IV International Film Music Conference, Úbeda - relacja. Część I
29 Lipiec 2008, 22:23
Lato, szczególnie na Półwyspie Iberyjskim, to idealny czas na zażywanie kąpieli słonecznych, zwiedzanie zabytków i codziennego odkrywania uroków słodkiego nieróbstwa, zwanego dumnie siestą. Jednak piękna pogoda i rozcieńczane colą wino to nie jedyne atrakcje, jakie mogą czekać na spragnionego wrażeń turystę, o ile ten - przypadkiem - jest również entuzjastą dobrej muzyki. Już po raz kolejny Úbeda, niewielkie miasteczko w Andaluzji, stała się na parę dni stolicą świata filmowych kompozycji. To w niej od 9 do 13 lipca 2008 odbyła się IV Międzynarodowa Konferencja Muzyki Filmowej. Jak co roku za organizacją przedsięwzięcia stali członkowie BSO Spirit. Rolę dyrektora artystycznego pełnił po raz pierwszy Robert Townson - prezes kompanii Varèse Sarabande. Wspólnym wysiłkiem organizatorów udało się sprowadzić do Úbedy znakomitych gości z różnych stron Świata. Tegoroczną edycję festiwalu odwiedziły takie znaczące i zasłużone postaci, jak: Bruce Broughton, Patrick Doyle, Alberto Iglesias i John Scott. Wśród gwiazd znaleźli się również Joel McNeely oraz cieszący się dużą popularnością hiszpańscy twórcy: Roque Baños, Carles Cases oraz Fernando Velázquez - kompozytor początkujący, ale już nagradzany za muzykę do znanego również w Polsce Sierocińca. Nadmienić warto, że ten ostatni przybył w towarzystwie reżysera rzeczonego obrazu - Juana Antonio Bayony. Poza nimi do Úbedy przyjechali autorzy mniej znani, co w żaden sposób nie znaczy, że mniej utalentowani. Byli to Christopher Slaski oraz Marc Vaillo - oboje mający na swoim koncie przeróżne nagrody.
Plan tegorocznej konferencji nie różnił się istotnie od tego z roku 2007. Oprócz paneli poświęconych wybranym kompozytorom, znalazły się w nim również dwie gale z nagrodami - jedna podsumowująca poprzednie 12 miesięcy w muzyce filmowej, druga skoncentrowana na twórczości młodych artystów. Punktem kulminacyjnym całego wydarzenia był jak poprzednio wielki koncert z udziałem zaproszonych gości. Nie była to jednak jedyna tego rodzaju atrakcja w tym roku. Kolejną był niewątpliwie recital dzieł pozafilmowych przybyłych autorów, co samo w sobie było już nie lada gratką dla fanów. Trzecim, choć - jak się okazało - najsłabszym z muzycznych wydarzeń był koncert organizowany przez miasto, w którym miały zabrzmieć standardy muzyki filmowej do Morricone po Williamsa.
Mimo że oficjalne rozpoczęcie konferencji przypadało na czwartek 10go, już w środę wieczorem miało miejsce pierwsze muzyczno-filmowe wydarzenie z jej programu. Był to pokaz filmu dokumentalnego 19 Días y 500 Noches, poświęconego Joaquínowi Sabinie - urodzonemu w Úbedzie popularnemu hiszpańskiemu kompozytorowi i piosenkarzowi. Nie miałem okazji w nim uczestniczyć i przypuszczam, że większość z uczestników również, gdyż gros z nich przybył do Úbedy dopiero następnego dnia.
10 VII - DZIEŃ I
Na pierwszy punkt tego dnia przewidziano panel młodego niemieckiego kompozytora - Christophera Zirngibla. Był on gościem zeszłorocznej edycji festiwalu, na której jego kompozycja do filmu Lethe zdobyła przyznawaną młodym twórcom Nagrodę im. Jerry`ego Goldsmitha. Tym razem Zirngibl otrzymał okazję do szerszego zaprezentowania publiczności swojego dotychczasowego dorobku artystycznego. Został on również zaproszony do odbywającego się w następny wieczór recitalu kompozytorów, co na pewno było sporym wyróżnieniem dla artysty. Jako że w czasie spotkania z Zirngiblem pozostawałem jeszcze w fotelu klimatyzowanego autokaru, który właśnie dojeżdżał do Úbedy, również nie jestem w stanie przedstawić dokładniej o czym była na nim mowa.
Zaraz po tym wydarzeniu odbyła się konferencja prasowa, w której miałem już okazję uczestniczyć. Wzięli w niej udział Bruce Broughton - tegoroczny honorowy przewodniczący konferencji, David Doncel - główny organizator przedsięwzięcia i przewodniczący BSO Spirit, oraz Don Marcelino Sánchez Ruiz - burmistrz miasta Úbedy. Spotkanie sprowadziło się do powitania gości oraz krótkiego omówienia nadchodzących wydarzeń. Miejsca na pytania od dziennikarzy nie przewidziano. W tym kontekście określenie konferencja prasowa było może trochę na wyrost, ale większość z przybyłych uczestników nie sprawiała wrażenia przejętych tym faktem. Tym bardziej, że spora część z nich była zajęta przede wszystkim odbieraniem teczek konferencyjnych z wejściówkami na koncert, identyfikatorami, przeróżnymi kuponami i innymi materiałami, które okazywały się mniej lub bardziej przydatne podczas całego pobytu. W przeciwieństwie do zeszłego roku, nie było już wśród nich darmowych albumów z muzyką, które wtedy okazały się bardzo miłym prezentem. Najwyraźniej prezes Varèse doszedł do - skądinąd słusznego - wniosku, że nie ma po co dawać komuś czegoś, kiedy można mu to sprzedać. Mówi się trudno, choć ?chciałaby dusza do raju?...
Konferencja prasowa - od lewej: D. Doncel, sr. Ruiz, B. Broughton i R. Townson
Skoro już o Townsonie mowa, kolejnym punktem programu był panel poświęcony trzydziestoleciu działalności Varèse Sarabande. Zgromadzona publiczność mogła m.in. obejrzeć relację z uroczystości, która odbyła się niedawno w Los Angeles, a na której świętowano rocznicę. Na to wydarzenie prezes zaprosił zaprzyjaźnionych kompozytorów, których w końcu zebrała się całkiem pokaźna grupa - począwszy od Michaela Giacchino i Johna Ottmana, przez Briana Tylera i Trevora Rabina, skończywszy na legendzie, jaką jest niewątpliwie Lalo Schifrin. Wśród gości znalazł się też nasz człowiek w Hollywood, czyli Jan A.P. Kaczmarek. Jak przyznał Townson, inspiracją dla tej imprezy były właśnie spotkania fanów z artystami, których był świadkiem w Úbedzie. Pozostaje jedynie żałować, że południe Hiszpanii to nie Kalifornia, gdzie zgromadzenie kilkunastu popularnych twórców w jednym miejscu nie wymaga nadzwyczajnego zachodu.
Oprócz patrzenia w przeszłość, Townson rzucił też trochę światła na przyszłość. Wspomniał przede wszystkim o świeżo przygotowanym wydaniu odrzuconych kompozycji Elmera Bernsteina, na którym znalazły się ilustracje z takich obrazów, jak: Gangi Nowego Yorku (muz. Howard Shore) czy Szkarłatna litera (muz. John Barry). Jako że publikacja tego materiału nie leżała w interesie odpowiedzialnych za niego osób, uzyskanie na nią zgody wiązało się z ogromem pracy rzeszy prawników i negocjatorów. W ostatnich latach życia sam Bernstein silnie zabiegał, by ta muzyka ujrzała światło dzienne, nie dane mu było jednak dopiąć swego. Kompozytor bardzo przeżywał to, że jego praca - szczególnie ta z Gangów... - nie spotkała się z akceptacją producentów. Choć szef Varèse Sarabande nie chciał otwarcie przyznać, kto był odpowiedzialny za tę decyzję, podkreślił w każdym razie, że wina nie leżała na pewno po stronie reżysera.
Historia z muzyką Bernsteina stała się pretekstem do kilku podobnych anegdot z dziedziny soundtrack`owej archeologii. Radość z nieoczekiwanego odnalezienia dawno zaginionych partytur oraz smutek po stracie jedynych w swoim rodzaju nagrań to stale obecne uczucia osób zajmujących się tą pracą. Jednak odkrywanie zapomnianych nagrań to tylko jedna z działek tego zawodu. Kolejną jest przywracanie do życia starych partytur. Temu tematowi został też poświęcony następny panel bieżącego dnia.
W miarę jak sala XVI-wiecznego Hospital de Santiago zaczynała wypełniać się kolejno nadjeżdżającymi gośćmi, swoją pierwszą na festiwalu prelekcję rozpoczął Joel McNeely. Amerykański kompozytor, znany przede wszystkim z wyśmienitego Star Wars: Shadows of the Empire, poświęcił ją twórczości wybitnego artysty i jednocześnie legendzie muzyki filmowej - Bernardowi Herrmannowi. McNeely razem z Townsonem od wielu lat prowadzą wspólnie systematyczne działania mające na celu zabezpieczenie oryginalnych partytur i nagrań kompozytora oraz popularyzację jego muzyki. Jedyną oryginalnie wydaną ilustracją Herrmanna było Vertigo, natomiast wszystkie pozostałe słuchacze mogli poznać wyłącznie na filmach. Pierwszym scorem, który doczekał się publikacji za sprawą Roberta Townsona był Fahrenheit 451 - muzyka do filmu F. Truffaut. Po niej przyszły następne. Jak wspomniał McNeely, tyle lat pracy nad twórczością innego artysty spowodowało, że czasem przed zaśnięciem nie słyszy już swoich utworów, ale właśnie jego.
Robert Townson [drugi od lewe] i Joel McNeely [z prawej] wspominają Bernarda Herrmanna
Joel McNeely i Szkoccy Filharmonicy przedstawiają: Bernard Herrmann - Vertigo
Podczas dalszej częściej wystąpienia McNeely omówił pewne interesujące odkrycia, których dokonał studiując partytury Herrmanna, a swoje wywody bogato ilustrował zdjęciami z oryginalnych arkuszy. Zwrócił uwagę między innymi na to, że w słynnej scenie morderstwa z Psychozy, zapisana na pięciolinii muzyka układa się w zorganizowany geometrycznie wzór, prawie jakby główną podstawą zapisu była jej strona wizualna.
Odnosząc się dalej do budowy muzyki Herrmanna, McNeely opisał ją jako pozornie prostą, ale naprawdę niewiarygodnie przemyślaną i w równym stopniu wykorzystującą dźwięk, co jego brak. Odwołał się tu do ilustracji, którą kompozytor napisał do sceny z Północ, północny zachód Alfreda Hitchcocka, w której bohater grany przez Cary`ego Granta wysiada z autobusu i czeka w szczerym polu na spotkanie z nieznajomym. Takie momenty reżyser był zwykły określać jako przeznaczone dla ?Pana Herrmanna?. To właśnie w nich muzyka odgrywała znaczącą rolę i to ona decydowała o jej ostatecznym charakterze. Tak też zapewne miało być i tym razem, jednak najwyraźniej w ostatniej chwili Hitchcock się rozmyślił i świeżo napisana ilustracja nie została nawet nagrana. Pierwszą osobą, która tego dokonała, był właśnie McNeely, który wraz ze Szkocką Orkiestrą Symfoniczną przywrócił po latach zapomniany utwór do życia. Aby przekonać się o znaczeniu tej kompozycji dla samego obrazu, kompozytor zaprezentował zebranym uczestnikom konferencji dwa klipy prezentujące scenę z Grantem. Pierwszy został pokazany w wersji oryginalnej, bez podkładu, drugi już z muzyką... podłożoną trochę na wyczucie, gdyż nie zachowały się żadne informacje, które precyzowały dokładny moment rozpoczęcia i zakończenia utworu. Zgromadzona na sali publiczność otrzymała niepowtarzalną okazję porównania obu wariantów. Jak się okazało, muzyka w istotny sposób zmieniła wydźwięk ujęcia, nie tylko dynamizując je, ale przede wszystkim dodając podskórnego napięcia i niepokoju. Gdy po pokazie padło pytanie, która z wersji była lepsza, sala podzieliła się w swoich ocenach niemal po połowie. Jak podkreślił McNeely, to właśnie ta decydująca` rola, jaką muzyka odgrywała w obrazach Hitchcocka, mogła doprowadzić do tego, że ego reżysera dało o sobie znać, co było jedną z przyczyn, że w ostatnich latach drogi obu panów się na zawsze rozeszły. Podobno podczas kręcenia Psychozy to właśnie Herrmann przeforsował muzyczne zilustrowanie sceny morderstwa, którą reżyser chciał oprzeć wyłącznie na efektach dźwiękowych. Hitchcock wreszcie uległ, a reszta jest już historią.
Gdy wystąpienie McNeely`ego samo stało się już historią, głos zabrał John Scott. Był to jego drugi udział w ubedzkiej konferencji, co nie dziwi, gdyż rok wcześniej należał do najbardziej rozchwytywanych przez fanów gwiazd. Zważywszy na niszowość artysty, jest to samo w sobie dużym sukcesem. Przywitany ciepło, opowiedział zebranym kilka ciekawych historii wiążących się z poszczególnymi projektami, nad którymi pracował. Nawiązując do swoich doświadczeń w licznych filmach grozy, określił te doświadczenia jako ubogacające, gdyż pozwalały mu eksperymentować. Obecnie kompozytorom każe się głównie kopiować muzykę innych twórców, którą użyto jako tymczasowy podkład. Na szczęście - jak zaznaczył - historia kręci się w kółko i za jakiś czas można spodziewać się odwrócenia tendencji i powrotu kreatywności do łask.
Maestro John Scott [w środku]
Przedostatnią pozycją napiętego czwartkowego programu była uroczystość przyznania nagród im. Jerry`ego Goldsmitha dla młodych kompozytorów. Galę - podobnie jak poprzednio - poprowadził popularny hiszpański krytyk muzyki filmowej Conrado Xalabarder. Wyróżnienia wręczano w pięciu kategoriach - za najlepszą muzykę do filmu krótkometrażowego, do filmu dokumentalnego, do filmu animowanego, do filmu pełnometrażowego oraz w kategorii ?wolna kreacja? (co w praktyce oznaczało wymykające się łatwemu zakwalifikowaniu abstrakcyjne w treści obrazy). W konkursie startowały prace artystów z najróżniejszych części Świata. Wśród nich dało się wpatrzeć jedno polskie nazwisko - Bartosza Klimaszewskiego, jednak jego film The Lost Toy reprezentował Wielką Brytanię. Aby wziąć udział w konkursie należało odpowiednio wcześniej nadesłać swoje prace do BSO Spirit, którego członkowie następnie oddawali głos na wybrane przez siebie tytuły. Tegorocznymi zwycięzcami okazali się kolejno:
ORYGINALNA MUZYKA W FILMIE KRÓTKOMETRAŻOWYM [do 30 min. - przyp.]:
Konstantinos Zacharopoulos (Grecja) za film The Doves (Ta Peristeria).
ORYGINALNA MUZYKA W FILMIE DOKUMENTALNYM:
Jorge Aliaga (Chile) za film Witnesses of the Silence (Testigos del silencio).
WOLNA KREACJA:
Arturo Díez Boscovich (Hiszpania) za film Don Quixote (Don Quijote).
ORYGINALNA MUZYKA W FILMIE PEŁNOMETRAŻOWYM [pow. 30 min. - przyp]:
Zeltia Montes (Hiszpania) za film Pradolongo.
ORYGINALNA MUZYKA W FILMIE ANIMOWANYM:
[z bliżej nieznanych powodów nie zanotowałem nazwiska zwycięzcy, dlatego dla formalności podaję listę finalistów - przyp.]
The Dream of Life. Raúl del Corte (USA)
Forgotten Villa (Villa olvidada). Sergio de la Puente (Hiszpania)
Houses (Casitas). Oscar Xiberta (Hiszpania)
Man. Manu Riveiro (Hiszpania)
Tadeo Jones and the Damned Basement (Tadeo Jones y el sótano maldito). Zacarías
Martínez de la Riva (Hiszpania)
Gremium przyznało również jeszcze jedną nagrodę - Grand Jerry Goldsmith Award dla najlepszej kompozycji tegorocznego konkursu. Wygrała Zeltia Montes. Zaskoczona laureatka nie mogła ukryć wzruszenia, gdy odbierała statuetkę z rąk maestro Broughtona. Był to jej pierwszy film, nad którym pracowała, stąd spotykające ją uznanie było tym bardziej nieoczekiwane. Tym miłym akcentem pierwszy dzień konferencji wszedł na ostatnią prostą, którą był organizowany przez władze Úbedy koncert.
III edycja Jerry Goldsmith Awards - od lewej: Ch. Zirngibl, C. Xalabarder i B. Broughton
Bruce Broughton i laureatka Grand Jerry Goldsmith Award - Zeltia Montes
W przeciwieństwie do koncertu galowego, ten nie odbywał się w patio Hospital de Santiago, ale na jednym z głównych placów Úbedy - Plaza Vázquez de Molina. W otoczeniu przepięknych renesansowych budowli zabrzmiała muzyka takich artystów, jak: Ennio Morricone, James Horner, Lalo Schifrin, Ernest Gold, Andrew Lloyd Weber, George Gershwin i John Williams. Utwory wykonywała orkiestra miejska, której możliwości były jednak ograniczone (m.in. przez brak sekcji smyczkowej), co nie mogło nie wpłynąć na jakość brzmienia. Mimo tych wad, atmosfera wypełnionego muzyką ciepłego letniego wieczoru skutecznie rekompensowała wspomniane niedociągnięcia, natomiast samym muzykom nie można było odmówić zaangażowania, szczególnie, gdy wiatr zaczął porywać im partytury. Można było wręcz odnieść wrażenie, że bez nich orkiestra radziła sobie znacznie lepiej.
Koncert
Koncert zakończył się około godziny 23:00, a wraz z nim pierwsza doba całej imprezy. Resztę wieczoru można było już spędzić według własnego uznania, przy czym idealnym rozwiązaniem okazał się grający soundtracki pub El mono sabio po drugiej stronie miasteczka.
Ciąg dalszy nastąpi...
Relację przygotował: Krzysztof Ruszkowski
W następnej części, m.in.:
ˇ to, co według Bruce`a Broughtona łączy dobrego kompozytora z kucharzem;
ˇ kulisy pracy z Elmerem Bernsteinem i Henrym Mancinim;
ˇ zalety i wady statystowania w filmach według Paticka Doyle`a;
ˇ muzyka w wykonaniu samych kompozytorów (klipy!).
Część II relacji.
Część III relacji.