To akurat proste. Album z muzyką filmową to produkt marketingowy. Ma zareklamować film i - najlepiej by było - sprzedać się dobrze (jadąc na marce popularnych artystów, ew. na marce popularnego filmu). W sytuacji, gdy mamy polski film niszowy, gdzie środki promocyjne są raczej ograniczone, wydanie albumu z muzyką w kraju, gdzie sprzedaż płyt jest na niskim poziomie (szczególnie dot. to mało popularnej muzyki filmowej), jest po prostu nie warte nakładów. Nie przypadkiem wychodzące u nas soundtracki pochodzą głównie z chojnie promowanych filmów komercyjnych (przede wszystkim kom. romantycznych ), przy czym zwykle i tak są naładowane Rubikiem, Kayah, Górniak i innymi popularnymi wykonawcami, podczas gdy score zajmuje tam niewiele miejsca (wyjątkiem są rewelacyjne wydania muzyki Zielińskiego, co jest jednak mniej zasługą marki kompozytora, a po prostu tego, że najbogatsza i najlepiej zorganizowana w Polsce machina medialna, jaką jest ITI, może sobie na to pozwolić). |