Soundtracks.pl - Muzyka Filmowa

Szukaj w:  Jak szukać?  



Aby otrzymywać świeże informacje o muzyce filmowej, podaj swój adres e-mail:



Zapisz

Pachnidło: Historia mordercy (Perfume: The Story Of A Murderer)

16 Styczeń 2007, 00:06 
Kompozytor: Tom Tykwer
Johnny Klimek
Reinhold Heil

Wykonanie: Berliner Philharmoniker
State Choir Lativia
Dyrygent: Sir Simon Rattle
Sopran solo: Chen Reiss, Melanie Mitrano, Victor De Maiziere

Rok wydania: 2006
Wydawca: EMI Classics

Muzyka na płycie:
Muzyka w filmie:
Pachnidło: Historia mordercy (Perfume: The Story Of A Murderer)UWAGA! Poniższy akapit zawiera spoilery. Na Pachnidło: Historię mordercy szedłem z myślą, że obejrzę arcydzieło. Tak nastawiony zostałem przez recenzentów (których peany pochwalne niepotrzebnie czytałem), przez reklamę w mediach oraz słuchając wcześniej muzyki z płyty. Tymczasem pierwsze, co przyszło mi do głowy po obejrzeniu filmu, to że jest on przeestetyzowaną bzdurą. Oparty na bestselerze Patricka Suskinda film Toma Tykwera niesie bowiem dość dziwaczne przesłanie. Jean-Baptista Grenouille - człowiek ze społecznego dna XVIII-wiecznego Paryża, którego natura obdarzyła niesamowicie czułym powonieniem - ogarnięty pasją kolekcjonowania najoryginalniejszych zapachów, zaczyna bez skrupułów zabijać młode kobiety. Początkowo ogląda się to całkiem dobrze jako niezły thriller. Niestety pod koniec zostaje złamana konwencja i film z ponurego thrillera, o fabule opowiadanej dotąd w sposób realistyczny, przekształca się w dzieło symboliczne, którego znaczenie aż strach interpretować. Cóż bowiem widzimy w ostatnich scenach? Otóż pachnidło, które Grenouille wyprodukował za cenę życia około dwudziestu dziewczyn, niesie ludziom miłość. Wystarczy, że skropi nim chusteczkę i nią pomacha, a wszyscy ludzie zaczynają się kochać. On zaś sam - jako źródło tego zapachu - postrzegany jest jako anioł. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że gdybym wysilił umysł, pewnie bym znalazł jakieś inne, ?głębsze? przesłanie, na przykład o granicach wolności w poszukiwaniach naukowych i artystycznych albo o możliwościach manipulowania społeczeństwem. Może bym i znalazł, ale nie szukałem, bo po projekcji ogarnęła mnie konsternacja i na żadne nadinterpretacje nie miałem ochoty. Trzeba jednak przyznać, że mimo to widowisko jest wspaniałe, realia osiemnastowiecznej Francji oddane z imponującym pietyzmem, bardzo dobre aktorstwo, duża rozmaitość zapadających w pamięć typów osobowych, kunsztowne zdjęcia Franka Griebe`a robią spore wrażenie, choć byłbym daleki od stwierdzenia, iż oddają rzeczywiste zapachy. Ach, ta siła sugestii. Do tego dochodzi jeszcze wysublimowana muzyka, przy której nawet mordowanie dziewicy wydaje się piękne. Po przeczytaniu powyższego wstępu czytelnik może sądzić, że mój stosunek do muzyki z Pachnidła jest mocno ironiczny. Nic bardziej mylnego. Uważam, że kompozytorzy Tom Tykwer (tak, reżyser), Reinhold Heil i Johnny Klimek stworzyli cudowną partyturę, perfekcyjnie pasującą do obrazu i również bardzo atrakcyjną poza nim. Zastrzeżenia dotyczą jedynie koncepcji całego filmu, wspomnianego przeestetyzowania. Podczas seansu powagi, subtelności i kunsztowności muzyki nie odebrałem jako infantylnego uwznioślenia filmowej bzdury, czego przykładem może być niedawny Kod Da Vinci, feralnie zilustrowany przez Hansa Zimmera. Dzieło kompozytorskiego tercetu dodaje filmowi aury niesamowitości, w dużej mierze kreuje jego tajemniczy, niepokojący klimat a także odpowiada za warstwę emocjonalną. Pełni też jeszcze jedną istotną funkcję - niezwykle sugestywnie odzwierciedla uczucia, jakich doznają bohaterowie wciągający woń pięknych perfum. Warto dodać, że artyści sięgnęli po podobne środki ekspresji, jak Hans Zimmer w Hannibalu, filmie zresztą pod pewnymi względami podobnym do Pachnidła. Wykonanie muzyki do ekranizacji powieści Suskinda Tom Tykwer powierzył słynnym Berlińskim Filharmonikom pod dyrekcją Sir Simona Rattle`a. Zdarzenie bez precedensu - nieczęsto bowiem na potrzeby filmu angażuje się tak sławne orkiestry, a ta jest przecież jedną z najwspanialszych na świecie. Sam dyrygent należy do grona moich ulubionych, gdyż pod jego batutą orkiestra potrafi wygrywać najsubtelniejsze niuanse, niejednokrotnie w bardzo odkrywczy sposób, nadając nawet bardzo znanym utworom muzyki klasycznej zaskakującą świeżość. Szczerze mówiąc, na początku pomyślałem, że to jedynie zmyślny chwyt marketingowy - nazwa ?Berliner Philharmoniker? na okładce soundtracku na pewno przyciągnie melomanów, a dla Rattle`a ten projekt będzie stanowić swego rodzaju odskocznię od muzyki poważnej, by nie powiedzieć: chałturę. Jednak po wysłuchaniu płyty z muzyką do Pachnidła zrozumiałem - tylko muzycy klasy Berlińczyków mogli uzyskać tak zdumiewający efekt. Dzięki porywającemu wykonaniu dzieło Tykwera, Heila i Klimka nabiera swoistej dziewiczości i magii. Oprócz orkiestry wydobył ją jeszcze perfekcyjny Narodowy Chór Łotewski, poprowadzony przez Kristiana Jarvi oraz znakomici śpiewacy-soliści: sopranistki Chen Reiss i Melannie Mitrano a także Victor de Maiziere, głos chłopięcy. Niesamowite brzmienie uzupełnia jeszcze subtelna elektronika autorstwa kompozytorów. Kunszt chóru odkryjemy już w pierwszym utworze płyty - Prologue - The Highest Point - prezentującym jeden z głównych tematów kompozycji. Jego melodię prowadzą intrygujące, hipnotyczne soprany, które dzięki perfekcyjnemu operowaniu mikro-dynamiką sprawiają wrażenie jakby falowały. Przywodzą na myśl unoszącą się w powietrzu, obezwładniającą woń - niesamowity efekt! Mroczny klimat nadają długie, burdonowe nuty basów i tenorów, zaraz jednak zostaje on rozjaśniony delikatnym brzmieniem czelesty i pogodniejszą harmoniką. Utwór płynnie przechodzi w kolejny - Streets of Paris - w którym z kolei usłyszymy siłę możliwości Berlińskich Filharmoników. Wykonują oni drugi ważny temat, bardziej wylewny, charakteryzujący się długimi, romantycznymi frazami. Od razu powiem, że jest on jednym z najpiękniejszych, jakie dane mi było ostatnio usłyszeć. Cechuje go dostojeństwo, opanowanie, ale także swoista dźwiękowa malowniczość i plastyczność. Temat został zbudowany z dość długich, rozległych motywów kwintetu smyczkowego, bardzo do siebie podobnych, lecz różnorodnie oświetlanych harmonicznie. Te niezwykle subtelnie dokonywane zmiany współbrzmień dają wyobrażenie ciekawego przyglądania się czemuś ze wszystkich stron, albo romantycznego lotu nad jakąś rajską krainą. Przyznam, że zastosowanie omawianego tematu w filmie jest dość zaskakujące, choć oczywiście uzasadnione. Nie byłby on jednak tak zachwycający, gdyby nie dopieszczone ornamenty. Słyszymy bowiem piękne glissanda harf, baśniowe dzwonki oraz perfekcyjnie prowadzone kontrapunkty waltorni i instrumentów dętych drewnianych. Porażający efekt dają też samotne, długie, pojedyncze dźwięki trąbki, zwiastujące kulminacje, po których ciarki przechodzą po plecach. Jak już powiedziałem, niemałą rolę odegrali wykonawcy - Berlińczycy wydobywają tak boskie legato, że można się rozpłynąć z zachwytu, niczym po wyczuciu woni perfum Grenouille`a. Czapki z głów! Podobny temat, choć w zupełnie innym charakterze usłyszymy w The Perfume, ilustrującym kulminacyjną scenę filmu; stanowi on zarazem szczytowy punkt partytury. Zbudowany został z tych samych motywów, ale złożonych ze znacznie dłuższych wartości. I właśnie każdy długo wybrzmiewający dźwięk czy akord jest tu swego rodzaju wyrazem zachwytu. Czas wypełnia potęga brzmienia orkiestry, subtelna elektronika a także delikatny, niewieści śpiew Melanie Mitrano. Tak jak ludzie padli na kolana wyczuwając zapach stworzony przez głównego bohatera, tak my - słuchacze - możemy poddać się urokowi tej wspaniałej muzyki. Perfume to nie jedyne tak mocno oddziałujące utwory Pachnidła. Kolejnym przykładem może być The Girl with the Plums z oszałamiającą melodią smyczków w unisonie ze zjawiskowym sopranem Chen Reiss. Specyficzne frazowanie, harmonika oraz brzmienie nasilają wyobrażenie przebywania w oparach najpiękniejszych zapachów. Bardzo podoba mi się również The 13th Essence utrzymany w rytmie walca i bardzo eleganckim, a jednocześnie baśniowo-tajemniczym charakterze, kreowanym przez intrygujące pizzicato smyczków a także linię melodyczną harfy. Perełka. Cudownie prezentuje się także delikatne jak piórko, przeszywająco czyste solo Chen Reiss, które mocno kojarzy się z partiami solowymi Renee Fleming z Władcy Pierścieni: Powrotu Króla. Podobieństwo ze słynnym dziełem Howarda Shore`a słychać też w Grasse in Panic, gdzie występuje charakterystyczny, diaboliczny chór męski uzupełniany ostrymi puzonami i trąbkami. W utworze tym odnajdziemy także jeden z najciekawszych fragmentów akcji, opartym na mrożących krew w żyłach, co chwila ostro akcentowanych motywach smyczków. Wzbudza niepokój, ale zarazem fascynuje. Skoro jesteśmy już w mrocznym nastroju, nie mogę nie wspomnieć o szalenie intrygującym The Method Works!, utworze ilustrującym zapachowe odkrycie Grenouille`a. Napięcie budują tu jednostajne pochody opadające fortepianu w niskim rejestrze, pulsująca elektronika, motoryczne motywy wiolonczel a także krystaliczne dźwięki harfy, niczym spadające krople. O najnowszym dziele Tykwera, Heila i Klimka można mówić wiele, ale słowa nie wyrażą wszystkich niuansów i smaczków w jakie obfituje. Gorąco polecam zapoznać się z tą znakomitą i na dodatek doskonale wykonaną muzyką, która stanowi jeden z najlepszych elementów Pachnidła: Historii Mordercy. Dawno żaden film nie otrzymał tak interesującej oprawy dźwiękowej.

Odtwarzaj / Zatrzymaj

SATYSFAKCJA GWARANTOWANA - nagroda Soundtracks.plUWAGA! Poniższy akapit zawiera spoilery.

Na Pachnidło: Historię mordercy szedłem z myślą, że obejrzę arcydzieło. Tak nastawiony zostałem przez recenzentów (których peany pochwalne niepotrzebnie czytałem), przez reklamę w mediach oraz słuchając wcześniej muzyki z płyty. Tymczasem pierwsze, co przyszło mi do głowy po obejrzeniu filmu, to że jest on przeestetyzowaną bzdurą. Oparty na bestselerze Patricka Suskinda film Toma Tykwera niesie bowiem dość dziwaczne przesłanie. Jean-Baptista Grenouille - człowiek ze społecznego dna XVIII-wiecznego Paryża, którego natura obdarzyła niesamowicie czułym powonieniem - ogarnięty pasją kolekcjonowania najoryginalniejszych zapachów, zaczyna bez skrupułów zabijać młode kobiety. Początkowo ogląda się to całkiem dobrze jako niezły thriller. Niestety pod koniec zostaje złamana konwencja i film z ponurego thrillera, o fabule opowiadanej dotąd w sposób realistyczny, przekształca się w dzieło symboliczne, którego znaczenie aż strach interpretować. Cóż bowiem widzimy w ostatnich scenach? Otóż pachnidło, które Grenouille wyprodukował za cenę życia około dwudziestu dziewczyn, niesie ludziom miłość. Wystarczy, że skropi nim chusteczkę i nią pomacha, a wszyscy ludzie zaczynają się kochać. On zaś sam - jako źródło tego zapachu - postrzegany jest jako anioł. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że gdybym wysilił umysł, pewnie bym znalazł jakieś inne, ?głębsze? przesłanie, na przykład o granicach wolności w poszukiwaniach naukowych i artystycznych albo o możliwościach manipulowania społeczeństwem. Może bym i znalazł, ale nie szukałem, bo po projekcji ogarnęła mnie konsternacja i na żadne nadinterpretacje nie miałem ochoty.

Trzeba jednak przyznać, że mimo to widowisko jest wspaniałe, realia osiemnastowiecznej Francji oddane z imponującym pietyzmem, bardzo dobre aktorstwo, duża rozmaitość zapadających w pamięć typów osobowych, kunsztowne zdjęcia Franka Griebe`a robią spore wrażenie, choć byłbym daleki od stwierdzenia, iż oddają rzeczywiste zapachy. Ach, ta siła sugestii. Do tego dochodzi jeszcze wysublimowana muzyka, przy której nawet mordowanie dziewicy wydaje się piękne.

Po przeczytaniu powyższego wstępu czytelnik może sądzić, że mój stosunek do muzyki z Pachnidła jest mocno ironiczny. Nic bardziej mylnego. Uważam, że kompozytorzy Tom Tykwer (tak, reżyser), Reinhold Heil i Johnny Klimek stworzyli cudowną partyturę, perfekcyjnie pasującą do obrazu i również bardzo atrakcyjną poza nim. Zastrzeżenia dotyczą jedynie koncepcji całego filmu, wspomnianego przeestetyzowania. Podczas seansu powagi, subtelności i kunsztowności muzyki nie odebrałem jako infantylnego uwznioślenia filmowej bzdury, czego przykładem może być niedawny Kod Da Vinci, feralnie zilustrowany przez Hansa Zimmera. Dzieło kompozytorskiego tercetu dodaje filmowi aury niesamowitości, w dużej mierze kreuje jego tajemniczy, niepokojący klimat a także odpowiada za warstwę emocjonalną. Pełni też jeszcze jedną istotną funkcję - niezwykle sugestywnie odzwierciedla uczucia, jakich doznają bohaterowie wciągający woń pięknych perfum. Warto dodać, że artyści sięgnęli po podobne środki ekspresji, jak Hans Zimmer w Hannibalu, filmie zresztą pod pewnymi względami podobnym do Pachnidła.

Wykonanie muzyki do ekranizacji powieści Suskinda Tom Tykwer powierzył słynnym Berlińskim Filharmonikom pod dyrekcją Sir Simona Rattle`a. Zdarzenie bez precedensu - nieczęsto bowiem na potrzeby filmu angażuje się tak sławne orkiestry, a ta jest przecież jedną z najwspanialszych na świecie. Sam dyrygent należy do grona moich ulubionych, gdyż pod jego batutą orkiestra potrafi wygrywać najsubtelniejsze niuanse, niejednokrotnie w bardzo odkrywczy sposób, nadając nawet bardzo znanym utworom muzyki klasycznej zaskakującą świeżość. Szczerze mówiąc, na początku pomyślałem, że to jedynie zmyślny chwyt marketingowy - nazwa ?Berliner Philharmoniker? na okładce soundtracku na pewno przyciągnie melomanów, a dla Rattle`a ten projekt będzie stanowić swego rodzaju odskocznię od muzyki poważnej, by nie powiedzieć: chałturę. Jednak po wysłuchaniu płyty z muzyką do Pachnidła zrozumiałem - tylko muzycy klasy Berlińczyków mogli uzyskać tak zdumiewający efekt. Dzięki porywającemu wykonaniu dzieło Tykwera, Heila i Klimka nabiera swoistej dziewiczości i magii. Oprócz orkiestry wydobył ją jeszcze perfekcyjny Narodowy Chór Łotewski, poprowadzony przez Kristiana Jarvi oraz znakomici śpiewacy-soliści: sopranistki Chen Reiss i Melannie Mitrano a także Victor de Maiziere, głos chłopięcy. Niesamowite brzmienie uzupełnia jeszcze subtelna elektronika autorstwa kompozytorów.

Kunszt chóru odkryjemy już w pierwszym utworze płyty - Prologue - The Highest Point - prezentującym jeden z głównych tematów kompozycji. Jego melodię prowadzą intrygujące, hipnotyczne soprany, które dzięki perfekcyjnemu operowaniu mikro-dynamiką sprawiają wrażenie jakby falowały. Przywodzą na myśl unoszącą się w powietrzu, obezwładniającą woń - niesamowity efekt! Mroczny klimat nadają długie, burdonowe nuty basów i tenorów, zaraz jednak zostaje on rozjaśniony delikatnym brzmieniem czelesty i pogodniejszą harmoniką. Utwór płynnie przechodzi w kolejny - Streets of Paris - w którym z kolei usłyszymy siłę możliwości Berlińskich Filharmoników. Wykonują oni drugi ważny temat, bardziej wylewny, charakteryzujący się długimi, romantycznymi frazami. Od razu powiem, że jest on jednym z najpiękniejszych, jakie dane mi było ostatnio usłyszeć. Cechuje go dostojeństwo, opanowanie, ale także swoista dźwiękowa malowniczość i plastyczność. Temat został zbudowany z dość długich, rozległych motywów kwintetu smyczkowego, bardzo do siebie podobnych, lecz różnorodnie oświetlanych harmonicznie. Te niezwykle subtelnie dokonywane zmiany współbrzmień dają wyobrażenie ciekawego przyglądania się czemuś ze wszystkich stron, albo romantycznego lotu nad jakąś rajską krainą. Przyznam, że zastosowanie omawianego tematu w filmie jest dość zaskakujące, choć oczywiście uzasadnione. Nie byłby on jednak tak zachwycający, gdyby nie dopieszczone ornamenty. Słyszymy bowiem piękne *glissanda harf, baśniowe dzwonki oraz perfekcyjnie prowadzone *kontrapunkty *waltorni i instrumentów dętych drewnianych. Porażający efekt dają też samotne, długie, pojedyncze dźwięki trąbki, zwiastujące kulminacje, po których ciarki przechodzą po plecach. Jak już powiedziałem, niemałą rolę odegrali wykonawcy - Berlińczycy wydobywają tak boskie legato, że można się rozpłynąć z zachwytu, niczym po wyczuciu woni perfum Grenouille`a. Czapki z głów!

Podobny temat, choć w zupełnie innym charakterze usłyszymy w The Perfume, ilustrującym kulminacyjną scenę filmu; stanowi on zarazem szczytowy punkt partytury. Zbudowany został z tych samych motywów, ale złożonych ze znacznie dłuższych wartości. I właśnie każdy długo wybrzmiewający dźwięk czy akord jest tu swego rodzaju wyrazem zachwytu. Czas wypełnia potęga brzmienia orkiestry, subtelna elektronika a także delikatny, niewieści śpiew Melanie Mitrano. Tak jak ludzie padli na kolana wyczuwając zapach stworzony przez głównego bohatera, tak my - słuchacze - możemy poddać się urokowi tej wspaniałej muzyki.

Perfume to nie jedyne tak mocno oddziałujące utwory Pachnidła. Kolejnym przykładem może być The Girl with the Plums z oszałamiającą melodią smyczków w *unisonie ze zjawiskowym sopranem Chen Reiss. Specyficzne *frazowanie, *harmonika oraz brzmienie nasilają wyobrażenie przebywania w oparach najpiękniejszych zapachów. Bardzo podoba mi się również The 13th Essence utrzymany w rytmie walca i bardzo eleganckim, a jednocześnie baśniowo-tajemniczym charakterze, kreowanym przez intrygujące *pizzicato smyczków a także linię melodyczną harfy. Perełka. Cudownie prezentuje się także delikatne jak piórko, przeszywająco czyste solo Chen Reiss, które mocno kojarzy się z partiami solowymi Renee Fleming z Władcy Pierścieni: Powrotu Króla. Podobieństwo ze słynnym dziełem Howarda Shore`a słychać też w Grasse in Panic, gdzie występuje charakterystyczny, diaboliczny chór męski uzupełniany ostrymi puzonami i trąbkami. W utworze tym odnajdziemy także jeden z najciekawszych fragmentów akcji, opartym na mrożących krew w żyłach, co chwila ostro *akcentowanych motywach smyczków. Wzbudza niepokój, ale zarazem fascynuje. Skoro jesteśmy już w mrocznym nastroju, nie mogę nie wspomnieć o szalenie intrygującym The Method Works!, utworze ilustrującym zapachowe odkrycie Grenouille`a. Napięcie budują tu jednostajne pochody opadające fortepianu w niskim rejestrze, pulsująca elektronika, motoryczne motywy wiolonczel a także krystaliczne dźwięki harfy, niczym spadające krople.

O najnowszym dziele Tykwera, Heila i Klimka można mówić wiele, ale słowa nie wyrażą wszystkich niuansów i smaczków w jakie obfituje. Gorąco polecam zapoznać się z tą znakomitą i na dodatek doskonale wykonaną muzyką, która stanowi jeden z najlepszych elementów Pachnidła: Historii Mordercy. Dawno żaden film nie otrzymał tak interesującej oprawy dźwiękowej.

Recenzję napisał(a): Aleksander Dębicz   (Inne recenzje autora)




Zobacz także:
Wczytywanie ...


Lista utworów:

1. Prologue - The Highest Point - 01:51
2. Streets of Paris - 03:11
3. The Girl with the Plums - 05:28
4. Grenouille`s Childhood - 05:17
5. Distilling Roses - 01:52
6. The 13th Essence - 02:29
7. Lost Love - 01:46
8. Moorish Scents - 05:15
9. Meeting Laura - 04:14
10. The Method works! - 03:33
11. Grasse in Panic - 05:34
12. Richis`s Escape - 04:30
13. Laura`s Murder - 03:06
14. Awaiting Execution - 03:07
15. The Perfume - 05:32
16. The Crowd embrace - 03:05
17. Perfume - Distilled - 07:12
18. Epilogue - Leaving Grasse - 03:01

Razem: 70:03

Komentarze czytelników:

Rafalski:

Moja ocena:

świetny album, doprawdy zaskoczył mnie totalnie. polecam.

Adam Krysiński:

Moja ocena:
bez oceny

No, no.. same maksy od Olka, trzeba więc posłuchać chyba? :)

Mystery:

Moja ocena:

Cudowna płyta, na pewno najlepszy soundtrack z 2006 i ośmiele się użyć określenia, że jest to jeden z najlepszych soundtracków XXI wieku który pozwala nam wierzyć w współczesną muzykę filmową.
Recenzja też rewelacyjna - przy jej czytaniu podobnie jak przy słuchaniu muzyki z Pachnidła aż ciarki mnie przeszły - a to świadczy o poziomie artystycznym płyty i recenzji.

Bob:

Moja ocena:

... nie ma to jak zdradzić zakończenie filmu w recenzji muzyki. czy to naprawdę było konieczne? Jeśli tak, to wypadało by wspomnieć na początku, że w recenzji są spoilery. Chociażby z tego powodu ten tekst nie jest taki rewelacyjny.

Rychu:

Moja ocena:

Bardzo mi sie podoba ta recenzja. Kolejny raz Pan Olek napisal swietna recenzje. Widzialem juz plyte w naszym gorzowskim empiku, wiec postaram sie ja wkrotce kupic. Mysle jednak ze tez dam jej takie wysokie oceny bo jak moj ulubiony recenzent takie daje to plyta nie moze byc zla.


  Do tej recenzji jest jeszcze 28 komentarzy -> Pokaż wszystkie