Powiedzmy sobie szczerze - krytyka nie zostawiła na najnowszej filmowej ekranizacji Harryego Pottera suchej nitki. Nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego, ponieważ dzieło Davida Yatesa, pomimo kilku minusów, prezentuje bardzo przyzwoity poziom. Nie jest to na pewno totalny galimatias, jaki zaprezentował Newell w Goblet of Fire. Film jest konsekwentny w tworzeniu klimatu, a kilka dłużyzn rekompensuje naprawdę znakomity i emocjonujący finał w piwnicach Ministerstwa Magii. W moim osobistym rankingu, to najlepszy film spod znaku ?HP?, zaraz po znakomitym Prisoner of Azkaban.
Ale dość o filmie, naszych Czytelników zapewne najbardziej interesuje muzyka. Do roli kompozytora nie powrócił Patrick Doyle i patrząc na to, co artysta zaprezentował rok temu, to chyba dobrze. Twórca oryginalnych tematów, John Williams, też już kategorycznie pożegnał się z magiczną serią. Yates zaprosił do współpracy praktycznie nieznanego brytyjskiego kompozytora Nicholasa Hoopera. Zaproszenie to nie dziwi - panowie stale współpracują ze sobą od dobrych kilku lat.
Muzyka Pana Hoopera jest mieszana z błotem przez krytykę równie intensywnie, co film, z którego pochodzi. Przyczyna tego stanu rzeczy również jest dla mnie wielce zastanawiająca. Czemu? Ponieważ partytura Hoopera to klimat, świetna motoryka scen akcji i całkiem niezła tematyczność. Rzecz, którą artysta stworzył w filmie brzmi wręcz perfekcyjnie. Na płycie gubi ją trochę kiepskie ułożenie utworów i brak sporej ilość interesującego materiału - z ponad 2 nagranych godzin na oficjalnym wydaniu posłuchamy nieco ponad 50 minut. Zdecydowanie mało, jak na materiał z tak atrakcyjnym potencjałem.
Przewodnią myślą tego całego muzycznego przedsięwzięcia jest temat profesor Umbridge, czyli takiej potterowskiej wersji naszego rodzimego Giertycha (reformatorskie zapędy obu postaci są zaskakująco podobne :). Melodia ta nie należy jednak do mocnych stron albumu, choć całkiem trafnie oddaje infantylność i śmieszność Dolores Umbridge. Przewodzą w nim irytujące *smyczki i słodziutka *czelesta, które po zwiewnym wstępie przemieniają się w bardziej dobitną i "bezczelną" wersję z puzonami, *akcentującymi wolno kroczący rytm. Temat jest wielce irytujący, i zapewne o to kompozytorowi chodziło (pewne podobieństwa do Aunt Marge`s Waltz z Więźnia z Azkabanu są do zaobserwowania)
Dużo bardziej w pamięć zapada rewelacyjny wręcz motyw, który słyszymy w otwierającym album Fireworks. Fenomenalne, irlandzko brzmiące smyczki, ksylofon, cudownie mijające się z dęciakami. Epickości dopełniają potężne *waltornie i świetna sekcja bębnów. Trochę mina mi zrzedła, gdy moje uszy potraktowała agresywna gitara elektryczna, która wdziera się (a może powinienem napisać ?wydziera się?) w połowie utworu. Poraża tu przebojowa motoryka, ilustrująca trochę bezsensowną scenę filmu. Zdecydowany mocny highlight partytury, przypominający dawne czasy, gdy Williams taśmowo ?produkował? takie perełki.
Szczególną uwagę polecam zwrócić na dwa inne utwory. Dubeldore`s Army oraz Room of Requirements. Pierwszy, po spokojnym wstępie na flecie, prezentuje przepiękny i pogodny motyw doskonale pasujący do poczynań młodych rebeliantów. Fenomenalnie brzmi tu motoryka sekcji smyczków oraz wymiana motywu między fletem, waltorniami a smyczkami. Drugi utwór zachwyca swoją budową. Nieśmiałe dzwoneczki wraz z czelestą wprowadzają ?Hookowsko? brzmiący temat. Po chwili dołączają flety, smyczki, ksylofon, kontrabasy i wreszcie dęciaki, które obdzierają tę miniaturę z resztek nieśmiałości. Często powracam do Hall of Prophecies, czy The Death of Sirius głównie ze względu na naprawdę wyborną końcówkę, która wyciska ze smyczków absolutnie wszystko (i pokazuje, jak prawidłowo wykorzystywać pauzy w muzyce akcji, czego jeden z naszych rodzimych kompozytorów chyba nigdy nie pojmie).
Co z klasycznym tematem Harryego Pottera? - zapytają niektórzy. Spokojnie, usłyszymy go też i w tej części (np. w Another Story, Journey to Hogwards), lecz zauważyć trzeba, że w filmie pojawia się on zdecydowanie częściej w kluczowych momentach, co na płycie ewidentnie nie zostało uchwycone. Do najciekawszych części albumu zaliczę również przejmujące Posession, zwiewny i delikatny Kiss (bardzo ładny ?falujący? motyw), czy nieco podobny do Room of Requirements - The Ministry of Magic.
Prace Pana Hoopera ocenić trudno. Z jednej strony momentami ciężki underscore, mała spójność z resztą serii i brak zapadających w pamięć motywów, niczym przepowiednie prof. Trelavney - nie wróżą nic dobrego (plus kilka mało profesjonalnych aranżacji, jak np.: prostacki motyw fortepianu z połowy Another Story). Jednakże przy każdym kolejnym wysłuchaniu odkryjemy w niej coś ciekawego. To jedna z tych płyt z podwójnym dnem. Nie brakuje tu kilku naprawdę imponujących motywów, błyskotliwych orkiestracji, rozwiązań rytmicznych. Kompozycji tej najbliżej jest do Prisoner of Azkaban (będącą jak na razie najbardziej dojrzałą partyturą serii), pomieszanej z elementami ?Hooka?. Jest to bardzo miłe zaskoczenie, po jakże rozczarowującej adaptacji Doyla. Nic przełomowego, ot po prostu dobrze się słucha. Recenzję napisał(a): Rafał Mrozowski (Inne recenzje autora)
Wczytywanie ...
Lista utworów:
1. Fireworks - 1:51
2. Professor Umbridge - 2:37
3. Another Story - 2:43
4. Dementors in the Underpass - 1:47
5. Dumbledore`s Army - 2:44
6. The Hall of Prophecies - 4:29
7. Possession - 3:22
8. The Room of Requirements - 6:11
9. The Kiss - 1:58
10. A Journey to Hogwarts - 2:56
11. The Sirius Deception - 2:38
12. The Death of Sirius - 4:00
13. Umbridge Spoils a Beautiful Morning - 2:42
14. Darkness Takes Over - 3:00
15. The Ministry of Magic - 2:50
16. The Sacking of Trelawney - 2:17
17. Flight of the Order of the Phoenix - 1:36
18. Loved Ones & Leaving - 3:16
Razem: 52:58 |
|