Król Artur (King Arthur)23 Lipiec 2004, 09:37 | |
Kompozytor: Hans Zimmer
Rok wydania: 2004 Wydawca: Hollywood Records
|
| | Opowieści o Królu Arturze i Rycerzach Okrągłego Stołu kinematografia w swej stu letniej historii wałkowała już dobre kilka razy. Warto wspomnieć te najbardziej udane filmy - Rycerze Okrągłego Stołu (1953 rok - muzyka Miklos Rozsa), Lancelot i Ginewra (1963 rok - muzyka Ron Goodwin), Excalibur (1981 rok - muzyka Trevor Jones) czy Rycerz Króla Artura (1995 rok - muzyka Jerry Goldsmith).
Świat idzie do przodu, więc w XXI wieku nie mogło zabraknąć n-tego już z kolei, filmu o Królu Arturze. I tak znany wszystkim producent komercyjnego kina akcji - Jerry Bruckheimer, postanowił przedstawić swoją wizję przygód legendarnego władcy, w obrazie zatytułowanym po prostu Król Artur (który w fazie produkcyjnej miał nosić tytuł Rycerze Okrągłego Stołu). Jednak w przeciwieństwie do wcześniejszych ekranizacji, film Bruckheimer`a skupia się głównie na historycznym tle epoki, ukazując silną rolę polityczną angielskiego króla. Zaskakujące, prawda?
Wszystkie filmy Bruckheimer`a znane są z doborowego grona twórców - z reguły z jednych z najlepszych w branży. W Królu Arturze nie jest inaczej. Film wyreżyserował Antoine Fuqua (znany jako reżyser takich filmów jak Dzień Próby czy Łzy Słońca), posadę operatora otrzymał nasz rodak - Sławomir Idziak, a muzykę... No właśnie - tu zaskoczenia raczej nie ma... Uwielbiany obecnie przez młode pokolenie, niedoceniany przez krytyków, twórca osławionego klanu młodych kompozytorów Media Ventures, skrycie chroniący swoją prywatność - Hans Zimmer. Zimmer sławą okrył się już w latach 80 jako klawiszowiec w jednym z moich ulubionych i najlepszych ówczesnych popowych zespołów - Ultravox (podobnie zresztą jak część innych kompozytorów z *MV, którzy też zaczynali w znanych pop-bandach). O tym niemieckim kompozytorze mówi się wiele rzeczy... Wiele można mu zarzucić i do wielu spraw można się przyczepić. Jednak jeden aspekt pozostanie faktem obecnie niezmiennym - Hans jest mistrzem w tworzeniu muzyki akcji. Ma dar, który potrafi wykorzystywać i którego wielu mu zazdrości. Dobrze się stało, że producent Króla Artura postanowił zatrudnić właśnie Zimmer`a, a nie któregoś z jego kolegów ze stajni MV, bo nie oszukujmy się - reszta klanu MV odchodzi od poziomu Niemca, mimo iż niektórzy ostro depczą mu po piętach.
I tak Hans wkroczył w 2004 rok z soundtrackiem do wysokobudżetowego filmu... Filmu, którego produkcja pochłonęła grubo ponad 110 milionów dolarów. Jednak obraz Fuqua`y nie jest dziełem wielkim - otrzymuje średnią ilości zachwytów od krytyków i ludzi z branży. Przez widzów też nie jest wysoko ceniony. Na pewno *skala porażki nie jest taka jak przy Troji, jednak nie jest to to, czego spodziewali się widzowie i może sam Bruckheimer. Oczywiście koszty produkcji się zwrócą, i to z wielką nawiązką... W końcu o to niestety we współczesnym kinie chodzi. Jak jest natomiast z soundtrackiem?
Hans Zimmer po bardzo dobrym scorze do Ostatniego Samuraja, podtrzymał dobrą/bardzo dobrą passę. Jego najnowsze dzieło nie schodzi poniżej czwórkowych oczekiwań - i to trzeba sobie od razu na wstępie powiedzieć. Soundtrack trwa 58 minut, co nie jest zbyt zadowalającym czasem, jak dla filmu trwającego minut 130. Album rozpoczyna piosenka... Piosenka na której opierać się będzie w większej części linia melodyczna scoru. Moya Brennan to celtycka wokalistka, którą od zawsze myliłem z Ennią. Praktycznie identyczny styl muzyczny, piosenki, albumy... Na pewno jest mniej znana od Enni, i dobrze, że Zimmer postanowił ją właśnie zaprosić do kolaboracji. Utwór Tell Me Now What You See utrzymany jest w klimacie May It Be z pierwszego Władcy Pierścieni co zaliczam na plus - bo pasuje bardzo do historycznego tła filmu. Całe szczęście że muzyczni włodarze nie zaserwowali nam tu jakiejś komercyjnej popowej papki.
Muzyka ilustracyjna sama w sobie, nie zaskakuje zbytnio. Znajdziemy tu wszystko, czego po Zimmerze możemy się spodziewać. Przecież to Hans wylansował schemat/model orkiestracji w action-scorach - *smyczki (głównie na wiolonczelach), perkusja i powiększona sekcja instrumentów dętych. I tak też jest już w pierwszym scorowym utworze - Woad To Ruin oraz w większości następnych. I tu też pojawia się wielkie zaskoczenie (nie jedyne zresztą). Wielce dominujące w muzyce są partie instrumentów dętych - po prostu one szaleją - i bardzo dobrze. Orkiestracja jest na fenomenalnym (przynajmniej według mnie) poziomie - wielkie brawa za to! Trąbki i kotły uwydatniają tło muzyczne. Warto wymienić tu powracającego do orkiestry Martin`a Tillman`a i jego fenomenalną grę na elektrycznej/syntetycznej wiolonczeli (słuchać go możemy też na Helikopterze w Ogniu i na Łzach Słońca). Raz po raz włączają się do muzyki flety, ustne harmonijki i dudy (też stosunkowa rzadkość u Hansa). Czysta żywiołow, a akcja przewija się przez praktycznie wszystkie utwory od wspomnianego Woad To Ruin przez Another Brick In Hadrian`s Wall aż do Budget Meeting. Głębokie basy uwydatnione przez dęciaki w połączeniu z... No właśnie z chórami... Chórami takimi, których Zimmer (zaryzykuję stwierdzenie) nigdy nie wykorzystał w takim dużym stopniu. Chór wykonał perfekcyjna wręcz robotę, jednak mnie osobiście strasznie nużył po 15 minutach - ileż można te chóry w tym samym schemacie wykorzystywać?
O dziwo na tym albumie znalazło się miejsce dla chwili smutku, mroku i zadumy (bałem się, że ta chwila nie nadejdzie). I tak piękne, dostojne smyczki z niepokojącymi chórami słyszymy w utworach Do You Think I`m A Saxon czy Hold The Ice.
Nawet nie zorientowałem się, kiedy płyta dobiegła końca. Jej lekka monotonność na pewno nie wpływa korzystnie na końcową ocenę. Zaskoczony takim szybkim końcem postanowiłem chwilę pomyśleć... "Zaraz, przecież to Zimmer i o akcję właśnie chodzi, a nie o jakieś mało ważne tu emocjonalne sentymenty". I tak po kolejnym i kilku następnych przesłuchaniach moje odczucia uległy zmianie na lepsze.
Album wydany przez Hollywood Records od strony graficznej prezentuje się średnio - zwykła 3-stronnicowa wkładka, w dobie obecnych czasów nie zasługuje na pochwałę - tak przecież Epic wydawał płyty 10 lat temu! Panowie wstyd - mamy przecież XXI wiek. Następny minus, którego ostatnio nie było na płytach Zimmera - długość trwania utworów - i znów trzeba mozolnie przewijać do ciekawych fragmentów te 10-minutowe kolosy. Myślałem, że po Karmazynowym Przypływie, Twierdzy czy K2 taka praktyka zostanie ukrócona, tym bardziej, że właśnie ostatnio jej nie było. Kolejnym minusem jest design - czy zawsze okładki do scorów muszą być brane z plakatów reklamowych? Plakatów, które zwykle są brzydkie, nienaturalnie komputerowo uwydatniające bohaterów, by lepiej prezentować się wizualnie i przyciągać oczy widzów? Tym bardziej, że był piękny projekt okładki z mieczem i czerwoną wstęgą... I go nie ma. Nie wiem, może się czepiam, ale co mam poradzić na to, że zwracam uwagę na coś takiego (tego jednak detalem nazwać raczej nie można).
Muzyka z Króla Artura na pewno spełniła oczekiwania - i moje i innych fanów. Zimmer po raz kolejny udowodnił mi, że zasługuje na 3 miejsce w moim rankingu kompozytorów. Stworzył standardową, rzemieślniczą robotę, z drobnymi przebłyskami (a o to chyba chodzi). Na albumie jest kilka sprzeczności - z jednej strony nowatorskość (np. te chóry - które w konsekwencji są zbyt zarzynane), a z drugiej patos (takiej dętej dynamiki nie było u Zimmera dawno). Dlatego daję pełną czwórkę. Postanowiłem nie obniżać oceny za te minusy które wytknąłem. Król Artur nie ma tylu emocji co Cienka Czerwona Linia czy Książę Egiptu... Nie ma takiego ładunku akcji+emocji, żeby można było postawić piątkę (jak choćby w wypadku Karmazynowego Przypływu czy Gladiatora). Może spodziewałem się za dużo po tej płycie? Na pewno chciałem usłyszeć w niej więcej emocji. No ale w końcu emocje u Zimmera nigdy nie były na pierwszym miejscu, więc przymknąłem na to oko. Może zatrudnienie do pełnej współpracy Nicka Glennie-Smitha (w Królu Arturze jest tylko dyrygentem), podniosło by moje odczucia? Nie wiem... Czwórka to maksimum co mogę dać - i tak troszkę na wyrost. Powinno być prawie cztery. Nie wspominam też o nawiązaniach do innych scorów - Król Artur zawiera schematy z Pearl Harbor czy Ostatniego Samuraja, jednak to w action-scorach nie ma zbyt dużego znaczenia i jest raczej sprawą oczywistą w każdej dziedzinie, że wraca się do tego co dobre i rozsądnie (lub mniej rozsądnie) wykorzystuje w kolejnych pracach.
Jaka będzie przyszłość tej ścieżki dźwiękowej? Trudno powiedzieć... Na Oskara raczej marne szanse (nawet do nominacji - chyba że tylko dla pięknej piosenki), ale może do Globów czy Satellite (nagrodzony Ostatni Samuraj) ktoś wyróżni muzykę z Króla Artura... Muzykę, która na pewno sama w sobie zła nie jest. Albumu polecać oczywiście nie muszę. W końcu to nowość - trzeba być na czasie... W końcu to Zimmer - trzeba posłuchać... W końcu to popularne - trzeba znać... I dobrze! Odejdziecie od komputera i pędem do sklepów (tym bardziej, że w Europie i u nas soundtrack ten ukazał się prawie 2 tygodnie wcześniej niż w USA), bo Hans znów mnie (w mniejszym stopniu) i Was (na pewno w większym) nie zawiódł! Po prostu Zimmer, jakiego chce się słuchać! *Media Ventures Recenzję napisał(a): Adam Krysiński (Inne recenzje autora)
Lista utworów:
1. Tell Me Now (What You See) - 4:38
performed by Moya Brennan
2. Woad To Ruin - 11:36
3. Do You Think I`m A Saxon - 8:46
4. Hold The Ice - 5:45
5. Another Brick In Hadrian`s Wall - 7:16
6. Budget Meeting - 9:47
7. All Of Them - 10:24
Razem: 58:17 |
|
|
|