Do niedawna w środowisku miłośników i krytyków muzyki filmowej mówiło się o kryzysie jednego z najwybitniejszych jej twórców - Johna Williamsa. Faktycznie, wyraźny spadek formy tego artysty uwidocznił się już w 1998r., kiedy powstały takie partytury jak Stepom i Szeregowiec Ryan. Od tego czasu Williams właściwie nie napisał niczego na miarę Listy Schindlera, Parku Jurajskiego czy innych wielu znakomitych dzieł w jego dorobku. Muzyka artysty stała się przewidywalna, gdyż w swoich kolejnych utworach zaczął nadużywać wypracowanych wcześniej rozwiązań i bazował głównie na perfekcyjnej technice. Nigdy wprawdzie nie zszedł z pewnego poziomu, jego kolejne kompozycje były co najmniej poprawne, a swój talent wielokrotnie przejawiał w pojedynczych tematach (Patriota, Prochy Angeli) czy na przykład w bardzo dobrych trzech częściach Harry`ego Pottera. Ale patrząc przez pryzmat jego całej kariery, nie można było się oprzeć wrażeniu, że ogarnęła go artystyczna niemoc, zabrakło mu weny i świeżości.
Jednak nieoczekiwanie okres złej passy przerwał miniony rok 2005, w którym Williams stworzył aż cztery znakomite dzieła, w tym trzy przynoszące zupełny zwrot stylistyczny. Najpierw zaskoczył nowatorską, ciężką wyrazowo Wojną Światów, której język bliski jest dwudziestowiecznym kompozytorom takim jak Szostakowicz czy Lutosławski, by potem zachwycić słuchaczy orientalnym pięknem Wyznań Gejszy. Na koniec napisał - powiem od razu - według mnie najwspanialszy *score roku! Zrobił na mnie takie wrażenie, że postanowiłem go zrecenzować jako autonomiczne dzieło, na miesiąc przed premierą filmu, do którego został skomponowany, a więc Monachium Stevena Spielberga.
Obraz ten nakręcono na podstawie powieści George`a Jonasa, Vengeance, przedstawia on tragedię monachijskich Igrzysk Olimpijskich z 1972 roku. Wówczas palestyńscy terroryści reprezentujący organizację Czarny Wrzesień zaatakowali izraelską kadrę sportowców i zamordowali osiemnaście osób. Tematyka jak widać aktualna, zatem nie powinny dziwić kontrowersje zrodzone jeszcze przed amerykańską premierą. Zakładam, że Spielberg nie rozminął się z prawdą historyczną i nadzieje - rozbudzone po obejrzeniu zwiastuna - pokładam przede wszystkim w poziomie artystycznym. Oby był równie wysoki jak sama muzyka.
Williams zaledwie w trzy miesiące stworzył dzieło bardzo dojrzałe, głębokie emocjonalnie i ambitne. Najbardziej urzekło mnie w nim to, że niemal każdy jego dźwięk coś wyraża, co w przypadku muzyki filmowej oderwanej od obrazu zdarza się bardzo rzadko. Trzeba tu zaznaczyć, że Munich jest w dużej mierze trudny w odbiorze i dla słuchacza niezaznajomionego z wysoką muzyką współczesną może być bardzo ciężki, czy jak to się teraz mówi - ?niesłuchalny?. Owa współczesność brzmieniowa dominuje w niezwykle interesującym ?underscorze?, który wymaga maksymalnego skupienia. Dla skoncentrowanych melomanów będzie intrygującym, pełnym napięcia seansem dźwiękowym, dla leniwych - zwyczajną ilustracją nie mającą racji bytu poza filmem. Ale Munich to nie tylko muzyczny eksperyment, ale również - a może przede wszystkim - cudowna liryka. Są to przepiękne tematy tak samo wzruszające jak melodie Listy Schindlera. Porównanie z tą niezaprzeczalnie genialną partyturą wynika nie tylko z poziomu emocjonalnego obu dzieł, ale i z podobnego nastroju oraz typowo ?żydowskiego? stylu, melodyki oraz harmonii. I właśnie ten folklorystyczny element łączy wspomniane dwa muzyczne światy.
Maestro stworzył dwa tematy, które przewijają się przez cały soundtrack stanowiąc jego trzon. Oba zostały oparte na charakterystycznej żydowskiej skali i mają bardzo smutny, dramatyczny wydźwięk. Za każdym razem brzmią trochę inaczej - różnią się aranżacjami, harmonią i sposobem wykonania. Williams zaangażował bowiem wielu znakomitych solistów, którzy wspaniale je interpretują nadając całemu dziełu różnorodności. Słyszymy zatem przejmujące wokalizy Listbeth Scott, pełne ekspresji wiolonczelowe partie Steve`a Erdody`ego, delikatne, intymne dźwięki gitary wydobywane przez Adama del Monte czy wreszcie niezwykle czyste linie melodyczne oboisty Johna Elliasa. Muzycy prawie zawsze grają z towarzyszeniem orkiestry będącej harmoniczną podstawą melodii i zarazem *kontrapunktem do niej. Wyjątkiem jest fortepianowe solo Glorii Cheng w End Credits - utworze swą strukturą przypominający finałową wersję Schindler`s List Theme.
Pierwszy temat, który otwiera całą płytę ma zdecydowanie najsmutniejszą treść, wyraża ból i cierpienie. Te uczucia kompozytor uzyskał poprzez jakby improwizowane *frazowanie, a jeszcze dzięki znakomitemu wykonaniu brzmi on bardzo szczerze, ma w sobie artystyczną prawdę. Na przykład interpretacja Listbeth Scott może się kojarzyć ze swego rodzaju łkaniem, a gra Johna Elliasa ze skromnym wyrazem żalu małego dziecka. Każda wersja tematu bardzo głęboko mnie poruszyła i naprawdę trudno mi wybrać tę najlepszą. Podobnie jest w przypadku tematu drugiego. Jest on nieco bardziej egzaltowany, bogatszy w kontrapunkty i zwykle pełniej zinstrumentalizowany. Można też powiedzieć, że stylistycznie najbliższy ?Liście Schindlera?, ale absolutnie nie będący jej kopią. Jego treść i przesłanie chyba najlepiej oddaje tytuł jednego z utworów, w którym wybrzmiewa - A Prayer for Peace (Modlitwa o pokój). Rzeczywiście, pełen uniesienia charakter przywodzi na myśl modlitwę albo prośbę. Kompozytor piękną melodię uzupełnił chwytającą za serce harmonią z typowo żydowskimi przesunięciami. Ekspresji i dramatyzmu dodają jej jeszcze pełne napięcia ?grające? pauzy w środku fraz. Uważam, że ze wszystkich tematów Johna Williamsa ostatnich lat, wyżej opisane są najpiękniejsze. Należy również wspomnieć, że artysta w swoim dziele wykorzystał znaną żydowską pieśń Hatikvah (The Hope - nadzieja) i po mistrzowsku zaaranżował ją na orkiestrę. Jak sama nazwa wskazuje utwór przepełniony jest nadzieją i ciepłem, na długo pozostaje w pamięci.
Przejdźmy teraz do underscore`u. To już zupełnie inna muzyka - awangardowa i bardzo współczesna, ale dzięki zastosowaniu żydowskiej skali, doskonale łączy się z utworami lirycznymi. Mamy tu zatem *atonalność, nieregularne *metra i skomplikowane rytmy oraz mnóstwo nowatorskich rozwiązań w orkiestracji. Muzyka ta jest wprawdzie trudna w odbiorze, ale na pewno nie pusta. Jeśli wsłuchamy się we wszystkie niuanse i odnajdziemy jej sens, może nas bez reszty wciągnąć. Underscore jest bardzo tajemniczy, trzymający w napięciu i wręcz mistyczny. Kompozytor tego typu utwory rozpisał na pełną orkiestrę z użyciem elektroniki w postaci syntezatorów i perkusyjnych sampli. Grozy nadaje im fortepian, którego dźwięki są najczęściej wydobywane w niskich rejestrach, oraz spazmatyczne pomruki kontrabasów przywodzące na myśl Szczęki. Chyba najciekawszymi utworami zarówno pod względem brzmieniowym, jak i rytmicznym są Letter Bombs oraz Bearing the Burden. Ten pierwszy rozpoczyna preparowany fortepian oraz selektywne *smyczki grające interesujące figury rytmiczne. Po chwili dołączają się do nich kontrabasy i kotły, które zmieniają klimat na nieco bardziej dramatyczny. Kiedy rytm się stabilizuje słyszymy *figuracje saksofonu *barytonowego (rewelacyjne brzmienie!) a zaraz dołączają się do niego mocne, wyraziste skrzypce - to najbardziej energiczny fragment partytury. Bearing the Burden natomiast wprowadza słuchacza w tajemniczy nastrój poprzez oryginalne, współczesne środki wyrazowe. Frazy są tu, powiedziałbym, kosmiczne (w dobrym tego słowa znaczeniu). Spodobał mi się pomysł równoległej gry fortepianu i klawesynu - instrumentu na nowo odkrywanego przez współczesnych kompozytorów muzyki poważnej. Niestety mimo wielu wyśmienitych pomysłów i niegasnącemu napięciu, underscore jest dosyć jednolity, co zmusiło mnie do obniżenia oceny.
Monachium ma jeszcze pewien minus, który jednak nie może wpływać na końcową notę. Otóż mam zastrzeżenia do orkiestry, a konkretnie do sekcji smyczkowej. Williams stworzył muzykę pełną ekspresji charakterystycznej dla dwudziestowiecznych rosyjskich kompozytorów. Niestety Hollywood Studio Symphony owej ekspresji nie jest w stanie wyrazić, większość dźwięków brzmi dość sterylnie, a to trochę irytuje. Słuchając niektórych utworów marzyło mi się, aby wykonywali je na przykład moskiewscy filharmonicy, którzy z pewnością tchnęliby w nie więcej ducha. Ale może właśnie ten fakt pozwoli uzmysłowić czytelnikowi, że najnowsze dzieło Williamsa jest czymś więcej niż tylko filmowym tłem. *piano Recenzję napisał(a): Aleksander Dębicz (Inne recenzje autora)
Wczytywanie ...
Lista utworów:
1. Munich, 1972 - 2:41
2. The Attack at Olympic Village - 3:02
3. Hatikvah (The Hope) - 2:04
4. Remembering Munich - 4:40
5. Letter Bombs - 2:50
6. A Prayer for Peace - 3:53
7. Bearing the Burden - 8:14
8. Avner and Daphna - 4:04
9. The Tarmac at Munich - 4:01
10. Avner`s Theme - 3:09
11. Stalking Carl - 4:26
12. Bonding - 1:59
13. Encounter in London and Bomb Malfunctions - 3:39
14. Discovering Hans - 2:49
15. The Raid in Tarifa - 2:05
16. Thoughts of Home - 4:05
17. Hiding the Family - 1:27
18. End Credits - 4:06
Razem: 63:21 |
|