Soundtracks.pl - Muzyka Filmowa

Szukaj w:  Jak szukać?  



Aby otrzymywać świeże informacje o muzyce filmowej, podaj swój adres e-mail:



Zapisz

Cesarzowa (Curse of the Golden Flower)

18 Marzec 2007, 15:42 
Kompozytor: Shigeru Umebayashi

Dyrygent: Shigeru Umebayashi

Rok wydania: 2007
Wydawca: Lakeshore Records

Muzyka na płycie:
Muzyka w filmie:
Cesarzowa (Curse of the Golden Flower)

Odtwarzaj / Zatrzymaj

Przynajmniej raz w roku Chińczycy proponują kinomanom na całym świecie jakiś monumentalny, epicki film, który zawsze jest naj. Każdy ich kolejny obraz musi mieć największy budżet, najlepsze efekty specjalne, najbardziej zapierające dech w piersiach sceny walk, najpiękniejsze kostiumy itd. Ostatnia tego typu produkcja - Cesarzowa Yimou Zhanga - tylko potwierdza tą tendencję. Wydano na nią 45 milionów dolarów (rekord w historii chińskiej kinematografii), co widać niemal w każdej scenie. Od imponujących, niezwykle misternych kostiumów można dostać oczopląsu, ogromne wrażenie robi pełna przepychu scenografia oraz dopracowane sceny bitewne. Ale podobnie jak większość superprodukcji Kraju Środka, Cesarzowa jest dość kiczowata i pusta emocjonalnie. Wprawdzie swoista sztuczność i posągowość bohaterów pełni tu pewną funkcję, to jednak nie można oprzeć się wrażeniu, że dzieło Zhanga docenią głównie ci, którzy szukają w kinie przede wszystkim fajerwerków.

Muzykę do Cesarzowej skomponował Shigeru Umebayashi, który wcześniej z powodzeniem zilustrował inny obraz Yimou Zhanga, Dom Latających Sztyletów. Tym razem jego utwory odgrywają zdecydowanie mniejszą rolę w filmie - pojawiają się rzadko i ograniczają się do spotęgowania monumentalizmu scen. Chociaż słuchając najnowszej kompozycji Umebayashiego na płycie chciałoby się ją określić mianem dramatycznej, to w połączeniu z obrazem wrażenie to niknie. Widz zwróci uwagę raczej na potężny, imperialny chór, wyśpiewujący majestatyczne frazy oparte na charakterystycznej dla chińskiej muzyki skali pentatonicznej, niż na liryczny sopran.

A właśnie moim zdaniem ta bardziej stonowana część kompozycji Umebayashiego prezentuje się najciekawiej. Bo przecież pompatyczne chóry, wsparte na monotonnych rytmach mocnych bębnów i *gongu osłuchały się już chyba każdemu miłośnikowi muzyki filmowej i mało prawdopodobne, że będą dlań stanowiły większą atrakcję. Powinna jednak zwrócić uwagę liryka. Intymny śpiew kobiecego sopranu intryguje piękną barwą i obco brzmiącym (dla Europejczyka) językiem melodycznym. Często towarzyszy mu kwintet smyczkowy, wygrywający dość poruszające współbrzmienia i delikatny męski chór. Przykładem Theme of the Empress. Bardzo ładne są też utwory o smutnym nastroju i skupionym, bardzo scalonym brzmieniu chóru, kwintetu i chińskich fletów. Ich *harmonika i rozplanowanie głosów przywodzi trochę na myśl średniowieczną estetykę muzyki religijnej. Tu zwracam uwagę na znakomite utwory: Again i Mother & Jai.

Cesarzową warto posłuchać dla nietuzinkowych utworów dramatycznych, w których Umebayashi pokazuje swój nienaganny kunszt kompozytorski i wielką wrażliwość. Niestety ogólne wrażenie psuje nudna muzyka ilustracyjna i oklepana muzyka źródłowa.

Recenzję napisał(a): Aleksander Dębicz   (Inne recenzje autora)




Zobacz także:
Wczytywanie ...


Lista utworów:

1. Opening - 00:55
2. Tai-He-Song - 01:17
3. Return to the palace - 01:22
4. Theme of the emperor - 01:28
5. Theme of the empress - 01:45
6. Empress`s solitude - 00:46
7. Shadow & Escape - 01:34
8. Again - 01:38
9. Mother & Jai - 03:58
10. Portrait - 00:41
11. Theme of the empress fate - 02:05
12. Fight of the sickle troops - 02:29
13. Emperor & Empress - 02:46
14. Behind Pageant - 03:09
15. Huang Jin Jia - 00:56
16. Rebellion - 02:52
17. Price Yu`s ambition - 01:25
18. Betray to the emperor - 02:40
19. Heroic battle - 03:38
20. Wan`s last moment - 01:04
21. End of the war - 01:18
22. Imperial ceremony - 01:41
23. Curse of the golden flower - 02:38
24. Ending title - 05:03

Razem: 49:08

Komentarze czytelników:

Nei:

Moja ocena:

Olku, abstrahując od oceny muzyki, z którą się zgadzam - faktycznie Cesarzowa do najlepszych projektów Azjaty nie należy aczkolwiek przyznać trzeba, że zalety też ma - to po prostu to co napisałeś na temat samego filmu jest tak głupie, że aż grzechem byłoby tego nie skomentować. Nie znam Cię, może o muzyce faktycznie coś wiesz, ale filmów nie próbuj nawet komentować. Po prostu wstęp do recenzji jest kompletnym nieporozumieniem. Napisałeś go jak ktoś kto nie ma najbledszego pojęcia o kinie wschodnim. Tak na prawdę nie wymagam takiej znajomości od Ciebie jako czytelnik i rozumiem, że większość Polaków Twoje zdanie potwierdzi. Wynika to jednak z kompletnej nieznajomości kultury wschodu. Dlatego lepiej zająć się komentowaniem muzyki, a nie tego czego się do końca nie pojmuje. Po co popularyzować błędne wnioski? Twoje osobiste zdanie na temat kina azjatyckiego, a wysnówanie jakichś prawd oczywistych na jego podstawie to trochę dwie różne sprawy.

Neimoidian:

Moja ocena:
bez oceny

Nie rozumiem powyższego ataku na recenzenta i wskazywanie jego domniemanej "ignorancji" w dziedzinie filmu. Jest cała masa obrazów azjatyckich, afrykańskich, południowo amerykańskich, czeskich, szwedzkich i hiszpańskich... i jakich tam jeszcze.... Wiedza na temat kultury i tradycji owszem może pomóc lepiej odebrać dzielo, zrozumieć niuanse, ale dobry film broni się bez względu na kraj powstania i osadzenie w kulturze. Co wiecej - pewne egzotyka nawet przy trudnościach w zrozumieniu wszystkich aspektów historii może być plusem. Niestety "Cesarzowa" (jak ostatnio większość chińskich kostiumowych superprodukcji) nie przedstawia sobą wiele wartościowego poza ładną stroną wizualną. Ale ile można zachwycać się gigantomanią, kolejnym tysiącem statystów, wiekszymi scenografiami itp, itd. Ja nie umiem. Co oglądam kolejny film z tego gatunku to zaczynam w poprzednim zauważać pewne plusy, bo tu jest jeszcze słabiej. Szekspir może by się nie powstydził zakończeń, ale mnie przedstawione historie nie przekonują...

Marek:

Moja ocena:

Ja filmu jeszcze nie widziałem, choc zwiastun był akurat mało obiecujący; z drugiej strony słyszałem jakieś pozytywne opinie o fabule... Obejrzę niedługo, mam nadzieję. A co do muzyki, to zrobila na mnie naprawdę dobre wrażenie. Trochę Umebayashiego, sporo Goldsmitha, leciutkie skojarzenia z Dunem czy nawet Prokofiewem, generalnie przyjemna mieszanka, w której większą rolę ma chór niż orkiestra (co mnie bardzo cieszy, bo ostatnie hollywoodzkie miszmasze po prostu mnie męczyły). Gdyby kompozytor rozbudował jeszcze partie wokalne wyszłoby coś na kształt opery, a tak - wyrazista muzyka epicka z paroma niezapomnianymi fragmentami (Ending Title!). Jak dla mnie czwóreczka.

Olek Dębicz:

Moja ocena:

Mnie we współczesnym kinie chińskim śmieszą właśnie te nawiązania do Szekspira. Filmowcy nie mają pomysłu na oryginalne wykorzystanie twórczości słynnego dramatopisarza i kręcą spłycone wersje jego utworów. Gdzież im do Kurosawy, który na bazie Szekspira tworzył nową, niepowtarzalną jakość.
Zdecydowanie wolę te chińskie filmy, do których nie dorabia się żadnej ideologii, jak na przykład znakomita baśń "Przyczajony Tygrys, Ukryty Smok".

Pokemon:

Moja ocena:

"Cesarzowej" jeszcze nie widziałem, ale znajomi są ogólnie pod wrażeniem rzekomej niezwykłej emocjonalności dzieła( ja pewnie będę pod mniejszym, ale filmu nie przegapię:)). Mam za to muzykę i bez obrazu jest ona raczej nudna, monotonna. Faktem jest, że kilka utworów wybija się ponad przeciętność, ale walenie w bębny i smętne chóry- jak słusznie Olek zauważył- się zwyczajnie przejadły. Gdzie tej kompozycji do fantastycznego "Hero" ( a propos, wybitne kino IMO) czy nieco słabszego, ale wciąż pięknego "Domu Latających Sztyletów" ( film też mi się bardzo podobał, ach ta całoroczna walka i te zdjęcia). Nie mogę zaś się zgodzić z komentarzem Olka, bo uważam, że "Przyczajony..." to słaby filmy, nudny, fabularnie "pokręcony" i zdecydowanie przeceniony ( może nie aż tak zły jak "Przysięga", ale wciąż nienajlepszy). Nigdy nie przekonałem się do niego i chyba już nigdy się nie przekonam. I jeszcze jedno do Nei: zwróć uwagę na recenzje "Cesarzowej" w prasie, też nie ma zachwytów... co nie znaczy, że jest to zły film, krytycy już tak mają, że lubią sobie pojechać po czymś co im się nie podoba:). Często czytam recenzje tylko po to, żeby się uśmiać ( Die Another Day, według Gazety Telewizyjnej to film na 4/5;D). So, chillout:).


  Do tej recenzji są jeszcze 4 komentarze -> Pokaż wszystkie