Na ekranizację powieści Dana Browna Anioły i Demony szedłem sceptycznie nastawiony, mając w pamięci żenującą adaptację największego bestsellera tego pisarza, Kodu Da Vinci. Okazało się jednak, że artyści wyciągnęli wnioski ze swoich błędów i zaproponowali nieco inną konwencję, którą bez trudu zaakceptowałem i świetnie bawiłem się w kinie. O ile bowiem Kod Da Vinci reżyser Ron Howard potraktował śmiertelnie poważnie, przedstawiając literacką fikcję jako prawdę objawioną, o tyle w Aniołach i Demonach zszedł już z tego tonu. Powstał film o czytelnym dla widza rozrywkowym charakterze, pozwalającym przymknąć oko na wszystkie pseudonaukowe bzdury o sekcie Iluminatów czy antymateriach. Ma on szybką akcję z zaskakująco efektownym finałem, a nawet krzepiące przesłanie, że nauka i religia nie powinny się zwalczać i wykluczać. W stosunku do Kodu... zmieniło się aktorstwo Toma Hanksa - gra na większym luzie - patos zszedł do zdrowego poziomu, co w dużej mierze wyniknęło z mądrzejszej koncepcji muzyki Hansa Zimmera.
Chociaż materiał tematyczny kompozytor pozostawił ten sam - filmowe Anioły i Demony są kontynuacją Kodu Da Vinci - to sposób ilustrowania wydarzeń rozgrywanych na ekranie uległ zmianie. Kompozytor ograniczył na szczęście patetyczne tematy chóru, komponując jedynie kilka dramatycznych motywów chóralnych do scen, w których ich zastosowanie wydaje się najbardziej uzasadnione (przeważnie okrutnych morderstw). Motywy te wzbogacił charakterystyczną dla siebie harmoniką orkiestry symfonicznej i pulsującą, bogatą elektroniką. W ogóle należy podkreślić, że Zimmer umiejętniej zbalansował orkiestrę, chór i elektroniczne sample. Brzmienie stało się masywne, ale nie przytłaczające. Podobnie zgrabnie połączył elementy muzyki przywodzące na myśl sacrum (kościelne wejścia chóru, dzwony, partie solowe skrzypiec) z nowoczesną, motoryczną bazą rytmiczną i brzmieniową, kształtującą formę utworów a także narrację filmu. Odczytuję to jako świadomy zabieg muzycznego połączenia nauki i religii.
Za bardzo duży plus uznaję fakt, że Zimmer nie poszedł na tani patos w kulminacyjnej, wybuchowej sekwencji, lecz stworzył do niej bardzo piękny, kontrastujący utwór Science and Religion o poruszającej *harmonice i niezwykle efektownej pulsacji, które kreują niemal namacalną magię kina. Istotną rolę odgrywają tu, jak i w innych utworach, skrzypcowe partie solowe Joshu`y Bella. Jego charakterystyczne eteryczne wibrato uduchawia muzykę i dodaje jej szlachetności (nawet jeśli niektóre frazy balansują na granicy kiczu).
Zarówno w filmie, jak i na płycie znakomicie prezentują się dynamiczne utwory akcji, zwłaszcza 160 BPM oraz Black Smoke. Oba robią wrażenie, dzięki efektownemu, nieregularnemu rytmowi na 7/8 (w Black Smoke tylko na początku) a także kapitalnym połączeniu chóru z syntezatorami o przyjemnie archaicznych barwach. W Aniołach... uświadczymy również sporo tzw. underscore`u, zbudowanego na tajemniczych, długich współbrzmieniach, wzbogacanych różnorodnymi pulsującymi samplami. Tego typu muzyka wybrzmiewa w licznych dialogowych scenach i jest jak najbardziej uzasadniona. Bardziej absorbujące tło (np. bogatsze w melodie) przeszkadzałoby w i tak już zbyt szybkiej naukowej wymianie zdań bohaterów.
Szkoda tylko, że w Aniołach i Demonach Hans Zimmer strasznie się powtarza. Słyszymy w nich tematy, współbrzmienia albo rozwiązania aranżacyjne żywcem wzięte np. z The Ring, Hannibala, Mrocznego Rycerza, a nawet z Cienkiej Czerwonej Linii. Przyznam jednak, że oryginalność nie ma wielkiego wpływu na moją ocenę muzyki filmowej.
Hans Zimmer po raz kolejny potwierdził swoje mistrzostwo w tworzeniu efektownej, technologicznej muzyki ilustracyjnej. Kto taką lubi, może być pewien, że w Aniołach i Demonach zetknie się z fachową robotą i satysfakcjonującą rozrywką. Recenzję napisał(a): Aleksander Dębicz (Inne recenzje autora)
Lista utworów:
1. 160 BPM - 06:42
2. God Particle - 05:20
3. Air - 09:08
4. Fire - 06:51
5. Black Smoke - 05:45
6. Science And Religion - 12:27
7. Immolation - 03:38
8. Election By Adoration - 02:12
9. 503 - 02:14
Razem: 54:16 |
|