Bez wątpienia rok 1997 należał do bardzo udanych w filmografii Alana Silvestri. Skomponował wtedy muzykę do czterech filmów, a każdy z nich oferował wysokiej klasy ilustrację - "Fools Rush In" (komedia romantyczna), "Volcano" (katastroficzny), "Contact" (dramat) i "Mouse Hunt" (familijny). Melodramaty, a raczej komedie romantyczne zawsze stanowiły mocny punkt w twórczości kompozytora. Podajmy tylko kilka z nich - "Overboard" (1987), "My Stepmother Is An Alien" (1988), "Father of the Bride" (1991), "The Perez Family" (1995) i "Father of the Bride 2" (1995).
Reżyserzy zawsze podkreślali, że pisanie muzyki do takich filmów nie jest proste. Tematyka jest co prawda (ogólnie) taka sama - miłość. Można więc powiedzieć, że napisano już chyba wszystko w tej materii. I tu kłania się talent kompozytora, który nawet do tak przesłodzonego gatunku kinowego potrafi wnieść swój charakterystyczny styl, instrumentację, coś, co pomoże odbiorcy bardziej zintegrować się z obrazem. Ale muzyka do komedii romantycznych równie świetnie sprawdza się na soundtracku. Szkoda, że najczęściej producenci raczą nas utartym schematem - masa piosenek i mała suita. Podobnie było w przypadku "Fools Rush In". W kwestii soundtracku reżyser Andy Tennant (tylko ten jeden raz współpracował z Alanem) zgodził się na jeszcze gorsze rozwiązanie - tylko składanka z piosenkami, bez żadnej suity! Dopiero w czerwcu 2004 roku Crush Records wydało *bootleg z niecałymi 30 minutami "original score".
Album - *score "Fools Rush In" obejmował 16 kompozycji o ogólnym czasie trwania 25:26. Poszczególne utwory wahały się w czasie od niecałej minuty do trzech. Dosyć to typowe rozwiązanie. Szkoda tylko, że ich kolejność na płycie nie odpowiada kolejności na filmie. Brakuje także ich tytułów. Na plus przemawia za to techniczna jakość albumu.
Powiem od razu, że ten album, ta ilustracja należy do moich ulubionych jeśli chodzi o komedie romantyczne. Partytura ta jest nie tylko przepełniona uczuciem i radością, ale także nostalgią i smutkiem. Nie ma tu prawie w ogóle kompozycji dynamicznych, ale wcale to nie ujmuje całości materiału. Stylizacja jest typowa dla Silvestri - orkiestra z dominującą sekcją smyczkową, fortepian, klarnet, gitara i "miękkie" instrumenty dęte. Nie mogło także zabraknąć klimatów jazzowych, ale te pełnią tu tylko rolę uzupełniającą.
Moją uwagę zwrócił już Track 1. To niezwykle dramatyczny, acz spokojny i nostalgiczny kawałek, którego początek brzmi podobnie jak "Cast Away", tzn. nisko grające wiolonczele i kontrabasy z prowadzącą sekcją smyczkową, na które nakładał się jeden z tematów wiodących na klarnet, do którego dołączają z czasem *smyczki i fortepian. Całość w ogóle utrzymana jest w stylu dramatycznym, coś w rodzaju "Contact" i "Cast Away". To najbardziej nostalgiczny motyw na albumie. Mamy go tu jeszcze dwukrotnie. Track 6 brzmi dość podobnie, tyle tylko, że obok klarnetu pojawia się bardzo miła dla ucha gitara. Track 12 to ponownie wejście w stylu "Cast Away" z gitarą zamiast klarnetu. Naprawdę to jeden ze smutniejszych tematów napisanych przez Silvestri`ego.
Zanim przejdę do następnego tematu wiodącego należałoby przybliżyć jeden z najlepszych utworów na płycie - rozpoczynający cały film Track 2. Na dobrą sprawę Alan napisał do niego zupełnie nowy motyw - marsz świąteczny. To on jako pierwszy wzbudził moje zainteresowanie, gdy oglądałem film. Od początku słyszymy tu triumfalny hymn świąteczny rozpisany na całą orkiestrę. Brzmi on bardzo klasycznie i... egzotycznie. Gdy główny bohater powraca z Japonii słyszymy w głośnikach typowe instrumentarium etniczne (główne perkusyjne) i brzmiącą jakby z "Mulan" Jerry`ego Goldsmitha orientalną sekcje dętą. Całość jest niezwykle dynamiczna - to najlepsza kompozycja z albumu.
Główny temat romantyczny jest dużo bardziej optymistyczny. Dużo więcej w nim nadziei, radości i oczywiście - miłości. Rozpoczyna go Track 4, uroczą melodią na sekcję smyczkową. W tle pobrzękiwała gitara, która w pewnym momencie wychodzi na plan pierwszy. Bardzo ciekawym rozwiązaniem, przypominającym kołysankę jest Track 9, gdzie słyszymy delikatny motyw zagrany na przemian przez cymbałki, fortepian i smyczki. Następną wersję, tym razem gitarową (podkład smyczkowy) oferuje Track 11. Dwuminutowy Track 13 to prezentacja tematu w podwójnej aranżacji - na cymbałki i sekcję smyczkową. Tym razem wymowa utworu jest raczej nostalgiczna. Należałoby tu wspomnieć, że końcówka Track 6 także zawiera ten motyw - na klarnet.
Następny temat miłosny przypominał mi styl Randy`ego Edelmana do "Dragonheart". Pojawia się on przy Track 5. Początek jest dramatyczny jak w "Contact", po czym fortepian zmieniał barwę utworu na bardziej romantyczną, pozwalając wejść sekcji smyczkowej, która w stylu "Contact" i "Cast Away" rozwijała nowy, nostalgiczny temat romantyczny z towarzyszeniem fortepianu i gitary (ta ostatnia robi tu za tło). Brzmi on naprawdę nieźle. Powtórkę mamy w trochę nietypowym Track 15. Otwiera go skoczna melodia w stylu meksykańskim w charakterystyczną trąbką i marakasami oraz sekcją smyczkową. Po pół minucie powraca jednak ów temat miłosny, choć tym razem w bardziej radosnej atmosferze. A to za sprawą odpowiednio dobranej tonacji partii smyczkowych.
Czas teraz przybliżyć pozostałe utwory, które wnoszą zupełnie inny klimat do filmu i muzyki. Track 3 to typowy "underscore" w ogóle nie brzmiący jak utwór do komedii romantycznej - mroczne kotły oraz sekcja dęta i smyczkowa. Zakończenie jest już bardziej radosne - meksykańska trąbka. Ten utwór pasuje bardziej do thrillera, niż komedii. Track 7 to typowy "underscore" w stylu Mickey - Mouse. Mnie to przypominało klimat "Mouse Hunt". Nieodzowne klimaty jazzujące mamy w dwóch kompozycjach. Track 8 to temat romantyczny (Track 4) w typowej aranżacji - fortepian, perkusja, no oczywiście sekcja trąbek. Bardzo to miłe dla ucha. Silvestri wie, jak pisać takie kawałki. Ten sam motyw z bardziej "oszczędnym" instrumentarium, tzn. jazzowa trąbka i fortepian mamy w Track 10. Kojarzyło mi się to z momentem napisów początkowych w "Romancing the Stone". Melodyjka świąteczna "Jingle Bells" została w Track 14 także napisana w stylu jazzującym z dominującym fortepianem i typową dla tych klimatów perkusją. Te trzy ostatnie utwory należą do szczególnie udanych w kategorii muzyki jazzowej.
Na koniec zostawiłem sobie perełkę. Kompilację tematów przewodnich w jednej, romantycznej i rozpisanej na całą orkiestrę 3-minutowej suicie z dynamicznym finałem - Track 16. Najpierw temat optymistyczny (Track 4), potem temat dramatyczny (Track 5), następnie ten sam motyw na gitarę, po czym wchodzi sekcja jazzowa z dominującą trąbką (Track 10), by finał (Track 4) został rozwinięty przez potężną sekcję smyczkową.
"Fools Rush In" to jedna z lepszych komedii romantycznych na koncie Alana Silvestri. Naprawdę można żałować, że "original score" ukazał się tylko na bootlegu i dopiero 7 lat po premierze filmu. Na albumie dominuje brzmienie klasyczne - *sekcja smyczkowa, fortepian, klarnet i gitara. Nie ma tu żadnej zbędnej elektroniki (popsuła ona klimat w "Serendipity"). Silvestri napisał do filmu trzy główne tematy przewodnie, a każdy z nich prezentuje wysoki poziom - mieszają się tu klimaty optymistyczne i nostalgiczne. Te ostatnie przypominają dramatyczny styl z "Contact" i "Cast Away". Nie brakło oczywiście muzyki jazzowej - świetnie zaaranżowanej (jak zwykle w romansach Silvestri`ego). Na szczególne wyróżnienie zasługuje marsz świąteczny - szkoda, że użyty tylko raz. Zresztą, trochę brakuje na soundtracku klimatów bardziej dynamicznych, choćby nawet w stylu Mickey - Mouse. Standardem u kompozytora jest także świetna suita tematyczna na finał. Tą partyturą Alan Silvestri udowodnił, że jest prawdziwym profesjonalistą w tym gatunku kina. *original score Recenzję napisał(a): Szymon Jagodziński (Inne recenzje autora)
Lista utworów:
1. Track 1 - 1:53
2. Track 2 - 1:36
3. Track 3 - 0:44
4. Track 4 - 1:46
5. Track 5 - 2:38
6. Track 6 - 1:56
7. Track 7 - 1:01
8. Track 8 - 1:14
9. Track 9 - 0:50
10. Track 10 - 1:04
11. Track 11 - 0:53
12. Track 12 - 0:47
13. Track 13 - 2:02
14. Track 14 - 2:44
15. Track 15 - 1:25
16. Track 16 - 2:54
Razem: 25:26 |
|