4. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie - DZIEŃ 102 Wrzesień 2011, 18:41
Koniec wakacji, koniec urlopów, tak wiec najwyższa pora zaprezentować naszą relację z tegorocznego Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie, który odbył się w dniach 19-22 maja 2011 r. Dla tych, którzy tam byli, będzie to doskonała okazja do wspomnień, zaś tym, którzy nie byli, pozwoli ona choć trochę poczuć atmosferę tamtego wydarzenia.
DZIEŃ 1
Od czterech lat Kraków, za sprawą organizowanego tam FMF-u, pozostaje niezmiennie polską stolicą muzyki filmowej, zaś dzięki coraz szerzej zakrojonej międzynarodowej współpracy sama impreza z roku na rok wyrasta na jedną z najważniejszych w Europie. Ubiegłe odsłony przyniosły nie tylko pokaz trylogii Władca pierścieni z muzyką Howarda Shore'a wykonywaną na żywo, ale również ściągnęły liczne grono prestiżowych gości, z wymienionym przed chwilą kompozytorem na czele. Wśród zaproszonych artystów nie zabrakło zdobywców Oscarów (Tan Dun, Jan A.P. Kaczmarek), wybitnych wykonawców (Leszek Możdżer) a także nietuzinkowych twórców z różnych stron świata (Eric Serra, Shigeru Umebayashi).
Program tegorocznej odsłony okazał się wyjątkowo bogaty i różnorodny - zawierał zarówno to co najlepsze, jak i to co najpopularniejsze w muzyce filmowej. Coś dla siebie mogli znaleźć dla siebie nie tylko zwolennicy artystycznie wyrafinowanych kompozycji, ale również miłośnicy czysto rozrywkowych brzmień. Spośród zaproszonych gości największą gwiazdą był w tym roku bez wątpienia Joe Hisaishi (na zdj.), twórca legendarnych ścieżek dźwiękowych do animacji Hayao Miyazakiego oraz filmów Takeshi Kitano, i to jego koncert zainaugurował krakowski Festiwal.
KONCERT JOE HISAISHIEGO
Oczekiwaniu na koncert wielkiej osobowości azjatyckiej muzyki filmowej towarzyszyły zarówno duże nadzieje, jak i obawy. To miał być pierwszy występ Joe Hisaishiego w Europie, ale przecież kilka lat temu tak samo zapowiadali koncert Japończyka organizatorzy festiwalu w hiszpańskiej Ubedzie a skończyło się niemałym rozczarowaniem. Podtrzymywane przez doniesienia o ekscentrycznych zachowaniach kompozytora napięcie tkwiło w nas do ostatnich chwil przed koncertem, lecz gdy tylko słowo stało się ciałem i Joe Hisaishi zjawił się w futurystyczno-industrialnej scenerii hali ocynowni w Nowej Hucie, mocno pozytywne emocje zaczęły narastać, by wielokrotnie podczas występu osiągnąć poziom euforii.
Czwartkowy koncert Joe Hisaishiego to rzadki przypadek imprezy w 100 procentach udanej. Nie dość, że dopisała pogoda, to widowisko zostało znakomicie zrealizowane - tyczy się to zarówno strony organizacyjnej, jak i wykonawców. Lekko stremowany przed występem Joe Hisaishi zamienił się wkrótce w istny wulkan energii, dyrygując muzykami orkiestry Sinfonietta Cracovia i chórzystami Pro Musica Mundi. Dało się zauważyć u niego nie tylko wielką ekspresję, pasję, ale także i koncentrację. Tego wieczora razem z instrumentalistami i chórzystami stworzył doskonale funkcjonujący muzyczny organizm, który wyzwolił w widowni masę pozytywnej energii, potrafiąc porwać zarówno znawców i miłośników muzyki Hisaishiego, jak i widzów, którzy z jego twórczością mieli do czynienia pierwszy raz.
Dwugodzinny koncert Japończyka mógł uświadomić, iż jest on kompozytorem kompletnym i wspaniałym zarówno jako dyrygent, orkiestrator, melodysta oraz muzyczny narrator, któremu bez problemu udaje się nawiązać więź z odbiorcą, niezależnie od tego, czy posługuje solowymi instrumentami czy pokaźnym aparatem wykonawczym.
Zaskoczeń tego wieczoru było kilka. Po pierwsze program. Dobrym zabiegiem organizatorów i kompozytora było nie ujawnianie pełnego repertuaru koncertu. Dostarczyło to dodatkowej porcji wrażeń, gdy ze sceny zabrzmiały niezapowiadane wcześniej Mój sąsiad Totoro, Okuribito, Generał czy Akunin, który, doprawiony fotografiami ojczyzny Joe Hisaishiego, spustoszonej tego roku przez powódź, wywołał szczególne emocje.
Po drugie aranżacje utworów, przygotowane z myślą o występach scenicznych i w niektórych przypadkach istotnie różniące się od wersji albumowych. Bardzo ciekawie wypadł odziany w orkiestrowe szaty Kids Return a także perkusyjny Brother. Hisaishiemu udało się nie tylko umiejętnie ?podrasować? kompozycje, tak by świetnie zabrzmiały na żywo, ale też, podobnie jak dwa lata temu Roque Bañosowi, który dał w Katowicach znakomity koncert, udało mu się wydobyć to co najlepsze z będących trudną przeprawą albumów takich jak Ponyo.
Koncert ten przyniósł olbrzymią satysfakcję, ale i wątpliwości, czy jeszcze ktokolwiek będzie w stanie stworzyć w naszym kraju równie udane widowisko muzyczno-filmowe i wytworzyć tak wspaniałą atmosferę. Poprzeczka została zawieszona bardzo, bardzo wysoko.
Relację przygotowali: Krzysztof Ruszkowski i Damian Sołtysik
Zdjęcia: Damian Sołtysik
4. FESTIWAL MUZYKI FILMOWEJ W KRAKOWIE - DZIEŃ 3
Czytaj również:
Zakwas: | Co ja bym dał za DVD z tego koncertu :-< | |
|