Dyrygent: Alexandre Desplat Orkiestracja: Alexandre Desplat, Conrad Pope, Clifford Tasner, Philip Klein
Rok wydania: 2008 Wydawca: Concord Records
Muzyka na płycie:
Muzyka w filmie:
David Fincher zasłynął jako wybitny reżyser zaskakujących thrillerów, dlatego jego najnowsze dzieło, Ciekawy przypadek Benjamina Buttona, może wzbudzać tym większą ciekawość, że jest melodramatem. To adaptacja klasycznego opowiadania F. Scotta Fitzgeralda o człowieku, który rodzi się starcem i z biegiem czasu młodnieje. Losy tytułowego Benjamina Buttona śledzimy od lat 20. XX wieku po wiek XXI w Nowym Orleanie, gdzie przyszedł na świat, odwiedzając z nim również Nowy Jork, Murmańsk i Paryż. Na tej przestrzeni pokazana została jego wielka i trudna miłość do tancerki Daisy, która, choć odwzajemniona, musiała stanąć przed próbą uciekającego czasu. Rodzi się więc pytanie, czy twórcy mrocznych Siedem i Zodiaku udało się epickie widowisko? Jeśli spojrzymy na listę wszystkich znakomitych artystów współtworzących ten film, wyda się oczywiste, że na pewno tak. I rzeczywiście Ciekawy przypadek Benjamina Buttona jest absolutnym majstersztykiem. Historia została opowiedziana według ścisłych reguł klasycznej, hollywoodzkiej narracji (scenariusz napisał Eric Roth, znany m.in. z Forresta Gumpa), perfekcyjnie wyreżyserowana i brawurowo zagrana (oklaski dla Brada Pitta, Cate Blanchett i Tildy Swinton). Całość imponuje rozmachem i dbałością o najdrobniejsze szczegóły - kolejne dekady XX wieku zostały oddane z takim pietyzmem, że natychmiast orientujemy się w czasie i miejscu rozgrywanych wydarzeń. Można się jeszcze rozpływać nad niesamowitą charakteryzacją, pięknymi zdjęciami i muzyką, do której za chwilę przejdę, scenografią oraz kostiumami. Coś jednak sprawiło, że pomimo tego całego mistrzostwa film mnie nie poruszył. Niewątpliwie wpłynęło na to ciągle nasuwające się porównanie z ostatnim obrazem Francisa Forda Coppoli Młodość stulatka, który wykorzystywał bardzo podobny melodramatyczny motyw młodniejącego człowieka, a był dla mnie prawdziwym artystycznym przeżyciem. Przy dziele twórcy Czasu ApokalipsyCiekawy przypadek Benjamina Buttona wydał mi się filmem zachowawczym, bezpiecznie wykalkulowanym pod gusta szerokiej publiczności, zwłaszcza licznego gremium Amerykańskiej Akademii Filmowej. Wprawdzie nie nazwałbym go pustym, wszak zmusił mnie do silnej refleksji o przemijaniu, ale w mojej pamięci pozostanie przede wszystkim wspaniale zrealizowanym widowiskiem.
Na pewno jego odbiór (powtórzmy - doskonały) w dużej mierze uatrakcyjniła muzyka Alexandre`a Desplata, kompozytora odnoszącego coraz większe sukcesy artystyczne we współpracy z wybitnymi reżyserami (Ang Lee, niebawem Terrence Malick). Jak na prawdziwy melodramat przystało, słyszymy ją często, wybrzmiewa niemal w każdej scenie, pełniąc funkcję głównie ilustracyjną. Ale nie tylko. Kreuje też nieco tajemniczy i fantastyczny nastrój opowieści, nadaje jej swoistej elegancji i oczywiście potęguje emocje. Ten kto jednak oczekuje od kompozycji Francuza tak wyrafinowanej funkcjonalności, jak w wybitnym Ostrożnie, pożądanie może się przeliczyć. Materiał klasycznego melodramatu nie jest bowiem na tyle elastyczny, żeby można go było jeszcze kształtować za pomocą dźwięków, a przynajmniej nie wszystkie jego warstwy. Tym razem Desplat miał dopełnić swoją muzyką stronę wizualną filmu i zrobił to w sposób zachwycający.
Artysta już po raz kolejny wykazał się niezwykłym zmysłem ilustracyjnym oraz imponującą precyzją w komponowaniu odpowiednich fraz i motywów a także dobieraniu najwłaściwszej instrumentacji do konkretnych scen, a nieraz nawet krótkich ujęć. W Ciekawym przypadku... każdy dźwięk jest ściśle powiązany z obrazem. Kiedy na przykład Benjamin wypływa kutrem w morską podróż, słyszymy zwiastujące przygodę krótkie motywy instrumentów dętych (piękne ciepłe połączenie blach i drewna), a zaraz po nich jednoznacznie kojarzącą się z morzem melodię harmonijki ustnej. Wszystko to wsparte na bardzo charakterystycznym dla Desplata delikatnym, wesołym i motorycznym akompaniamencie smyczków, harfy oraz tamburynu (na płycie utwór New Life). Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie właśnie wyjątkowy smak, z jakim artysta dobiera barwy z bogatej palety dźwiękowej, nadając obrazowi intensywniejszy odcień. Jednocześnie pomiędzy materią dźwiękową i wizualną zostawił on jeszcze na tyle dużo powietrza, że pozwolił muzyce żyć własnym życiem, a to z kolei wniosło ożywczy oddech do filmu.
Przykładów wyjątkowej symbiozy muzyki z obrazem można w Ciekawym przypadku... znaleźć mnóstwo. Szczególnie dobrze słychać ją w tak oczywistych pod tym względem momentach, jak sekwencja, przedstawiająca rozwój kariery baletowej Daisy. Obserwując popisy taneczne dziewczyny czy przebitki miejsc, w których przebywa, słyszymy pełen gracji taneczny utwór ze zwiewną melodyką i baśniowym kolorytem (tremola i pizzicata smyczków, czelesta, dzwoneczki, harfa) . Myślę, że nie powstydziliby się go dziewiętnasto- i dwudziestowieczni mistrzowie muzyki baletowej (Daisy`s Ballet Career). Desplat zwrócił też moją uwagę umiejętnym charakteryzowaniem poszczególnych postaci. Sympatyczny przyjaciel Benjamina Oti zyskał ciepłe frazy skrzypiec i zabawną rytmicznie teksturę fletów, smyczków i marimby, natomiast jego ukochana Daisy - rzewną, romantyczną melodię.
Atmosferę epoki w filmie Finchera współtworzy raczej muzyka źródłowa (nowoorleański jazz, rock&roll), ale sam score nie jest w tym aspekcie bez znaczenia. Podkreśla bowiem nastrój, jaki mogą wywoływać miejsca, w których rozgrywa się akcja. Dla przykładu powiem, że malowniczemu ujęciu paryskiej ulicy towarzyszy beztroska, jakby zaimprowizowana fraza saksofonu. Za takie smaczki bardzo cenię Alexandre`a Desplata. Jego muzyka nie ma natomiast większego wpływu na narrację filmu, może z wyjątkiem utworu The Accident, który jakby upłynnia montaż w kapitalnej sekwencji, obrazującej wysnuty przez narratora przebieg wydarzeń, mogący zdarzyć się naprawdę, gdyby nie seria pewnych przypadków.
Nie mówiliśmy jeszcze o chyba najważniejszym elemencie muzyki do melodramatu, a więc liryce. Tu francuski artysta potwierdził swoją klasę. Stworzył bowiem kilka tematów o niezwykłej urodzie - romantycznych, ale nie ckliwych, poruszających, lecz nie patetycznych. Zostały one zinstrumentalizowane bardzo subtelnie, z zachowaniem odpowiednich proporcji, dzięki czemu brzmią przyjemnie selektywnie i mogą przynieść słuchaczowi radość łatwego wychwytywania funkcji muzycznych, jakie pełnią w nich poszczególne partie. Pragnę też zwrócić uwagę na wspaniałe wykonanie - muzycy grają z wielką kulturą dźwięku, pięknie modelując frazy. Nie muszę chyba dodawać, że tak skomponowana i tak zagrana liryka w dużej mierze uwiarygodniła uczucia głównych bohaterów.
Do Ciekawego przypadku Benjamina Buttona nie mogła powstać muzyka wybitna, patrząc przez pryzmat filmowej ilustracji, jednak w mojej opinii Alexandre Desplat osiągnął kolejny artystyczny sukces. Skomponował dzieło charakteryzujące się elegancką prostotą i jednocześnie wyrafinowaniem brzmieniowym. Słychać w nim wyraźny już styl kompozytora, wywodzący się z twórczości Claude`a Debussy`ego i Erica Satie. Polecam sięgnąć po płytę, żeby w pełni docenić wszystkie niuanse tej muzyki, które mogły zaniknąć w pełnej ścieżce dźwiękowej filmu. Słucha się jej doskonale.
Płytę dostarczyła firma:
David Fincher zasłynął jako wybitny reżyser zaskakujących thrillerów, dlatego jego najnowsze dzieło, Ciekawy przypadek Benjamina Buttona, może wzbudzać tym większą ciekawość, że jest melodramatem. To adaptacja klasycznego opowiadania F. Scotta Fitzgeralda o człowieku, który rodzi się starcem i z biegiem czasu młodnieje. Losy tytułowego Benjamina Buttona śledzimy od lat 20. XX wieku po wiek XXI w Nowym Orleanie, gdzie przyszedł na świat, odwiedzając z nim również Nowy Jork, Murmańsk i Paryż. Na tej przestrzeni pokazana została jego wielka i trudna miłość do tancerki Daisy, która, choć odwzajemniona, musiała stanąć przed próbą uciekającego czasu. Rodzi się więc pytanie, czy twórcy mrocznych Siedem i Zodiaku udało się epickie widowisko? Jeśli spojrzymy na listę wszystkich znakomitych artystów współtworzących ten film, wyda się oczywiste, że na pewno tak. I rzeczywiście Ciekawy przypadek Benjamina Buttona jest absolutnym majstersztykiem. Historia została opowiedziana według ścisłych reguł klasycznej, hollywoodzkiej narracji (scenariusz napisał Eric Roth, znany m.in. z Forresta Gumpa), perfekcyjnie wyreżyserowana i brawurowo zagrana (oklaski dla Brada Pitta, Cate Blanchett i Tildy Swinton). Całość imponuje rozmachem i dbałością o najdrobniejsze szczegóły - kolejne dekady XX wieku zostały oddane z takim pietyzmem, że natychmiast orientujemy się w czasie i miejscu rozgrywanych wydarzeń. Można się jeszcze rozpływać nad niesamowitą charakteryzacją, pięknymi zdjęciami i muzyką, do której za chwilę przejdę, scenografią oraz kostiumami. Coś jednak sprawiło, że pomimo tego całego mistrzostwa film mnie nie poruszył. Niewątpliwie wpłynęło na to ciągle nasuwające się porównanie z ostatnim obrazem Francisa Forda Coppoli Młodość stulatka, który wykorzystywał bardzo podobny melodramatyczny motyw młodniejącego człowieka, a był dla mnie prawdziwym artystycznym przeżyciem. Przy dziele twórcy Czasu ApokalipsyCiekawy przypadek Benjamina Buttona wydał mi się filmem zachowawczym, bezpiecznie wykalkulowanym pod gusta szerokiej publiczności, zwłaszcza licznego gremium Amerykańskiej Akademii Filmowej. Wprawdzie nie nazwałbym go pustym, wszak zmusił mnie do silnej refleksji o przemijaniu, ale w mojej pamięci pozostanie przede wszystkim wspaniale zrealizowanym widowiskiem.
Na pewno jego odbiór (powtórzmy - doskonały) w dużej mierze uatrakcyjniła muzyka Alexandre`a Desplata, kompozytora odnoszącego coraz większe sukcesy artystyczne we współpracy z wybitnymi reżyserami (Ang Lee, niebawem Terrence Malick). Jak na prawdziwy melodramat przystało, słyszymy ją często, wybrzmiewa niemal w każdej scenie, pełniąc funkcję głównie ilustracyjną. Ale nie tylko. Kreuje też nieco tajemniczy i fantastyczny nastrój opowieści, nadaje jej swoistej elegancji i oczywiście potęguje emocje. Ten kto jednak oczekuje od kompozycji Francuza tak wyrafinowanej funkcjonalności, jak w wybitnym Ostrożnie, pożądanie może się przeliczyć. Materiał klasycznego melodramatu nie jest bowiem na tyle elastyczny, żeby można go było jeszcze kształtować za pomocą dźwięków, a przynajmniej nie wszystkie jego warstwy. Tym razem Desplat miał dopełnić swoją muzyką stronę wizualną filmu i zrobił to w sposób zachwycający.
Artysta już po raz kolejny wykazał się niezwykłym zmysłem ilustracyjnym oraz imponującą precyzją w komponowaniu odpowiednich fraz i motywów a także dobieraniu najwłaściwszej instrumentacji do konkretnych scen, a nieraz nawet krótkich ujęć. W Ciekawym przypadku... każdy dźwięk jest ściśle powiązany z obrazem. Kiedy na przykład Benjamin wypływa kutrem w morską podróż, słyszymy zwiastujące przygodę krótkie motywy instrumentów dętych (piękne ciepłe połączenie blach i drewna), a zaraz po nich jednoznacznie kojarzącą się z morzem melodię harmonijki ustnej. Wszystko to wsparte na bardzo charakterystycznym dla Desplata delikatnym, wesołym i motorycznym akompaniamencie smyczków, harfy oraz tamburynu (na płycie utwór New Life). Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie właśnie wyjątkowy smak, z jakim artysta dobiera barwy z bogatej palety dźwiękowej, nadając obrazowi intensywniejszy odcień. Jednocześnie pomiędzy materią dźwiękową i wizualną zostawił on jeszcze na tyle dużo powietrza, że pozwolił muzyce żyć własnym życiem, a to z kolei wniosło ożywczy oddech do filmu.
Przykładów wyjątkowej symbiozy muzyki z obrazem można w Ciekawym przypadku... znaleźć mnóstwo. Szczególnie dobrze słychać ją w tak oczywistych pod tym względem momentach, jak sekwencja, przedstawiająca rozwój kariery baletowej Daisy. Obserwując popisy taneczne dziewczyny czy przebitki miejsc, w których przebywa, słyszymy pełen gracji taneczny utwór ze zwiewną melodyką i baśniowym kolorytem (tremola i pizzicata smyczków, *czelesta, dzwoneczki, harfa) . Myślę, że nie powstydziliby się go dziewiętnasto- i dwudziestowieczni mistrzowie muzyki baletowej (Daisy`s Ballet Career). Desplat zwrócił też moją uwagę umiejętnym charakteryzowaniem poszczególnych postaci. Sympatyczny przyjaciel Benjamina Oti zyskał ciepłe frazy skrzypiec i zabawną rytmicznie teksturę fletów, smyczków i marimby, natomiast jego ukochana Daisy - rzewną, romantyczną melodię.
Atmosferę epoki w filmie Finchera współtworzy raczej muzyka źródłowa (nowoorleański jazz, rock&roll), ale sam *score nie jest w tym aspekcie bez znaczenia. Podkreśla bowiem nastrój, jaki mogą wywoływać miejsca, w których rozgrywa się akcja. Dla przykładu powiem, że malowniczemu ujęciu paryskiej ulicy towarzyszy beztroska, jakby zaimprowizowana fraza saksofonu. Za takie smaczki bardzo cenię Alexandre`a Desplata. Jego muzyka nie ma natomiast większego wpływu na narrację filmu, może z wyjątkiem utworu The Accident, który jakby upłynnia montaż w kapitalnej sekwencji, obrazującej wysnuty przez narratora przebieg wydarzeń, mogący zdarzyć się naprawdę, gdyby nie seria pewnych przypadków.
Nie mówiliśmy jeszcze o chyba najważniejszym elemencie muzyki do melodramatu, a więc liryce. Tu francuski artysta potwierdził swoją klasę. Stworzył bowiem kilka tematów o niezwykłej urodzie - romantycznych, ale nie ckliwych, poruszających, lecz nie patetycznych. Zostały one zinstrumentalizowane bardzo subtelnie, z zachowaniem odpowiednich proporcji, dzięki czemu brzmią przyjemnie selektywnie i mogą przynieść słuchaczowi radość łatwego wychwytywania funkcji muzycznych, jakie pełnią w nich poszczególne partie. Pragnę też zwrócić uwagę na wspaniałe wykonanie - muzycy grają z wielką kulturą dźwięku, pięknie modelując frazy. Nie muszę chyba dodawać, że tak skomponowana i tak zagrana liryka w dużej mierze uwiarygodniła uczucia głównych bohaterów.
Do Ciekawego przypadku Benjamina Buttona nie mogła powstać muzyka wybitna, patrząc przez pryzmat filmowej ilustracji, jednak w mojej opinii Alexandre Desplat osiągnął kolejny artystyczny sukces. Skomponował dzieło charakteryzujące się elegancką prostotą i jednocześnie wyrafinowaniem brzmieniowym. Słychać w nim wyraźny już styl kompozytora, wywodzący się z twórczości Claude`a Debussy`ego i Erica Satie. Polecam sięgnąć po płytę, żeby w pełni docenić wszystkie niuanse tej muzyki, które mogły zaniknąć w pełnej ścieżce dźwiękowej filmu. Słucha się jej doskonale.
1. Postcards - 02:48
2. Mr. Gateau - 03:00
3. Meeting Daisy - 01:20
4. A New Life - 03:37
5. Love in Murmansk - 03:50
6. Meeting Again - 02:39
7. Mr. Button - 02:04
8. "Little Man" Oti - 02:02
9. Alone at Night - 02:32
10. It Was Nice to Have Met You - 01:42
11. Children`s Games - 04:38
12. Submarine Attack - 02:38
13. The Hummingbird - 02:33
14. Sunrise on Lake Pontchartrain - 01:42
15. Daisy`s Ballet Career - 03:33
16. The Accident - 02:02
17. Stay Out of My Life - 02:37
18. Nothing Lasts - 01:43
19. Some Things You Never Forget - 02:53
20. Growing Younger - 01:34
21. Dying Away - 02:13
22. Love Returns - 02:59
23. Benjamin and Daisy - 02:26
Zaiste ciekawy jest przypadek muzyki do Buttona, gdyż po jakim sklepie nie spojrzeć, to widnieje wydanie na 2cd (score + piosenki i dialogi z filmu). A jednak internet oferuje już tylko samą muzykę Desplata, a i wszelkie recki, jakie do tej pory zostały napisane (ta powyżej jest chyba pierwszą polską) tyczą się właśnie wyłącznie niej. Interesujące...Co do samej muzyki - dla mnie poprawna, ale nie widziałem jeszcze filmu. Na płycie jednak zdecydowanie za długa i tylko parę fragmentów pozostaje w pamięci. So far, so 3,5...
A ja myślę, że to najlepszy score ubiegłego roku i obok Birth najlepszy score, jaki Desplat dotąd napisał. Może coś odmieni mi się po obejrzeniu filmu, bo nie do końca wiem, czego się po Desplacie w kinie spodziewać, ale poziom detalu, piękne tematy i elegancja tej pracy mnie osobiście zniewala; poza tym mam wrażenie, że to najbardziej słuchalny score Francuza ostatnich lat, praktycznie bez niepotrzebnych dłużyzn, które były odczuwalne chociażby na The Painted Veil. Perełka.
Perełka, którą zupełnie przypadkowo oceniłem niżej, niż chciałem. Teraz nie podwyższyłem oceny o pół gwiazdki za muzykę na płycie, bo zmieniłem zdanie, lecz naprawiłem pomyłkę. Czytelników przepraszam.
Krystian:
Moja ocena:
Przyznam, że trochę ciężko ocenić najnowsze dzieło Desplata. Z jednej strony jest to muzyka skomponowana z dużą wyobraźnią, artyzmem i elegancją. Zaś z drugiej jest mało wyrazista, w porównaniu z ?Ostrożnie, pożądanie? wypada dosyć kiepsko, ale mimo wszystko jest skomponowana na bardzo wysokim poziomie, bogata w ciekawe tematy i dopracowana w każdym szczególe. Nie wiem jeszcze jak działa w filmie Finchera, ale jak na razie jakoś mnie nie przekonała, by postawić wyższą ocenę niż trochę naciągane 4.