Soundtracks.pl - Muzyka Filmowa

Szukaj w:  Jak szukać?  



Aby otrzymywać świeże informacje o muzyce filmowej, podaj swój adres e-mail:



Zapisz

Wieczne echa (Eternal Echoes)

27 Sierpień 2003, 12:34 
Kompozytor: John Barry

Rok wydania: 2001
Wydawca: Decca Records

Muzyka na płycie:
Wieczne echa (Eternal Echoes)

SATYSFAKCJA GWARANTOWANA - nagroda Soundtracks.pl"Eternal Echoes" to album dźwięków, miejsc i rzeczy, które zawsze istniały i zawsze będą istnieć. Są bez początku i końca. Są nieskończone w naszej przeszłości i przyszłości. Pisarstwo mojego drogiego przyjaciela Johna O`Donahue zainspirowało mnie do napisania tego albumu. Chcę, aby stanowił on muzyczne odbicie jego słów.

Tak opisuje swoją inspirację w ostatnim "concept - albumie" John Barry - wspaniały angielski kompozytor muzyki filmowej. Eternal Echoes to niecodzienne zjawisko. Projekt oparty na i wyrosły z pomysłu - to refleksja nad poezją, ale i również - życiem samego kompozytora(tak jak to miało miejsce w przypadku "The Beyondness Of Things")."Eternal Echoes" kontynuuje nowy kierunek w twórczości Johna Barry`ego, który - na to wygląda - w ostatnich latach bardziej skupia się na tworzeniu niezależnych projektów, muzyki oderwanej od obrazu filmowego - choć bardzo mocno osadzonej w typowej dla niego stylistyce brzmień filmowych. Jak zwykle - od dziesięciu lat - nieodłącznym (prawie zawsze) "partnerem muzycznym" Johna Barry`ego jest English Chamber Orchestra. "Ten rodzaj wyjątkowej jedności..." - jak to ujął sam Barry - zadecydował o tym, iż współpraca ta miała miejsce osiem razy na przestrzeni ostatniej dekady.

Eternal Echoes to - oprócz tytułu - także nazwa pierwszej kompozycji na albumie. Jest nostalgiczna, mroczna - ale jakże wciągająca - z powtarzającym się, uporczywym motywem na fortepianie i - znakiem rozpoznawczym Barry`ego - charakterystyczną sekcją smyczkową. Aurę tajemniczości potęguje dodanie "anielskiego chóru". Urzeka piękne "staccato" fortepianu. Returning home jest prowadzona przez saksofon i dużo pogodniejsza w nastroju niż tytułowy Eternal Echoes. Następujący po niej Crazy dog - to już zaaranżowany wyłącznie na instrumenty smyczkowe utwór, bardzo prosty, bardzo wesoły - i tak samo miły dla ucha. Kolejne dwie kompozycje stanowią pewnego rodzaju interludium w jednolitej stylowo płycie - a to za sprawą ich jazzowego klimatu: Slow day - z westernową harmonijką ustną i Fred & Cyd ze "zwariowanym" saksofonem i przepięknym akompaniamentem fortepianu. Do dystyngowanego brzmienia Johna Barry`ego wracamy, słuchając poważnej Blessed Illusion, w której na plan pierwszy wybija się trąbka, jeden z ulubionych instrumentów angielskiego artysty (i przypomina Dances With Wolves). Tak cenioną przez wielu - i nie bez racji - wiolonczelę, z jej głębokim i "ciemnym" tonem możemy posłuchać w usypiającym Lullabying. Bogate aranżacje sekcji smyczkowej uwodzą słuchaczy przede wszystkim w Winning i Get Over It. W obydwu rolę pierwszoplanową na przemian z orkiestrą - gra flet. Zdecydowanie najpiękniejszy, moim zdaniem jest First steps - w którym znajduje się wszystko, co najlepsze u Johna Barry`ego - jakiego znamy z lirycznych kompozycji do epickich filmów z całej jego kariery: pełen optymizmu i nadziei utwór z fantastycznym i doskonale nawiązującym do tytułu ("Pierwsze kroki") zakończeniem... Jak można się domyślić ta kompozycja - jak i Lullabying powstały dzięki inspiracji, jaką jest dziewięcioletni syn Barry`ego - JonPatrick. Jedenasty, ostatni utwór to Elegy. Bardzo podobny do kompozycji z "Enigmy", nie bez powodu - bowiem obydwa dzieła powstawały w tym samym czasie: smutny, melancholijny i mroczny. Dominują wiolonczele i fortepian. Jest również pewne podobieństwo do pierwszego i tytułowego Eternal Echoes - spina razem z nim swoistą klamrą cały album.

Eternal Echoes to propozycja dla wszystkich, którzy szukają w muzyce czegoś głębszego, dla wszystkich, którzy cenią sobie doskonałe brzmienie symfoniczne. Należy do tych płyt, których trzeba słuchać kilka a nawet - kilkanaście razy, ażeby docenić wszystkie jej ukryte zalety. Refleksyjny styl, świetne wykonanie i niepokój, zagadka, pytanie... Lubię to enigmatyczne granie. *staccato

Recenzję napisał(a): Janusz Pietrzykowski   (Inne recenzje autora)





Lista utworów:

1. Eternal Echoes - 04:25
2. Returning Home - 04:12
3. Crazy Dog - 03:03
4. Slow Day - 03:02
5. Fred & Cyd - 04:05
6. Blessed Illusion - 04:08
7. Lullabying - 03:17
8. Winning - 03:56
9. Get Over It - 03:54
10. First Steps - 03:47
11. Elegy - 05:37

Razem: 43:26

Komentarze czytelników:

Adam Krysiński:

Moja ocena:

Zgadzam się z Januszem. Jest to niewątpliwie jeden z najbardziej nostalgicznych i melancholijnych soundtracków mojego Wielkiego Mistrza. Cudowne aranżacje pianina i smyczków (jak zwykle zresztą u Johna Barryego) Osobiście uważam też że przy tworzeniu muzyki na ten album (który NIE jest soundtrackiem zresztą :)) John Barry zastosował nawiązania do muzyki z "Tańczącego z Wilkami", "Gry w Serca" czy z niektórych romantycznych "bondowych" utworów (jak chocby z utworu "Thats My Little Octopussy" z soundtracka z "Ośmiorniczki"). Album ten obowiązkowy dla ludzi którzy w muzyce (w tym przypadku nie filmowej) szkukają spokoju, zastanowienia, liryki i zapomnienia. Muzyka doskonała do refleksji jak i romantycznej kolacji przy świecach :) Przy słuchaniu tego albumu możemy całkowicie "odsapnąć" od dominujących na rynku "action-scorów" czy innego typu szybkiej i energicznej muzyki. Cudo jakich mało! Romantycy na pewno się w tej płycie zakochają... "Piątka" obowiązkowo!

grzesiucd:

Moja ocena:
bez oceny

magia dźwięków. Płyt, która pozwala swobodnie zasnąć i obudzić się - już piewsze dźwięki pozwalają spokojnie patrzeć na świat. Czasem, gdy się zamyślę mam wrażenie, że gdzieś to słyszałem i patrzę w stronę płyt z muzyką do Bonda. Podobne wrażenie miałem słuchając "Szkarłatnej Litery", ale tamta płyta odsyłała mnie do filmu a ta... trwa sama w sobie tworząc w głowie obrazy...
Polecami to nie tylko miłośnikom Johna Barryego ale wszystkim, którzym muzyka jest potrzebna do życia. Pozdrawiam

Mefisto:

Moja ocena:

Piękna, melanchonijna i refleksyjna muzyka. Niestety trochę zbyt monotonna, za bardzo na jedno kopyto i - o ironio - za dużo tu Barryego w Barrym, bo choć to concept album, to jednak zbyt nachalne są te powtórki z filmowych prac maestro (głównie Tańczącego i Afrykę). Ale i tak mocna czwórka.