Soundtracks.pl - Muzyka Filmowa

Szukaj w:  Jak szukać?  



Aby otrzymywać świeże informacje o muzyce filmowej, podaj swój adres e-mail:



Zapisz

Naciągacze (Matchstick Men)

29 Listopad 2003, 11:49 
Kompozytor: Hans Zimmer
Various Artists

Rok wydania: 2003
Wydawca: Varese Sarabande

Muzyka na płycie:
Naciągacze (Matchstick Men)

Naciągacze to najnowszy film doskonale wszystkim znanego reżysera - Ridley`a Scott`a. Od miesiąca ten obraz wytwórni "Warner Bros" możemy oglądać w polskich kinach. Film na podstawie powieści Erica Garcii opowiada historię przestępcy (w tej roli często ostatnio angażowany do filmów - Nicholas Cage), który na starość dowiaduje się o tym, że ma córkę. Scenariusz tego komedio-dramatu zaadoptowali panowie Ted i Nicholas Griffin`owie. Warto również wspomnieć że producentem wykonawczym tej amerykańskiej produkcji jest sam Robert Zemeckis.

Muzykę do Naciągaczy skomponował Hans Zimmer... Muzykę bardzo, ale to bardzo dla siebie nie typową. Partyturę wykonały "The Hollywood Studio Symphony" oraz "The Santa Monica Synthphonia". Cała płyta utrzymana jest tylko i wyłącznie (poza jednym utworem) w klimatach lat 50 i pierwszą połową lat 60. Duży wpływ na tą partyturę wywarła muzyka nieżyjącego już legendarnego kompozytora Nino Roty... A dokładniej nie duży wpływ, tylko ogromny wpływ! Prawie 1/3 płyty to muzyka Roty z filmu Fellini`ego Słynne Życie (La Dolce Vita) w niezmienionej formie! Fragmenty muzyki zostały przez Zimmer`a żywcem "wlepione" na tą płytę (i do filmu też).

Album wydany został dość ubogo - jak zwykle zresztą w przypadku standardowych edycji wytwórni Varese. Pokuszono się o aż 4 strony czarno białej książeczki, z czego jedną stronę zajmuje tekst o filmie autorstwa Dody Dorn`a, dwie strony zajmują dwa duże zdjęcia z filmu (też czarno białe) a ostatnia strona zawiera "listę płac" - czyli twórców albumów i nazwiska członków orkiestry. Ciekawie jedynie zaprojektowana została okładka przednia i tylnia oraz nadruk na krążku. Dodatkowo pod miejscem na płytę umieszczono zdjęcie z filmu (tym razem kolorowe).

Na płycie znalazło się kilkanaście utworów, z czego aż sześć różnych wykonawców. I tak są to głównie piosenki (poza muzycznymi ilustracjami pana Mantovani`ego i jego orkiestry) prosto z przełomu lat 50, zaśpiewane przez czarnoskórych wykonawców. Jednak daleko im do cudownych kompozycji choćby Louis`a Armstrong`a. Płyta jest niezmiernie monotematyczna - śmiało mogę powiedzieć że jest to najbardziej monotonny soundtrack Zimmer`a jaki słyszałem (a słyszałem wiele). Instrumenty przeważające na płycie to wiolonczele i skrzypce, flety, grzechotki i wszystkie inne popularne "muzyczne sprzęty" w kanonach odległych lat 50. Na plus można zaliczyć jedynie doskonałe walce (szczególnie utwór The Banker`s Waltz i No More Pills). Najgorszy utwór na płycie to Tuna Fish And Cigarettes - jedyny odbiega od reszty stylem muzycznym. Jest to jakiś koszmarny zlepek muzyki techno wymieszanej z trance`m i innymi elektronicznymi brzmieniami. Dodatkowo w tle słyszymy jakieś odgłosy z krótkofalówek (serio) - nie wiem jak coś takiego mogło się znaleźć na płycie.

Oczekiwałem na ten album z lekką niecierpliwością. Wiedziałem, że Zimmer zmienił na nim swój styl muzyczny, ale nie myślałem że aż tak! Stare przysłowie mówi, że "Co za dużo to niezdrowo". I dokładnie pasuje ono do tej płyty. Po prostu Hans przedobrzył i nie wyszło mu to na dobre. Zresztą takiej gwałtownej zmianie stylu muzycznego chyba żaden kompozytor by nie podołał... Właściwie wystarczy wysłuchać trzech czy czterech utworów, aby wiedzieć jaka będzie cała reszta. Nie mam nic przeciwko stylizacji na lata 50 czy 60 jeśli jest ona zrobiona porządnie i nie jednostajnie. Ten album przed totalną degradacją przez mój gust ratuje tylko utwór ostatni i kompozycje Nino Roty (dokładniej są to utwory : 4, 5, 7, 11, 16, 20). Ja osobiście polecam tą płytę jedynie osobom które żyją muzyką lat 50 no i miłośnikom talentu Nino Roty. Wiem, że zagorzali fani Hans`a pewnie i tak kupią tą płytę (bluzgając mnie jednocześnie poniżej w komentarzach), ale ja swego zdania o tym konkretnym soundtracku nie zmienię.

Miłośnicy niewątpliwego talentu Hans`a Zimmer`a ! Czy wysłuchaliście jego muzykę z filmów Karmazynowy Przypływ, Twierdza czy Gladiator (i paru innych) ? Jeśli tak to..... przesłuchajcie je sobie jeszcze raz i zapomnijcie o Naciągaczach. Naprawdę szkoda pieniędzy...


P.S. - 1 : Ciekawe dlaczego zdjęcie w książeczce albumu przedstawia wymiotującego do papierowej torebki Nicholasa Cage`a (scena z filmu) ? Czyżby aktor wyrażał tym samym swoją opinię o tej muzyce? :P

P.S. - 2 : ponieważ zawiodłem się na tym albumie spróbuję podnieść sobie moje zdanie na temat osoby Zimmer`a (którego bardzo cenię) i w najbliższym czasie postaram się napisać recenzję Jego najnowszego dzieła - The Last Samurai - no chyba że któryś z redakcyjnych kolegów "sprzątnie" mi ten tekst :)

Recenzję napisał(a): Adam Krysiński   (Inne recenzje autora)





Lista utworów:

1. Bobby Darin - The Good Life - 02:39
2. Hans Zimmer - Flim Flam - 00:12
3. Hans Zimmer - Ichi-Ni-San - 02:51
4. Hans Zimmer - Matchstick Men - 02:09
5. Hans Zimmer - Weird Is Good - 06:42
6. Herb Alpert & The Tijuana Bass - Lonely Bull - 02:15
7. Hans Zimmer - Ticks & Twitches - 02:48
8. Hans Zimmer - I Have A Daughter? - 01:06
9. Mantovani & His Orchestra - Swedish Rhapsody - 02:37
10. Hans Zimmer - Keep The Change - 01:24
11. Hans Zimmer - Nosy Parker - 02:44
12. George Formby - Leaning On A Lamp Post - 03:00
13. Hans Zimmer - Pool Lights - 00:54
14. Hans Zimmer - Pygmies! - 02:07
15. Mantovani & His Orchestra - Charmaine - 03:05
16. Hans Zimmer - Roy`s Rules - 02:04
17. Hans Zimmer - Carpeteria - 02:26
18. Hans Zimmer - Shame On You - 02:55
19. Hans Zimmer - Tuna Fish And Cigarettes - 01:55
20. Hans Zimmer - No More Pills - 04:39
21. Herb Alpert & The Tijuana Brass - Tijuana Taxi - 02:05
22. Hans Zimmer - The Banker`s Waltz - 03:07

Razem: 55:39

Komentarze czytelników:

Łukasz Remiś:

Moja ocena:

Ja uważam, że album nie jest taki najgorszy. Podobał mi się tajemniczo-sentymentalny, a przy tym bardzo prosty "Shame On You". "Tuna Fish And Cigarettes" także nie jest najgorszy, choć bardzo kontrastuje z resztą płyty. No a "The Bankres Waltz" po prostu wymiata - nie mogłem przestać go słuchać! Ale do tego mamy tu trochę totalnego "dziwactwa". "The Sweedish Rapsody" - czegoś tak pokręconego (choć ciekawego :) jeszcze nie słyszałem. Albo kiczowate "Tijuana Taxi". Ta więc wg mnie są tu utwory znakomite, ale w ogromnej mniejszości, a do tego utwory kiczowate i ciężko przyswajalne. Z obrazem na pewno ta partytura lepiej się spisuje. Trzeba dobrze przemyśleć zakup tej płyty. Na pewno niektórzy ją pokochają, ale większość znienawidzi. :-)

zimm44:

Moja ocena:

Może z tymi bluzgami to przesada, ale niestety powyższa recenzja jest nieadekwatna do tego co dzieje się w tej muzyce i na płycie i myślę, ze nie powinieneś jej pisać przed dokładnym zapoznaniem i oswojeniem się z tą ścieżką. Muzyka filmowa jak sama nazwa wskazuje pisana jest do filmu, obrazy inspirują kompozytora, który obiera pewną strategię przy komponowaniu. Od razu przyznam, ze po pierwszym przesłuchaniu płyty myślałem podobnie - zbyt lekko, monotonnie, niczym do filmu w "starym kinie".Dopiero w kolejnych odsłonach ta ścieżka "odkrywa" przed słuchaczem nowe warstwy. Jest niezwykle oryginalna, pomysłowa, rytmiczna i elegancka - a stylizacja na lata 50 i 60 (jeśli się wsłuchasz to też nie do końca bo aranżacja jest świetna i często wymyka się ze stylizacji - Weird is Good) która na początku irytuje póżniej staje się wizytówką płyty i zaznacza się wyraźnie na plus. Nie mogę się również zgodzić, ze Zimmer użył motywu z "La Dolce Vita" w sposób wtórny czy nieorginalny. Choć przyznam, że nie znam oryginału to o Matchstick Men trochę już sobie poczytałem (chociażby na najbardziej znanej www.filmtracks.com) i wiem że temat ten jest adaptowany i umiejętnie zaaranżowany przez Zimmera. O wklejaniu nie ma mowy. Są jednak dwie rzeczy w recenzji, które są wyraźnie denerwujące i dowodzą braku muzycznej otwartości. Jak można stwierdzić - standardowy Zimmer - dobrze, kompozytor i muzyczny kameleon Zimmer -źle. Słuchajcie tylko tego co najbardziej typowe dla kompozytora, nie dostrzegajcie jego rozwoju i wrażliwości muzycznej bo to co znane i ograne jest najlepsze.Wspomniane przez recenzenta płyty są oczywiście bardzo dobre i charakteryzujące Zimmerowy styl ale tylko w pewnym stopniu i ograniczanie się do jednego, najbardziej znanego i charakterystycznego podejścia jest równowznaczne ze stereotypowym objęciem Hansa Zimmera w ramkę z podpisem "standard". Może troche więcej otwartości bo wg mnie Zimmer nie potyka się w swoich innowacjach a Matchstick Men to rzetelnie wykonana całość wg specyficznej koncepcji. Natomiast PS1. własciwie powinienem pozostawić bez komentarza bo skojarzenie jest na poziomie...hmm... i świadczy dodatkowo o prymitywnym podejściu. Dajcie szansę żeby ta muzyka do was dotarła. PS. Tak się składa, że znam już muzykę do The Last Samurai i myślę,że ta bardziej przypadnie autorowi recenzji do gustu bo w swojej formie jest bardziej przewidywalna i charakterystyczna dla kompozytora (z wieloma muzyczno-tematycznymi podpisami - "made by Zimmer")Choć oczywiście interesująca, wciągająca epicka i obrazowa jak przystało na wysoki budżet - ale o tym już nie tutaj. Podsumowując - dobra,ciekawa,nowatorska i oryginalna muzyka utrzymana jednak w specyficznej stylizacji, która może odstraszać ale warto się z nią oswoić.

Adam Krysiński:

Moja ocena:

Zgadzam się z Zbyszkiem tylko częściowo. Po pierwsze - zapoznałem się z tą ścieżką bardzo dokładnie bo sam chciałem zauważyć na niej coś interesującego (zresztą choćby Łukasz Remiś może to potwierdzić i Pan także ;-) , choć przyznaję że więcej nie zamierzam jej więcej słuchać... Po drugie - wcale nie mówiłem nigdy (i mówić nie będę) że Zimmer jako kameleon to źle. Wprost przeciwnie! Zawsze podkreślałem że próba zmiany stylizacji ogólnie przyjętej dla kompozytora jest doskonałym podejściem ale jeśli jest z umiarem przeprowadzona... Po trzecie - pisząc ostatni akapit napisałem "Miłośnicy niewątpliwego talentu Hansa Zimmera" - kierowałem to do tych osób które cenią go za "action-score", a nie da się ukryć że gdzieś tak z 93% albumów Zimmera to głównie "action-score" w mniej lub bardziej rozwiniętym stopniu ;-) ... Po czwarte - to nie ja napisałem że Hans Zimmer jest wpisany w ramkę z podpisem "standard" (czytaj : "action-score") - zresztą to jest prawda i to nie ja temu jestem winny ;-) ... Po piąte - komentarz PS1 oczywiście napisałem "z jajem" za co czytelników bez poczucia humoru przepraszam :) ... Po szóste i ostatnie - zgadzam się w 100% z ostatnimi dwoma zdaniami komentarza kolegi Zbyszka - i też nigdy nie mówiłem że "Naciągaczy" nie warto przesłuchać - każdy album warto (bez względu na osobę kompozytora czy ogóle zdanie o muzyce z płyty) , ale jedne warto raz, a inne częściej :P Każdy ma inny gust. Ja zdania o "Naciągaczach" nie zmienię. Przyznam że u mnie Zimmer jest zaszufladkowany dla "action-scorów" ale wcale nie będę go bluzgał za zmianę stylu. No chyba że tak jak w przypadku "Naciągaczy" zmiana ta będzie przesadna (napisałem to zresztą wyżej w recenzji). Pozdrawiam fanów Zimmera i tych którzy "przełknęli" to Jego nowe oblicze na tym albumie, bo mi się nie udało..

Zimon1:

Moja ocena:
bez oceny

Dziwię się, jak można tak jednoznacznie szufladkować Zimmera do kategorii "action score". Poza tym z tekstu recenzji wynika, że Zimmer dopiero tą płytą próbuje zmieniać swój styl, a wcześniej znany był szerszym masom jakoby właśnie tylko z tych wielkich dynamicznych partytur. A przecież wystarczy tylko pobieżnie spojrzeć na filmografię z ostatnich tylko lat: "The Ring", "Invincible","Hannibal", "The Pledge", "Mission Impossible 2", o "The Thin Red Line" już nie wspominając. Każda z tych kompozycji wniosła coś nowego do warsztatu Hansa, w każdej poznaliśmy trochę innego człowieka niż tego, który pisał "Crimson Tide", "The Peacemaker" czy "Broken Arrow". Zresztą już w połowie lat 90 Zimemra zaskakiwał oryginalnymi pomysłami, wystarczy wspomnieć tylko "Beyond Rangoon", "The Hause Of The Spirits" czy też "Radio Flyer". Także jeśli ktoś wciąż usilnie przyprawia Zimmerowi "gębę" akcyjną, że tak to wyrażę, to albo jest bardzo tendencyjny albo po prostu nie zaznajomił się w stopniu wystarczającym z jego dyskografią. Natomiast co do samego "Matchstick Man", to nie da się nie zauważyć pewnego podobieństwa do "As Good As It Gets. Gatunek filmu podobny, oprawa również: lekki i przyjemny styl rozrywkowy, może bez aż tak wyraźnej stylizacji na lata 50 i 60.

zimm44:

Moja ocena:

Pozwolę sobie przytoczyć fragment profesjonalnej recenzji autorstwa Marcina Staniszewskiego zaczerpniętej ze styczniowego magazynu "FIlM" jako, że nie wszyscy mogą ów magazyn kupować. "Z niechęcią zabrałem się do słuchania tej płyty - rzadko zaskakuje mnie instrumentalna muzyka filmowa. Jednak Hans Zimmer to gigant - wciąż świeży, uciekający przed schematami(...) Prawie każdy temat łapie tu słuchacza i bezceremonialnie wdziera się do jego głowy na kilka dni." Pan Staniszewski daje płycie 5/5. Cała recenzja w styczniowym "Filmie" ja zaś jeszcze tylko powiem, że osoba, która szufladkuje Zimmera do "action-scorów" właściwie nie ma pojęcia o jego twórczości. Nie będę przytaczał pewnych tytułów bo już zostało to w komentarzach zrobione. Mogę natomiast dodać mnóstwo innych ("As Good As it Gets","Preachers Wife" (obydwa filmy zdobyły nominacje do Oscara), "Rainman", Driving Miss Daisy", "Fools of Fortune", "Regarding Henry", "Cool Running", "Green Card", eksperymentalny "Power of One", "Ill Do Anything, "An Everlasting Piece", czy ostatnio "Somethings Gotta Give" z Nicholsonem.) A to przecież nie wszystko. Dlatego posuwając się niewiele dalej niż autor oryginalnej recenzji mógłbym stwierdzić, że John Williams to ten słynny kompozytor od filmów sci-fi. "Naciągacze" to naprawdę mistrzostwo aranżacji, żywiołowości i pomysłowości w muzyce filmowej.Bez sensu jest stwierdzenie, że zmiana jest przesadna, że Zimmer przedobrzył czy wreszcie, ze nie podołał zmianie bo wg. mnie podołał i dodatkowo zrobił to w najlepszy, możliwy sposób. Bradziej obiektywne byłoby więc stwierdzenie: nie rozumiem i nie cenię takiego stylu choć nie twierdzę, ze kompozycja jest pomysłowa. Z recenzji zaś wynika, że to po prostu kiepska muzyka. Styl i kompozycja to zaś zupełnie różne rzeczy. Piszę z mojego punktu widzenia także mogę śmiało powiedzieć, że tego typu rzecz cieszy me ucho o wiele bardziej niż hollywodzka norma na pełną orkiestrę. Tutaj znane elementy gra się w sposób nieznany. A kompozycja błyszczy od pomysłów, jest przemyślana stylowo i wpasowana w charakter filmu. Dlatego żeby się nie powtarzać kończę. Ponieważ zaś od ostatniego razu słuchałem "Matchstick Men" kilka razy więcej, moja ocena wzrasta bo odnajduję tam kolejne elementy i pomysły przeoczone przy poprzednich podejściach (każda partutura Zimmera "z najwyższej półki" tak ma) I oby współpraca z Ridleyem Scottem trwała po wsze czasy bo to właśnie w tych okolicznościach Zimmer najczęściej wciska w swym mózgu przycisk z napisem "oryginalno-niebanalny". PS. Poczucie humoru chyba raczej mam, tyle że innego pokroju ( na szczęście :)


  Do tej recenzji jest jeszcze 6 komentarzy -> Pokaż wszystkie