Gala World Soundtracks Awards 2016
27 Październik 2016, 23:32
Zapraszamy na wyjątkową relację z Gali World
Soundtracks Awards 2016. 19 października do Gandawy przybyli kompozytorzy
muzyki filmowej oraz jej miłośnicy. Wśród nich był Piotr Wiśniewski, nasz dawny
redakcyjny kolega, który ze szczegółami opisał wydarzenia z tamtego
szczególnego dnia.
Merry Christmas, Mr. Sakamoto, czyli...
... wspomnień kilka o World Soundtracks Awards w Gandawie 2016.
19 października, ósma rano, w Brukseli rozpoczyna się szczyt
członków Unii Europejskiej, a ja muszę się dostać do Gandawy, w której kończy
się kolejna edycja World Soundtrack Awards. Jeżdżę tam co roku przez ostatnie 7
lat i wciąż coś mnie zaskakuje. Jednak zanim wydostanę się ze stolicy Europy,
czeka mnie belgijska, dżdżysta pogoda i gigantyczne korki. Od Gandawy dzieli
mnie ponad 70 kilometrów, a o spóźnieniu nie ma mowy. Na 11.30, w urzędzie
gubernatorskim, przewidziane jest spotkanie na - nie więcej niż - 100 osób, z
kompozytorami muzyki filmowej. O tym spotkaniu marzyłem bardzo długo. To wydarzenie
ma już pewną tradycję. W ubiegłych latach, na podobnych meetingach obecni byli
Angelo Badalamenti, Howard Shore, Stephen Warbeck, Nico Mulhy, Elliot
Goldenthal czy Bruno Coulais. Byłem tam wtedy. Pamiętam, jak tym wszystkim
ludziom przysłuchiwał się Abel Korzeniowski - dziś wielka gwiazda muzyki
filmowej, człowiek, którego inni słuchają z wielką atencją.
Docieram do Gandawy na czas, a nawet mam jeszcze chwilę, by pospacerować po flamandzkim mieście, które w niczym nie przypomina wielkiej Brukseli. Mam też czas na kawę i poranne spotkanie z przyjacielem z Bilbao, którego nazywam najwspanialszym ambasadorem muzyki filmowej w Hiszpanii. Gorka jest prawdziwą encyklopedią i często wpędza mnie w zakłopotanie ogromem wiedzy, jaką posiada. Mamy godzinę na gorące wspomnienia o tegorocznych festiwalach w Krakowie, Wiedniu, Kolonii i Teneryfie. To prawdziwa konwersacja maniaków kina. Przez okno kawiarni widzę pędzącego gdzieś Dirka Brosse - maestro, bez którego World Soundtracks Awards nie mógłby istnieć. To maestro Brosse właśnie odpowiada za całą oprawę muzyczną, interpretację i wykonanie tej muzyki, która jest creme de la creme festiwalu.
Gouvernementstraat 1, siedziba władz Flandrii Wschodniej,
sala obrad, którą zachwyci się Sean Callery nazywając najcudowniejszym miejscem
na konferencję prasową, jakie widział w życiu. Od lewej siedzą: Daniel Pemberton, John Lunn,
Ryuichi Sakamoto, Patrick Duynslaegher (prowadzący), Dirk Brosse, Jeff Beal,
Sean Callery i Jeff Russo. Cała uwaga skupia się jednak na jednej
postaci, temu, komu poświęcony jest ten festiwal, temu, który odbierze
wieczorem Lifetime Achievement Award - legendarnemu Ryuichi Sakamoto. Jego angielski
nie jest najlepszy, lecz nikt nie śmie nawet chrząknąć, gdy kompozytor Ostatniego cesarza szuka odpowiednich słów, by powiedzieć to, co zamierzał
powiedzieć. Nie pamiętam, o czym mówił Daniel Pemberton, ubiegłoroczny laureat
nagrody Discovery of the Year, nie pamiętam też za dobrze wystąpienia Jeffa
Beala czy Jeffa Russo, bowiem i ja uległem magii spotkania ze słynnym
Japończykiem. Po spotkaniu Sakamoto nie
życzy sobie żadnych zdjęć i zgadza się podpisać tylko jedną rzecz czekającym w
kolejce fanom. Należę do wyjątków i wywalczam dwa podpisy - odtąd zdjęcie z
dedykacją i ścieżką dźwiękowa do Merry
Christmas Mr. Lawrence będą moimi relikwiami, a soundtrack towarzyszyć mi
będzie jeszcze tego samego dnia w samochodzie, na tej samej trasie, gdy wracać
będę na wieczorny koncert galowy.
Capitole Gent, godzina 20.00. Pierwszy raz od lat ta sala będzie siedzibą trzygodzinnej ceremonii przyznawania najważniejszych nagród w muzyce filmowej i miejscem wykonania utworów z Homeland, House Of Cards, Fargo, Mr Robot, Synchronicity, Ostatniego cesarza i wielu innych kompozycji. To dobry wybór, bo poprzednie finały w welodromie w Kuipke brzmiały bardzo źle. Sala Capitole utrzymuje teatralno-symfoniczną atmosferę.
Gwiazdą wieczoru zostaje Caretr Burwell, którego kocham nad życie za muzykę do Caroll i bezkompromisowe podejście do sztuki. Muza braci Cohen zgarnia tego wieczoru trzy ważne nagrody i choć kompozytor nie doleciał do Belgii na galę, przesłał sympatyczne podziękowanie video. Coś mi podpowiada, że przyszłorocznej edycji nie opuści.
No i jeszcze ten Sakamoto. Gdy odbiera nagrodę i mówi,
krzyczy wręcz, żeby dać kompozytorom więcej swobody, więcej możliwości i więcej pieniędzy, dostaje owacje na
stojąco. Stoję w trzecim rzędzie i też klaszczę, lecz prawdziwe emocje
przeżywam dopiero gdy Sakamoto siada do fortepianu i wraz z orkiestrą pod
batutą Dirka Brosse wykonuje temat z Merry
Christmas Mr. Lawrence. Jest w tym coś unikalnego, coś z muzyki, jakiej dziś
już nikt nie komponuje, coś balansującego między szlagierem do gwizdania przy
goleniu, a muzyką na wielką symfonię. Na wielkim ekranie oglądamy zbliżenie
jego dłoni sunących po klawiszach fortepianu i twarz, z której czytam, że jest
zupełnie gdzieś indziej. Potrzebuję takich twórców jak Sakamoto, Sakamoto
potrzebuje mnie. Dopiero obaj umiemy dopełnić emocjami to, co stworzył jego
talent, dopiero na zetknięciu artysty i widza rodzi się to piękno, które
nazywamy Sztuką. Twórca, który daje, widz, który to chłonie. Tak rozumianej
Sztuki miałem właśnie okazję dotknąć podczas tegorocznej, szesnastej edycji
World Soundtrack Awards w Gandawie. W przyszłym roku czekam na Cartera
Burwella.
Relacja i zdjęcia - Piotr Wiśniewski