Apoteoza piękna i natury - tak można określić Podróż do Nowej Ziemi, ostatni film jednego z najbardziej intrygujących amerykańskich reżyserów, Terrence`a Malicka. To olśniewająca wizja pierwszego spotkania angielskich odkrywców z Indianami na ziemi Nowego Świata, świata dziewiczego i odrealnionego. Pozbawione jakiejkolwiek sztuczności zdjęcia Emmanuela Lubezki`ego nadają całemu dziełu metafizyczny wymiar, a Ameryka i Anglia ukazane są przez Malicka w taki sposób, że widz sam czuje się ich odkrywcą. Fascynujące. Osnową fabularną filmu jest znana z disnejowskiej baśni piękna miłość między indiańską księżniczką Pocahontas a kapitanem Johnem Smithem. Wątek bardzo poruszający głównie dzięki doskonałemu aktorstwu zjawiskowej Q`Orianki Kilcher i wyjątkowo sugestywnego Colina Farrella oraz muzyce, o której za chwilę. Jedynym mankamentem obrazu są, podobnie jak w Cienkiej Czerwonej Linii, zbyt często wypowiadane filozoficzne kwestie z offu. Narracja obrazem jest tu na tyle czytelna, że nie potrzebuje wspomagania słowem.
Nie od dziś wiadomo, że dla reżysera Podróży do Nowej Ziemi bardzo istotnym czynnikiem kształtującym emocje jest muzyka. Tym razem jej skomponowanie Malick powierzył Jamesowi Hornerowi, ale od razu powiem, że to nie jego utwory odegrały w filmie największą rolę. W scenach, w których muzyka miała być szczególnie ważnym środkiem wyrazu, kompozytor posłużył się utworami mistrzów epoki klasycyzmu i romantyzmu - Adagiem z 23. Koncertu Fortepianowego A-dur Wolfganga Amadeusza Mozarta oraz Preludium ze Złota Renu Ryszarda Wagnera. Efekt piorunujący! Już dawno nikt tak genialnie nie wykorzystał klasyki w kinie. Moment nawiązania kontaktu między Smithem a Pocahontas oraz innymi Indianami, poznawanie przez kapitana łagodnego usposobienia ludu nowego kontynentu, wspólne zabawy czy w końcu miłość są w filmie tak wzruszające właśnie dzięki drugiej części koncertu Mozarta. Niewinność Indian podkreśla skromna, delikatna linia melodyczna fortepianu, a międzyludzką więź - bogata pod względem harmonicznym partia orkiestry. Z kolei majestatyczne wagnerowskie Preludium ilustruje malownicze plenery: lasy, rzeki i długie ujęcia statków skąpanych w świetle zachodzącego słońca; gloryfikuje w ten sposób naturę.
Jaką więc funkcję pełni w Podróży do Nowej Ziemi partytura Jamesa Hornera? Na pewno nie wpływa na emocje w takim stopniu, jak dzieła wspomnianych wyżej mistrzów. Została raczej zepchnięta do roli tła, kreującego nastrój i klimat opowieści. Trzeba powiedzieć, że amerykański kompozytor wykazał się na tym polu doskonałą intuicją i zrozumieniem wizji reżysera. Perfekcyjnie oddał egzotykę Nowego Świata poprzez wysunięcie na pierwszy plan czynnika kolorystycznego, tym samym mocno nawiązując do muzyki impresjonistycznej. *Harmonika niektórych utworów oraz specyficzna arabeskowa *faktura wszechobecnego fortepianu przywodzą na myśl dzieła Claude`a Debussy`ego. Swoistej przestrzeni brzmieniowej nadaje znany z Titanica syntetyczny chór a także śpiew nowozelandzkiej wokalistki Hayley Westenra`y.
Wszystko to odnajdziemy w otwierającym płytę The New World, który rozpoczyna śpiew ptaków. Po kilkunastu sekundach do kojących odgłosów natury przyłącza się migoczący fortepian i, jakby z oddali, śpiew Westerna`y. Przez chwilę muzyka rozwija się w takim jednostajnym, naturalnym ruchu dźwięków, lecz zaraz nowy wątek otwierają, niczym *róg myśliwski, dwa wyraźne interwały sopranu, zwieńczone ciepłym *tremolem talerza i spokojnym pociągnięciem smyczka kontrabasów oraz wiolonczel. Wraz z pojawieniem się sucho brzmiącego syntetycznego chóru brzmienie ulega zagęszczeniu i na takie baśniowe tło nakłada się piękny temat przewodni, prowadzony przez skrzypce. Jest on dość wylewny i można powiedzieć, że niejako trzymają go na wodzy stojące dźwięki instrumentów dętych blaszanych. Idylliczny nastrój panuje aż do ostatniej kulminacji, będącej jednocześnie wprowadzeniem do tematu granego już przez sam kwintet smyczkowy. Impresjonistyczna aura ulega hollywoodzkiej wylewności, ale konsekwentnie wprowadzonej i utrzymanej w dobrym guście. Utwór jest naprawdę bardzo piękny, bogaty w ciekawe rozwiązania brzmieniowe i jednocześnie klarowny pod względem formalnym.
Ciekawie prezentują się też utwory o budowie ewolucyjnej, kojarzące się z Cienką Czerwoną Linią Hansa Zimmera, takie jak First Landing czy A Flame Within. Słyszymy w nich nakładające się na siebie, narastające warstwy kwintetu smyczkowego i chóru, które jakby popycha motoryczny, tajemniczy motyw fortepianu, grany w wysokim rejestrze. Szczególnie intrygująco brzmi to w A Flame Within, ponieważ omawianą strukturę uzupełniają jeszcze osobno nagrane i scalone partie Hayley Westenra`y, nadające utworowi mistycznego, a nawet sakralnego charakteru.
Według mnie, w kompozycji Hornera paradoksalnie najciekawszy i najprzyjemniejszy w odbiorze jest materiał ilustracyjny, w którym tematyka schodzi na dalszy plan. To tu odnajdziemy zabawę kolorami, artykulacją, barwą. Przykładem niech będzie zniewalający utwór Of the Forest, charakteryzujący się piękna harmoniką, subtelnie i inteligentnie zastosowaną elektroniką w postaci syntezatorów a także tłem wykreowanym przez ptaki. Właśnie w underscorze występują najciekawsze rozwiązania. Jednym z moich ulubionych i najczęściej powtarzanych jest *arpeggio fortepianu w niskim rejestrze, które rozładowuje napięcie wytworzone przez królewską melodię *waltorni (np. Journey Upriver). Do takiej muzyki chce się wracać.
Niestety zdecydowanie gorzej prezentuje się część melodramatyczna, na szczęście prawie w ogóle nie użyta w filmie. Na tej płaszczyźnie Horner ujawnia swą największą słabość - brak pomysłów na nowe melodie. Problem ten rozwiązuje w charakterystyczny dla siebie sposób, czyli najzwyczajniej kopiując tematy ze swoich poprzednich dzieł, zwłaszcza z Bravehearta. Przy współpracy z Malickiem nie dało się tego zatuszować, gdyż hollywoodzka stylistyka tematów kompletnie nie pasowała do nietuzinkowo przedstawionego wątku miłosnego, i reżyser zastąpił je Mozartem. Również słuchając płyty odczuwa się nieprzyjemny kontrast pomiędzy orkiestrowymi impresjami a dość banalną liryką. To skłoniło mnie do obniżenia oceny. Trzeba też powiedzieć, że niektórym może przeszkadzać długość albumu - aż osiemdziesiąt minut w gruncie rzeczy powtarzalnego materiału.
Istotne wady Podróży do Nowej Ziemi nie przyćmiewają jednak faktu, że muzyka ta prezentuje wysoki poziom artystyczny i pod tym względem plasuje się w czołówce wszystkich kompozycji Jamesa Hornera.
P.S. Jeśli na widzu zrobiło wrażenie Adagio z 23. Koncertu fortepianowego A-dur Mozarta, polecam znakomite nagranie wybitnego pianisty Murray`a Perahia`i z towarzyszeniem English Chamber Orchestra (Sony Music). Jeśli chodzi o Wagnera, warto zaopatrzyć się w całą czteroczęściową operę Pierścień Nibelunga, nagraną przez festiwalową orkiestrę z Bayreuth pod dyrekcją Karla Bohma (Philips).
P.S. 2 Ocena muzyki w filmie dotyczy wyłącznie oryginalnej partytury Jamesa Hornera. *Adagio *piano Recenzję napisał(a): Aleksander Dębicz (Inne recenzje autora)
Wczytywanie ...
Lista utworów:
1. The New World - 05:22
2. First Landing - 04:45
3. A Flame Within - 04:05
4. An Apperation in the Fields... - 03:42
5. Journey Upriver - 04:16
6. Of the Forest - 06:55
7. Pocahontas and Smith - 03:41
8. Forbidden Corn - 11:01
9. Rolfe Proposes - 04:31
10. Winter/Battle - 08:28
11. All is Lost - 08:14
12. A Dark Cloud is Forever Lifted - 09:55
13. Listen to the Wind - 04:35
Razem: 79:29
Dyrygent: James Horner
Orkiestracje: James Horner, Jon Kull
Wokalne partie solowe: Hayley Westerna |
|