Brockeback Moutain to obsypany oscarowymi nominacjami, odważny i szczery obraz tajwańskiego reżysera Ang`a Lee, twórcy min: Hulk, Przyczajony Tygrys, Ukryty Smok, Rozważna i Romantyczna. Przyznam się, że czekałem na ten film z niecierpliwością, spodziewając się dzieła, które faktycznie zmieni sposób postrzegania świata, a zwłaszcza pewnego kontrowersyjnego, ale zarazem niezbyt mile widzianego (szczególnie w naszym kraju) zjawiska. Mowa tu o kwestii homoseksualizmu, miłości między dwoma mężczyznami i problemu jej akceptacji. Reżyser w swoim najnowszym obrazie przedstawia dramatyczną historię miłości dwóch współczesnych kowbojów, którzy podczas wspólnej pracy przy wypasie owiec z biegiem czasu rozumieją, że są dla siebie czymś więcej niż przyjaciółmi. Brockeback Mountain przedstawia nie tylko przejmujący dramat niespełnionej miłości głównych bohaterów, lecz także ukazuje ich samotność w otaczającym świecie oraz relacje z bliskimi im osobami: żony, dzieci, rodzice, kochanki. Cała historia, mimo że czasem się trochę dłuży, to momentami głęboko wzrusza, a przez ostatnie 30 minut seansu trudno było znaleźć na sali osobę, która nie uroniła łezki (nie ukrywam że ja też się wzruszyłem). Chociaż dzieło prezentuje wysoki poziom, to ja się trochę zawiodłem. Spodziewałem się poruszającej i mądrej opowieści, tymczasem otrzymałem ?tylko? ładnie sfilmowany i znakomicie zagrany dramat obyczajowy. Jednak film zdecydowanie warto zobaczyć, aby samemu przekonać się dlaczego stał się największym wydarzeniem tego roku.
Ang Lee współpracował z wieloma kompozytorami. Kilka razy z Mychael`em Danna (Hire: The Chosen, Ride With The Devil, Ice Storm), Danny`m Elfman`em (Hulk), Tan`em Dun`em (Oscarowe Crouching Tiger, Hidden Dragon) czy Patrick`iem Doyle`m (Sense and Sensibility) lecz tym razem zdecydował się na skorzystanie z usług argentyńskiego twórcy - Gustavo Santaolalli, który naszym czytelnikom jest zapewne znany z takich prac jak Kroniki Motocyklowe czy 21grams. Nie wiem jak pozostali słuchacze, lecz napisana przez tego artystę muzyka do Brokeback Mountain, w ogóle mnie nie satysfakcjonuje. Szczerze mówiąc wolałbym usłyszeć co w tym przypadku zaproponowałby na przykład właśnie Mychael Danna, bo ta ?wyprana? z emocji muzyka, naprawdę niewiele sobą reprezentuje.
Można spotkać opinie, że ostatnia praca Alexandrea Desplata: Syriana (która także kilka dni temu miała swoją premierę) mimo swej oryginalności jest hermetyczna. W świetle takiego stwierdzenia nie ma skali dla określenia ?hermetyczności? kompozycji Santaolalli. Choć prezentuje się całkiem nieźle w filmie - ładnie komponuje się z malowniczymi widokami gór, to w oderwaniu od niego jest po prostu (przepraszam za stwierdzenie) prostacko nudna jak flaki z olejem. Santaolalla oparł ją na brzmieniu gitary akustycznej, której czasem leniwie towarzyszą *smyczki. Tematy są proste, bardzo nużące i nie ma w nich żadnego urozmaicenia - takie ogniskowe ?plumkanie?. Owszem, w filmie jest to w pewnym sensie uzasadnione (choć ośmieliłbym się stwierdzić, ze obraz ten zasługuje na lepszą oprawę), lecz na albumie nie ma racji bytu. Jedynie godny uwagi jest miły dla ucha utwór końcowy: Wings, w którym do tematu granego na gitarze, płynnie dołączają się smyczki, grając coraz mocniej i intensywniej główną melodię. Równie interesujący jest: Brokeback Mountain 2 z wylewną aranżacją tematu - chyba jedyny fragment płyty wzbudzający emocje poza obrazem (swoją drogą, bardzo oryginalne nazewnictwo tracków, proponuje producentom na przyszłość pozostawiać już może same numerki
)
Muzyki w filmie jest niewiele, natomiast na albumie zostało jej umieszczone jeszcze mniej
niecałe 13 minut. Pozostałe 30 minut wypełniają piosenki country wykorzystane w filmie. Proszę wybaczyć, lecz nigdy nie byłem fanem tego gatunku (no, może Kenny Rogers`a czasem mi się zdarzy posłuchać), ale ta składanka odrzucała mnie skutecznie przy każdej próbie ?zbliżenia? się do tego materiału. Przyznam się, że przed obejrzeniem filmu, przebrnięcie przez tą płytę było dla mnie koszmarem, trochę lepiej i łatwiej było po wizycie w kinie, lecz tylko ?trochę?. Nie będę wylewnie komentował piosenek, stwierdzę jedynie, że kilka jest nawet znośnych (np.: He Was A Friend of Mine czy The Maker Makes) lecz jest to oczywiście tylko moja subiektywna opinia i zdaję sobie sprawę, że każdy może je odebrać trochę inaczej. Przeplatanie materiału instrumentalnego z piosenkami, zawsze uważałem za bzdurny pomysł. Uniemożliwia to skoncentrowanie się na scorze, choć w przypadku tak monotonnych partytur jak ta, zabieg ten wprowadza trochę urozmaicenia. Fatalna konstrukcja albumu połączona z nudnym materiałem stawia tą płytę w nieciekawej pozycji.
Nominacja tej muzyki do Oscara to dla mnie dziwaczna pomyłka, to takie wyróżnienie ?z rozpędu? na zasadzie ?syndromu Titanica? (mam nadzieje, że nie skończy się to statuetką dla Argentyńczyka). Pan Santaolalla ma na koncie ciekawsze partytury, np.: interesujące Motorcycle Diaries które dziwnym trafem nie zwróciło uwagi AMPAS. Film Brokeback Mountain godny obejrzenia, to fakt, natomiast muzyka z niego pochodząca nadaje się jedynie do sprzedaży jako ?souvenir? dla wielkich fanów tego obrazu, bądź miłośników gatunku ?country". Zakup na własną odpowiedzialność. Recenzję napisał(a): Rafał Mrozowski (Inne recenzje autora)
Wczytywanie ...
Lista utworów:
1. Opening* - 1:31
2. He Was a Friend of Mine - Willie Nelson - 4:39
3. Brokeback Mountain 1* - 2:32
4. A Love That Will Never Grow Old - Emmylou Harris - 3:20
5. King of the Road - Teddy Thompson and Rufus Wainwright - 2:52
6. Snow* - 1:18
7. The Devil`s Right Hand - Steve Earle - 2:34
8. No One`s Gonna Love You Like Me - Mary McBride - 3:06
9. Brokeback Mountain 2* - 1:59
10. I Don`t Want to Say Goodbye - Teddy Thompson - 3:12
11. I Will Never Let You Go - Jackie Greene - 1:55
12. Riding Horses* - 1:24
13. An Angel Went Up in Flames - The Gas Band - 2:36
14. It`s So Easy - Linda Ronstadt - 2:27
15. Brokeback Mountain 3* - 2:14
16. The Maker Makes - Rufus Wainwright - 3:50
17. The Wings* - 1:52
Razem: 43:22
*muzyka instrumentalna |
|