Oglądając filmy z muzyką Thomasa Newmana, zawsze myślę o jego stylu kompozytorskim. Nie przestaje mnie frapować oryginalnością i uniwersalnością, chociaż wydaje się, że od paru lat stoi w miejscu, nie ewoluuje. Kolejna refleksja naszła mnie po seansie Władców umysłów: Newmanowi udało się stworzyć muzyczny organizm, który posiada niezwykłe zdolności adaptacji. Doskonale funkcjonuje on w filmach bardzo różnych gatunków - zarówno w dramatach obyczajowych, melodramatach, jak i w familijnych animacjach, a nawet thrillerach. Władcy umysłów łączą w sobie elementy sensacji, science-fiction i melodramatu. Mogą więc stanowić naukowy dowód szczególnych właściwości owego Newmanowskiego organizmu dźwiękowego.
Myślę, że elastyczność stylu twórcy American Beauty bierze się z kilku czynników, spośród których nadrzędnym jest z pewnością harmonia. Współbrzmienia Newmana mają niedookreślony charakter, ponieważ często budowane są na bazie interwałów kwinty i kwarty, nie wskazujących jasno trybu tonacji. Harmonia, w dużej mierze odpowiadająca za warstwę emocjonalną muzyki, jest u Newmana niekonkretna, dzięki czemu poszerza się pole jej oddziaływania w obrazie. Nastroje artysta buduje kolorystyką, korzystając z bardzo szerokiej palety barw instrumentów akustycznych i elektronicznych. Niektóre połączenia brzmieniowe są w jego kompozycjach szczególnie oryginalne i w wyrafinowany sposób dozowane. Na przykład niespodziewane, ale bardzo płynne wejścia dźwięków pedałowych (generowanych elektronicznie) albo ciepłe *progresje kwintetu smyczkowego dostarczają słuchaczowi przyjemnych doznań estetycznych, a przede wszystkim inteligentnie wzbogacają obraz.
Wszystkie elementy stylu kompozytora usłyszeć można we Władcach umysłów. Funkcjonują znakomicie, bo pomagają rozwijać narrację, budują suspens i specyficzny klimat, odwracający uwagę widza od płycizn scenariusza. Według mnie Newman najciekawiej podkreślił emocje zakochanej pary, sugestywnie zresztą granej przez Emily Blunt i Matta Damona. Zwracam choćby uwagę na scenę ich pierwszego spotkania. Newman subtelnie, ale zarazem bardzo efektownie pogłębił zachodzące między bohaterami iskrzenie, wręcz ilustrując je jako proces chemiczny - poprzez selektywne, delikatne dźwięki elektroniczne i łagodne motywy fortepianu. Piękny jest również miłosny temat, jakby zaimprowizowany na fortepianie (Real Kiss).
Oczywiście miłośnicy muzyki filmowej, którzy na chłodno podchodzą do Newmanowskiego stylu mogą odnieść wrażenie, że kompozytor z gotowych już elementów ułożył kolejną podobną konstrukcję muzyczną. Nie mnie osądzać, czy wynikło to z wyczerpania jego inwencji twórczej, czy raczej z polecenia reżysera. Jedno jest pewne - film, dzięki omawianej muzyce sporo zyskał. A ponieważ soundtrack został wydany jedynie w formie albumu mp3 do ściągnięcia, słuchacze mogą zdecydować, czy skusić się na całość czy tylko na pojedyncze utwory. Osobiście polecam: Elise, The Girl on the Bus, New Leaf, The Substrate, Real Kiss, The Rippless Must Be Endless a także fajny rockandrollowy cover standardu Fever. Recenzję napisał(a): Aleksander Dębicz (Inne recenzje autora)
Lista utworów:
1. Fate (0:39)
2. Inflection Points (1:42)
3. Elise (3:27)
4. Four Elections (1:46)
5. Future`s Bright (written by Richard Ashcroft and Thomas Newman, performed by Richard Ashcroft) (5:51)
6. The Girl on the Bus (2:42)
7. Square-One Reset (2:21)
8. Richardson (2:21)
9. None of Them Are You (2:15)
10. New Leaf (2:53)
11. Pier 17 (3:22)
12. Recalibration (1:35)
13. The Substrate (1:32)
14. Real Kiss (1:54)
15. Fever (Adam Freeland Extended Remix) (written by John Davenport and Eddie Cooley, performed by Sarah Vaughan) (7:02)
16. The Illusion of Free Will (2:32)
17. Escher Loop (4:14)
18. The Ripples Must Be Endless (End Title) (3:14)
17. Are You Ready (written by Richard Ashcroft and Maurice Gibb, performed by Richard Ashcroft and the United Nations of Sound) (5:02)
Razem:56:33 |
|