Soundtracks.pl - Muzyka Filmowa

Szukaj w:  Jak szukać?  



Aby otrzymywać świeże informacje o muzyce filmowej, podaj swój adres e-mail:



Zapisz

Szeregowiec Ryan (Saving Private Ryan)

07 Sierpień 2003, 13:13 
Kompozytor: John Williams

Dyrygent: John Williams
Orkiestracje: John Williams

Rok wydania: 1998
Wydawca: DreamWorks Records

Muzyka na płycie:
Muzyka w filmie:
Szeregowiec Ryan (Saving Private Ryan)

Ta muzyka była nominowana do Oscara
Szeregowiec Ryan Spielberga, był niewątpliwym wydarzeniem kulturalnym 1998 roku. O premierze "trąbiły" nie tylko pisma filmowe, ale i także przeróżne programy informacyjne, mające z filmem niewiele wspólnego. Faktem bezdyskusyjnym jest jakość merytorycznie-techniczna dzieła Stevena, który w swoim wielkim zainteresowaniu wojną (a w szczególności II Wojną Światową), z niezwykłą pasją potrafi przełożyć w czytelny i przejmujący dla widza sposób, opowiadaną historię. Mnie osobiście Szeregowiec... poraził nieprawdopodobnym i niezwykle rzeczywistym, a co za tym idzie, bardzo brutalnym oddaniem obrazu wojny oraz świetnymi kreacjami, rewelacyjnych aktorów (z moim ulubionym Hanksem na czele). Nigdy wcześniej nie widziałem tak wiarygodnie odwzorowanej wojny, więc obrazy "wyniesione" z kina tkwiły w mojej głowie przez długi czas.

Na ówczesny, najnowszy Soundtrack Williamsa do filmu Spielberga, czekałem naprawdę z wielką niecierpliwością. Zachęcony dwoma poprzednimi, świetnymi projektami kompozytora (The Lost World, Amistad), będącymi efektem jak zawsze znakomitej współpracy tych panów, oczekiwałem jakiegoś niezapomnianego dzieła na miarę Listy Schindlera.

Niestety bardzo srogo się zawiodłem...

Jednak na początku album sprawia bardzo dobre wrażenie, a jedyne słowo, jakie ciśnie się na usta to: "rewelacja". Oczywiście mowa tu o pierwszym (i ostatnim, w formie repryzy) tracku: Hymn to The Fallen. Świetna melodia, znakomita *harmonika instrumentów dętych, później wspomaganych przez delikatne *smyczki, werble i coraz potężniejszy chór. Niewiele jest utworów, podczas których słuchania przechodzą mnie ciarki, ale ten jest jednym z nich. Mimo że słyszałem go już niezliczoną ilość razy, ciągle mnie on zachwyca i wzrusza.

I właśnie ta doskonałość tematu przewodniego denerwuje mnie najbardziej. Dlaczego? Ponieważ nie jest on w ogóle wykorzystywany, w jakiejkolwiek formie w całej partyturze. Naprawdę, nie wiem jak można skomponować tak nudny i bezbarwny soundtrack, mając w "ręku" tak fenomenalny hymn! Może na początku, wrażenie satysfakcji u słuchacza jest utrzymywane na dość wysokim poziomie, (ponieważ pierwsze utwory są ciekawe), jednak systematycznie ono spada do krytycznego poziomu. W miarę posuwania się w głąb tej kompozycji, czekamy na to "coś", co by przerwało wszechobecną monotonię, i błyskotliwie nas zachęciło do dalszego słuchania. Jednak do końcowej repryzy, nie doczekamy się niczego charakterystycznego i zapadającego w pamięć, a pod koniec albumu, po przez długie "salwy" ziewania, zdoła się przebić do naszej głowy zdanie: "Kiedy ta płyta się wreszcie skończy". Może sytuację rozjaśniłyby trochę tematy akcji, jednak w tym wypadku ich w ogóle nie uświadczymy, ponieważ Spielberg zdecydował się na akompaniament "ciszy" podczas scen walki. W wyniku tego, powstało piorunujące wrażenie podczas filmu, jednak szkoda dla płyty jest znacząca.

Funkcję tematu głównego od Hymnu Poległych, przejmuje (niestety) melodia słyszana w Omaha Beach. Za pierwszym razem brzmi ciekawie, jednak częste i uporczywe jej wykorzystywanie wywołuje uczucie obrzydzenia. Jedyna oryginalna rzecz, jaką zdołałem "wyłapać" z tego soundtracku, to ciekawe zmiany, często niskich akordów, które "basują" dumnie wydobywając się z subwoofera. Nadaje to dużo koloru i atmosfery tej wyblakłej kompozycji.

Główną atrakcją tego projektu, miały być wirtuozowskie solówki na trąbce, grane przez Tima Morrisona, jednak niestety nią nie są. Aranżacje trąbki są zaskakująco płaskie i proste. Z jednej strony są stonowane (i takie powinny być), jednak z drugiej strony, sposób rozpisania tych solówek jest strasznie nudny i banalny. To już sekcje solowej trąbki słyszane w Hymnie Olimpijskim Williamsa, z 1996r (Summon the Heroes, też z udziałem Morrisona), czy te znane mi z Nixona (1995) są bardziej poruszające i interesujące. Po przesłuchaniu tej płyty, bardziej w pamięć zapadają aranżacje smyczków, czyli efekt zupełnie odwrotny, od zamierzonego przez Williamsa (jak przypuszczam).

Ogólnie płyta pozostawiła po sobie umiarkowanie pozytywne wrażenie (przynajmniej w moim odczuciu). Gdzieniegdzie czają się ciekawe pomysły muzyczne (z fenomenalnym, tytułowym Hymnem na czele), które niestety są sukcesywnie zaprzepaszczane ogólnym wrażeniem jednostajności. Williams już wiele razy udowodnił, że potrafi skomponować stonowane i spokojne kompozycje "wojenne", które jednak poruszają do głębi serca i wcale nie się nie nudzą (Schindler`s List, Born of 4th of July, Empire of the Sun), tym bardziej zupełnie nie rozumiem, dlaczego przy tak ważnym dla Spielberga obrazie, John zdecydował się na tak jednostajne i nieciekawe aranżacje, przez które (na szczęście) czasem coś ciekawego się przebija. Jednak to "coś" nie jest na tle wyraźne, by mogło mnie zainteresować, i skłonić do częstego powrotu do tej płyty.

Na końcu pragnę zaznaczyć, że mimo swojej jednostajności, przy odpowiednim nastroju można ten album wysłuchać z prawdziwą przyjemnością. Jednak ja osobiście nie lubię, gdy płyta mi chamsko narzuca ściśle konkretny nastrój, w jakim powinienem być podczas jej słuchania. Mimo że nie jest to tak tragiczna pomyłka jak Stepmom (z tego samego roku), to jednak po przez uczucie wielkiego zawodu, zaliczę tą płytę do jednej z najmniej ciekawych w dorobku tego legendarnego kompozytora. Fanom Williamsa nie muszę rekomendować tej pozycji, bo pewnie już ją dawno kupili ;-). Pozostali miłośnicy muzyki filmowej powinni dobrze się zastanowić przed zakupem, i w miarę możliwości przesłuchać wcześniej kilka utworów.

Recenzję napisał(a): Rafał Mrozowski   (Inne recenzje autora)




Zobacz także:


Lista utworów:

1. Hymn to the Fallen - 6:10
2. Revisiting Normandy - 4:06
3. Omaha Beach - 9:15
4. Finding Private Ryan - 4:37
5. Approaching the Enemy - 4:31
6. Defense Preparations - 5:54
7. Wade`s Death - 4:30
8. High School Teacher - 11:03
9. The Last Battle - 7:57
10. Hymn to the Fallen (Reprise) - 6:10

Razem: 64:13

Komentarze czytelników:

Caparso:

Moja ocena:

Ja uważam ten score za jeden z ciekawszych jakie skomponował Williams w swojej karierze.Jest on poświęcony wszystkim poległym i pomordowanym podczas II wojny światowej.Słyszymy tutaj spokojną,refleksyjną,liryczną muzykę,wyciszającą i uspokajającą.Jeśli wdrążymy się w klimat tego albumu odkryjemy jego prawdziwe piękno.Jest to muzyka "ku pamięci",która każe pamiętać i nie zapominać,a także zmusza do głębokich refleksji.Bardzo żałuję,że Williams stworzył tu mało tematów ale za to są one piękne i nie przeszkadza to,że często się powtarzają.O mały włos abym zapomniał,oczywiście jest tu utwór "Hymn to the Fallen",który jest po prostu arcydziełem,osobiście uważam go za najlepszy z wszystkich utworów Williamsa.To po prostu poezja,nie da się tego opisać słowami,tego trzeba posłuchać.Na koniec chciałbym przypomnieć,że score ten otrzymał nominację do oskara,nominacje do nagrody BAFTA,nominację do Złotego Globu,Grammy,nagroda Broadcast Film Critics Association .Niewątpliwie jest to pozycja obowiązkowa dla każdego fana muzyki filmowej.Naprawdę bardzo gorąco polecam.To nie muzyka,to historia...

Baklazan:

Moja ocena:

Zgadzam się z Caparsem co do zdania.Wymienię jednak najlepsze utwory z tego albumu,są to "Hymn to the Fallen","Revisiting Normandy","Omaha Beach","Finding Private Ryan","Approaching the Enemy"."Szeregowiec Ryan" to muzyka piękna na swój sposób,trzeba umieć wczuć się w jej klimat, i jak mówił kolega,dopiero wtedy odkryjemy jej prawdziwe piękno.Polecam bardzo mocno,z całego serca.

Diego:

Moja ocena:

Doprawdy,iście rewelacyjny score.Według mnie jeden z najpiękniejszych w karierze Williamsa.Gorąco polecam!

KrisWinters:

Moja ocena:

Bardzo dobra ścieżka dźwiękowa, dla mnie na 5

Rafał:

Moja ocena:

Przykro to pisać, ale ta recenzja nie należy do zbyt fachowych. Mam wrażenie, że jej autor zatrzymał się na pierwszym utworze płyty, a dalszej jej części nawet nie starał się "rozgryźć". No i irytujące są stwierdzenia typu: "dlaczego Williams zdecydował się na taką muzykę". A no bo Spielberg może tak chciał? Od kiedy to kompozytor narzuca swoją jedyną wizję muzyki w filmie? I w ogole, to jak można się spodziewać fanfarów na miarę Summon the Heroes w ilustracji do tak przygnębiającego obrazu? Uznaję zarzuty co do tej płyty za conajmniej nie trafione. Pozdrawiam.


  Do tej recenzji są jeszcze 3 komentarze -> Pokaż wszystkie