Ostatnimi
laty, na świecie, a zwłaszcza w Europie wyraźnie przybywa imprez, których
głównym celem jest popularyzacja muzyki filmowej. Szczególnie cieszy fakt, iż sławy
gatunku coraz częściej i gromadniej zjawiają się w naszej części kontynentu.
Pod względem liczby i klasy zaproszonych artystów, w Europie Środkowej zdecydowanie
wyróżniły się w bieżącym roku dwie imprezy: krakowski Festiwal Muzyki Filmowej
oraz organizowana po raz drugi wiedeńska gala Hollywood In Vienna połączona z
Film Music Symposium. Stolica Austrii miała gościć w tym roku m.in. Davida
Arnolda, Johna Barry`ego, Bruce`a Broughtona, Nicholasa Dodda i Haralda
Klosera. Drugi z wymienionych miał odebrać za swe wyjątkowe osiągnięcia
przyznawaną po raz pierwszy Nagrodę Maxa Steinera.
FILM MUSIC SYMPOSIUM 9-10.X.2009
Zaplanowane
na 9 i 10 października Film Music Symposium było imprezą przeznaczoną dla
młodych adeptów sztuki muzycznej, dziennikarzy a także fanów muzyki filmowej. W
ciągu dwóch dni w budynku Uniwersytetu Muzyki i Sztuki Stosowanej odbyły się m.in. dyskusje panelowe
na temat austriackiej muzyki filmowej, jej obecności w mediach i przyszłości gatunku
jak również warsztaty muzyczne oraz sesje specjalne, podczas których
kompozytorzy prezentowali swoją twórczość i dzielili się doświadczeniami z
pracy nad projektami filmowymi. Jako przedstawiciel Redakcji Soundtracks.pl
miałem przyjemność uczestniczyć w sobotnich sesjach Bruce`a Broughtona i
Christiana Kolonovitsa.
Christian
Kolonovits jest znany przede wszystkim ze swej działalności aranżerskiej,
dyrygenckiej i producenckiej. Ten klasycznie wykształcony artysta ma na koncie
współpracę z takimi sławami jak Kiri Te Kanawa, Sarah Brightman, wielkim triem
tenorów: Carreras, Domingo, Pavarotti czy wreszcie z grupą Scorpions. Dla kina
pisał dosyć rzadko - w ciągu ponad 30 letniej kariery muzycznej zdarzyło mu się
to jedenastokrotnie. Sobotnie spotkanie było poświęcone ostatniemu i zarazem
największemu z jego filmowych projektów. Mowa o niemieckim obrazie Północna ściana (Nordwand) - imponująco
sfilmowanej, niezwykle dramatycznej historii dwóch bawarskich wspinaczy próbujących
zdobyć alpejski szczyt Eiger w 1936 r. Ich odważny wyczyn hitlerowska machina
propagandowa chciała wykorzystać dla ukazania wyższości rasy aryjskiej.
Dla potrzeb Północnej ściany powstała jedna z najbardziej udanych i funkcjonalnych
ilustracji kina ?górskiego?, którą śmiało można postawić w jednym rzędzie z
takimi dziełami jak K2Hansa Zimmera czy CliffhangerTrevora Jonesa. W bardzo przystępny i ciekawy sposób
łączą się tej pracy konserwatyzm i tradycja z nowoczesnością i pomysłowością. Dominuje
neoromantyczny styl komponowania - największe wrażenie pozostawiający w
kunsztownym, ?większym niż życie? jak powiedzieliby Anglosasi, temacie miłosnym
a także złowieszczym i błyskawicznie wpadającym w ucho temacie głównym poświęconym
mitycznemu Eigerowi. Christian Kolonovits raczy nas również muzyką repetytywną,
którą stosuje w sekwencjach górskich, zwracając uwagę na mozół i zawziętość, z
jakimi krok po kroku śmiałkowie wspinają się na szczyt. Epizodycznie w muzyce Austriaka
ulokowane zostały lekkie syntezatory - z ich mgiełki wyłaniają się momentami groźne
pohukiwania sekcji dętej. Jednak chyba najbardziej z ilustracji Północnej ściany pozostaną w pamięci haki alpinistyczne,
które Kolonovits zmyślnie wykorzystał w kilku kompozycjach, m.in. w scenie umierania,
gdy rytmiczne, coraz wolniejsze uderzanie młotkiem w hak ukazuje gasnące życie
niezmordowanego pasjonata alpinizmu.
W trakcie blisko
godzinnej sesji, Austriak prezentował na ekranie parominutowe sekwencje z Północnej ściany - najpierw pozbawione ilustracji muzycznej
a następnie oprawione kompozycjami. Uczestnicy spotkania mieli okazję przekonać
się, w jaki sposób filmowe sceny nabierają wielowymiarowości i jak wiele
dramatyzmu wtłacza weń muzyka Kolonovitsa. Skomentowane zostały najważniejsze
tematy i motywy muzyczne, przedstawiony został również cel zastosowania wybranych
rozwiązań. Niespodziewanie, austriacki artysta rozdał widowni partytury dając w
ten sposób możliwość prześledzenia przebiegu kompozycji. Zagrał ponadto na
fortepianie temat główny. Na koniec sesji inicjatywę przejęła widownia. Austriak
odpowiadając na pytania, wypowiedział się m.in. na temat temp-tracku (za takowy
posłużyły w Nordwand utwory Wagnera, Czajkowskiego i
Brucknera), komplementował również muzyków z Budapest Film Orchestra, która
wykonała jego muzykę.
Głównym
bohaterem drugiego dnia Film Music Symposium był jednak Bruce Broughton -
znakomity amerykański kompozytor filmowy a także niezmordowany edukator i
popularyzator gatunku. Gościł on w Wiedniu kilka dni, podczas których oprócz
przeprowadzenia sesji specjalnej, przyszło mu między innymi dyskutować z
młodymi austriackimi kompozytorami i zasiadać w jury konkursu dla tychże
twórców. W trakcie
sobotniego spotkania amerykański artysta przemawiał przede wszystkim do
studentów uczelni muzycznych, którzy być może w przyszłości pójdą w jego ślady.
Mówił między innymi, o problemach i dylematach kompozytora filmowego. O ideach,
które pojawiają się w głowie artysty i na którymś etapie tworzenia dzieła
okazują się niepotrzebne. Wspominał swoją współpracę z reżyserami, którzy
wykazywali się niezdecydowaniem, niezrozumieniem materii muzycznej i nie
potrafili ocenić kompozycji ani odpowiedzieć na pytanie czy podoba im się jak
funkcjonuje muzyka w danej scenie. Wypowiedział się także na temat zapędów
reżyserów, którzy chcą za wszelką cenę zachować kontrolę ad filmem - nie
posiadając wiedzy muzycznej udzielają ostrych uwag i często doprowadzają do
popsucia scen. Broughton tłumaczył też, czym jest temp-track i w jak różny
sposób podchodzą do tego zagadnienia reżyserzy. Na przykładzie scenki z komedii Brzdąc w opałach zademonstrował jak muzyka tymczasowa (w tym
przypadku był to Taniec AnitryEdvarda Griega z I suity Peer Gynt) może zostać zdekonstruowana, aby odpowiednio
zbudować dramaturgię w scenie.
Bruce Broughton
przywiózł do Wiednia stosunkowo dużą ilość materiału muzyczno-filmowego, który
został zaprezentowany uczestnikom sympozjum podczas podzielonej na dwie części
sesji. Przedstawienie fragmentów takich produkcji jak Last
Rites, Silverado, Bernard i Bianka w
krainie kangurów, Bambi II oraz Zaginieni
w kosmosie miało na celu zwrócenie uwagi na różnorodność funkcji,
jakie może w obrazie spełniać ilustracja muzyczna, na specyfikę każdego gatunku
filmowego i wskazanie na wymagania, jakie stawia on kompozytorowi. Zobaczyliśmy
jak wygląda wzorcowa symbioza muzyki i obrazu a także w jak łatwy sposób można
zepsuć scenę i pozbawić ilustrację muzyczną oddziaływania na widza. Kompozytor
z gorzkim wyrazem twarzy skomentował scenkę z filmu Zaginieni w
kosmosie, bolejąc nad ignorancją producentów filmowych, którzy decydują
o wysunięciu na pierwszy plan rozmaitych efektów dźwiękowych, aby nadać scenom
rzekomego realizmu.
Odkryciem sobotniego
spotkania była zaprezentowana na wstępie, nigdy nie opublikowana muzyka Bruce`a
Broughtona z thrillera Last Rites (1988). Zobaczyliśmy początkowe
minuty filmu zwieńczone zapierającą dech w piersiach sceną morderstwa i
ucieczki. Mistrz w swym fachu w fantastyczny sposób zagrał tu na emocjach
widza, z klasą zamanipulował nim i doprowadził na koniec do dreszczy. Wyszukana
nuta neo-klasycyzmu, symfoniczna erotyka i suspense najwyższej próby. Na sali
po raz pierwszy i nie ostatni rozległy się gromkie i zasłużone brawa.
Wiedeńskie
sympozjum potwierdziło opinię o Broughtonie zarówno jako twórcy niezwykle
inteligentnym i posiadającym wielkie umiejętności warsztatowe a także wybornym
gawędziarzu i przesympatycznym człowieku - po sesji spędził on kilkanaście
minut ze swymi fanami, rozmawiając, rozdając autografy i pozując do zdjęć.
"HOLLYWOOD IN VIENNA" GALA 14.X.2009
Organizowana
po raz pierwszy dwa lata temu gala muzyczna Hollywood in Vienna uzyskała
niewielki rozgłos, w związku z czym aby przyciągnąć publikę i rozsławić imprezę
na cały świat, jej twórcy wpadli na pomysł stworzenia nagrody przyznawanej
corocznie kompozytorom za wyjątkowe osiągnięcia na polu muzyki filmowej. Jej
patronem został Max Steiner, legendarny, wywodzący się z Austrii kompozytor
filmowy uważany za ojca gatunku. Pierwszym laureatem został John Barry
obchodzący niedawno 76. urodziny. O tym jak wielki prestiż zyskała ta nowa
nagroda świadczy fakt, iż angielski kompozytor, ze względu na zły stan zdrowia bardzo
rzadko opuszczający kontynent amerykański (mieszka pod Nowym Jorkiem),
zdecydował się osobiście odebrać statuetkę w podczas gali w Wiedniu. Ostatecznie
jednak z powodu nagłej choroby żony, Anglik odwołał swój przyjazd do stolicy
Austrii a nagrodę podczas gali w jego imieniu odebrało trio: Kate Barry (córka
artysty i zarazem znana fotografka mody), David Arnold i Barbara Broccoli (producentka
serii filmów o przygodach Jamesa Bonda).
Zanim
jednak to nastąpiło, w przeraźliwie zimny środowy wieczór muzycy ORF
Radio-Symphony Orchestra Vienna rozgrzali audytorium wykonaniami nowszych i
starszych kompozycji filmowych. Repertuar muzyczny imprezy mógł wydać się
niezbyt wyszukany, zwłaszcza, jeśli porówna się go z programem prezentowanym na
festiwalach w Teneryfie i Ubedzie. Pod tym względem nieco ciekawiej wyglądał także
repertuar wiedeńskiej gali z 2007 roku, z kompozycjami m.in. Arnolda Schönberga
i Hugo Friedhofera.
Pierwsza
część tegorocznej gali zaczęła się świetnie, bo klasykami z teki Maxa Steinera
w postaci fanfary studia Warner Bros. a także suity z Casablanki (koncert w patetyczny sposób zakończyła suita z
innego Steinerowskiego klasyka Przeminęło z wiatrem). Wyraźnie
rozkręcający się muzycy dyrygowani przez Johna Axelroda z wielką pasją wykonali
utwory zmarłego w tym roku Maurice Jarre`a: legendarny epicki temat z Lawrence`a z Arabii oraz impulsywną, głośną muzykę akcji z
tegoż filmu a następnie nostalgiczną melodię Adeli z Drogi do
Indii. Jak pokazał wiedeński koncert, klasyka Steinera i Jarre`a w
przeważającej części świetnie zniosła próbę czasu. Mieszane uczucia pozostawiły
wykonania muzyki Johna Williamsa. O ile kapitalnie zagrane Throne
Room/End Title z Gwiezdnych wojen: Nowej nadziei mogło całkowicie
wyrwać słuchaczy ze świata rzeczywistego, to już rzadko prezentowany na
koncertach temat z Siedmiu lat w Tybecie wypadł źle, a to ze
względu na wiolonczelistę, który zagrał swoje partie dość płasko i
automatycznie, a w dodatku został zagłuszony przez pozostałych muzyków. Najmniejsze
uznanie publiczności zdobył temat z filmu Pojutrze skomponowany
przez Haralda Klosera. Zebrał on za swoją kompozycję mizerne oklaski. Na
twarzach widzów malowało się znudzenie a w sercach niejednego z nich zapewne
pojawiło się uczucie nostalgii za złotymi czasami austriackiej muzyki filmowej.
Nadzieję
na lepsze czasy mogła zaszczepić w widowni krótka uroczystość, która miała
miejsce w trakcie pierwszej części koncertu. Bruce Broughton, który zluzował
Johna Axelroda, aby wykonać swój wyśmienity i pełen splendoru temat z
Silverado(wiedeńscy muzycy ponownie wykonali wspaniałą
pracę) wręczył kilka chwil później nagrodę w konkursie dla młodych austriackich
kompozytorów. Organizowany w bieżącym roku po raz pierwszy, ma na celu
znalezienie następców wielkich austriackich klasyków. Zadaniem twórców było
napisanie kilkominutowej ilustracji muzycznej do sceny balowej z serialowej,
znanej również i u nas adaptacji Wojny i pokoju Lwa
Tołstoja, w reżyserii obecnego na gali Roberta Dornhelma. Nagrodę zdobył
wiedeński student Roman Kariolou, którego świetny technicznie i stylowy utwór
wykonała następnie orkiestra. To był jeden z akcentów, który uczynił wiedeński
koncert wyjątkowym.
Druga
połowa gali była niemal w całości poświęcona gwieździe wieczoru, czyli Johnowi
Barry`emu. Zanim jednak muzycy ORF Radio-Symphony Orchestra Vienna pod batutą ekscentrycznego
Nicholasa Dodda zabrali widzów w świat muzyki angielskiego Maestro, na ekranie
zaprezentowano wypowiedzi Jane Seymour, Richarda Attenborough a także samego
Johna Barry`ego - wszystkie trzy z filmu dokumentalnego Moviola z 1992 roku. Warto też wspomnieć, iż bezpośrednio
przed ceremonią wręczenia Nagrody Maxa Steinera obejrzeliśmy świeże jeszcze
przemówienia Kevina Costnera i Johna Barry`ego, który dziękował za przyznanie
statuetki (wyglądał źle, a nagranie z jego mową było dość mocno pocięte).
Z jednej
strony szkoda, że organizatorzy koncertu poszli na łatwiznę serwując
publiczności niezwykle popularne kompozycje Anglika z Pożegnania z
Afryką, Tańczącego z wilkami oraz siedmiu filmów o
przygodach Jamesa Bonda, a nie pokusili się o zakup mniej znanych acz równie
znakomitych kompozycji Maestro, np. Marii, królowej Szkotów,
Podnieść Titanica lub Ostatniej doliny. Z
drugiej, kilka kompozycji Anglika odegranych na żywo zrobiło wielkie wrażenie i
między innymi z ich względu był to naprawdę niezapomniany, wzruszający koncert.
Mam tu na myśli szczególnie Journey To Fort Sedgewick, temat
miłosny w Farewell And End Titles oraz potężny, perkusyjny Pawnee
Attack (wszystkie trzy utwory z Tańczącego z wilkami),
podczas którego, znany z wyjątkowo ekspresyjnego stylu dyrygowania Nicholas
Dodd wypuścił z rąk batutę. Wiedeńscy muzycy świetnie spisali się także w dynamicznie
zaprezentowanej bondowskiej suicie (były to dość stare, ale wciąż świetnie
brzmiące wersje klasycznych tematów z serii o 007 stworzone na potrzeby albumu
The Concert John Barry w 1972 roku). Niestety solistom
podczas tej części koncertu zdarzyły się kiepskie chwile. Przy temacie Johna
Dunbara z Tańczącego z wilkami kilkukrotnie skiksowali
harmonijkarz i trębacz.
To właśnie
brak klasowych solistów był jedną z głównych bolączek tegorocznej gali. Inną wg
mnie były długie i nużące wprowadzenia do poszczególnych bloków utworów. Zamiast
streszczać widowni fabułę obejrzanych przez miliony ludzi hollywoodzkich hitów
prowadzący mogliby postarać się o ciekawostki związane z prezentowaną muzyką. I
wreszcie program imprezy. Chciałoby się za rok, obok wielkich hitów usłyszeć w
większej ilości mniej osłuchane kompozycje mistrzów gatunku a także twórczość
spoza mainstreamu. Wg mnie jednak powyższe wady nie zmieniają faktu, iż
tegoroczna gala Hollywood In Vienna była przedsięwzięciem udanym, podobnie zresztą
jak Film Music Symposium. Dzięki dr Sandrze Tomek i prof. Geroldowi Gruberowi,
którzy stworzyli sympozjum, Nagrodę Maxa Steinera, konkurs dla młodych kompozytorów
oraz ściągnęli do Wiednia cenionych artystów, to miasto stało się w roku 2009
jednym z najatrakcyjniejszych miejsc dla miłośnika muzyki filmowej. Mnie, dwa
październikowe dni spędzone w stolicy Austrii pozostawiły z ciekawymi
odkryciami muzycznymi, nowymi doświadczeniami, pięknymi wspomnieniami oraz
nadzieją, że wiedeńscy organizatorzy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa
Broughton jest rzeczywiście nie tylko świetnym kompozytorem, ale również szczególnie sympatycznym i otwartym człowiekiem. Widać, że lubi to co robi, choć życie zawodowe go nie rozpieszcza - facet zasługuje na znacznie większe uznanie i lepsze projekty niż ma w rzeczywistości.