Muzyka Lorenca w filmie Skolimowskiego
20 Wrzesień 2008, 18:24Od niedawna w naszych kinach możemy oglądać święcący triumfy film Jerzego Skolimowskiego Cztery Noce z Anną. W naszej recenzji przekonujemy, że to wybitne dzieło warto obejrzeć również ze względu na doskonałą muzykę Michała Lorenca.
Cztery Noce z Anną
Na Cztery Noce z Anną szedłem głównie z obowiązku kinomana: bo Skolimowski, bo podobno jego wielki powrót. Sama fabuła, o której wcześniej czytałem, niezbyt mnie zainteresowała, dlatego trochę zwlekałem z wyjściem do kina. Okazało się jednak, że niezwykłość historii miłosnej w najnowszym filmie twórcy Walkowera polega w dużej mierze na sposobie jej opowiedzenia, na jej, trudnej do opisania, filmowości. W tym małym arcydziele nie pada wiele słów, dramat głównego bohatera - szpitalnego palacza amputowanych kończyn, Leona, zakochanego w pielęgniarce, Annie - został ukazany dzięki wysmakowanym kadrom Adama Sikory, wybitnym kreacjom aktorskim (opartym przede wszystkim na grze ciałem i mimice) Artura Starenki i Kingi Preis oraz doskonałej muzyce Michała Lorenca. Wszystkie elementy filmu, stojące bez wyjątku na najwyższym światowym poziomie, tworzą niezwykle poruszającą, trzymającą w wielkim napięciu całość. Doprawdy dawno nie widziałem w kinie tak mistrzowsko zbudowanego suspensu, co jest na pewno w dużej mierze zasługą ciekawego montażu Cezarego Grzesiuka i wspomnianej muzyki Michała Lorenca.
W Czterech Nocach z Anną wybrzmiewa ona często, gdyż pełni w nich istotną funkcję dramaturgiczną. Na początku swą grozą myli widza, nastawiając go na obejrzenie ponurego thrillera z psychopatycznym mordercą w roli głównej. Słyszymy wówczas krótkie motywy kwintetu smyczkowego, wsparte na surowych współbrzmieniach i motorycznym rytmie. Napięcie potęgują dodatkowo gwałtowne pauzy. Kiedy już wyjaśni się, że mieliśmy do czynienia z zabawą reżysera konwencjami i na ekranie ujrzymy prawdziwe oblicze bohatera, muzyka wcale nie spuści z tonu. Cały czas niepokojąco ewoluuje, nadając rozgrywanym wydarzeniom nerwu i zarazem płynności oraz uwiarygodniając je emocjonalnie. Staje się tylko cicha, miejscami ledwie słyszalna. To bardzo inteligentny zabieg dźwiękowy. Dzięki niemu kompozycja Lorenca jeszcze lepiej integruje się z innymi elementami dzieła, a w momentach większego natężenia działa z podwójną siłą - jak w brutalnej scenie gwałtu w więzieniu, w której wybrzmiewają przepełnione bólem, piękne współbrzmienia smyczków.
Michał Lorenc w Czterech Nocach z Anną wykazał się nieprzeciętnym zmysłem ilustracyjnym, słyszalnym również w sekwencjach podglądania Anny przez Leona. Krótkie, sugestywne motywy grane pizzicato mówią w nich wszystko o uczuciach bohatera. Kompozycja artysty zwraca również uwagę swą logiką. Kiedy na początku śledzimy Leona, ukradkiem spoglądającego na Annę, słyszymy skoczną melodię akordeonu. Niedługo potem instrument ten zobaczymy w jednym, budzącym grozę ujęciu. Podobne detale mają olbrzymie znaczenie w tym tak niezwykle precyzyjnie skonstruowanym filmie.
Bartosz Żurawiecki w swojej recenzji Czterech Nocy z Anną (Film, 09/08) bardzo trafnie określił ten obraz jako horror, makabrę uczuć. Zdaję się, że Michał Lorenc także idealnie zrozumiał zamysł reżysera. Z pewnością w dużej mierze dzięki jego muzyce wyszedłem z kina tak głęboko poruszony.
Aleksander Dębicz
Adam Krysiński: | Zgadzam się z każdym zdaniem Olka! Ostatni raz z kina wyszedłem w takim stanie jak po tym filmie Skolimowskiego, z filmu "Lot 93" bodajże... Niesamowity kopniak w łeb. Podziękowania dla Michała za kolejny, poruszający soundtrack w Jego karierze... Oby został wydany :) |
|
Neimoidian: | Film ciekawy, choć bardzo ciężki w treści (co nie przeszkodziło siedzącej koło mnie parze dorosłych ludzi głośno rechotać z poczynań bohatera, niczym na najlepszej komedii). Co do muzyki, to jest istotnie interesująca i dość różnorodna, choć stylem nie odbiega od wielu innych prac tego kompozytora (niemal identyczne pizzicato słyszeć mogliśmy w niedawnych "O rodzicach i dzieciach"). Lorenc po raz kolejny udowadnia, że idealnie potrafi wyczuć nastrój i emocje każdej ze scen a następnie w sposób tylko dla niego wyjątkowy oddać je w swoich utworach. Mam jednak wątpliwości, czy taka muzyka sprawdzi się poza filmem, ale to już inna para kaloszy, tym bardziej, że nie wiadomo, czy w ogóle doczeka się wydania... |
|
Neimoidian: | Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na przeuroczą melodię pozytywki - na bank jest to kompozycja Lorenca. :) |
|
Adam Krysiński: | Można też dopatrzyć się w momentach dramatycznych porównań do Gliny :) |
|