Po dziesięciu latach przerwy od czasów Star Trek: The Motion Picture, do tej najsłynniejszej serii gwiezdnej powrócił legendarny Jerry Goldsmith. W dniu 9 czerwca 1989 roku na ekranach kin zadebiutowała piąta już część Star Trek, tym razem pod tytułem The Final Frontier (tytuł polski - Ostateczna granica). Film kosztował 28 milionów dolarów, zaś za sterami tej produkcji stanął William Shatner - odtwórca głównej roli kapitana Jamesa Kirka. The Final Frontier zarobił na świecie niewiele ponad 70 milionów dolarów (podczas gdy TMP dwa razy tyle), zaś sam film został dosłownie ?zbombardowany? przez krytykę i fanów kosmicznej serii - jednym z głównych ?przytyków? były słabe efekty specjalne: po raz pierwszy od 1979 roku nie zajmowała się nimi firma Industrial Light & Magic. Efekt? Trzy nagrody Złotej Maliny za najgorszy film roku, reżyserię i odtwórcę roli głównej oraz kolejne trzy nominacje, w tym za najgorszy film dekady i oryginalny scenariusz. Najlepszym elementem tego filmu okazała się
muzyka. 42-minutowy soundtrack ukazał się nakładem Epic Records w dniu 27 czerwca 1989 roku.
Jerry Goldsmith nie raz dostawał pytanie: ?Dlaczego nie zrobił Pan muzyki do poprzednich trzech części Star Trek`u?? Odpowiedź zawsze była taka sama: ?Bo nikt mnie o to nie poprosił?. W okresie tych 10 lat za muzyczną oprawę serii odpowiadali James Horner (Wrath of Khan i The Search for Spock) i Leonard Rosenmann (The Voyage Home). Goldsmith postanowił wrócić do ?korzeni?, gdzie źródłem jego inspiracji stał się klasyczny The Motion Picture. Ale nowa część nie była jego kopią, czy innym ?ślepym? wcieleniem. The Final Frontier było równie dostojne, bardziej wygładzone i jeszcze bardziej melodyjne. Nie mogło oczywiście zabraknąć obowiązkowych w tej serii Star Trek`owych fanfar - telewizyjnych Alexander`a Courage`a i kinowych samego Goldsmitha. Ten układ będzie stałym i niezmiennym elementem wszystkich filmów spod znaku Star Trek, do których muzykę napisze Jerry Goldsmith.
Na potrzeby piątej części ST Maestro skomponował trzy zupełnie nowe tematy przewodnie, które dołączyły do dwóch ?starych? z pokładu The Motion Picture, a raczej trzech, gdyż tutaj dość częstym gościem będzie dynamiczny temat Klingonów. Pierwszy z nich to temat liryczny, który osobiście zaliczam do grona tych najpiękniejszych w twórczości kompozytora. Tę niezwykłą urodę zawdzięcza on typowo ?goldsmithowskiej? sekcji smyczkowej, która nadaje jej barwy i uroku. Kompozytor dodatkowo wzbogacił aranżację tematu dodaniem kolejnych sekcji dętych, zarówno drewnianych (flet lub klarnet), jak i blaszanych (trąbka), które solowymi wejściami stanowiły doskonały wstęp do rozwinięcia oraz bardziej stonowaną jego rekapitulację. Po raz pierwszy możemy doświadczyć pełnej prezentacji tematu lirycznego w otwieranym przez klasyczne już fanfary The Mountain. Jego urodę można porównać do późniejszego o 10 lat Insurrection. Fragmenty tego tematu stanowiły uzupełnienie takich kompozycji jak The Barrier, A Busy Man (w tym przypadku mamy do czynienia z tematem w pełnym rozwinięciu) oraz An Angry God.
Drugi temat wiodący (The Barrier) nosi znamiona hymnu religijnego, ilustrującego mistyczną część przygody. Można by go nazwać po prostu tematem mistycznym. Brzmi naprawdę doskonale. Nie ma tu miejsca na żadne rozmyślania, które mogą kojarzyć się z Istotą Najwyższą. Goldsmith ?poszedł tu? w kierunku dramatyzmu, mocy i sporej dawki dynamizmu. Instrumentarium nie ograniczyło się do sekcji smyczkowych. Mamy tu tętniące życiem sekcje dęte blaszane, które nadają ton temu á la hymnowi. W przerwach pomiędzy tymi ?eksplozjami? kompozytor posłużył się wyciszającymi elementami tematu lirycznego na *smyczki, flet i ?miękkie? syntezatory. Nie mogło braknąć owej melodii w prawie 7-minutowej kompozycji poświęconej tematyce ?boskiej? - An Angry God: jest to rodzaj rekapitulacji tematycznej części religijnej o zmiennej barwie (subtelna, tajemnicza, wzniosła, dramatyczna i agresywna). A wszystko zostało osiągnięte przez mistrzowskie użycie kolejnych sekcji orkiestrowych - od smyczkowych przez syntetyki do dęciaków i perkusji. Elementy tego tematu można było też usłyszeć w muzyce akcji - Without Help i Let`s Get Out Of There.
Temat mistyczny został dodatkowo uzupełniony o temat napisany specjalnie dla postaci fałszywego Boga. Muzyka stała się tutaj jeszcze bardziej dramatyczna, stanowiąc kompilacje klimatów z jednej strony wzniosłych, a z drugiej tajemniczych. A Busy Man, a ściślej jego pierwsza połowa, stanowią doskonałą prezentację nowego tematu. Podobnie jednak jak w The Barrier, także tutaj Jerry postarał się rozjaśnić barwę kompozycji dodając w drugiej części utworu przepiękny temat liryczny, stanowiący połączenie ?miękkich? i melodyjnych syntezatorów oraz cudownej sekcji smyczkowej. Doskonałe połączenie. Fałszywa Istota Najwyższa została w pełni zilustrowana także w rodzaju ?boskiej? suity An Angry God, gdzie Goldsmith opisuje długo oczekiwane spotkanie z bóstwem i jego wojowniczą przemianę.
Star Trek nie może obejść się bez akcji, a w The Final Frontier Jerry Goldsmith udowadnia, że lata 80-te były szczytowe w jego karierze, jako legendy kina akcji. Muzyka ta jest nie tylko dynamiczna i potężna brzmieniowo, ale również pełna melodyki tak typowej dla ?action score? kompozytora oraz wzbogacona elementami tematycznymi. Nie ma tu nic, co przypominałoby tanią ścianę dźwięku, robioną tylko pod obraz i pozbawioną siły nośnej na soundtracku. Na 38 minut ?original score? ponad 16 minut, a więc ponad 40% to muzyka akcji, w której na przemian słyszymy sekcje dęte blaszane (zwłaszcza *waltornie i trąbki) i smyczkowe oraz kotły i werble. A wszystko okraszone odpowiednio dostrojoną elektroniką. W tym szacownym gronie mamy m.in. suitę pod napisy końcowe (Life Is A Dream) omówioną poniżej. Pozostałe trzy kompozycje tego typu to: Without Help - dynamiczne połączenie tematów ?Enterprise? i Klingonów oraz mistycznego (szczególnie ciekawie brzmią ?nawołujące? brzmienie dęciaków rodem z Planet of the Apes, ?wznoszące? sample i ?klaszczące? perkusonalia), Open the Gates - to najlepszy ?action track? ma albumie, inspirujący się Rambo - First Blood Part 2 oraz opierający się na skomponowanym specjalnie temacie, w którym Goldsmith zmuszał momentami orkiestrę do maksymalnego wysiłku (zwłaszcza sekcje smyczkowe) i Let`s Get Out Of There, gdzie Jerry dokonał kolejnego zespolenia tematu Klingonów, ?Enterprise? i mistycznego, które obok samej akcji dostarczają także dawki energicznego ?suspense`u? (zwraca uwagę różnorodność aranżacyjna tematu Klingonów). Nie ma co ukrywać. Jerry Goldsmith potrafił wykorzystać potencjał drzemiący w 90-osobowej orkiestrze.
Nienajlepiej została zaplanowana kwestia wstępu do finału. Przede wszystkim zero akcji i zero tematyki wiodącej. Free Minds to bardzo melancholijna i tajemnicza kompozycja, której klimat został stworzony przed odpowiednie porcjowanie sekcji smyczkowej, instrumentów dętych drewnianych i elektroniki. Jako czysta ilustracja brzmi naprawdę dobrze, ale jako pozycja kończąca muzyczną przygodę, po której dane jest nam usłyszeć ilustrację do napisów końcowych, brzmi stanowczo za mało przekonująco, żeby nie powiedzieć - bez emocji.
Finalna suita Life Is A Dream była czasem krytykowana za niedostateczne bogactwo tematyczne - obok tematów gwiezdnych Goldsmitha i Courage`a, główny rytm prowadzi temat Klingonów z The Motion Picture. Całość jest oczywiście melodyjna, dynamiczna, zaś z głośników nieprzerwanie bombardują nas sekcje dęte blaszane i smyczkowe. Te 4 minuty mija ?jak z bicza strzelił?. Choć faktycznie, można by się zastanowić - czemu brakło w niej tematu lirycznego lub pozostałych dwóch ?religijnych?? Ale dla fanów muzyki akcji, ta propozycja finału będzie idealna.
Na koniec pozostawiłem track, bez którego ten album spokojnie by się obszedł. Mowa tu o piosence The Moon`s A Window To Heaven. Pojawiła sie ona w filmie już po pierwszej scenie akcji. Autorem muzyki był sam Jerry Goldsmith, zaś tekstu John Bettis. Za produkcję odpowiadał Dan Kuramoto, natomiast aranżacja i wykonanie spoczęło na barkach wykonawczyni o pseudonimie Hiroshima. Jest to typowo popowa ballada, choć w całkiem szybkim tempie i naprawdę miła w odsłuchu. Jest tylko jedno, ale
Ta piosenka kompletnie (według mnie) nie nadaje się do serii Star Trek. Psuje cały efekt kosmicznej podróży, dodając niepotrzebnie do klasycznego przecież soundtracku elementu stricte komercyjnego.
Powrót Maestro do Star Trek był niezwykle udany, a stworzona przez niego ilustracja stała się jedną z najlepszych w całej serii. To z pewnością jedna z najbardziej niedocenianych gwiezdnych partytur, za co winę bez wątpienia ponosi klęska samego filmu. Muzyka ta, to Goldsmith w czystej postaci - zabawny, dramatyczny, liryczny, energiczny, zaś użyte instrumentarium pozwala od razu rozpoznać styl twórcy - mocarne sekcje dęte blaszane, rytmiczne, a przy tym nieco egzotyczne perkusonalia, nieodzowne w kinie s-f elektroniczne sample, użyte tradycyjnie już w dużym wyczuciem oraz ?miękkie? i wzniosłe brzmienie sekcji smyczkowych. Tematyczność ilustracji odzwierciedlała obecność sześciu tematów przewodnich, w tym trzech nowych - Star Trek: The Motion Picture, Star Trek - TV series, temat Klingonów, temat mistyczny i ?boski? oraz temat liryczny (dodać też należałoby temat akcji). Melodyjność całości stała na najwyższym poziomie, o czym można się przekonać w momentach, gdy Goldsmith uruchamiał ?action score?. Jedynie kończąca soundtrack popowa piosenka, choć nawet niezła, psuła jednak zwartość kompozycji. Można ją jednak usunąć z tracklisty i zakończyć płytę finalna suitą. *action score *original score Recenzję napisał(a): Szymon Jagodziński (Inne recenzje autora)
Wczytywanie ...
Lista utworów:
1. The Mountain - 3:53
2. The Barrier - 2:53
3. Without Help - 4:21
4. A Busy Man - 4:42
5. Open the Gates - 3:02
6. An Angry God - 6:58
7. Let`s Get Out Of There - 5:15
8. Free Minds - 3:19
9. Life Is A Dream - 3:59
10. The Moon`s A Window To Heaven (wyk. Hiroshima) - 4:01
Kolejność utworów w filmie: 1-10-5-3-8-2-4-6-7-9
Razem: 42:28 |
|