Wejście smoka - z tym tytułem zetknął się chyba każdy kinoman w średnim wieku, zarówno w Polsce i na świecie. Ze wszystkich filmów z Brucem Lee ten właśnie obraz zyskał zdecydowanie największą sławę. Gdy się obejrzy kilka produkcji z przełomu lat 70-tych, w których zdążył zagrać otoczony kultem aktor, staje się jasne dlaczego. Są co prawda między tymi obrazami istotne różnice w poziomie aktorstwa czy jakości scenariusza, na korzyść wspomnianej produkcji, ale elementem, który wypchnął obraz wyreżyserowany przez Roberta Clouse na niespotykany w gatunku kina kopanego poziom i zapewnił wyjątkowość oraz popularność jest ilustracja muzyczna Lalo Schifrina.
Angaż do tej produkcji, zapewniła Argentyńczykowi popularna ilustracja napisana do serialu Mission:Impossible - Bruce Lee należał do licznego grona fanów tej pracy (miał w zwyczaju słuchać tematu z M:I podczas treningów) i to on zadecydował o zatrudnieniu Lalo Schifrina. W czasach, w których Argentyńczyk przystępował do pracy nad oprawą muzyczną do Wejścia smoka, nie istniało coś takiego jak ?konwencja muzyczna ilustracji kina kopanego?. Poprzednie filmy z Brucem Lee zostały oprawione mało charakterystycznymi, szybko ulatującymi z pamięci kompozycjami z elementami etnicznymi a także fragmentami utworów o różnej stylistyce z innych gatunków filmowych, m.in. z dramatu Król szczurów i bonda Diamenty są wieczne.
Z dzisiejszej perspektywy patrząc, można powiedzieć, że Argentyńczyk zrobił coś w sumie oczywistego - połączył w muzyce do Wejścia smoka modne w latach 70-tych brzmienia i gatunki (analogowa elektronika, jazz, funk) ze skalą pentatoniczną i etniką (nie tylko azjatycką) oraz orkiestrowym brzmieniem, jak również okrasił kompozycje przebojowym tematem. Co ciekawe, nikt na taki pomysł we wspomnianym gatunku filmowym wcześniej nie wpadł. Myślę jednak, że nawet gdyby jakikolwiek inny twórca stworzył w tamtych czasach dla kina kopanego zbliżoną stylistycznie pracę, to nie odniosłaby ona aż tak dużego sukcesu. Lalo Schifrin miał bowiem wyjątkowe predyspozycje, by stworzyć tak wspaniałą kompozycję. Z jednej strony muzyczną erudycję i świetne wykształcenie (studiował etno-muzykologię w Konserwatorium Paryskim), z drugiej strony talent melodyczny na rzadko spotykanym poziomie, no i miał jeszcze bardzo duże doświadczenia w tworzeniu fuzji różnych brzmień. Nie bez znaczenia jest również to, że w czasie kręcenia filmu kompozytor bardzo dobrze poznał Bruce`a Lee i zaprzyjaźnił się z nim, co pozwoliło na stworzenie wiarygodnego muzycznego portretu psychologicznego. Ponadto aktor dawał Schifrinowi lekcje sztuki walki (dzięki temu później kompozytor doszedł do poziomu czarnego pasa), co jak można się domyślać, pozwoliło mu łatwiej wczuć się w rytm ilustrowanych scen walk.
W efekcie wspomnianych predyspozycji i doświadczeń powstała ilustracja zjawiskowo wręcz funkcjonalna i efektywna, ale też niebywale efektowna i mieniąca się bardzo atrakcyjnymi barwami, acz bardzo daleka od kiczowatości. Jej wizytówką jest wielki, wielki temat główny, o którym nie ma sensu się bardzo szeroko rozpisywać, zna go bowiem chyba każdy miłośnik muzyki filmowej. Kunsztowny, rozbudowany temat, ubrany przez Lalo Schifrina w bardzo barwny, charakterystyczny kostium, nie jest pustą wydmuszką ani świecidełkiem, bowiem kompozytor portretuje tu Bruce`a Lee i mowa tu zarówno o cechach zewnętrznych i wnętrzu, a więc oddaje on ponadprzeciętną zręczność, nadludzką koncentrację, jak również charyzmę legendarnego aktora. Oprócz tego, że temat sam w sobie jest majstersztykiem, to jeszcze w ilustracji Argentyńczyk w modelowy sposób przetwarza go i bawi się aranżacjami, tak że za każdym razem melodia brzmi ciekawie i pełni odpowiednią rolę dramatyczną, stając się ważnym ogniwem zarówno muzyki akcji, jak i suspense.
Ale ilustracja Wejścia smoka to nie tylko rozmaite wariacje na temat główny i sekwencje muzyczne zeń wyprowadzane. To także znakomite epizody muzyczne w ciekawych klimatach - na bardzo wysokim poziomie technicznym (patrz The Big Battle), czy wspaniale łączące rozmaite środki wyrazu i wydobywające z nich to co najlepsze, jak Broken Mirrors czy Bamboo Birdcage. Ten ostatni utwór to także, mówiąc kolokwialnie, funkowy czad, spotęgowany do ogromnych rozmiarów. Mimo, że Lalo Schifrin sięga w Wejściu smoka po nieużywane wcześniej brzmienia, to jednak niemal cały czas słyszymy, kto stoi za tą pracą - Argentyńczyk wypracował bowiem na przestrzeni lat charakterystyczny i łatwo rozpoznawalny styl komponowania, zarówno w muzyce akcji jak i suspense.
Słowo ?arcydzieło? jest bardzo często nadużywane, w związku z czym na nikim już dziś chyba nie robi wrażenia, jednak jest ono zdecydowanie adekwatne w odniesieniu do ilustracji dramatycznej Wejścia smoka. Stanowi ona obok kreacji Bruce`a Lee najjaśniejszy element filmu - jest to nie tylko niewątpliwa atrakcja, ale także czynnik wspaniale budujący atmosferę i dramaturgię, jak również nadający filmowym poczynaniom legendarnego aktora wyjątkową otoczkę. Talent, kompozytorska inteligencja i doświadczenie przyniosły w oprawie muzycznej Wejścia smoka wyborny efekt. Szkoda jedynie, że do poziomu ilustracji dramatycznej nie dorasta muzyka źródłowa, acz nie można powiedzieć, by stanowiła ona dlań balast - jest to w gruncie rzeczy miły dodatek. Wejście smoka to praca wybitna, pokazująca Lalo Schifrina u szczytu sił twórczych - jedna z tych ilustracji, które zbudowały legendę tego argentyńskiego kompozytora i zapewniły mu niegasnącą sławę. *aria Recenzję napisał(a): Damian Sołtysik (Inne recenzje autora)
Lista utworów:
1. PROLOGUE - THE FIRST FIGHT - 02:36
2. MAIN TITLES - 02:20
3. SU-LIN (THE MONK) - 04:57
4. SAMPANS AND FLASHBACKS - 06:21
5. HAN`S ISLAND - 02:57
6. THE BANQUET - 03:02
7. HEADSET JAZZ - 02:10
8. THE GENTLE SOFTNESS - 02:40
9. INTO THE NIGHT - 03:44
10. GOODBYE OHARRA - 01:54
11. BAMBOO BIRDCAGE - 02:32
12. HAN`S CRUELTY - 02:09
13. THE HUMAN FLY - 03:36
14. THE BIG BATTLE - 04:47
15. BROKEN MIRRORS - 05:55
16. END TITLES - 01:10
17. MAIN TITLES (ALTERNATE) - 03:17
Razem: 56:07 |
|