Shitman! Takie określenie aż samo ciśnie się na usta po obejrzeniu filmowej adaptacji kultowej serii gier o łysym jak kolano zabójcy oznaczonym numerem 47. Stało się już normą, że tego typu ekranizacje to barachło i nie prędko się to zmieni, bowiem publika kupuje nawet najgłupsze i najprymitywniejsze kino akcji, dając producentom powód do nie wysilania się i tworzenia małym nakładem pracy kolejnych gniotów. Akurat w przypadku Hitmana największym problemem nie jest schematyczna fabuła, brak logiki, ani sztuczne dialogi, ale wzięty chyba z łapanki odtwórca głównej roli, nieco wymoczkowaty i drewniany aktorsko dryblas, który ciągnie swą rolę na trzech minach, a swoim wystraszonym głosem sprawia wrażenie, jakby chciał jak najszybciej opuścić przerażający plan filmu i udać się do piaskownicy. Jego poczynania ogląda się bądź to z obojętnością, bądź z politowaniem.
Wrażenie bylejakości potęguje jeszcze ilustracja muzyczna stworzona przez Geoffa Zanelli`ego muzycznego rzemieślnika z grupy Remote Control. Jego angaż, będący z pewnością dla wielu fanów Hitmana zaskoczeniem in minus, pokazuje, że hollywoodzcy producenci nie lubią ryzyka. Zamiast niedoświadczonego w komponowaniu dla kina Duńczyka Jespera Kyda - twórcy oprawy muzycznej serii gier o agencie 47 - woleli pewniaka, który posłusznie i błyskawicznie wykona zadanie napisania muzyki. Sprawi, że kinomani wraz z kubłami popcornu będą podskakiwać z siedzeń, oglądając głównego bohatera wymachującego na lewo i prawo bronią palną i białą. Na tym polu reprezentanci Remote Control rzadko kiedy zawodzą, lecz tym razem efekt pracy jednego z nich jest średnio udany, tak naprawdę uczucie ekscytacji przynosi tylko oprawa muzyczna finałowych scen akcji.
Twórcom Hitmana najwyraźniej bardzo przypadła do gustu stworzona przez Johna Powella efektowna konwencja muzyczna serii filmów o Jasonie Bournie i zapragnęli bardzo podobnego opakowania dla swego produktu, ponieważ młodszy kolega Powella z dawnego *Media Ventures małpuje tu jego pomysły. Zanelli zabrał z prac Powella m.in. wiolonczelowe ostinata podpierane głośnymi perkusyjnymi *beatami, podobnież wykazuje tendencję do budowania muzyki akcji na krótkich paronutowych motywach (przynajmniej dwa z nich towarzyszą agentowi 47). Tak skonstruowany rdzeń action-score uzupełniają sample gitar elektrycznych, strunowych cymbałów a przede wszystkim męskiego chóru, mającego natychmiast wzbudzić skojarzenia ze złowrogim sowieckim imperium. Zastosowanie elementów wschodnich jest mało błyskotliwe, ale ma przynajmniej tę zaletę, że nadaje poszczególnym utworom odrobiny własnego charakteru i uchrania *score Zanelli`ego przed zamienieniem się w bezkształtną papkę.
Zabiegi kopiowania muzyki Johna Powella są mało przemyślane i powierzchowne, w efekcie przynoszą kompozycji Amerykanina same szkody. Nienajlepsza motoryka kompozycji, ich znacząco uproszczona konstrukcja a także częste przestoje sprawiają, że muzyce Zanelli`ego wyraźnie brakuje napięcia. Ponadto nieustanne wałkowanie przez twórcę bardzo skromnego materiału motywicznego sprawia, że już po kwadransie słuchania muzyka zaczyna nużyć. Podczas odsłuchu doskwiera również brak ciekawych brzmieniowych detali obecnych zwłaszcza w Ultimatum Bourne`a, które sprawiały, że do ilustracji Powella chciało się wracać. Kompozycja Geoffa Zanelli`ego jest dosyć prymitywna i sprawia wrażenie napisanej bez większego zaangażowania - jej twórcy najwyraźniej zależało głównie na nadaniu działaniom ekranowego zabójcy efektownej otoczki, zdynamizowaniu akcji i zbudowaniu zimnej atmosfery, lecz próba osiągnięcia celów najprostszymi środkami nie do końca się udała.
Amerykanin nie za bardzo wiedział, co zrobić z postacią Hitmana, tak nieudolnie kreowaną na ekranie - dał mu mało wyraziste, przeciętne motywy, podjął też nieśmiałe i niestety bezskuteczne próby wytworzenia więzi między widzem a głównym bohaterem filmu z pomocą epizodycznych wstawek smyczków. Dodatkowym problemem Hitmana jest anonimowa, syntetyczna zapchajdziura, która oprócz tego, że kompletnie nic nie wnosi do filmu to jeszcze setnie nudzi podczas słuchania płyty. Efektem pośpiesznej pracy Zanelli`ego jest score nieoryginalny, oferujący słuchaczowi dużą dawkę plastikowej tandety, w którym niespecjalnie jest na czym zawiesić ucho (pomijam tu bonus w postaci obecnego już w czwartej części gry Hitman, Ave Maria Schuberta) - w związku z tym album wydany przez La La Land mogę polecić tylko nielicznemu gronu miłośników Geoffa Zanelli`ego. Hitman się sprzedał i wiele wskazuje na to, że powstaną kolejne odsłony przygód zabójcy z wytatuowanym kodem kreskowym na głowie. Zapewne też muzykę do nich napisze Geoff Zanelli. Należałoby mu więc życzyć, aby rozwijał się kompozytorsko tak, jak John Powell i aby każda jego kolejna praca napisana dla serii była bardziej złożona, inteligentniejsza i dojrzalsza.
*aria Recenzję napisał(a): Damian Sołtysik (Inne recenzje autora)
Wczytywanie ...
Lista utworów:
1.Ava Maria - 02:04
2.I Take Out The Trash - 02:23
3.The Belicoff Assassination - 02:24
4.Roses For Nika - 03:09
5.Random Complication - 02:52
6.New Suit - 01:17
7.Train Station (Bite Your Tongue) - 04:36
8.Istanbul - 01:45
9.Table 26 - 02:25
10.Best Laid Plans - 01:38
11.Undress Me - 02:42
12.I Need You To Die - 02:10
13.My Number Is 47 - 02:27
14.Trust Unto God (Udre`s Funeral) - 02:22
15.Rubber Duckie - 01:32
16.Righteous Buttkicking - 02:11
17.D`nouement - 03:28
18.Ava Maria - 04:11
Razem:45:36 |
|