Po premierze jubileuszowego 20 Bonda Śmierć nadejdzie jutro wielu recenzentów w swoich tekstach było wyjątkowo nieprzychylnych tej produkcji. Przeciwko twórcom filmu wytoczono ciężkie działa, krytykując, za co tylko się dało i twierdząc nawet, iż jest to najgorszy Bond w cyklu. Ostateczny werdykt brzmiał: formuła się wyczerpała, czas na zmiany, bo inaczej dojdzie do katastrofy i najdłuższa filmowa seria w światowym kinie może zakończyć swój żywot w nieciekawy sposób. Mimo, iż Śmierć nadejdzie jutro przyniósł wytwórni MGM/UA krociowe zyski producentka serii Barbara Broccoli wzięła sobie do serca głosy krytyki i zapowiedziała duże zmiany. Świat obiegła wiadomość, iż podziękowano Pierce`owi Brosnanowi, a jego miejsce zajął kilkanaście lat młodszy Anglik Daniel Craig. Wkrótce okazało się również, że 21 Bond będzie znacząco odbiegać konwencją od poprzedników, miała to bowiem być ekranizacja pierwszej powieści Iana Fleminga Casino Royale, gdzie James Bond dopiero staje się agentem Jej Królewskiej Mości i otrzymuje licencję na zabijanie. Zanim jeszcze Daniel Craig pojawił się w bondowskim wcieleniu, bardzo wielu fanów Bonda wydało już na niego wyrok, twierdząc, że jest brzydki, ohydny i w ogóle nie ma charyzmy. Jakże niesłusznie go krytykowano - Craig znakomicie sprawdził się w swoim pierwszym występie w charakterze 007, pokazał znakomite zdolności aktorskie, charyzmę, a niewątpliwy brak urody przyćmił swoim urokiem osobistym. Sam film zaś to moim zdaniem jeden z najlepszych Bondów w cyklu (choć Szpieg, który mnie kochał ani Goldfinger to to nie jest). Już dawno film z serii produkowanej przez klan Broccolich nie przyniósł mi takiej satysfakcji. Podobnie jak w 1969r (W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości) czy w 1981r gdy po zupełnie idiotycznym i pełnym nieprawdopodobieństw Moonrakerze przyszedł realistyczny, odmieniony Tylko dla twoich oczu także i w 2006r doszło do zmian w bondowskiej formule, lecz nigdy wcześniej nie były one tak duże, tak odczuwalne i tak dobrze nie zrobiły tej serii. Pomijając już szczegóły w tej materii, Bond nr 21 wyróżnia się przede wszystkim znakomitym aktorstwem i charakterami postaci, lecz główną zaletą niespodziewanie okazały się być przepyszne dialogi (zwłaszcza wymiany zdań i cięte riposty między Bondem a Vesper Lynd). Spore wrażenie robią także dopieszczone do ostatniego szczegółu sekwencje akcji (imponująca jest zwłaszcza sekwencja na lotnisku w Miami jakby żywcem wyjęta z jednej z części Szklanej pułapki), chociaż pierwsza z nich zrealizowana w Afryce jest wyraźnie zbyt długa i nużąca, a twórcom po raz kolejny nie udało się uniknąć błędu dwóch kulminacji, podobnie jak w ostatnim Bondzie czy Ośmiorniczce gdzie po kapitalnej, pełnej napięcia scenie z rozbrajaniem bomby w cyrku twórcom nie udało się już wyzwolić w widzach napięcia w następnej sekwencji finałowej.
W zasadzie jedynym elementem, który można by równocześnie umieścić na szali zalet i wad okazała się być muzyka Davida Arnolda. Gdy zabierał się on za pisanie muzyki do Casino Royale ?uroczyście? obiecywał rewolucyjne zmiany w bondowskiej muzyce - miało przyjść coś zupełnie nowego i świeżego. Powiedziałem sobie wówczas, że z tej obietnicy przede wszystkim rozliczę angielskiego kompozytora. Szczerze mówiąc nie liczyłem na wiele po ilustracji Casino Royale, bo czegoż można się spodziewać po twórcy popadłemu od kilku lat w wyraźną przeciętność, który od czasu Dnia Niepodległości nie stworzył dzieła, któremu z czystym sumieniem można by przyznać więcej niż 4 gwiazdki, a jego każda kolejna ilustracja napisana do filmu o 007 okazywała się być ciut gorsza od poprzedniej. Zgodnie z przewidywaniami nie powstało dzieło, które zapisze się złotymi zgłoskami w historii Bonda, za to stworzona została kompozycja przynosząca dość mieszane uczucia, wobec której trudno wydać jednoznaczny werdykt. Nie ma zapowiadanej rewolucji, za to są niewielkie zmiany. Nie ma czegoś całkowicie odświeżającego i powalającego na kolana, za to Arnold usunął pewne elementy, które nie pasowały do konwencji Casino Royale i fabuły filmu. Pomijając na chwilę sam film, na albumie nie ma napisanej przez Chrisa Cornella przy udziale Davida Arnolda piosenki You Know My Name - ten odważny krok, który na pewno spowoduje drastyczny spadek sprzedawalności soundtracku Casino Royale został podyktowany względami prawnymi. Po prostu prawa do piosenki miała inna wytwórnia, która nie wyraziła zgody na umieszczenie songu na płycie. Doszło więc do ciekawego precedensu, oto pierwszy raz na soundtracku z filmu o 007 została umieszczona wyłącznie muzyka ilustracyjna, a jest jej bagatela, aż 74 minuty.
Pierwsza rzecz, na jaką natkniemy się słuchając albumu Casino Royale to muzyka akcji. W tym elemencie David Arnold nie wprowadził jakichś drastycznych zmian. Jest to w zasadzie typowy action-score spod ręki Arnolda - muskularny, nadęty i dynamiczny ze znacznymi zaburzeniami harmonii. Symfonika z dominującą sekcją dęta, rytmicznymi smyczkami oraz elektroniką (wszystko w proporcjach mniej więcej takich jak w The World is Not Enough) otrzymuje w Casino Royale również wsparcie od etnicznej perkusji w African Rundown i Stairwell Fight - w tym ostatnim Arnold wprowadza także ostry gitarowy riff i przeszywające brzmienie fletu razem z dynamiczną afrykańską perkusją mające uczynić muzyką bardziej agresywną, dziką i duszną. Podczas kinowego seansu Casino Royale dynamiczna muzyka akcji Arnolda sprawiła na mnie wrażenie szalenie rozbuchanej, agresywnej i głośnej - nie jednemu widzowi podczas sensu włos się od niej zjeżył na głowie, lecz na albumie co ciekawe ta ściana dźwięku okazała się zmaleć, a muzyka wydała się mniej ekscytująca. Tym razem action-score Arnolda na albumie niezbyt dobrze się słucha. Jego muzyka akcji, choć jest niezwykle rozbudowana i złożona technicznie to pozbawiona została mocnej podstawy w postaci James Bond Theme i pewnej atrakcyjności brzmieniowej (brak mi tych krzykliwych bondowskich dęciaków) a stała się bardzo jednostajna, jeśli chodzi o barwy i bardzo mroczna, momentami chaotyczna oraz pozbawiona ciekawych rozwiązań harmonicznych i interesujących motywów, które pozwoliłyby jej zapaść w pamięć słuchacza. Może w pełni zadowolić, co najwyżej mało wymagających słuchaczy, którzy lubią, gdy muzyka głośno dudni im w pokoju. Natomiast działanie action-score w filmie to już zupełnie inna historia. Tutaj kompozycje Arnolda okazują się być prawdziwą siłą napędową scen akcji, czynią ich oglądanie szalenie ekscytującymi - czym byłaby sekwencja akcji w Miami bez muzyki Arnolda. Nie raz Anglik był często krytykowany przez część fanów serii za chorobliwe rozdęcie i prymitywną ścianę dźwięku w swojej muzyce akcji z Bonda, która nie pasowała do wizerunku Bonda, który nie jest silnorękim i pustogłowym klockiem za to wychodzi z każdej opresji działając intelektem. Ale w przypadku Casino Royale stylistyka action-score Arnolda okazała się idealnie pasować do sekwencji akcji, tym razem, bowiem mamy dużo typowej hollywoodzkiej akcji, zaś Bond wali po pyskach swoich adwersarzy jak nigdy wcześniej - prawdziwy strzał w dziesiątkę. Action-score to niewątpliwie bardzo mocny punkt tej ilustracji w filmie.
Kolejny element tej ilustracji, z jakim spotkamy się słuchając albumu to mroczno-liryczny underscore. Początkowe kompozycje z albumu przypominają swoim brzmieniem i klimatem muzykę Arnolda z Bonda Świat to za mało - *smyczki, fortepian, harfa i łagodna elektronika w tle nawiązujące chociażby do Elektra czy Access Denied. Innym razem znać inspirację inną, bardzo przeciętną kompozycją Arnolda z filmu Michaela Apteda Enough. Niestety także i w tym przypadku Arnoldowi nie udaje się zainteresować na dłużej słuchacza, głównie ze względu na wtórność kompozycji i brak ciekawych pomysłów. Apogeum niesłuchalności muzyki wypada w środku albumu gdzie pojawiają się ilustracje bardzo długiej sekwencji gry w pokera w tytułowym Casino Royale w Czarnogórze. To przykład skrajnie funkcjonalistycznego, psychologicznego underscore mającego na celu ukazać wewnętrzne emocje pokerzystów grających o horrendalne stawki i wyzwolenia w widzach napięcia - wyjątkowo źle funkcjonujące na albumie połączenie mrocznej elektroniki i minimalistycznie wykorzystanych klasycznych instrumentów, które przygotowuje słuchacza na porcję symfoniczno-syntetycznej kakofonii i chaosu w bardzo niestrawnym wydaniu w Dirty Martini.
W tym morzu męczącego underscore pojawia się jednakże to, czego w bondowskiej muzyce nigdy nie powinno zabraknąć czyli tematyczna liryka. Arnold napisał dwa tematy dla filmowych kobiet Bonda - tajemniczy, intrygujący temat smyczkowo-harfowy dla przepięknej ciemnowłosej Solange, a także bardziej radosny i sielski temat napisany dla Vesper Lynd, funkcjonujący także jako temat miłosny. Bardzo mnie uradowało, że tym razem Arnold nie papugował melodii z You Only Live Twice ani innej lirycznej melodii Johna Barry`ego z Bonda, lecz w temacie Vesper dyskretnie nawiązuje on do tematów z Frances i Pożegnania z Afryką, temat zaś jest skrojony i zaaranżowany w typowy dla Barry`ego sposób - w ruch idą: *róg, smyczki i flet. Są to kolejne solidne tematy liryczne spod ręki Davida Arnolda, które jednakże nie zapiszą się do bondowskiej klasyki. Warto także powiedzieć o melodii z piosenki You Know My Name - jako, że Anglik był jej współautorem mógł wreszcie wpleść jej elementy do swojej ilustracji, lecz moim zdaniem nie uczynił tego należycie. W zasadzie tak jak w Świat to za mało używa fragmentów melodii, gdy akcja przenosi się w nowe lokacje i widzimy na ekranie barwny pejzaż - w tym wypadku są to Blunt Instrument, I`m The Money i Aston Montenegro. Żal nie wykorzystanej szansy, aż chciało by się usłyszeć pełne rozwinięcie tej melodii choćby w jednej kompozycji.
Na koniec nie można nie wspomnieć o legendarnym James Bond Theme Normana i Barry`ego, bez którego nie sposób wyobrazić sobie bondowskiej ilustracji. Ze względu na fabułę filmu, to że postać i charakter ekranowego agenta dopiero kształtują się w Casino Royale David Arnold nie mógł użyć tej słynnej melodii w całej okazałości ani w scenach akcji, które zawsze opierał na tym temacie ani w innych sekwencjach. Prezentuje nam w ilustracji elementy James Bond Theme np. w dwóch, trzech utworach rozpoczynający zwykle ten temat cztero-nutowy podkład melodyczny zaś w Dinner Jackets pojawia się swingująca perkusja i seksowna bondowska trąbka grająca refren tematu połączony z urywkiem melodii z You Know My Name. James Bond Theme w pełnej krasie zostaje zaprezentowany w finalnym The Name`s Bond... James Bond i jest to wersja dosyć wierna oryginałowi z 1962r.
Jak wspomniałem ilustracja Casino Royale Davida Arnolda może wywoływać mieszane uczucia. Z jednej strony kompozytor nie wywiązał się z pokładanych obietnic i nie dokonał rewolucyjnych zmian, o których mówił, za co należy mu się duży minus. Nie pierwszy i za pewne nie ostatni raz górę wzięło przywiązanie do własnego stylu komponowania. Lecz z drugiej strony to co skomponował zaskakująco dobrze zadziałało w filmie - zarówno psychologiczny underscore w scenach gry w pokera, czarno-białych scen morderstw z początku filmu czy otrucia Bonda, przekonująca liryczna muzyka w romansie Bonda, a przede wszystkim idealnie trafiona muzyka akcji - muzyka w filmie naprawdę może satysfakcjonować. Lecz równocześnie o ilustracji Casino Royale można powiedzieć, iż jest to znak naszych czasów - muzyka bardzo funkcjonalistyczna i nastawiona prawie wyłącznie na działanie w filmie, a zarazem niestety mająca bardzo wiele wad i mocno zawodząca, jeśli chodzi o jej byt w oderwaniu od obrazu. Wiele razy już to przerabialiśmy, lecz w przypadku Bonda zdarzyło się to dopiero drugi raz. Jest to muzyka przeciętna, jeśli chodzi o oryginalność - takie odarte z własnego charakteru, powstające taśmowo ilustracje są w Hollywood na porządku dziennym. Muzyka mocno zatraciła bondowski charakter i odrębność gdyż tak musiało być w tym przypadku ze względu na wspomnianą fabułę i ?narodziny? Bonda - taka koncepcja ilustracji sprawdziła się w filmie. Lecz poprzez to zatracenie charakteru, brak oryginalności, nadmierną ilustracyjność, a także totalnie przesadzoną długość albumu i nietrafione proporcje mogę Casino Royale polecić głównie fanatycznym miłośnikom Davida Arnolda. *score Recenzję napisał(a): Damian Sołtysik (Inne recenzje autora)
Wczytywanie ...
Lista utworów:
1. African Rundown - 06:52
2. Nothing Sinister - 01:27
3. Unauthorized Access - 01:08
4. Blunt Instrument - 02:22
5. CCTV - 01:30
6. Solange - 00:59
7. Trip Aces - 02:06
8. Miami International - 12:43
9. I`m The Money - 00:27
10. Aston Montenegro - 01:03
11. Dinner Jackets - 01:52
12. The Tell - 03:23
13. Stairwell Fight - 04:12
14. Vesper - 01:44
15. Bond Loses It All - 03:56
16. Dirty Martini - 03:49
17. Bond Wins It All - 04:32
18. The End Of An Aston Martin - 01:30
19. The Bad Die Young - 01:18
20. City Of Lovers - 03:30
21. The Switch - 05:07
22. Fall Of A House In Venice - 01:53
23. Death Of ....... - 02:50
24. The Bitch Is Death - 01:05
25. The Name`s Bond ... James Bond - 02:49
Razem: 74:07 |
|