Soundtracks.pl - Muzyka Filmowa

Szukaj w:  Jak szukać?  



Aby otrzymywać świeże informacje o muzyce filmowej, podaj swój adres e-mail:



Zapisz

Most na rzece Kwai (The Bridge On The River Kwai)

16 Wrzesień 2003, 12:48 
Kompozytor: Malcolm Arnold

Rok wydania: 1957/1995
Wydawca: Legacy & Columbia Records

Muzyka na płycie:
Most na rzece Kwai (The Bridge On The River Kwai)

 Kup tę płytę w:

iTunes za 4.99
Ta muzyka otrzymała nagrodę Oscara
Most na rzece Kwai to już klasyka kina (i to nie tylko wojennego). Film powstał na motywach książki pisarza Pierre`a Boulle`a. Ten dramat wojenny, nakręcony z wielkim rozmachem w 1957 roku przez Davida Lean`a wywarł ogromny podziw i poruszenie na całym świecie. Obsypany został przez Amerykańską Akademię Filmową oskarami aż w siedmiu kategoriach: "Najlepszy Film Roku", "Najlepszy Reżyser" (David Lean), "Najlepszy Aktor" (Alec Guinness), "Najlepsze Zdjęcia" (Jack Hildyard), "Najlepszy Scenariusz Adaptowany" (Carl Foreman i Michael Wilson), "Najlepszy Montaż" (Peter Taylor) i "Najlepsza Muzyka" (kompozytor Malcolm Arnold).

Akcja filmu Most na rzece Kwai rozgrywa się w Birmie podczas II Wojny Światowej. Ukazuje on brawurową akcję alianckich komandosów, którzy wyruszają z misją wysadzenia tytułowego mostu, zbudowanego przez brytyjskich jeńców na polecenie Japończyków. Miłośnicy historii (jak ja :P) na pewno wiedzą coś o tytułowym moście i im wyjaśnienia nie są potrzebne. Dla niewtajemniczonych zaś polecam (naprawdę polecam) odwiedzić internetową stronę jednej z najlepszych polskich profesjonalnych podróżniczek - pani Marzeny Kądzieli (adres na końcu tej recenzji), gdzie znajdziecie masę artykułów i zdjęć z jej podróży po całym świecie (w tym oczywiście z wyprawy na most nad rzeką Kwai w Tajlandii). Tam znajdziecie szczegółową ale tragiczną historię mostu i jeńców wojennych którzy go budowali. Nie chciałem tu opisywać tego bo jest to obszerny temat - na kilka lekcji historii :) Zajmę się teraz oskarową muzyką Malcolm`a Arnold`a...

Ścieżka dźwiękowa z tego filmu aż do 1994 roku dostępna była tylko na płytach winylowych. W 1995 roku wytwórnia "Legacy & Columbia Records" (własność "Sony Music") wydała soundtrack z Mostu na rzece Kwai po raz pierwszy na płycie kompaktowej. Jednocześnie uzupełniono wydanie o brakujące fragmenty muzyki (dodano ponad 15 minut więcej materiału w stosunku do wydania LP).

Malcolm Arnold skomponował nuty ścieżki dźwiękowej do tego filmu tylko w dziesięć (!) dni. Soundtrack z Mostu na rzece Kwai to jego dzieło życia - co sam wielokrotnie podkreślał, przytakując na pochwalne słowa muzycznych krytyków. Za ten album otrzymał również jedynego oskara w swej karierze (o czym już wspomniałem), choć skomponował muzykę do ponad 90 innych filmów (tak dobrych jak choćby Dunkierka, Bariera dźwięku czy Zmowa milczenia).

Na płycie na największą uwagę zasługuje kompozycja Colonel Bogey March. To temat przewodni z filmu. Słyszeli go wszyscy, choć nie każdy go kojarzy, na pierwszy rzut oka. Zagrany został wyłącznie na dwóch instrumentach (wojskowych werblach i trąbce). Jednak to nie one są esencją tego utworu... Na pierwszym planie kompozycji znajduje się jej najbardziej rozpoznawalna cecha - charakterystyczne głosy gwiżdżącej i maszerującej wojskowej kompanii. Utwór prosty technicznie, a pomimo to tak genialny. Wpada w ucho jak mało która melodia filmowa - możemy ją sobie "pogwizdywać" wszędzie gdzie chcemy. Nie ma co się tu o nim rozpisywać - tego trzeba obowiązkowo posłuchać! Na płycie ten temat przewodni znajduje się w trzech różnych wersjach aranżacyjnych (utwory 1, 10, 13). Różnią się one tym że utwór 10 (River Kwai March) zawiera w sobie wyłącznie fragment muzyki która jest tłem utworu 2 (czyli samą tylko sekcję dętą bez głosów gwiżdżących żołnierzy), a utwór 13 (The River Kwai March / Colonel Bogey March) to rozbudowana wersja utworu 2 (bardziej podkreślone zostało tu tło muzyczne czyli odgłosy werbli i "dęciaków"). Osobiście uważam że najlepszą wersją tematu przewodniego ("marszu pułkownika") jest jej aranżacja w kompozycji która na płycie znajduje się jako track 13.

Przed tematem przewodnim na płycie umieszczono utwór Overture. Jest to zdecydowanie najbardziej dynamiczny i pompatyczny kawałek na tej płycie. Zaczyna się niepokojąco - rwania wiolonczel oraz odgłosy trąbek i wojskowych werbli cały czas budują napięcie. Potem orkiestra najnormalniej na świecie "szaleje". To co wyprawiają *smyczki, bębny, fanfary wprawia w osłupienie! Ważne jest też to że gra orkiestry nie jest tu zaaranżowana na jednostajną melodię. Pompatyczne schematy nie są powtarzane. Nie odnosi się przy tym w ogóle jakiegokolwiek bałaganu muzycznego. Przez całe 4 i pół minuty muzyki słyszymy co innego. Stale szybko wprowadzane są przez orkiestrę nowe elementy muzyczne (instrumenty) które dodają nowego muzycznego brzmienia.

Typowo wojenny *score przełomu lat 50 i 60 to nie tylko muzyka z "pompą". Przekonałem się o tym wsłuchując się w utwory Sunsets oraz Working On The Bridge. Kompozycja Sunsets to najbardziej romantyczny utwór tej płyty. Oczywiście nie mogło być inaczej bo już sam tytuł (Zachód słońca) wskazuje że powinniśmy mieć do czynienia z nastrojową muzyką. I tak też jest. Sunsets zaaranżowany został wyłącznie na spokojną i wolną grę wiolonczeli (w tle muzyki), a na pierwszym planie wyraźnie słyszymy fortepian i flet. Całość brzmi urzekająco. Pełen romantyzm... Aż łezka w oku może się każdemu pojawić :) Początek kompozycji Working On The Bridge brzmi jak kopia utworu Sunsets, jednak pod koniec pierwszej minuty do melancholijnego grania dołącza się nietypowy we współczesnych soundtrackach instrument - "harmonia". Oczywiście wraz z pojawieniem się instrumentu harmonii, tempo utworu staje się szybsze, co wyraźnie uwydatnia pojawienie się również trąbek pod koniec utworu.

Kolejne nie-pompatyczne utwory (Camp Concert Dance oraz Dance Music) to kompozycje ilustrujące muzykę do starych tańców lat 40 i 50 (głównie fokstrota). Brzmią dość śmiesznie w porównaniu z współczesnymi kompozycjami. Zagrane zostały wyłącznie na harmonii, ustnej harmonijce i na cymbałach. Jak to brzmi? Trudno powiedzieć bo nie słucham tego typu muzyki... Zainteresowanym polecam przypomnienie sobie scen z Czterech Pancernych gdzie Tomuś Czereśniak grał na harmonii do własnych kompozycji. Z podobną ilustracją muzyczną starych tańców spotkałem się również na soundtracku z Tylko dla orłów więc w przypadku Mostu na rzece Kwai nie zostałem zaskoczony.

Na koniec recenzji zostawiłem mały rodzynek (choć nie doskonały) tej płyty, a mianowicie piosenkę. Piosenka typowa dla lat 40 (wtedy trwa akcja filmu). Ta salonowa, podobna wykonaniem do wczesnych lat Louis`a Armstrong`a piosenka, zupełnie nie przypadła mi do gustu. To zupełnie nie moje klimaty. Dla mnie to staroświeckie "zawodzenie" Romea pod oknem Julii, ale jak ktoś lubi takie piosenki to na pewno na I Give My Heart się nie zawiedzie...

Czy Malcolm Arnold zasługiwał by jego muzykę do Mostu na rzece Kwai uhonorować oskarem? Trudne pytanie... I nie mi to oceniać. Niewątpliwie brzmienie tej muzyki odbiega znacznie od współczesnych filmowych scorów. Niezaprzeczalnie też całość brzmi archaicznie. Jest jednak duże "ale". Należy od razu wspomnieć że to koniec odległych nam już lat 50. Wtedy muzyka filmowa była zupełnie inna niż współcześnie. Wtedy nie było komputerów, elektroniki i tego całego postępu technicznego. Nie było tylu możliwości. Ja osobiście uwielbiam muzykę z starych wojennych filmów (szczególnie tych z lat 1955 - 1980). Nie przeszkadza mi w takiej muzyce jej oczywista archaiczność. Przecież to w tych odległych nam czasach tworzyli swoje największe dzieła tacy geniusze i legendy muzyki filmowej jak Alfred Newman (twórca słynnego muzycznego tematu wytwórni filmowej "20th Century Fox" oraz rekordzista pod względem zdobytych oskarów za muzykę filmową - ma ich na koncie 9 sztuk a tego wyniku już nikt nie przebije), Alex North (twórca muzyki do Kleopatry czy Spartakusa) czy Max Steiner (twórca muzyki do legendarnej Casablanki). Do tych starych dzieł często chcemy wracać. A partytura Malcolm`a Arnold`a do Mostu na rzece Kwai? Dla mnie (i nie tylko) to niewątpliwe dzieło... Dzieło bogate muzycznie i lirycznie... Dzieło posiadające niezapomniany temat przewodni, który już dawno przeszedł do historii filmowej muzyki. Więc jaka ocena? Zdecydowanie maksymalna! W wystawieniu takiej noty nie przeszkodził mi fakt że muzyka na płycie nie jest idealnie zremasterowana (zdarzają się rzadko lekkie szumy) oraz obecność niepotrzebnej według mnie piosenki na albumie (choć oczywiście utwór słyszymy w filmie). Wystawiając ocenę maksymalną gorąco Was namawiam do chociaż jednorazowego przesłuchania tego soundtracka... Naprawdę warto!

P.S : adres obiecanej wyżej strony podróżniczki Marzeny Kądzieli to: http://republika.pl/mkadziela

Recenzję napisał(a): Adam Krysiński   (Inne recenzje autora)





Lista utworów:

1. Overture - 04:24
2. Colonel Bogey March - 02:52
3. Shear`s Escape - 03:58
4. Nicholson`s Victory - 04:45
5. Sunset - 03:54
6. Working On The Bridge - 02:58
7. Trek To The Bridge - 08:28
8. Camp Concert Dance - 02:36
9. Finale - 02:12
10. River Kwai March - 02:58
11. I Give My Heart (To No One But You) - 03:16
12. Dance Music - 04:54
13. The River Kwai March / Colonel Bogey March - 02:28

Razem: 49:51

Komentarze czytelników:

Adam Krysiński:

Moja ocena:

Dla wszystkich zainteresowanych tym albumem mam wspaniałą informację! W obecnym na polskim rynku specjalnym wydaniu "Mostu Na Rzece Kwai" na płycie DVD (wydanie dwu płytowe) została wyodrębniona ścieżka dźwiękowa z filmu! Wystarczy kupić to doskonałe wydanie z masą dodatków specjalnych (za około 80 złotych) albo po prostu iść do jakiejś dużej wypożyczalni i już mamy soundtrack... :))

chemik:

Moja ocena:
bez oceny

WOW! Skoro jest pan, panie Adamie, taki wszystkowiedzący, to czy wie pan może czy do DVD z filmem Pornografia dołączona jest, podobnie jak do Most Na Rzece Kwai, muzyka Zygmunta Koniecznego? Czytałem gdzieś na necie, że tak i chciałem się dowiedzieć, czy tak jest w rzeczywistości. Bardzo mi na tym zależy :)

Mefisto:

Moja ocena:

Ja niestety daleki jestem od hurraoptymizmu recenzenta. Oczywiście "Colonel Bogey March" to klasa sama w sobie, ale cała reszta jest bardzo dyskusyjna. Pomijając wspomniane minusy - a więc szumy i piosenkę, która pasuje tu jak pięść do nosa - nie trafia do mnie ta płyta jako całość. Być może jest coś w tej archaiczności, ale przecież równie archaiczne są partytury nadmienionego Newmana, Steinera i Kapera, a ich muzyki słucham z przyjemnością. Na pewno nie jest to muzyka warta statuetki, choć nie jest też zła. Na mnie nie zrobiła jednak wrażenia większego.