"... z nieba". Spotkanie z Michałem Lorencem
09 Marzec 2008, 11:32
Wieczorem 22 lutego 2008 w foyer Opery Bałtyckiej odbyło się krótkie otwarte spotkanie z Michałem Lorencem. Pretekstem do spotkania było kolejne wznowienie cieszącego się ogromną popularnością baletu Izadory Weiss pod tytułem
z nieba, do którego kompozytor użyczył swojej muzyki. Słowo użyczył` ma tu zasadnicze znaczenie, gdyż ścieżkę dźwiękową spektaklu stanowią wybrane utwory filmowe Lorenca, na czele z Bandytą. Co więcej, to właśnie one stanowiły główną inspirację dla autorki i to specjalnie pod nie zostało stworzone libretto. W tym kontekście można śmiało potraktować
z nieba jako swoisty hołd dla twórczości popularnego kompozytora.
Przedstawiona w balecie opowieść porusza zagadnienia dojrzewania i miłości. Opracowana przez Weiss choreografia jest dynamiczna i pełna ekspresji, co w połączeniu z urzekającą muzyką, prostą acz sugestywną scenografią oraz efektami świetlnymi daje prawdziwie emocjonujące widowisko. Do tego dochodzi jeszcze nowe, oryginalne spojrzenie na klasyczne kompozycje Lorenca. Kołysanka z Psów, Temat Andrzeja z Gliny, Pacierz z Przedwiośnia i wiele innych utworów zostało potraktowanych w sposób nietypowy i zaskakujący, co nie tylko pozwoliło na nowo odkryć doskonale znaną muzykę, ale też podkreśliło jej ponadczasowość i tkwiący w niej potencjał. Szczególnie widać to na przykładzie ścieżki z Bandyty, z której utwory ilustrują całą drugą część baletu. Te silnie powiązane z obrazem motywy zyskały tu nagle zupełnie nowe, nieoczekiwane znaczenia.
Balet ...z nieba został po raz pierwszy wystawiony w Gdańsku w 2005 roku i od tego czasu cieszy się tak dużą sympatią wśród trójmiejskiej publiczności, że wznawiany jest średnio dwa razy do roku.
Po raz pierwszy na widowni zasiadł sam kompozytor, który dał się również zaprosić na krótką dyskusję w kuluarach, w czasie której odpowiadał na pytania ze strony swoich fanów. W spotkaniu także wzięła udział autorka baletu - Izadora Weiss.
Jednym z poruszonych tematów był stosunek Lorenca do alternatywnej interpretacji i wykorzystania jego utworów. Jak podkreślił kompozytor, mimo zmiany kontekstu, zostały idealnie dopasowane do przedstawianego obrazu i to jest dla niego najważniejsze. Jak również przyznał, gdyby miał napisać muzykę do tego baletu bez wcześniejszego obejrzenia odgrywanych scen, nie umiałby tego dokonać. Z tego również powodu odrzuca propozycje pisania innych dzieł autonomicznych (zamawianych najczęściej z kręgów kościelnych - przyp.), gdyż znając swoje możliwości wie, że wcześniej potrzebowałby solidnej podstawy wizualnej, by mieć się na czym oprzeć w procesie twórczym.
Lorenc wyznał, że do pisania podchodzi w sposób intuicyjny, gdyż inaczej po prostu nie umie. Gdy po raz pierwszy ogląda film, po prostu zaczyna słyszeć muzykę. Najpierw sam rytm, potem najczęściej melodie, na których przede wszystkim bazuje. Gdy teraz przychodzi mu słuchać swoich dawnych utworów, z pewnym zażenowaniem dostrzega zastosowane przez siebie skróty harmoniczne. Choć uważa, że teraz z pewnością napisałby je inaczej, nie zmienia to faktu, że świadom jest swoich braków i żałuje, że nie posiada takiej wiedzy i umiejętności, co kompozytorzy z wykształceniem akademickim.
Ta samokrytyka kompozytora rozpoczęła dyskusję na temat różnych podejść do sztuki tworzonej przez tak zwanych profesjonalistów i amatorów. Jedną z poruszonych kwestii było dominujące w Polsce przekonanie o tym, że na uznanie powinna głównie zasługiwać sztuka tworzona przez akademików, natomiast dzieła amatorów są często odsądzane od czci i wiary, bez względu na ich rzeczywistą wartość artystyczną i reakcje publiczności.
Zapytany o swoje zdanie na ten temat, Lorenc w charakterystyczny dla siebie sposób stanął po stronie zawodowców i dodał, że doskonale rozumie tych, co krytykują jego twórczość. W obronie kompozytora przed samym sobą stanęła Izadora Weiss podkreślając, że przede wszystkim liczy się talent i ciężka praca, gdyż to przede wszystkim one decydują o jakości dzieła oraz jego sukcesie.
Jednym z najoryginalniejszych pytań skierowanych ze strony fanów do kompozytora było to o rodzaj muzyki, którą zwykł jest słuchać w samochodzie. Odpowiedź rozbawiła zebranych, gdyż okazał się nią hip-hop. Nie należy jednak wiązać tego z jakąś dramatyczną zmianą wrażliwością Michała Lorenca, ale z jego częstymi podróżami z dziećmi.
Na zakończenie spotkania pojawiła się okazja poproszenia artysty o autografy, do czego zgłosiło się kilkoro chętnych, w tym piszący te słowa. Z tego miejsca też chciałbym serdecznie podziękować Michałowi Lorencowi za sympatyczną dedykację.