Spośród rzeszy reżyserów współpracujących z Ennio Morricone, Giuseppe Tornatore jest dla Włocha chyba najszczęśliwszym, gdy przychodzi okres rozdawnictwa nagród branżowych za osiągnięcia artystyczne. Projekty obu panów przyniosły Morricone uznanie krytyki, pod postacią Złotego Globu (za The Legend of 1900), nominacji do Grammy (za L`Uomo delle Stelle) oraz dwóch nominacji do Oscara: za Cinema Paradiso oraz za Malenę. W przypadku ostatniej z tych kompozycji sprawa jest o tyle ciekawa, że Morricone wreszcie zdołał wykorzystać popularność samego filmu; w przypadku Cinema Paradiso i The Legend of 1900 partytury były wystarczająco silnymi pozycjami autonomicznymi, by obrazy Tornatore stanowiły dla nich jedynie swego rodzaju katapultę do wyścigu o prestiżowe nagrody. Malena, jako kompozycja o wiele bardziej konwencjonalna, otrzymała swoją szansę głównie już dzięki filmowi. Na tle swoich poprzedniczek bowiem prezentuje się bowiem raczej jako rzemiosło, znakomite oczywiście, niż jako wielka sztuka. Dla miłośnika twórczości Morricone, pamiętającego niesprawiedliwe traktowanie Włocha przez krytykę amerykańską, nominacja ta jest zapewne gorzkim pocieszeniem; dla fana muzyki filmowej ma ona jednak znaczenie dość istotne - pokazuje siłę marketingu.
Malena jest konwencjonalna na wszystkich właściwie płaszczyznach, mimo że trudno tutaj mówić o anonimowości czy braku charakteru. Partytura ta łączy w pewnym sensie kilka obrazów włoskiej prowincji wypracowanych przez różnych twórców na przestrzeni lat. Jeśli ktoś poszukuje rozwinięcia konwencji Cinema Paradiso, odnajdzie je tu, choć świeżość muzycznej idei jest raczej znikoma. Jeśli ktoś oczekuje głębszych nawiązań do przeszłości gatunku we Włoszech, z zadowoleniem odkryje swoisty pastisz Nino Roty. Ale przenika się tutaj więcej nabudowanych latami schematów, tak że ciężko odnaleźć coś nowego, poczuć jakiś świeższy powiew. Słuchaczowi towarzyszy przede wszystkim wrażenie znajomości kolejnych fraz, które co prawda nie są w żadnym sensie kopiami poprzednich dzieł, mają jednak wyraźne cechy wtórności. Nie tylko w warstwie czysto technicznej, ale i w aspekcie emocjonalnym Morricone idzie wielokrotnie już przetartymi szlakami, dominuje zatem nostalgia, pogodna, choć wzruszająca reflekcja, powrót do krainy dzieciństwa, tak genialnie przez Włocha opisany w Cinema Paradiso. Jest to jednak wyłącznie kontynuacja, pozbawiona większej dozy kreatywności, tak nieodłącznie kojarzonej z twórczością kompozytora.
Partyturę do Maleny podzielić można na kilka części, nierównych pod względem rozwinięcia czy wagi narracyjnej, choć wyraźnie podzielonych i pełniących w filmie autonomiczne funkcje. Spośród nich zdecydowanie najciekawiej prezentuje się ilustracja erotycznych marzeń głównego bohatera (Visioni, Visioni (Fantasie D`Amore), Pensieri De Sesso), duszna, sugerująca jakby bliskość ciała kochanki, leniwa, niemal mistyczna, choć o wiele bardziej bezpośrednia i mniej wyrafinowana niż chociażby odpowiednie sekwencje w Maddalenie. Malena jest rzeczowa, konkretna, wręcz lapidarna, ale pozbawiona owego metafizycznego dreszczyku, jaki wywoływała muzyka do filmu Kawalerowicza, owej przestrzeni niedopowiedzenia. Pozostaje jednak w swym sensualnym aspekcie ilustracją bardzo dobrą. Zupełnym przeciwieństwem dla powagi scen erotycznych okazuje się zabawa konwencją, na jaką decyduje się Morricone. Dominujący na płycie marszyk to ukłon w stronę Felliniego i Nino Roty, utwór faktycznie godny La Strady czy 8 i 1/2, utrzymany w atmosferze wielkich dzieł filmowych włoskiego reżysera. Równocześnie w Cinema D`Altri Temp pojawia się humorystyczny pastisz - jak sądzę - stylistyki gatunku, gdzie Morricone miesza się z Bernsteinem i Goldsmithem (i kto wie, kim jeszcze!), osiągając nastroje heroiczne kilkoma powszechnymi hollywoodzkimi chwytami, od przygodowej podniosłości po klimaty westernu. Brzmi to bardziej zaskakująco niż uroczy, ale przewidywalny przewodni temat partytury.
Jak zatem odbierać Malenę? W kontekście twórczości Morricone, w kontekście włoskiej muzyki filmowej, a może odnosząc się do całości gatunku? Chciałoby się powiedzieć, że wystarczy odnaleźć tu złoty środek. Uważam jednak, że dopuszczenie ostatniego, najbardziej ogólnego z powyższych kontekstów byłoby niesprawiedliwe względem wcześniejszych dzieł Włocha, choćby wspomnianego Cinema Paradiso. Malena bowiem, bardzo dobra w porównaniu z coroczną hollywoodzką produkcją, na tle dokonań Morricone prezentuje się dość blado, plasując się w gronie przyzwoitych, acz dalekich od wyjątkowości projektów. A ponieważ samymi tylko pastiszami i kontynuacją własnej konwencji trudno zbudować dzieło wybitne, końcowa ocena, zdominowana przez kontekst kariery Włocha, prezentuje się dość surowo. Sądzę jednak, że przy tym obiektywnie, zważywszy zwłaszcza na brak prawdziwych, unikalnych atutów na opisywanym albumie. Albumie będącym co najwyżej dobrym wstępem do przygody z tym kompozytorem.
Recenzja gościnna, pochodzi z prywatnej strony autora: Dyrwin`s OSTs Recenzję napisał(a): Marek Łach (Inne recenzje autora)
Lista utworów:
1. Inchini Ipocriti E Disperazione - 2:04
2. Malena - 2:37
3. Passeggiata In Paese - 3:17
4. Visioni - 2:36
5. Nella Casa... - 2:16
6. Malena - End Titles - 4:25
7. Linciaggio - 2:46
8. Orgia - 1:13
9. Il Ritorno - 1:47
10. Bisbigli Della Gente - 2:42
11. Ma L`Amore No - 1:52
12. Casino-Bolero - 2:10
13. Altro Casino - 2:16
14. Visioni - Fantasie D`Amore - 2:15
15. Cinema D`Altri Tempi - 3:39
16. Ipocrisie - 2:00
17. Pensieri Di Sesso - 2:29
18. Momenti Difficili - 4:19
Razem: 46:43
Dyrygent: Ennio Morricone
Orkiestracje: Ennio Morricone |
|