Czasami fani muzyki filmowej czekają na coś dniami, miesiącami a nawet latami
Nie są w stanie uwierzyć w spełnienie ich marzeń i pragnień, gdyż wytwórnie płytowe notorycznie rozwiewają ich płonne nadzieje na wydanie prawdziwych białych kruków. Oryginalne taśmy nagraniowe zazwyczaj są zaginione, zniszczone albo w stanie ?nie-do-odtworzenia?. Pozostaje tylko nędzny ?dvd-rip? albo ?rip? z vinyla
Ale od czasu do czasu zdarzają się cuda
Ni stąd ni z owąd, pojawia się producent muzyczny, który swoim uporem i bezkompromisowością doprowadza do odkrycia nie bójmy się tego powiedzieć - kolejnego Świętego Graala - wśród kompozycji muzycznych. Odkrycia, które - co najważniejsze - może się zmaterializować. W 2009 roku zmaterializowało się jedno z marzeń wielu fanów nestora muzyki filmowej Johna Barryego - wydano po raz pierwszy w formie CD fenomenalny album jazzowy pt. Americans.
W ostatnich kilkunastu latach John Barry powoli kończył swoją wielką i owocną karierę w przemyśle filmowym. Zmierzał coraz bardziej w kierunku nieuniknionej w jego przypadku, a będącej wypadkową stanu zdrowia i wypalenia artystycznego - emerytury zawodowej. Dość powiedzieć, że jego ostatnie projekty muzyczne były odskocznią od rutyny komponowania dla ?motion pictures? - choćby takie albumy jak The Beyondness Of Things czy Eternal Echoes albo wreszcie zakończony po kilkudziesięciu latach musical Brighton Rock. Chociaż będące poniekąd ?odrzutami? z filmów, w których nie dane mu było zapisać się na liście płac - kompozycje z Beyondness of Things czy Eternal Echoes stanowią wyraźny sygnał w biografii kompozytora mówiący o pewnego rodzaju przełomie, polegającym na swoistym postawieniu ?kropki nad i? w resume artystycznym legendarnego Anglika. W ostatnich pięciu latach, pomimo definitywnego wycofania się Barry`ego z przemysłu filmowego, czemu dał kilka razy wyraz i to w sposób bezceremonialny, mówiło się, iż być może powróci w takiej czy innej formie muzycznej. Krążyły plotki, zresztą podsycane przez samego kompozytora o jego kolejnym projekcie The Seasons, którego wydawcą miałby być francuski oddział Universal Music. Niestety, czas zweryfikował te doniesienia, a raczej dziennikarskie kaczki i można powiedzieć, że los i tak zlitował się nad wszystkimi miłośnikami muzyki filmowej, bo dał nam w zamian wspaniałą edytorsko płytę z 1975 roku pt Americans. Zamiast obiecanego The Seasons, które nie mogło dojść do skutku, nieważne w tym momencie - z jakich naprawdę stało się to przyczyn - otrzymaliśmy wysoki jakościowo produkt muzyczny, którego niebanalność jest niepodważalna.
Lata siedemdziesiąte były dla Johna Barry`ego jak się powszechnie wydaje - dosyć trudnym okresem w jego twórczości. Po 1974 roku, kiedy zmuszony był jak wielu obywateli Wielkiej Brytanii - wyemigrować do USA, za przysłowiowym ?chlebem? ze względu na drakońskie stawki podatkowe, zetknął się z nową rzeczywistością, która zaowocowała pewnym obniżeniem poziomu artystycznego dzieł kompozytora. Jego wybory muzyczne były coraz bardziej sztampowe i nie grzeszyły ambicją. Przełomem był rok 1975. Barry wówczas przyjął propozycję naszkicowania muzyki do serialu biograficznego pt. Eleanor And Franklin, o małżeństwie prezydenta USA. Po wykonaniu zadania, zdecydował się zostać dłużej na West Coast, czyli Zachodnim Wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Jak sam Barry mówi - był właśnie po bardzo intensywnym i bogatym w wyzwania a także i nagrody okresie twórczości - skomponował swój największy hit musicalowy pt Billy, w 1974 roku opatrzył swoimi nutami aż cztery filmy fabularne - The Man With The Golden Gun, czyli kolejny obraz z serii o niezniszczalnym symbolu popkultury - Jamesie Bondzie (z której to muzyki akurat kompozytor jest wyjątkowo niezadowolony), The Day of The Locust, The Dove i The Tamarind Seed z wyjątkowo klimatyczną muzyką, jak przystało na szpiegowski thriller. W USA chciał odpocząć, ale jednocześnie poznać tak naprawdę po raz pierwszy bardziej dogłębnie nowe dla siebie miejsce, czyli Amerykę. Jak przystało na wrażliwego artystę a takim przecież jest po dziś dzień John Barry - nowe miejsce, nowy kraj i jak pokazała historia życia Anglika - jego nowe w ciągu kilku lat miejsce życia - zainspirowało go niezwykle mocno i doprowadziło do wydania pierwszego ?concept albumu? w karierze kompozytora. Barry wówczas miał kontrakt z wytwórnią Polydor, na wydanie kilku płyt. Brakowało jeszcze jednej pozycji
Wszystkie wcześniejsze były oparte o jego dokonania na niwie muzyki filmowej. Americans tworzyły wyjątek.
Po 1975 roku , mniej więcej do 1980 Barry wpadł w przysłowiową ?czarną dziurę?, jego kompozycje były pozbawione dawnego błysku i świeżości. Niebagatelny wpływ na to miał chyba również wiek artysty - wszedł w tak powszechnie przecież wyśmiewany i pogardliwie określany ?kryzys wieku średniego? - był po 40-tce. Dlatego Americans stanowią chlubny wyjątek w dyskografii lat siedemdziesiątych Johna Barry`ego. Przede wszystkim dlatego, że są novum w palecie kierunków zainteresowań kompozytowa a poza tym - ze względu na brzmienie. Barry wyrósł z jazzu, a Americans stanowią jakby ukoronowanie tego gatunku muzycznego w jego wydaniu. To album inspirowany atmosferą USA, jego wielokulturowością, wielkomiejskością, ogromem i oryginalnością. Album jest tak naprawdę hołdem złożonym przez Anglika jego ?mentorom? jazzowym, czyli takim tuzom jazzu jak Dave Brubeck, Miles Davis, Duke Ellington czy Charlie Parker. Americans to sześć kompozycji. Sześć perełek jazzowych. Wydane pierwotnie na winylu te kilka utworów otwiera siedemnastominutowa suita Yesternight. To amalgamat muzyczny - ciągłe przeskoki z mrocznych i gęstych jak opary w nocnym barze kolorów nut aż do pełnych werwy i szybkiego tempa pasaży na fortepianie a la Duke Ellington. Każdy kolejny kawałek to istna uczta dla wielbicieli jazzu na najwyższym poziomie i tak naprawdę - obraz tego, kim by się stał John Barry, gdyby nie trafił na firmament muzyki filmowej. Jak dla mnie ?highlight? tego albumu to niezwykle lekki w odbiorze i swobodny Downtown Walker poświęcony atmosferze Nowego Jorku. Dominuje tu brzmienie saksofonu i puzonu, wspierane delikatną sekcją smyczkową. To taki ?muzyczny spacer po Wielkim Jabłku?. Barry kojarzy saksofon altowy z wielkomiejskością i kulturą jazzową USA. Stąd takie a nie inne brzmienie tego utworu. Trzeci na albumie Scorpio to żartobliwe odniesienie artysty do jego znaku zodiaku, a muzycznie to popis na saksofonie w wykonaniu Jerome Richardsona. Dużo tu improwizacji wspartej sekcją rytmiczną i nieco infantylnie brzmiącymi jak na dzisiejsze czasy - keyboardami. Po Scorpio wpadamy w przyjemny i odrobinę leniwy Social Swing, który prowadzony jest przez Ronnie Langa na saksofonie. Po raz kolejny, po Downtown Walkerze możemy się ?własnousznie? przekonać o talencie melodycznym Barry`ego i jego świetnym talencie aranżerskim - tutaj jest to połączenie współgrającego ze sobą saksofonu i fortepianu a także smutnie zawodzącego od czasu do czasu puzonu. Idąc dalej docieramy do poświęconego Los Angeles utworowi Strip Drive, w którym na wyżyny improwizacji na fortepianie wspina się Artie Kane, a towarzyszy mu rzewna *sekcja smyczkowa i szybkie tempo sekcji smyczkowej. Odbiciem improwizacji fortepianowej jest tutaj wariacja na puzonie Jerome Richardsona. Utwór kończy charakterystyczna dla Barry`ego coda na fortepianie, którą tak często wykorzystywał w swoich jazzowych scorach. Americans zwieńczone jest nieco innym w charakterze Speaking Mirrors, odzwierciedlającym ogrom architektury amerykańskich miast i będące hołdem dla niej. Trochę *dysonujące w brzmieniu, spokojnie kończy ten bardzo ?smaczny? w odbiorze album. Stephane Lerouge, szef Universal Music Jazz France dodał jeszcze do tego tematy muzyczne z okresu powstania Americans - a są to The Dove, The Adventurer, Follow Me oraz Orson Welles` Great Mysteries. Są ewidentnie ?wypełniaczem? pustego miejsca na dysku CD ale stanowią miłą oprawę tego, tak długo oczekiwanego wydania.
Wszyscy wyżej wymienieni artyści, którzy mieli udział w powstaniu Americans, czyli muzycy sesyjni to wybitnej klasy profesjonaliści, a dodajmy do tego jeszcze perfekcyjne opracowanie dźwiękowe w Glen Glenn Studios, batutę Barry`ego i mamy w efekcie niezapomniane przeżycie muzyczne z jazzem jako znakiem rozpoznawczym. Moje ostatnie zdanie brzmi - wydanie warte każdej złotówki.
*aria *piano Recenzję napisał(a): Janusz Pietrzykowski (Inne recenzje autora)
Wczytywanie ...
Lista utworów:
1. Yesternight Suite - 17:49
2. Downtown Walker - 04:27
3. Scorpio - 03:01
4. Social Swing - 04:08
5. Strip Drive - 03:19
6. Speaking Mirrors - 02:35
Bonus Track:
7. Orson Welles` Great Mysteries - 02:16
8. Sail the Summer Winds - Main Title from The Dove - 03:40
9. Follow, Follow - Main Title from Follow Me - 02:31
10. The Adventurer - 02:08
Razem:45:54
|
|