Jeśli mnisi mają rację, że wszystko ma swoją przyczynę,
to dar cierpienia ma nas zbliżyć do Boga.
Nauczyć siły w chwilach słabości...
Odwagi w chwilach lęku...
Mądrości w chwilach pomieszania...
Umiejętności tracenia tego, czego nie możemy zatrzymać...
Bo prawdziwe zwycięstwa odnosi się w sercu,
a nie na tej, czy innej ziemi...
Część I - Narodziny
Od lat znani reżyserzy często w swych hollywoodzkich filmach usilnie udowadniają światu, że to niby tylko ?bohaterscy amerykańscy chłopcy? ginęli na wojnach, tylko oni cierpieli, tylko oni wyzwalali kraje i tylko oni są bez skazy. Wybitny reżyser Oliver Stone, który jako zwykły żołnierz walczył prawie 2 lata w Wietnamie, był jednym z pierwszych, który odważył się pokazać w filmach zupełnie odmienną barwę wojny, łamiąc konwencje, stając się tym samym niepoprawnym politycznie, ale za to wyjątkowo odważnym i ryzykownym twórcą. Może dlatego jego dzieła często nie są cenione na tyle, na ile zasługują?
W 1993 roku swoją premierę miał wspaniały manifest anty-wojenny Stone`a - Pomiędzy Niebem i Ziemią. Jest to ostatnia cześć jego wietnamskiej trylogii - po Plutonie i Urodzonym 4 Lipca. Tym razem reżyser zaprezentował nam koszmar wojny (i nie tylko) widziany oczami zwykłej wietnamskiej dziewczyny - i to jest właśnie potęgą tego filmu. Stone nakręcił, według mnie, swój najlepszy obraz po Plutonie, choć przyszło mu się zmierzyć ze skrajnymi recenzjami i opiniami najpoważniejszych branżowych pism i krytyków filmowych. Film nie osiągnął też specjalnie oszałamiających sukcesów kasowych.
Jest to w całości autentyczna historia. Scenariusz powstał na podstawie książki-pamiętnika Wietnamki Le Ly Hayslip - When Heaven And Earth Changed Places. Kobieta zapisała w niej swoje przeżycia od najmłodszych lat - od połowy lat 50 i początku wojny w Wietnamie, aż do czasów obecnych. Ona sama i jej losy są też głównymi bohaterami filmu. Bohaterkę (wspaniała rola debiutantki - Hiep Thi Le) poznajemy w wieku 5 lat. Młoda Wietnamka uciekająca przed okrucieństwem Vietcongu z rodzinnej wioski, brutalnie zgwałcona i wypędzona, razem z matką przenosi się do Sajgonu. Tam rodzi nieślubne dziecko. By się utrzymać i nie zginąć z głodu, życie zmusza ją do prostytucji. Nawiązuje bliższą znajomość z amerykańskim żołnierzem - Stevem Butler`em (wielka rola Tommy Lee Jonesa), który proponuje jej małżeństwo w pięknej i dalekiej Ameryce. Le Ly zgadza się i wyjeżdża do obcego dla siebie kraju. Jak się okazało nie był to wcale początek sielanki... Historia pokazała, że sławne miejsca rodzą sławnych ludzi. I też odwrotnie - wyjątkowi ludzie rozsławiają miejsca! Obecnie Le Ly Hayslip jest najbardziej cenioną wietnamską działaczką humanitarną, założyła dwie największe na świecie fundacje dla ofiar wojny w Wietnamie, zbierające co roku miliony dolarów na cele dobroczynne.
Już od pierwszych ujęć tego wspaniałego filmu widz zostaje wprowadzony w krąg nieszczęścia tragicznego, nie w sensie gwałtowności i okropności wydarzeń, lecz w podstawowym znaczeniu słowa tragiczny. Żeby docenić ten film, trzeba do niego wniknąć tylnymi drzwiami - nawet nie tyle fabuła, nie bohaterka, nie historia, ale tło życia znaczy tu najwięcej. Wiele obraz zawdzięcza geniuszowi wybitnego operatora Roberta Richardson`a (autor zdjęć do takich filmów jak Pluton, Wall Street, Urodzony 4 Lipca, JFK, Ludzie Honoru, Kasyno, Zaklinacz Koni czy Kill Bill). Wizualne skojarzenia kierują widza ku estetycznym i filozoficznym przemyśleniom, zaś wzbogacone wnikliwym, pełnym psychologicznych ujęć montażem filmu autorstwa Davida Brenner`a, sprawiło, że z każdą minutą widz coraz bardziej kibicuje, ale jednocześnie współczuje bohaterce. Takie samo też zadanie bardzo sprawnie spełnia w filmie muzyka japońskiego kompozytora Kitaro. Pierwotnie muzykę do filmu miał napisać John Williams, który pracował z reżyserem już wcześniej przy Urodzonym 4 Lipca i JFK. Tak chciał Stone... Jednak w połowie 1992 roku, gdy startowała produkcja filmu Stone`a, Williams miał całkowicie zajęty grafik. Kevin Sam w Nowym Jorku i po nim równolegle Park Jurajski oraz Lista Schindlera zajęły cały jego terminarz. I tak pracę przy filmie rozpoczął Kitaro. Williams nie przypuszczał zapewne nawet, że japoński debiutant w świecie hollywoodzkiej muzyki filmowej pokona go i jego najwybitniejszą partyturę - Listę Schindlera - w rywalizacji o Złoty Glob za najlepszą muzykę filmową 1993 roku. Japończyk pracował nad muzyką prawie rok. Oliver Stone tak wspominał pracę z kompozytorem: Kitaro to ogromnie utalentowany muzyk i kompozytor. Jego pasja i ciężka praca przy tworzeniu i produkcji muzyki bardzo pasowała do magii filmu, który tworzyliśmy. Przez prawie rok napisał prawie trzy razy więcej muzyki, niż finalnie użyliśmy w filmie. Był niezmordowany gdy raz po raz wchodziliśmy do studia na nagrania i drobne poprawki...
Część II - Niebo
Kitaro w jednym z wywiadów powiedział kiedyś na temat swojego zawodu: Natura mnie inspiruje. Jestem tylko jej posłańcem. Dla mnie, niektóre utwory są jak chmury, inne są jak woda.... Sporo prawdy jest w tej wypowiedzi... Muzyka z filmu Pomiędzy Niebem i Ziemią ujmuje przede wszystkim egzotyką doskonale wplecioną w typowy dla Kitaro gatunek new age czy w rock elektroniczno-progresywny. Jest tutaj kilka eterycznych melodii zagranych z wykorzystaniem instrumentów typowych dla Dalekiego Wschodu, ale również odpowiednia porcja podniosłej filmowej symfoniki. Kompozytor wykorzystuje konwencje różnych gatunków i pomieszanie Wschodu z Zachodem, bo takie też było zamierzone działanie artystyczne twórcy i jego orkiestratora - Randy`ego Millera. Kitaro dużo zawdzięcza temu kompozytorowi. Miller, który nie ma praktycznie żadnych specjalnych osiągnięć jako samodzielny twórca muzyki filmowej, jest uznanym orkiestratorem i pracował przy kilku znanych filmach. Szkoda tylko, że w efekcie końcowym nie nagrodzono wkładu 80-cio osobowej orkiestry muzyków i solistów w tę ścieżkę dźwiękową, pozbawiając wydania na płycie w dołączonej książeczce jakichkolwiek informacji o solistach i wykonawcach (poza wzmianką o orkiestratorze i soliście na chińskich skrzypcach).
Płytę otwiera długi temat tytułowy - Temat Kraju. Jest to bez wątpienia jeden z najbardziej przejmujących i pięknych utworów, jakie kiedykolwiek słyszałem w muzyce filmowej. Flety, wiolonczele, talerze, żeński chór i etniczne instrumenty zebrane w przepiękny, radosny temat, ukazują dość obszerne wprowadzenie głównej bohaterki do filmu. W przepiękne zdjęcia Richardson`a wczuł się również kompozytor. Doskonale czuje przestrzenie, surowe piękno ziemi. Muzyka pokazuje przestrzeń geograficzną i piętno upływającego czasu. Wydaje się, że ta wybuchowa mieszanina nastrojów za chwilę rozsadzi głośniki - ta muzyka kipi emocjami i prawdą. W filmie w tym czasie toczy się autentyczne życie, grają uczucia... Prawdziwe, niezbywalne wartości.
Tak jest też dalej, gdy główna bohaterka po ucieczce ze swojej małej wioski trafia do Sajgonu. Ahn & Le Ly Love Theme ilustruje nam scenę miłosną między główną bohaterką, a jej pracodawcą. Bogactwo etniczne, tematyka i stylistyka tej intymnej, ale bardzo kameralnej sceny przekłada się też na muzykę - skromne solo fletów i piękny popis solisty na chińskich skrzypcach, czyni ten temat jednym z ciekawszych love theme`ów jakie kiedykolwiek słyszałem. Utwory Saigon Reunion i ARVN to już czysta, wielka epika. Porażają prawdą, bez jednego fałszywego tonu, czy przypodobania się widzowi. Groźnie brzmiące instrumenty dęte, drapieżne *smyczki i bębny napędzają te utwory.
Co zrozumiałe, kompozytor sięgnął też w swojej pracy po tradycyjne utwory ludowe. I tak w utworze Sau Dau Tree usłyszymy śpiewany poemat w wykonaniu głównej bohaterki filmu, a w Trong Com ludową piosenkę wietnamską, śpiewaną przy ognisku. Wszystko zostało zaaranżowane i nagrane na nowo specjalnie do filmu i jego ścieżki dźwiękowej. Brzmi czysto. Nie mamy tu sytuacji, że na płycie z albumem znajdujemy etniczny czy folkowy utwór w słabej jakości brzmienia, wzięty po prostu z jakiegoś winyla bez remasteringu i z innym poziomem głośności. Niestety taka sytuacja ma często miejsce na płytach z muzyką filmową (choćby pierwszy z brzegu taki niechlubny przykład - Cry The Beloved Country Johna Barry`ego), dlatego tym bardziej należy się uznanie dla twórców, że nie poszli na łatwiznę przez wklejenie gotowego starego utworu do filmu bez jego edycji, ale poświęcili czas i pieniądze na nagranie utworów na nowo, specjalnie pod obraz.
Część III - Ziemia
Wydawać by się mogło, że owe prowincjonalno-obyczajowo-dramatyczne fascynacje mogą zagrozić tej muzyce artystyczną monotonią. Nic bardziej mylnego. Wraz z utworem Destiny album niepostrzeżenie przekształca się w opowieść o paradoksach wolności i miłości oraz zetknięcia kulturowego. Druga połowa filmu, jak i albumu z muzyką, przedstawia widzom i słuchaczom nieco odmienne barwy. Muzyka ma tutaj często osobliwy chłód, ale musiała być miejscami taka, by zademonstrować mechanizm okrucieństwa wojny, nie popadając w muzyczne efekciarstwo. Rozpoczyna się swoiste opowiadanie kompozytora o dramacie człowieka zawieszonego nagle pomiędzy dwoma odmiennymi kulturami. Znajdziemy tutaj dramatyczne Village Attack / The Agrest z wybijającymi rytm bębnami taiko (na których gra między innymi sam kompozytor), czy też pełny niepokoju i nostalgii Walk To The Village z szeroko rozbudowaną, wolno grającą sekcją smyczkową. Zupełnie odmiennym utworem jest tutaj Steve`s Ghosts, w którym wyraźnie zaakcentowano syntezatory, dzięki którym słyszymy dźwięki przypominające (i to wyjątkowo naturalnie) nerwowe bicie serca.
Zbliżając się do końca albumu kompozytor powoli, i nieśmiało daje znać, że za chwilę swoiście ziemia znów jakby połączy się z niebem - znów wróci szczęście, a przede wszystkim nadzieja. W Return To Wietnam słyszymy odgłosy wiatru i japońskie flety *shakuhachi - powoli unoszą one ziemię z powrotem do nieba... Ostatni, najdłuższy na płycie utwór - End Title, to hymn na cześć miłości życia i wolności obywatelskiej. Widziałem w swoim życiu wiele filmów, ale tylko nieliczne posiadają tak wspaniałe muzycznie napisy końcowe, nie pozwalające widzowi odejść od ekranu. Rozpoczyna je aż 2-minutowy solowy kobiecy wokal. Anielski głos solistki ilustruje ostatnie sceny filmu, na wielkim polu zboża... Końcówka utworu, w pełnym symfonicznym rozmachu, wspomagana przez spory kobiecy chór, uświadamia nam, że wcześniej słyszany na płycie wiatr rzeczywiście miał za zadanie unieść ziemię do nieba... Tak właśnie zrobił - rozpoczął nowe życie, pełne nadziei i pamięci o przodkach... I dostojnie zakończył płytę...
Część IV - Pomiędzy Niebem i Ziemią
Trudno jest opisać wnętrze ludzkie, odtworzyć je w tym jednym, prawdziwym dla niego świetle, oddać te wszystkie drobne gesty, melodię mowy, a nawet poszczególne słowa, które świadczą o tym, co bohaterowie myślą, jak reagują, kim są. Japończykowi się to udało. Jego muzyka jest bardzo stylowa, nadzwyczaj dopracowana w każdym szczególe, osiąga często ekspresję możliwie najmniej ekspresyjnymi środkami. Jest dziełem poruszającym w równym stopniu i serce i umysł oraz oczywiście zawiera wszystko co trzeba, by wycisnąć łzy z oczu słuchacza. Rozpiętość tematów i wrażliwość, wielość funkcji, które spełnia, czyni z niej wybitną ścieżkę dźwiękową. Wydawało mi się, że recenzja tego albumu jest już na naszym portalu... Było inaczej, dlatego moje niedopatrzenie postanowiłem szybko naprawić, pisząc ten tekst. Płyta ta, kupiona 7 lat temu, do dziś jest jedną z tej wąskiej grupy kilkudziesięciu najważniejszych, wśród kilku setek albumów z muzyką filmową na moich półkach. Minęło 15 lat od jej powstania, a w tym czasie tylko dwa soundtracki o podobnej tematyce stylistycznej (mimo że było ich wiele) mnie tak zachwyciły - Anna i Król oraz Wyznania Gejszy.
Partytura Kitaro osiąga niezwykłą intensywność, zmuszając słuchacza do komponowania poszczególnych składników tej muzycznej wizji we własnej wyobraźni. Bo przecież muzyka nie jest tylko spójnym ciągiem dźwięków, który słyszymy. Muzyką jest też to, co wywołuje w nas silną i uderzającą impresję, która jest spowodowana doszczętną i wyczerpującą ekspresją artysty wykonującego utwory... To jest dla mnie wtedy wielka muzyka - odbicie w tafli wody tego, co gra człowiekowi w duszy! I takim właśnie odbiciem jest Pomiędzy Niebem i Ziemią autorstwa Kitaro
Ponadczasowa muzyka, której nie można nie znać!
Wróciłam do domu, to prawda...
Ale dom się zmienił...
I zawsze już musiałam być między...
Północą, a Południem...
Wschodem, a Zachodem...
wojną, a pokojem...
Wietnamem, a Ameryką...
To mój los
Być zawsze pomiędzy niebem i ziemią...
P.S. - cytaty zamieszczone na początku i końcu recenzji pochodzą z tego filmu. *akcent Recenzję napisał(a): Adam Krysiński (Inne recenzje autora)
Wczytywanie ...
Lista utworów:
1. Heaven And Earth (Land Theme) (7:38)
2. Sau Dau Tree * (3:41)
3. Ahn & Le Ly Love Theme (4:55)
4. Saigon Reunion (5:48)
5. ARVN (3:41)
6. Sau Nightmare (0:57)
7. V.C. Bonfire (0:49)
8. Trong Com ** (0:43)
9. Ahn`s House (Entrance / Please Come Visit My Village O Hoa Qui / Ahn Sends Le Ly Away) * (6:27)
10. Destiny (1:13)
11. Last Phone Call (1:40)
12. A Child Without A Father (2:04)
13. Village Attack / The Arrest (1:21)
14. Walk To The Village (3:00)
15. Steve`s Ghosts (1:30)
16. Return To Vietnam (2:06)
17. End Title (10:30)
Razem: 58:10
* - zawiera partie śpiewane w wykonaniu Hiep Thi Le
** - tradycyjny wietnamski utwór ludowy
Produkcja muzyki: Kitaro
Przygotowanie chóru: Sally Stevens
Producent wykonawczy albumu: Budd Carr & Oliver Stone
Montaż muzyki: Gary Barlough (Mochi House - Colorado)
Mastering: George Marino (Sterling Sound Studio - Nowy Jork)
Realizacja nagrań: Bruce Botnick (Warner Bros Studio - Burbank) |
|