności spodobały mi się dowcipne imitacje rozpoczynające trzecią minutę utworu The March z energetycznymi, ostrzejszymi smyczkami i filigranowo *kontrapunktującym fletem, a także niezwykle poruszający, wylewny motyw w Going Home, również w trzeciej minucie, o pięknej warstwowej strukturze podobnej do niektórych kompozycji Thomasa Newmana.
I gdyby nie mała różnorodność partytury na pewno nie obniżyłbym oceny o jedną gwiazdkę. Owszem, całości słucha się bardzo przyjemnie, ale jednak jest tu trochę za wiele muzyki o charakterze czysto ?relaksacyjnym?. Mimo to Marsz pingwinów jest z całą pewnością jednym z najlepszych score`ów roku i uważam, że powinien otrzymać nominację do Oscara. *metra Recenzję napisał(a): Aleksander Dębicz (Inne recenzje autora)
Wczytywanie ...
Lista utworów:
1. The Harshest Place on Earth - 3:56
2. Walk Not Alone - 0:41
3. The March - 5:22
4. Found Love - 3:59
5. The Egg Arrives - 2:27
6. The Mothers` Second Journey - 2:01
7. Arrival at the Sea - 3:12
8. Walk Through Darkness - 6:20
9. First Steps - 3:19
10. The Dangers Remain - 3:15
11. Reunited - 2:17
12. Going Home for the First Time - 4:42
Razem: 41:32 |
|