Powstały w 1976 roku Rocky był niewątpliwym przełomem dla Billa Conti`ego. Co prawda kolosalny sukces piosenki Gonna Fly Now nie sprawił, iż twórca tego przeboju został nagle jednym z najbardziej rozchwytywanych kompozytorów w amerykańskim przemyśle filmowym, ale zarówno tą piosenką jak i skromną ilustracją dramatyczną wyrobił on sobie dobrą markę u twórców filmu: Johna G. Avildsena i Sylvestra Stallone, otwierając sobie drogę do przyszłych, sygnowanych ich nazwiskami przedsięwzięć filmowych, które zaowocowały w latach 80-tych awansem Billa Conti`ego do pierwszej ligi hollywoodzkich kompozytorów. Robert Townson, niezmordowany popularyzator twórczości Conti`ego kilka lat temu odkrył dla miłośników muzyki filmowej dwie, bodaj najmniej znane prace Amerykanina spośród tych stworzonych właśnie dla Avildsena i Stallone`a. Obie pochodzą z 1978 roku.
F.I.S.T. miał zadatki na bardzo udany obraz. Reżyserią zajął się weteran Norman Jewison, zgromadzono też tak znane nazwiska jak operator Laszlo Kovacs, scenarzysta Joe Eszterhas czy aktorzy Rod Steiger i Peter Boyle. Ostatecznie wyszło z tego dość przeciętne filmidło, którego najjaśniejszym punktem jest muzyka Billa Contiego. Sylvester Stallone zagrał w F.I.S.T. Johnny`ego Kovaka, fabrycznego robotnika i obrońcę ciemiężonych, który po wyrzuceniu z pracy organizuje związki zawodowe wśród kierowców ciężarówek. Ponieważ to obraz osadzony w latach 30-tych, stąd Norman Jewison zapragnął czysto orkiestrowej oprawy muzycznej, aby przydać obrazowi klimatu klasycznych, hollywoodzkich produkcji z tego okresu. Conti stworzył więc efektowny *score stylizowany na twórczość kompozytorów Golden Age, co czyni jego dzieło, dobrze wpisującym się w panujące pod koniec lat 70-tych trendy, kiedy to po blisko dwóch dekadach w Hollywood znowu zapanowała moda na wielkie orkiestry. Powstała ilustracja nasycona amerykańskim patosem i nie stroniąca od fajerwerków muzycznych, ale dla odmiany nie starająca się wedle starych wzorców towarzyszyć znakomitej większości scen filmu, lecz pojawiająca się jedynie w jego kluczowych momentach. Ilustracja napisana jest bardziej współczesnym językiem a ponadto nie pełni wyłącznie odtwórczej roli, lecz ma za zadanie m.in. również wspomóc dość sztywnego momentami Stallone`a. Conti odnosi na tym polu sukces, choć nie całkowity, bowiem jego pełne szlachetności i wzniosłości kompozycje w starciu z niezdradzajacą zachodzenia jakichkolwiek procesów myślowych twarzą aktora dają momentami lekko komiczny efekt.
Score ma stosunkowo prostą konstrukcję. Już w pierwszym utworze Conti wykłada na stół większość kart, prezentując suitę, w której skompresowany został spory kawałek materiału melodycznego powtarzanego i rozwijanego w kolejnych kompozycjach. Na uwagę zasługuje zwłaszcza fanfara, którą wzorem Rocky`ego Conti obdarzył wojowniczą postać graną przez Sylvestra Stallone jak również przepełniony idealizmem temat główny, który świetnie prezentuje się zwłaszcza w wątku miłosnym, gdzie doznaje metamorfozy nabierając bezpretensjonalności i łagodności (Kissing In The Closet). Naczelną atrakcją F.I.S.T. jest jednak tętniąca adrenaliną muzyka akcji nadająca starciom robotników z policją epickości i heroizmu - szczególnie udanie wypada tu The Big Strike, do którego odwołania można znaleźć w późniejszym o blisko dekadę Masters of the Universe.
Oceniając F.I.S.T. w kontekście obrazu jest to kliszowa i przewidywalna kompozycja. Z pewnością niejeden hollywoodzki rzemieślnik podszedłby do tego projektu w podobny sposób, ale mało który ma tak dobrze opanowaną sztukę komponowania na orkiestrę jak Bill Conti, stąd też moim zdaniem praca ta nie zasługuje na miano przeciętnej. Podczas odsłuchu F.I.S.T. w zasadzie niczego nowego na temat Billa Conti`ego się nie dowiemy. Od początku swej kariery Amerykanin udowadniał jak świetnym jest melodykiem. Tworzenie efektownych, szybko wpadających w ucho tematów to była i jest jedna z jego specjalności. Podobnie jest z muzyką akcji, którą Conti zdaje się czasami pisać z dziecinną wręcz łatwością i która bywa dla słuchacza piekielnie satysfakcjonującym doświadczeniem, zwłaszcza, gdy jest należycie wykonana, tak jak w przypadku F.I.S.T., który dla potrzeb albumowych został nagrany przez renomowaną London Symphony Orchestra.
Ocena F.I.S.T. w filmie: (4/5)
Ocena F.I.S.T. na płycie: (4/5)
Oprócz wspomnianych wyżej atrakcji jest jeszcze coś, co sprawi, że album ten nie będzie zbierać kurzu na półkach. Tym czymś jest drugi score zamieszczony na CD, czyli melodramatyczny Slow Dancing in the Big City. W stylu komponowania Billa Conti`ego zaszło na przestrzeni całej jego kariery sporo zmian, dotyczyły one również muzyki lirycznej, która we wczesnych dziełach Amerykanina bliższa była twórczości europejskich tuzów gatunku aniżeli hollywoodzkich wyrobników. Swą nieprzeciętną wrażliwość kompozytor objawiał przede wszystkim w dziełach pisanych dla niszowych produkcji Paula Mazursky`ego. Daje się ją odczuć również w Slow Dancing in the Big City, które dalekie jest od późniejszych, mainstreamowych scorów kompozytora przepełnionych banalną i niewyszukaną liryką. Kompozytorską dojrzałością i złożonością melodyki praca ta zdecydowanie usuwa w cień wszystko, co wcześniej dla potrzeb kinematografii popełnił Bill Conti - zwłaszcza królujący na albumie temat miłosny należy do pereł w dorobku muzycznym tego twórcy. Uwodzi, wciąga i zaprasza do kolejnego odsłuchania. W taki sposób kompozytor odnosi się do zniewalającego uczucia podstarzałego nowojorskiego dziennikarza, zakochanego w pięknej i młodej baletnicy.
Nie mamy jednak w Slow Dancing in the Big City do czynienia z obsesyjną, minimalistyczną repetycją jednego tematu, albowiem uwagę Conti`ego zwróciło również wiszące nad głównymi bohaterami widmo poważnej choroby tancerki, która czyni uprawianie jej zawodu balansowaniem na granicy życia i śmierci. Rzutuje ono na nastrój części kompozycji, które odarte są z pasji, radości i nastroju spełnienia. Z tego melancholijno-romantycznego letargu dość gwałtownie wybudzą nas dwie kompozycje: żywiołowa, latynoska T.C. Salsa a także sensacja nr.1 tego albumu - utwór Balletto. Wzorowany na baletowej klasyce symfoniczny utwór spełniający w filmie dwie funkcje - służący zarówno jako podkład taneczny dla finałowego występu baletnicy a zarazem funkcjonujący jako ilustracja dramatyczna. Tu właśnie czuje się realizującą się pasję, ekspresję a przede wszystkim heroizm ryzykującej życie tancerki. I choć Conti`emu momentami brakuje inspiracji, to jednak w ostatecznym rozrachunku jest to kompozycja więcej niż poprawna, która tak jak reszta score`u potrafi dać odbiorcy sporo satysfakcji.
F.I.S.T. i Slow Dancing in the Big City zostały przez Roberta Townsona umieszczone na jednym albumie, aby pokazać dwie twarze Billa Conti`ego jako kompozytora. Pierwszy score, patetyczny i hollywoodzki niemal pełną gębą, jest zapowiedzią przyszłych dzieł Amerykanina, takich jak The Right Stuff czy Północ-Południe, które kompletnie pozbawione są innowacyjności, będąc za to muzycznym rzemiosłem bardzo wysokich lotów. Drugi score wraz z pochodzącymi z tego okresu kariery Glorią i Niezamężną Kobietą kończy ten etap kariery Conti`ego, w którym wcielał się w rolę muzycznego obserwatora wielkomiejskiego życia wschodu Ameryki, tworząc kompozycje doprawione nutą refleksji i artyzmem. Artyzmem, którego niestety w późniejszych dziełach kompozytora coraz bardziej zaczęło brakować.
Ocena Slow Dancing In The Big City na płycie: (4/5) *Score Recenzję napisał(a): Damian Sołtysik (Inne recenzje autora)
Wczytywanie ...
Lista utworów:
F.I.S.T.
1. Main Title (Theme from F.I.S.T.) - 02:42
2. F.I.S.T. is formed - 01:58
3. Preparing to strike - 01:51
4. Torching the Tent - 01:42
5. My Friend Abe - 01:45
6. Convention and Election - 01:58
7. Kissing in the Closet - 03:06
8. The big Strike - 02:01
9. Funeral for Mike - 01:40
10. Enlistment Drive - 01:48
11. Johnny goes to Washington - 02:08
12. Doyle`s Men - 01:16
13. Lights out - 01:43
14. End Title - 04:05
Slow Dancing in the big City:
15. Slow Dancing in the big City - 03:02
16. Good Night - 01:29
17. You can`t dance again - 02:24
18. Alone in Lincoln Center - 02:28
19. Rooftop Dancing - 02:14
20. T.C. Salsa - 03:48
21. Balletto - 07:04
22. The Ovation - 04:31
23. Blue Evening - 05:01
Razem: 61:44
|
|